Jesień 2024, nr 3

Zamów

Rodzina nie potrzebuje sakralizacji, ale wsparcia

Fot. Annie Spratt / Unsplash

Jako dorośli często nie jesteśmy sobie w stanie wyobrazić, jak lojalne wobec nas, nawet kiedy je zawodzimy czy krzywdzimy, potrafią być dzieci.

Miałam może 10 albo 11 lat. Pamiętam, że usiadłam na rozłożonym tapczanie-półce w swoim pokoju i kuliłam się w sobie, bo żołądek skręcały mi bolesne skurcze. Miało to związek z informacją usłyszaną w telewizji, dotyczyła śmierci kilkuletniego Daniela, który został zakatowany przez swoich bliskich. Nie pamiętam, ile dokładnie lat miał ten chłopiec, w pamięć wryło mi się, że był jeszcze mały, jego imię i to, że jego śmierć spowodowali rodzice.

Ta wiadomość rozbiła wtedy mój świat. Po raz pierwszy w swoim kilkunastoletnim życiu usłyszałam, że w rodzinie może zdarzyć się coś tak potwornego. Miałam dwóch młodszych braci, którzy żyli ze sobą jak pies z kotem i mnie, najstarszą z rodzeństwa, doprowadzali często niemal do obłędu. Pamiętam jednak, że tamtego wieczoru zmroziła mnie myśl, że ktoś mógłby tak potwornie – jak bliscy Daniela – znęcać się na którymś z moich „dręczycieli”.

Śmierć 8-letniego Kamila, którego ojczym maltretował (polewał wrzątkiem, sadzał na rozgrzanej kuchni, przypalał papierosami i rzucał nim o podłogę) wywołuje we mnie podobne reakcje do tej sprzed laty. Powoduje też wzmożenie polityków. Premier zadeklarował, że jest zwolennikiem kary śmierci, a także wystąpił z apelem do prokuratora generalnego o zaostrzenie kar wobec takich przestępstw jak te, których dopuścił się ojczym Kamila. Z kolei prokurator generalny wyraził aprobatę wobec apelu premiera i zapowiedział wszczęcie działań w tej materii.

Na pewno nie pomożemy rodzinie, budując w jej członkach (zwłaszcza w rodzicach) przekonanie, że wszelkie zło, które dotyka rodziny, pochodzi z zewnątrz

Katarzyna Jabłońska

Udostępnij tekst

Potworne cierpienie, jakie stało się udziałem ośmiolatka, domaga się odpowiedniej kary. Ale przecież samo jej zaostrzenie nie sprawi, że przemoc wobec dzieci, do jakiej dochodzi w rodzinie, zmniejszy się. Zdaniem Anny Krawczak z Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę może to wręcz mieć skutek odwrotny do zamierzonego. Dlatego ma ona nadzieję, że w Polsce do zaostrzenia kar nie dojdzie. – Z twardych badań międzynarodowych wiemy, że zaostrzanie przepisów w zakresie zwiększonych kar dla sprawców nie tylko nie poprawia ochrony ofiar, ale naraża te ofiary na zwiększone ryzyko. Mówiąc w uproszczeniu: sprawcy wolą skutecznie pozbyć się świadka, czyli zabić ofiarę, niż wezwać pomoc i narazić się na ryzyko – mówi ekspertka w wywiadzie dla Wirtualnej Polski.

A na naszych łamach udowadnia to dobitnie, przywołując historie gehenny innych dzieci zakatowanych przez najbliższych. I punktuje: „Nie mamy ani jednego aktu prawnego, który byłby poświęcony ochronie dzieci – nie ich rodzicom, nie służbom socjalnym, nie kuratorom i pieczy zastępczej, ale dzieciom. Nie mamy krajowej strategii na rzecz walki z przemocą wobec dzieci. Nie rozumiem więc, dlaczego ludzie są zdziwieni, że kolejne dzieci w Polsce giną wskutek maltretowania – byłoby nad wyraz dziwne, gdyby przy tej skali systemowej bierności udawało nam się zejść ze wskaźników krzywdzenia dzieci”.

Najlepsze miejsce do życia

Oczywiście, że rodzina to najlepsze miejsce do życia. Opowiadała mi o tym nie słowami, ale rozpromienioną twarzyczką i niezwykłą lojalnością wobec własnej rodziny 7-letnia Marzenka z domu dziecka. Wróciła z wyjazdu do rodzinnego domu mocno zaniedbana, z wszami we włosach, ale szczęśliwa. Bo mogła Boże Narodzenie spędzić we własnej rodzinie, a nie w placówce opiekuńczej.

