Dlaczego to dobrze, że waloryzujemy świadczenia społeczne, takie jak 500+? I dlaczego największą polityczną ofiarą tej waloryzacji może być sam PiS?
Na początku kwietnia na łamach „Dziennika Gazety Prawnej” pisałem: „Nie mam wątpliwości, że prezes Kaczyński jeszcze nas czymś zaskoczy. Zresztą nie tylko nas – także resort finansów, który ustami minister Magdaleny Rzeczkowskiej zarzeka się, że nie ma w budżecie miejsca na wyborcze prezenty”. Lider Prawa i Sprawiedliwości nie kazał mi długo czekać. Minął ledwie miesiąc, a 14 maja podczas konwencji swojej partii w Warszawie zapowiedział m.in. podwyższenie świadczenia 500+ o trzysta złotych, bezpłatne leki dla seniorów i młodzieży, jak również darmowe przejazdy autostradami.
Choć wielu, zwłaszcza na opozycji, wydaje się zaskoczonych, to takiego ruchu można się było spodziewać. Ciekawy jest natomiast moment jego ogłoszenia – wydaje się, że zapowiedzi transferów pieniężnych do obywateli są trochę zbyt wczesne jak na prenatalny jeszcze etap kampanii wyborczej. Prawdopodobnie jednak intuicja, podparta wynikami badań, podpowiedziała liderom partii rządzącej, że historia rosyjskiej rakiety, która bezkarnie przeleciała nad połową Polski i wylądowała pod Bydgoszczą, może ich politycznie sporo kosztować.
Głośniejsze niż Bydgoszczgate
I właśnie w tym kluczu interpretowałbym zapowiedzi z konwencji PiS. 800+ świetnie przykryło Bydgoszczgate. Od momentu ogłoszenia propozycji Jarosława Kaczyńskiego wszyscy mówią tylko o niej. Materiałem na inną opowieść jest niebezpieczeństwo, że logiczną konsekwencją tej sytuacji mogą być kolejne prowokacje ze strony reżimu Putina. Rosjanie widzą jak na dłoni, że podobne działania – nawet jeśli są ryzykowne – to opłacają im się. Długofalowo może to być solidny problem dla PiS.
Gdybym wierzył, że wzmocnienie usług publicznych jest możliwe, publicystycznie waliłbym w 800+. Ale prawda jest taka, że w to nie wierzę, podobnie jak większość Polaków
Wracając jednak do ekonomii (i polityki), rząd miał zachomikowane pieniądze po pandemii. Ministerstwo Finansów bardzo obawiało się jednak ich wydawać, żeby nie zburzyć sentymentu rynków finansowych, które obawiały się inflacji. Dziś klimat na rynkach się zmienia, więc choć decydującą rolę w ogłoszeniu obietnic wyborczych miała Bydgoszczgate, to środowisko jest bardziej skłonne, by takie propozycje przyjąć.
A co takiego stało się w ostatnim czasie? Po pierwsze od miesięcy umacnia się złoty, a jak wskazuje m.in. dział analiz Banku Pekao S.A., prawdopodobnie to nie koniec aprecjacji naszej waluty. Po drugie niedawno rozeszły się dane, że 2022 był rekordowy, jeśli idzie o napływ bezpośrednich inwestycji zagranicznych (FDI) do Polski. Wyniosły one prawie 30 miliardów dolarów.
Wynika z tego, że nawet jeśli PiS nie ma najlepszej opinii na świecie, to globalny biznes nie boi się inwestować w Polsce, co przekłada się na psychologię rynków. Nie zdziwię się, jeśli w reakcji na zapowiedź Jarosława Kaczyńskiego wcale nie polecą nam międzynarodowe ratingi. Tym bardziej, że poziom długu jest stabilny, podobnie jak koszt jego obsługi w relacji do PKB.
Czy to dowód geniuszu PiS? Raczej kolejny… fart.
To nie podwyżka, tylko waloryzacja
Czy jednak w obliczu wysokiej inflacji taki transfer pieniężny ma sens? Zacznijmy od statystyki. Aby utrzymać wartość 500+ z kwietnia 2016 r., kiedy świadczenie zostało wprowadzone, powinno ono wynosić ok. 750 zł. Biorąc pod uwagę prognozy inflacyjne w styczniu 2024 r. będzie to pewnie ok. 770-780.