Nie wszystkie dzieci z tego domu dziecka miały to szczęście. Miałam zamiar napisać „szczęście”, ale myślę, że paradoksalnie było to szczęście bez cudzysłowu. Bo my, dorośli, nie jesteśmy sobie często w stanie wyobrazić, jak lojalne wobec nas, nawet kiedy je zawodzimy czy krzywdzimy, potrafią być dzieci. W przejmujący sposób opowiadała nam o tym (Cezaremu Gawrysiowi i niżej podpisanej) prof. Irena Namysłowska w książce „Od rodziny nie można uciec”.

Rodzina to rzeczywistość i temat budzący wiele zrozumiałych emocji. Każdy z nas ma przecież swoją rodzinę, jeśli bowiem nawet sam jej nie założył, to najczęściej wychowywał się w rodzinie. Ma (lub miał) więc rodziców, często rodzeństwo oraz innych bliskich.

Chyba też większość wykazuje potrzebę pielęgnowania w samych sobie wspomnień i opowieści o dobru, którego doświadczyliśmy we własnej rodzinie. To zrozumiałe, wielu z nas w rodzinie naprawdę otrzymało mnóstwo dobra i miłości. Ale też spotkały nas w niej – przyznanie się do tego nierzadko traktujemy jako zdradę własnej rodziny – rzeczy trudne, czasem złe.

I wcale nie były to doświadczenia z katalogu tych patologicznych. Ale choćby takie, o których pisze Małgorzata Wałejko w tekście na naszych łamach. Wynikały zazwyczaj ze zwykłych ludzkich niedoskonałości, nieuważności, uwarunkowań czasu czy z niewystarczającej wiedzy na temat psychiki dziecka.

W Polsce rodzina wciąż ma bardzo wysoki status – w badaniach od lat młodzi ludzie deklarują, że najważniejsza wartością w ich życiu jest właśnie ona. W nauczaniu Kościoła katolickiego niezmiennie stawiana jest na piedestale. Wiele mówi się o zagrożeniach, z jakimi zmagać się muszą dzisiaj rodziny, o atakach na rodzinę, a prawie w ogóle nie podejmuje się tematu zła i przemocy, które w niej się dzieją.

Nie walczmy, ale wzajemnie się wspierajmy

Kamil, Daniel, Zuzia z Torunia, Blanka z Olecka…. do tej smutnej listy dołączą najprawdopodobniej kolejne dzieci, bo – jak twierdzi Anna Krawczak – historia zmarłego Kamila „to klasyczna tragedia, którą nie tylko dało się przewidzieć, ale opracowano w tym celu nawet konkretne narzędzia. Wystarczy je znać i stosować. Dlaczego w Polsce tego nie robimy?”.

No właśnie, dlaczego te konkretne narzędzia, których użycie pozwala skutecznie zadziałać w obronie krzywdzonych dzieci, tak często nie są stosowane? Anna Krawczak wskazuje w przywołanym tekście liczne powody. Jednym z nich jest idealizacja rodziny. Sama powiedziałabym to jeszcze mocniej – wręcz jej sakralizacja.

Odnosząc się do śmierci Kamila ekspertka z goryczą zauważa: „Tu akurat dziecko straciło życie; tysiące dzieci są jednak utrzymywane w krzywdzących rodzinach lub do nich zwracane, ponieważ sędzia tak zdecydował mocą swojej intuicji, i wolno mu tak orzec. Gorąco się zrobi dopiero wtedy, kiedy dziecko umrze. No ale jednak większość dzieci nie umiera: z siniakami, złamaniami i w skrajnym zaniedbaniu da się żyć”.

Na pewno nie pomożemy rodzinie, budując w jej członkach (zwłaszcza w rodzicach) – jak to dziś nierzadko robią przedstawiciele partii rządzącej i Kościoła – przekonanie, że wszelkie zło, które dotyka rodziny, pochodzi z zewnątrz. To sprawia, że zamiast skupiać się w rodzinie na rozwijaniu wzajemnych relacji i troski, zaufania, bliskości i empatii, zbroimy się, żeby walczyć z jakimś zewnętrznym wrogiem, który nas atakuje.

A przecież zadaniem rodziny nie jest bycie odziałem wojskowym, który ma walczyć w jej obronie, ale właśnie rodziną, czyli środowiskiem, w którym nie walczymy, ale uczymy się siebie nawzajem, wychowujemy i wspieramy.

Gorzka prawda

Trzeba wreszcie spojrzeć gorzkiej prawdzie w oczy, zwłaszcza w Kościele oraz w tych środowiskach, gdzie rodzina bywa uwznioślana, traktowana niemal bezkrytycznie – ,i przyznać, że dzieci krzywdzone są także we własnych rodzinach. Dotyczy to również zbrodni wykorzystywania seksualnego nieletnich – ten proceder ma najczęściej miejsce właśnie w rodzinie, a sprawcą bywa ojciec, ojczym, matka, wujek, dziadek.

Słuchaj także na Soundcloud i w popularnych aplikacjach podcastowych

Zamiast rodzinę idealizować czy sakralizować warto spojrzeć na nią realnie. To znaczy zobaczyć, z jak wieloma problemami się zmaga. Pandemia i wojna w Ukrainie odciskają swoje piętno na psychice nas wszystkich. Rodzice są często coraz bardziej bezradni wobec psychologicznych i psychicznych problemów własnych dzieci, bo i oni sami mają już opróżnione baki z zasobami.

Nie jest też dzisiejszemu rodzicowi łatwo być przewodnikiem dla swoich dzieci choćby w rozpychającej się w życiu nas wszystkich rzeczywistości cyfrowej. Przecież w przeważającej większości to dzieci poruszają się w niej zwinniej niż dorośli. Zwinniej, ale zazwyczaj jednocześnie z dużą dezynwolturą i bez świadomości zagrożeń, jakie wdrukowane są w internet i media społecznościowe.

Wierzącym rodzicom, którzy troszczą się o wspieranie dziecka w budowaniu relacji z Bogiem, na pewno nie pomaga kryzys, w jakim znajduje się obecnie Kościół. A ich nastoletnie dzieci, które zgodnie z przywilejem wieku skłonne są do radykalnych sądów i wyborów, zło dziejące się w Kościele oraz często marny poziom katechezy zniechęcają wobec niego. Wielu odwracania się od Kościoła. Niestety nierzadko również od wiary.

Z tymi i mnóstwem innych problemów borykają się dziś rodziny w Polsce. Potrzebują bardziej wsparcia (w różnych wymiarach) niż ochrony. A realne, profesjonalne wsparcie przecież także służy ochronie rodziny. W szczególności zaś powinno być nakierowane na ochronę przed wszelkimi formami krzywdzenia jej najbardziej bezbronnych członków.

Odebranie dziecka rodzinie to czasem jedyny sposób, żeby zapobiec tragedii oraz chronić dziecko. Rodzinie oczywiście warto dawać szansę, ale w wielu wypadkach nie powinno nią być pozostawienie dziecka pod opieką rodziców czy opiekunów

Katarzyna Jabłońska

Udostępnij tekst

Ochronie rodziny służyłaby z pewnością ustawa o analizie krzywdzenia dzieci ze skutkiem śmiertelnym (serious case review), której uchwalenia domaga się od 2019 r. Fundacja Dajemy Dzieciom Siłę. Funkcjonujący w Wielkiej Brytanii od ponad 30 lat serious case review pozwala udoskonalać systemowe działania chroniących dzieci. O tym, jak działa, można przeczytać tutaj.

Dać szansę również dziecku

Wiele dzieci mogłoby żyć i nie doświadczać trudnych do wyobrażenia zachowań przemocowych ze strony swoich opiekunów, gdyby na czas zostały zabrane ze swoich rodzin. Nierzadko jednak sąd uznaje, że biologicznym rodzicom trzeba dać szansę. Albo więc, mimo niepokojących sygnałów, decyduje o pozostawieniu dzieci w biologicznej rodzinie (przypadek Kamila z Częstochowy), albo o powrocie do niej.

Tak było z Blanką z Olecka. Tuż po urodzeniu trafiła do rodziny zastępczej, bo jej matka nadużywała środków psychoaktywnych. Przebywała tam kilka miesięcy, po czym – zgodnie z decyzją sądu – wróciła do matki. Trzy miesiące później dziewczynka już nie żyła. Miała zaledwie 9 miesięcy, była przez matkę maltretowana, czego znaki widoczne były na jej małym ciałku. Zmarła wskutek uduszenia.