Czyli 800 złotych to w zasadzie żadna podwyżka socjalu, tylko jego indeksacja o wartość inflacji. Udział wydatków w PKB wobec 2016 zatem wyraźnie nie wzrośnie. Rację ma analityk holdingu BNY Mellon Rafał Mundry, który proponuje wprowadzenie stałego przepisu waloryzacyjnego. Z podobnym pomysłem wyszła zresztą partia Razem już w zeszłym roku.
Brak takiego przepisu otwiera przestrzeń do wyborczych rozgrywek. I właśnie dlatego politycy partii rządzącej żadnej waloryzacji w ustawę nie wpiszą. Chcą korzystać z prostego ekonomicznego narzędzia w celu zapewnienia sobie dodatkowych głosów.
Czy jednak waloryzacja programów socjalnych doprowadzi do wzrostu inflacji, przed czym przestrzegają ekonomiści o orientacji ortodoksyjnie liberalnej? W styczniu 2024 r., kiedy waloryzacja wejdzie w życie, możemy – kładę nacisk na warunkowy aspekt tego słowa – być świadkami znacznie niższej inflacji niż dziś. Także dlatego, że od ponad pół roku konsumpcja zalicza ostry spadek, a wyższe stopy procentowe blokują inwestycje. Grozi nam więc mocne spowolnienie gospodarcze i bezrobocie.
W tej perspektywie ekspansja fiskalna jest sensowna. Ale wielu obawia się jej, bo jest błędnie przekonana, że wzrost wydatków publicznych w warunkach pandemii nakręcił inflację. Coraz powszechniejsze jest jednak twierdzenie, że było inaczej. Za wzrost inflacji odpowiadały ceny energii i rosnące marże firm. Tym bardziej, że według danych firmy nadwyżkę pieniędzy z tarcz antykryzysowych trzymają na kontach.
W tym sensie – raczej zupełnie przypadkowo – rząd Zjednoczonej Prawicy ekonomicznie działa w sposób heterodoksyjny (czyli w kontrze do przyjętych dogmatów). I po raz kolejny może mieć farta, który się opłaci. Zwłaszcza, jeśli w styczniu 2024 r. to nie inflacja będzie naszym kluczowym problemem, ale wspomniane spowolnienie i rosnące bezrobocie.
Usługi publiczne bardziej potrzebują tych pieniędzy
Ale krytyka propozycji PiS możliwa jest jeszcze z innych, bardziej lewicowych pozycji. Można powiedzieć przecież, że co prawda ekspansja fiskalna jest potrzebna, ale powinna pójść w usługi publiczne, a nie świadczenia na rzecz pojedynczych osób czy rodzin. I ja przyklasnąłbym takiej argumentacji. 26 miliardów złotych potrzebnych do finansowania waloryzowanych świadczeń powinno trafić do systemów edukacji i zdrowia.
W idealnym świecie te miliardy powinny popłynąć na usługi publiczne. Tyle że w Polsce poza niszową wciąż partią Razem nie ma nikogo, kto reprezentowałby interes drobnej inteligencji i budżetówki. Nikt nie ma też pomysłu na reformę, która musiałaby przyjść wraz z takimi pieniędzmi.
Za wzrost inflacji odpowiadały ceny energii i rosnące marże firm
Tymczasem bezpośredni transfer do kieszeni mieszkańców kraju utwierdzi raczej indywidualizm i jeszcze bardziej utrudni wzmacnianie usług publicznych. Pisaliśmy o tym obszernie w publikacji Centrum Polityk Publicznych Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie „Ludowe improwizacje. Jak pandemia zmienia normy społeczne”. Długookresowo dla państwa to kiler.
Gdybym wierzył, że wzmocnienie usług publicznych jest możliwe, publicystycznie waliłbym w 800+. Ale prawda jest taka, że w to nie wierzę, podobnie jak większość Polaków. Opozycja tej wiary nie wzmacnia, bo nie jest gotowa pójść z przekazem radykalnego wzrostu nakładów na usługi publiczne. I zmiana władzy tego nie zmieni po prostu dlatego, że takie są nastroje społeczne.
W takiej sytuacji, jeśli zgodzimy się, że potrzebujemy dziś ekspansji fiskalnej, to lepiej, by poszła ona na 800+. Szczególnie, że wiele świadczeń socjalnych nie jest waloryzowanych – tak jak 500+ nie było waloryzowane przez ponad siedem lat – więc realnie socjal spada i nie nakręca inflacji.