Odebranie dziecka rodzinie to zatem czasem jedyny sposób, żeby zapobiec tragedii oraz chronić dziecko. I ostatecznie również jego rodzinę. Rodzinie oczywiście warto dawać szansę, ale – jak pokazuje życie – w wielu wypadkach nie powinno nią być pozostawienie dziecka pod opieką rodziców czy opiekunów. Bo jemu również trzeba dać szansę.

Wesprzyj Więź

Jeśli więc naprawdę zależy nam, aby ją miało, powinniśmy – o co wielokrotnie apelował na tych łamach Konrad Ciesiołkiewicz – dopominać się „o uznanie dziecka za równoprawnego obywatela, posiadającego własną podmiotowość i prawa człowieka. Tylko tyle i aż tyle”.

W Polsce rocznie do śmierci co najmniej trzydzieściorga dzieci przyczyniają się właśnie oni – ich najbliżsi.

Przeczytaj też: Niewidzialne dzieci, polityka strachu i klęska dorosłych

Podziel się

11
2
Wiadomość

Jest takie powiedzenie, że jak nie wiesz co odpowiedzieć, gdy ktoś pyta o największą wartość w życiu, to powiedz „rodzina”, nikt się nie przyczepi. Znajomy, który pracował w HR w pewnej firmie opowiadał, że na jakimś szkoleniu opowiadano im o pytanie rekrutacyjne, którego celem było dobranie do siebie ludzi o podobnych wartościach, by łatwiej stwordyli zespół. Mówił, że w Polsce to pytanie zwyczajnie nie działało, bo każdy bezmyślnie odpowiadał, że rodzina. Dotyczyło to nawet ludzi nie płacących alimentów, zdradzających żony, czy młodych, myślących tylko o pieniądzach. Zwyczajnie każda inna odpowiedź, gdy pytają o wartości będzie podejrzana.

Z drugiej strony, gdy ma się okazję szczerze porozmawiać z młodzieżą na temat doświadczenia przemocy, to okazuje się, że niemal każdy się z nią spotkał i niemal zawsze dotyczyło to rodziny.

Rodzina nie tylko nie potrzebuje sakralizacji, ale wręcz trzeba powiedzieć, że sakralizowanie rodziny (co ma miejsce w autorytarnej ideologii podszywającej się pod katolicyzm) przeszkadza w ochronie dzieci często krzywdzonych we własnej rodzinie. Autorka komentarza, Katarzyna Jabłońska, odwołuje się słusznie do książki, rozmowy rzeki z prof. Ireną Namysłowską pt. „Od rodziny nie można uciec”. Od rodziny (w samym sobie) nie można uciec, ale przed krzywdą doznawaną w rodzinie trzeba się umieć bronić, a nie tylko „nieść swój krzyż”. Dorośli mogą skorzystać z pomocy terapii, na przykład terapii rodzin czy jakiejkolwiek innej profesjonalnej psychoterapii. Dzieciom musi pomóc społeczeństwo, poprzez uprawnionych specjalistów wyposażonych w odpowiednie narzędzia prawne. To nie może być przestrzeń walki ideologicznej, jakiej próbkę zaserwował nam ostatnio minister Czarnek, przy okazji tragedii zakatowanego Kamilka wytykając znienawidzonym przez siebie mediom „atakowanie chrześcijaństwa”.

Być może niewiele mnie różni od Autorki. Problem jednak mam taki, że krytykując obecny system zapobiegania przemocy w rodzinie (niedoskonały, ale chyba jednak nie tak beznadziejny, jak organizacje pozarządowe czerpiące z tego sens swojego istnienia wmawiają mediom) Autorka wskazuje na konserwatyzm (rząd i Kościół) jako współodpowiedzialny czynnik – jestem gotowy o tym rozmawiać. Jednak z przeciwległej strony Autorka nie wytycza granic takich zmian. Oznacza to, że zgadzając się na dyskusję z Autorką o korekcie obecnego systemu musiałbym się zgodzić na ewentualność nie korekt, ale radykalnej rewolucji a la Krytyka Polityczna z przed wielu lat, na której łamach czytałem ataki na „rodzinocentryzm”. Chcąc skutecznie przekonywać takich jak ja, Autorka powinna poświęcić przynajmniej jeden akapit na wytyczenie swoich granic od lewej swojej strony, a tego nie czyni. Nie buduje to zaufania i sprawia, że zamiast się otworzyć, aby dialog nie zaprowadził mnie do zaprzeczenia wartości, które są dla mnie ważne, podejmę poniżej jednostronną krytykę stanowiska Autorki, co bynajmniej nie odzwierciedla moich pełnych poglądów.

Proszę mi pokazać, gdzie w przypadku Kamila zawiodło prawo/strategia? Nie pomoże wydanie kolejnej ustawy zobowiązującej do lepszego przestrzegania już wydanych ustaw. Wprowadzenie nowej, lepszej strategii zwalczania przemocy w rodzinie będzie jak pozostawienie przez kolonizatorów instytucji z dojrzałych demokracji byłym koloniom – po roku i tak spory rozstrzygano bronią.

Porażki nie naprawi zastąpienie lepszej strategii jeszcze lepszą strategią. Nie jestem przeciw szukaniu lepszych rozwiązań, ale nie pokładam w tym przełomowych nadziei. Ufam sędziom, którzy dwukrotnie oddalili wniosek o umieszczeniu Kamila w rodzinie zastępczej, bo znali daleko więcej szczegółów niż my. Czy sędziowie lub biegli rozmawiali z Kamilem? Może uwzględniano także jego wolę? Z obecnej perspektywy to były decyzje błędne, ale widać opieka społeczna nie potrafiła udokumentować uzasadnienia takiego wniosku. Może zresztą nie miała takiej możliwości.

Budzi moją nieufność brak cierpliwości i formułowanie ocen na podstawie ogólnej wiedzy. W imię celu jakim jest 100% skuteczności, dopóki nie mamy pomysłów na lepsze, jednak nie utopijne rozwiązania nie niszczmy w moralnym oburzeniu systemu, który jednak działa i wielu takim dramatom, czego się nie dostrzega, już zapobiegł, z rzadka przekraczając rubikon zbytniej inwazyjności wobec rodzin. Poprawianie systemu to długi marsz, który zresztą trwa przerywany co jakiś czas takimi wydarzeniami. Nie podejmujmy pochopnych decyzji o zmianie kierunku pod wpływem impulsów. Przed takimi decyzjami chcę wiedzieć, ilu dzieciom obecny system przychylił trochę słońca. Może nie wszystko nadaje się do skancelowania, czego domagają się najbardziej promowane przez media organizacje pozarządowe.

Ważniejszym czynnikiem zmiany jest podniesienie standardów etycznych niż prawnych. Tu jest prawdziwy problem. Etyka chrześcijańska więdnie, nowa się nie rodzi. Na to lepsze prawo wymyślone przez teoretyków nic nie pomoże, bo będzie tak samo nieprzestrzegane. Ani ja, ani Autorka nie mamy pomysłu na podniesienie standardów etycznych w społeczeństwie, bo chyba zgodnie wierzymy, że powrót do christianitas jest niemożliwy. Więc nie powinniśmy sprzyjać radykalnym zmianom.

Pojednawczo dodam, że zaostrzanie kar w takich przypadkach także uważam za fałszywą receptę. Osób działających w emocjach nawet kara śmierci nie powstrzyma od czynu, a zwolni nas z żmudnego wymyślania drobnych zmian, które mogą się złożyć po jakimś czasie na przełom. Póki co, takie przypadki jak Kamila będą się wydarzać, bo nie kontrolujemy wszystkich czynników, które do takich wydarzeń prowadzą. Ten, kto zapewnia że można zbudować system, który nad wszystkimi takimi czynnikami zapanuje jest po prostu „poczciwcem” (dodajmy, niebezpiecznym bo budującym iluzję, która nie pozwoli nie tyle wykluczyć takie przypadki, co je ograniczyć w nadziei na 100% skuteczności).

Notabene, jedną z najważniejszych przesłanek odchodzenia od kary śmierci był argument pojawienia się możliwości zabezpieczenia społeczeństwa przed niebezpiecznymi jednostkami innymi metodami – głównie więzieniem (kiedyś dożywotnim ale dziś już odzywają się pięknoduchy, że i to nieludzka kara, a kiedyś nam pew ie powiedzą, że każda kara uwłacza godności człowieka) i resocjalizacją. Jednym z warunków takiej opcji jest zamożność społeczeństwa, bo takie programy zastępujące karę śmierci są kosztowne. Zresztą wysoki poziom etyczny społeczeństwa, które stawia na resocjalizację też jest tu ważnym czynnikiem powodzenia takiego programu. Otóż w ostatnich latach taki argument uzasadniający odstąpienie od kary śmierci słabnie gdyż system słabiej zabezpiecza społeczeństwo, i można sobie wyobrazić, że za jakiś czas sprawa przywrócenia kary śmierci wróci jeszcze silniej jako sposobu zabezpieczenia normalnych ludzi przed jednostkami patologicznymi. Radzę się do tego intelektualnie przygotować, bo inaczej znowu pozostanie tylko święte oburzenie.