Rozdawnictwo i wiara w ortodoksję
Czynnikiem ryzyka jest w tej sytuacji zachowanie firm. Czy widząc napływ świeżej gotówki na rynku zdecydują się podnieść ceny, co odbije się na inflacji? Tego nie wiemy. Podejrzewam jednak, że ceny usług, zwłaszcza dotyczących dzieci, wzrosną.
Z drugiej strony biznes może się obawiać kolejnego skokowego wzrostu marż, na co sobie pozwolił w drugiej połowie 2021 r. Zwłaszcza że świadomość społeczna tamtego skoku na nasze pieniądze rośnie. Dodatkowo swoje zrobi perspektywa recesji, która może się zrealizować szybciej niż myślimy. A ponieważ biznes wciąż ma na kontach wspomniane pieniądze z tarcz antykryzysowych, to może wstrzymać się z podwyżkami, zwłaszcza przy wzroście popytu.
Jeśli tak będzie, to 800+ niekoniecznie przełoży się na wyraźny wzrost inflacji w pierwszym kwartale 2024 r., choć tak jak pisałem, ceny usług mogą wzrosnąć. Warto na marginesie zaznaczyć, że biznes jest w dobrej kondycji w sensie globalnym, ale w mniejszej skali wiele mikro i małych firm zostało zmiażdżonych przez kryzys.
Choć sam oczekiwałbym zapowiedzi ekspansji fiskalnej w usługi publiczne, to wobec braku takich perspektyw uważam 800+ za przyzwoite rozwiązanie, nawet jeśli daleko mu do ideału.
Jednocześnie uważam, że wyborczo PiS może na tym… stracić. A to dlatego, że ludzie – i mowa nie tylko o wyborcach opozycji, ale także partii rządzącej – mają dość rozdawnictwa, bo wierzą w narrację ortodoksyjnych ekspertów. Tym bardziej dziwię się, że odpowiedzią Donalda Tuska jest póki co propozycja przelicytowania prezesa Kaczyńskiego i propozycja wprowadzenia 800+ już za dwa tygodnie.
Przeczytaj też: 25 powodów, dla których Polki i Polacy mogą nie chcieć dzieci
Ale bzdurny artykuł! Byle tylko uderzyć w rodziny z dziecmi!! Ohyda! PO tak przez autora wychwalane przez 8 lat rządów ani grosza nie dało na dzieci! A głodnych dzieci wówczas było duzo. Przez 8 lat budzetówka i emeryci po 3zł podwyzki mieli! Teraz wiedzą ze mają wiecej! Wiem co mówię, mam Tatę emeryta i wie ile dostał za PIS co roku podwyżek swej emerytury plus ta obecna z marca tego roku. Ludzie żyją godniej , i to boli autora.
Przecież autor podwyżkę (umiarkowanie) pochwala 😉
Pan chyba nie zrozumiał artykułu, może jeszcze raz albo dwa razy niech Pan przeczyta powoli
Również krytykuję PO, ale akurat za ich kadencji pomoc dzieciom była o wiele rozsądniejsza, niż to, co zaproponowano obecnie, przez bezpośrednie transfery.
To źart? Jaka pomoc za PO I PSL była przeznaczona dla dzieci? Źadna. Czemu wówczas tyle głodnych dzieci było? W Niemczech,
Skandynawii tez tamtejsze rządy przekazują finanse na dzieci i tam nikogo.to nie dziwi. Dziwi tylko opozycję w Polsce.
To prezydent Komorowski rozpoczął zaganiać rząd PO/PSL do wspierania rodzin, ale materia była oporna, sukcesy mniej niż połowiczne. To jedna z nielicznych, jasnych stron jego prezydentury.
Tomaszu, przecież ten artykuł to przecież pochwała 800+ ze strony doktora ekonomii i ojca szóstki dzieci, więc o uderzaniu w rodziny z dziećmi raczej nie ma mowy 😉 Jednocześnie autor wskazuje, że te pieniądze są dramatycznie potrzebne w innych przestrzeniach działalności państwa.
Ja też jestem emerytem ale nie dostałam żadnej podwyżki tylko rewaloryzację emerytury co jest spowodowane inflacją. I pomimo 13 i czternastki wcale nie zyje mi się „godniej”. bo te pieniadze niemal w całości zjadły rachunki za czynsz, światło i gaz.
Autora zabolało celne hasło, konkret. A czym może odpowiedzieć opozycja? Antykoncepcja+, aborcja +, in vitro +? To chyba mentalne filary polityki społecznej łopozycji.