@Piotr Ciompa
Kiedy czytam i próbuję zrozumieć widzę, że Pan chce być przekonany, ale po swojemu, wedle z góry ustalonych kryteriów. (dlatego napisałam poniższe komentarze, być może za ostro, ale ..)
Teraz precyzuję.
„Chcąc skutecznie przekonywać takich jak ja, Autorka powinna poświęcić przynajmniej jeden akapit na wytyczenie swoich granic od lewej swojej strony, a tego nie czyni.”
U Pana często funkcjonuje pojęcie prawo, lewo oraz stron.
A może ktoś jest po prostu po stronie najsłabszego w systemie.
Czyli dziecka?
„podejmę poniżej jednostronną krytykę stanowiska Autorki, co bynajmniej nie odzwierciedla moich pełnych poglądów.”
? Czyli pokrytykuję sobie, ponieważ Autorka nie spełniła pewnych moich kryteriów w artykule.
„Ufam sędziom, którzy dwukrotnie oddalili wniosek o umieszczeniu Kamila w rodzinie zastępczej, bo znali daleko więcej szczegółów niż my. Czy sędziowie lub biegli rozmawiali z Kamilem? Może uwzględniano także jego wolę? Z obecnej perspektywy to były decyzje błędne, ale widać opieka społeczna nie potrafiła udokumentować uzasadnienia takiego wniosku. Może zresztą nie miała takiej możliwości.”
A zatem system działa dobrze, tak?, „z rzadka przekraczając rubikon zbytniej inwazyjności wobec rodzin.” A powinien cześciej.
Proszę mi wierzyć. Rok pracy z dzieckiem może rozwalić jeden telefon od biologicznego rodzica, któremu dano szansę na kontakt z dzieckiem. Umawia się ów rodzic na weekend i w ostatniej chwili np odwołuje…
Widzę, że solą w Pana oku są organizacje pozarządowe. W Pana komentarzach jawią się jako pasożyty bytujące na zdrowej tkance społecznej. Wiele dobrego nie robią, raczej tylko zgarniają pieniądze i biją pianę, Tak?
„Ani ja, ani Autorka nie mamy pomysłu na podniesienie standardów etycznych w społeczeństwie, bo chyba zgodnie wierzymy, że powrót do christianitas jest niemożliwy. „
Pana zdaniem christianitas była rozwiązaniem? – przez rozumienie zero jedynkowo przykazania Czcij ojca swego o matkę swoją – doszło do niejednego dramatu i wykorzystania.
Nie wiem w jakich kategoriach się uplasuję z tym komentarzem.
Teologii Politycznej czy Krytyki Politycznej czy prawa czy lewa?
Napisałam, ponieważ temat jest ważny. Ochrona dziecka.
Polecam stronę: https://fdds.pl/.
Pozdrawiam

„Być może niewiele mnie różni od Autorki”

Uwierzyłbym, gdyby nie to, że czytałem Twój artykuł o biciu dzieci.

W temacie konserwatyzmu, podawana za model Szwecja wręcz zwalcza „konserwatyzm” w wychowaniu dzieci. Efektem jest ZERO przypadków takich, jak w Polsce. Nie ma więc sensu wyznaczania granic lewej stronie, gdy jedyny problem jest na prawo.

Zdanie o zaufaniu do sędziów, którzy olali sprawę po tym, jak dziecko uciekło z domu i w samej piżamie bez butow zostało znalezione na przystanku byłoby śmieszne, gdybyśmy nie mówili o zamordowanym dziecku. Sędziowie nie podjęli dobrej decyzji, podjęli decyzję złą, kierując się asekuranctwem. Bo za zamordowane dziecko w rodzinie nikt ich nie rozliczy. Za decyzję o odebraniu dziecka rodzinie jak najbardziej. Przypomnę, że to obecnie rządząca partia wykrzykiwała ustami pani premier, że za ich rządów nikomu nie będzie się dzieci odbierać. Efekty właśnie widzimy.

„Proszę mi pokazać, gdzie w przypadku Kamila zawiodło prawo/strategia?”
Zawiodło na etapie szkoły, policji, kuratora, sądu. W każdym możliwym miejscu. A zawiodło, bo znów partia rządząca wymyśliła sobie, że dzieci się nie odbiera. Przypomnę, że nawet się tym przechwalała, udzielając azylu w Polsce obywatelom Szwecji, którym odebrano dzieci z powodu uzależnienia.

Jesli mówisz, że system działa, to zwyczajnie nie masz pojęcia o czym mówisz. Wybacz, taka prawda. Podam jeden tylko przykład. Lekarz, który ma przed sobą skatowane dziecko, przypalone papierosami nie ma żadnego obowiązku reagować. Ten sam lekarz pójdzie do więzienia, jeśli nie zgłosi swojej wiedzy na temat dokonanej przez pacjentkę aborcji. Jak widać, w jednej sprawie da się, w drugiej nie da się. Czemu? Bo nie ma woli zwalczania przemocy wobec dzieci.

O standardy etyczne proszę się nie obawiać. Kształtują się one w opozycji do tych konserwatywnych. Choćby w takich obszarach, jak wprowadzanie zakazu bicia dzieci, czy zakorzenionego w chrześcijańskiej etyce prawa do decydowania rodziców o dziecku. Problem jest więc nie z etyką, a z tym, że nie przyjmujesz jej za wartość.

O karze śmierci nie dyskutuję, bo nie ma o czym.

Tak to, niestety, wygląda. To właśnie się dzieje. Moje obserwacje, doświadczenia – i wypływające z nich przemyślenia – są bardzo podobne.
Opowiem pewną historię. Ojczym napastował seksualnie nastoletnią pasierbicę. Jej matkę zaalarmowała przyjaciółka dziewczyny. Kobieta, posiadająca już młodsze dzieci z drugim mężem (pierwszy zmarł), po rozmowie z córką zawiadomiła prokuraturę. Przestępca został skazany. A że rodzina żyła w niewielkiej miejscowości, sprawę dość szeroko komentowano. Nie brakowało opinii, że „smarkula niszczy rodzinę”, i że matka – dla ratowania tejże rodziny – powinna raczej odesłać nastolatkę do dalekich krewnych i zakazać jej mówienia o doznanych krzywdach.
Bo rodzina jest najważniejsza, twierdzili nawet niektórzy z miejscowych nauczycieli, znający i pokrzywdzoną, i jej rodzeństwo. Cóż, matce przypalanego papierosem dziecka można np. zasugerować, żeby do przedszkola ubierała malucha w koszulki z długim rękawem. Dzięki temu opiekunowie zachowają czyste sumienie (niczego nie zauważą), uniknie się skandalu, a rodzina będzie trwać…
To inna sprawa, ale katowanie dziecka jest, podobnie jak napastowanie seksualne, przestępstwem. Ktoś podejmie się oceny, do ilu ciosów/dotknięć miejsc intymnych sytuacja nie wymaga radykalnej interwencji z zewnątrz?

to p. Ciompa napisał artykuł, w którym przekonywał, że bicie dzieci jest normalnym sposobem wychowania? Co jeszcze na Więzi? Dzięga o ochronie małoletnich w Kościele? Głódź o zwalczaniu problemu alkoholowego w Polsce? Jędraszewski o metodach badań historycznych polskiego średniowiecza? Ryś o niezłomnej postawie chrześcijanina?

Dodam tylko od samej siebie. Aż mnie zatrzymało. Zmroziło. Dotknęło do szpiku kości zdanie, że nawet nie wyobrażamy sobie jak lojalne są wobec nas nasze dzieci
Wyrosłam w bardzo przemocowej rodzinie: głodzenie, bicie, molestowanie, wyzwiska. Pamiętam siebie z tamtego czasu. Oddałbym życie i wszystko co mam, łącznie z marzeniami o lepszej przyszłości za swojego tatę i za swoją mamę. Ta lojalność jest tak silna, że aż niepojęta.