Realna opozycja po stronie lewicy proponuje chociażby programy darmowych żłobków i przedszkoli, co zostało zniszczone przez 500+. Przed programem przedszkole kosztowało w okolicach 400 złotych. Zaraz po wprowadzeniu 500+ cena skoczyła do 1200 złotych. Z hasłem „bo rodziców będzie stać”. Obecnie jest to już 1600 złotych. Nie krytykuję samej idei, po prostu realizacja jest koszmarna.
Prywatne przedszkola za darmo. Lewica ma fantazję 😉
Za darmo to nawet ksiądz mszy nie odprawi 😉
Nawet za komentarze płacimy 🙂
Racja! Innych czynności kościelnych też NIE wykona, bo choć powiedziano „darmo otrzymaliście, darmo dawajcie”, to oni mają cennik. A potem się dziwią, że ludzie odchodzą od naciągaczy.
Sam pomysł „prywatnego przedszkola” jest błędem sam w sobie. W zdrowym społeczeństwie prywatne przedszkola nie powinny istnieć. W Polsce problemem jest to, że państwo skapitulowało w tym temacie, oddając przedszkola w ręce prywatne, generując tym samym patologie.
Tylko w przypadku prywatnych przedszkoli państwo powinno blokować inicjatywy przedsiębiorcze obywateli, czy też w ogóle powinno wrócić do społecznej własności środków produkcji tj do socjalizmu?
Chciałbyś zabronić katolikom prowadzić przedszkola?
Małgorzata, coś, co z założenia ma być ogólnodostępną usługą publiczną z zasady nie powinno być w rękach prywatnych.
Robert, tak, owszem, zabroniłbym katolikom prowadzenia przedszkoli. Nauka, także przedszkolna ma być inkluzywna, a nie stawać się narzędziem tworzenia gett, podziałów, czy przez majątek rodziców kreować społeczeństwo klasowe. Przedszkole powinno być dobrem ogólnodostępnym dla każdego dziecka. Przedszkola, podobnie jak szkoły nie mogą tworzyć barier.
Wojtek,
fajnie, ze masz własne zdanie. To ważne, żeby poglądy swoje opierać o własne odczucia co do danej materii. Tak przejawia się wolność.
A co powiedziałbyś rodzicom, którzy chcą mieć wybór szkoły, bo zależy im na wyższej jakości nauczania i na bardziej indywidualnym empatycznym podejściu do dzieci?
Wolny rynek w edukacji powstał bo pojawił się popyt na te usługi, ludzie zapragnęli mieć szkoły, przedszkola bardziej ich satysfakcjonujące, lepiej zaspakajające potrzeby ich dzieci. Czy to nieetyczne?
Założenie o ogólnodostępnych usługach publicznych powstało w głowach centralnych planistów dysponujących pieniędzmi podatników. Dlaczego oni mieliby wiedzieć lepiej co jest bardziej potrzebne Kowalskiemu, niż on sam?
A jakie bariery tworzy katolickie przedszkole?
Takim rodzicom powiedziałbym, że nie tędy droga. Że zamiast tworzyć sobie prywatne klitki, wyrywając dziecko ze społeczeństwa i tworzyć mu osobny świat, choćby o wyższych standardach, lepiej jest zadbać, by wyższe standardy zawitały „pod strzechy”.
Jeśli chodzi o sprawy ogółu społeczeństwa, a tym jest edukacja (także przedszkolna), to należy oddać ten obszar ekspertom, a nie przysłowiowym Kowalskim, którzy patrzą wyłącznie we własnej, wąskiej perspektywie.
Jako skrajny przykład podam tu Chile. W tym kraju sprywatyzowano prawie wszystko, zwłaszcza edukację. Efektem jest niemal największe na świecie rozwarstwienie społeczeństwa i praktyczne zablokowanie możliwości jakiejkolwiek edukacji ludziom, którzy nie mają bogatych rodziców. Trzeba skończyć „dobrą szkołę”, by dostać „dobrą pracę”. A bez „dobrej pracy” nie będzie stać na „dobrą szkołę”. W związku z tym ktoś, kogo rodziców nie było stać na prywatną szkołę nigdy nie będzie mieć szans zarobić na edukację dzieci, więc jego bieda będzie dziedziczona. Niezależnie od posiadanych kompetencji. Jest wiele innych obszarów, ale zapewnienie równego i sprawiedliwego dostępu do edukacji dla każdego dziecka jest podstawą stworzenia społeczeństwa, w którym nierówności nie są sztucznie kreowane. A w związku z tym nie można nawet pozwolić na rysę w tej układance, a więc w konsekwencji nie można pozwolić na tworzenie prywatnych szkół, istniejących równolegle do systemu.