Autorka wskazuje na konserwatyzm (rząd i Kościół) jako współodpowiedzialny czynnik – jestem gotowy o tym rozmawiać.
NIE. Pan nigdy nie jest gotów tzw „rozmawiać.”
„Nie buduje to zaufania i sprawia, że zamiast się otworzyć, aby dialog nie zaprowadził mnie do zaprzeczenia wartości, które są dla mnie ważne, podejmę poniżej jednostronną krytykę stanowiska Autorki, co bynajmniej nie odzwierciedla moich pełnych poglądów.”
A to „. Ufam sędziom, którzy dwukrotnie oddalili wniosek o umieszczeniu Kamila w rodzinie zastępczej, bo znali daleko więcej szczegółów niż my. „
Śmiech na sali. Dziecko jednak nie żyje. Czyli, dlaczego?
Aby na pewno? Jest Pan gotów porozmawiać na przykład z Karolem? Czy Adamem2?
Temat znam od podszewki i proszę mi wierzyć nie chciałby Pan zobaczyć owoców tego myślenia. Dawania szansy rodzicom biologicznym. Naprawdę. Czas się obudzić.

” Otóż w ostatnich latach taki argument uzasadniający odstąpienie od kary śmierci słabnie gdyż system słabiej zabezpiecza społeczeństwo, i można sobie wyobrazić, że za jakiś czas sprawa przywrócenia kary śmierci wróci jeszcze silniej jako sposobu zabezpieczenia normalnych ludzi przed jednostkami patologicznymi. Radzę się do tego intelektualnie przygotować, bo inaczej znowu pozostanie tylko święte oburzenie.”

Czyli mogę liczyć na podobną ocenę pedofilów w Kościele?
Chyba jednak nie. Ale Pan się w to mota.

A dobry Bóg jak zwykle nie miał czasu na interwencję. Przecież widział to wszystko. Podziękujmy przed ołtarzem za jego dobroć i miłosierdzie. I za to, że Maryja jest dobrą Matką.

Karol, stać Cię na bardziej rozbudowaną refleksję w tym temacie.
Na przykład: Jeśli chodzi o linię obrony wobec pedofilii w Kościele to się mówi,
że księża to mała ilość wobec tego ilu dorosłych wykorzystuje dzieci w rodzinie.
Jak znów potrzeba w Kościele innej argumentacji – na rzecz rodziny – to rodzina jest ostoją wartości. Może taki być komentarz?
Przepraszam. Liczyłam na Ciebie w tym temacie. Serio.

No jak Rowling – palimy Harrego Pottera – ale jak zaczyna być zbyt wyraźna wobec pewnych LBPTQ+- itp – to ją też spalą tylko inaczej,
Taki urok pluralizmu.
🙂

Przecież Rowling nikt nie chciał „spalić”. To jedynie jej własne urojenia, a samej Rowling bardzo nie w smak, że trans-aktywiści nie chcą jej zamordować, czego najlepszą ilustracją jest jej najnowsza nowelka i sprawa Jessie Earl.

a dlaczego taką argumentację stosować by tylko w odniesieniu do boga?
„szkole kamilka i opiece społecznej nie można nic zarzucić, bo aktywnie nie pozwolają na krzywdzenie dzieci – w końcu na stronie internetowej opublikowali dziesięciopunktową odezwę do rodziców, w której poprosili ich o niekatowanie własnych pociech, a nawet wydali broszurkę na ten temat”

tu nie chodzi o żadną sakralizację ani podobne brednie, tylko o to, że przemoc wobec dzieci nadal jest normalna i akceptowana w naszym kraju; tak jak feministki mówią o kulturze gwałtu, tak w polsce mamy kulturę katowania dzieci
należy nie tylko wprowadzić drakońskie kary za znęcanie się nad potomstwem, ale też radykalnie rozszerzyć zakres tego, co jest karalne, tak żeby każda forma przemocy nad dzieckiem jak „klaps” czy krzyczenie na nie była karana wieloletnim więzieniem w ciężkich warunkach i tylko wtedy można pozbyć się większości przemocy i uniknąć takich tragedii jak ta w częstochowie
nie może być najmniejszego przyzwolenia na przemoc wobec dzieci i nie jest słuszna bzdurna argumentacja tej kobiety przeciwko zaostrzeniu kar – przemoc nie bierze się znikąd, tylko latami eskaluje, dlatego należy wytępić ją w samym zarodku i trwale usunąć ze społeczeństwa jej sprawców; to nie krzywdzone dzieci należy zabierać od rodziców, a okrutnych rodziców od dzieci, skutecznie izolując ich od świata tak, żeby nigdy więcej nikogo już nie skrzywdzili