Przy okazji, musimy pamiętać, że mówimy o przedszkolach, nie szkołach. Przedszkola nie służą stricte nauce, tylko są miejscem, gdzie dzieci w grupie rówieśniczej mogą się bawić i rozwijać (wtórnie się ucząc), dając tym samym czas rodzicom na pracę zarobkową. Odbieranie części rodziców możliwości pracy przez tworzenie zapory w postaci wysokiej ceny przedszkola powoduje, że ludzie nie mogą wrócić do pracy, a tym samym wbrew swojej woli wbijani są w biedę. Dlatego przedszkole musi być dobrem podstawowym, gwarantowanym przez państwo na równych zasadach. By każdy kto chce pracować mógł to zrobić, a nie martwić się, że cena przedszkola dla dwójki dzieci obecnie przekracza średnią krajową, przez co lepiej jest nie pracować i zostać w domu.
Wojtek
Chile jest przykładem ale cudu gospodarczego dzięki liberalizacji.
https://mises.pl/public/artykul/nino-model-gospodarczy-chile
Kluczową rolę w walce z biedą odegrały tam małe przedsiębiorstwa, 78% ich jest własnością rodzinną. Kraj ten zajmuje 7 miejsce w indeksie wolności gospodarczej.
Wrażliwość na biednych jest ważna, a pomoc państwa bywa konieczna ale jako etap przejściowy.
Wszystko zależy od tego, jak postrzegany jest człowiek przez władzę. Czy widziany jest jako jednostka rozumna, wolna i kreatywna, zdolna do kierowania swym losem i rozwijająca swe potencjały czy jako nieporadna oczekująca zaopiekowania.
Pierwsza postawa stwarza korzystne warunki do tego, by człowiek swobodnie się realizował, a druga mnoży socjale.
Małgorzata, w Chile ludzie dosłownie umierają z pragnienia, bo sprywatyzowano wodociągi. A podwyżka cen biletów o 16 groszy spowodowała tam rewolucję. To jest prawdziwa miara, a nie indeksy wolności, z której korzysta niewielka grupka bogaczy.
Ja 500 plus przeznaczam na gry i „aborcję bez granic”.
Szanowna Pani Maląg!
Przypominamy, że funkcjonowanie na urzędzie
to nie to samo, co rozpychanie się na grzędzie!
Urzędnik ma działać racjonalnie i sprawiedliwie,
a nie przekomarzać się chorobliwie!
Wszyscy już wiemy, że rodzina to dla Pani w koronie szczyt,
a cała reszta to całe nic!
Proszę się tak nie powtarzać!
Proszę nas nie obrażać!
Proszę się zrehabilitować
i zacząć rozsądnie budżetem kierować!
Polityka społeczna jest dla wszystkich obywateli!
Proszę porzucić swoje fanatyzmy-idiotyzmy i nie robić z nas meneli!
Jeżeli nie zamierza Pani zaprzestać tych zwyczajów z folwarku,
proponujemy pracę co najwyżej na jarmarku!
Nie obchodzi nas filozofia czyjejś kwoki!
I dla nas w polskiej kasie proszę znaleźć pieniądze! Bez zwłoki!
Wiosek, przytułków już nie chcemy!
Lepsze rozwiązania proponujemy:
samotne, ale godne życie planujemy!
Życie stadne nam nie służy!
Niech psycholog, czy psychiatra, w swoim wnętrzu szuka sobie burzy!
Niech w nich wszystkich piorun trzaśnie,
krew zaleje; niechaj każdy z nich na wieki zaśnie!
Terapie i towarzystwo nie są nam potrzebne!
Od konkretnych pieniędzy mina nam nie zrzednie!
My, mniejszość, w jednym rzędzie z większością stajemy,
o dobrobyt wnioskujemy!
Urodziliśmy się. Jesteśmy… ludźmi, polskimi obywatelami.
Swoją wartość znamy!
Z całym szacunkiem
My, już pełnoletni,
wolimy być sami!
Szokujace słowa niby dorosłych… no własnie ta dorosłość wychodzi……
O powyższym artykule da się powiedzieć, że nie wiadomo, czy Autor wchodzi czy schodzi.