Rodzice muszą podjąć decyzję, czy po wakacjach ich dzieci będą się uczyły łaciny.
Z początkiem roku szkolnego 2023/24 łacina będzie nauczana w szkołach podstawowych, jeśli dyrektorzy wprowadzą ją do programów, a rodzice będą chcieli skorzystać z takiej możliwości. Zgodnie z aktualnymi rozporządzeniami ministerialnymi uczniowie od siódmej klasy mają uczyć się dwóch języków obcych: angielski będzie obowiązkowy, drugi język z zaproponowanych przez szkołę wybiorą rodzice. Tym drugim językiem – to jest zmiana – może być łacina. Tak jest między innymi w Niemczech. Zatem dyskusja na temat nauczania łaciny powraca.
Łacina i więź
Za przedmiot budzący największe kontrowersje Piotr Cieśliński, dziennikarz, z wykształcenia fizyk, uznał jakiś czas temu matematykę („Wysokie Obcasy”, 8 grudnia 2020). Łacina takim przedmiotem nie będzie jako nieobowiązkowa. Wielu jednak zapyta, po co ta łacina.
Na bezzasadność takiego pytania zwracał uwagę Tomasz Jędrzejewski z Instytutu Literatury Polskiej: „Na pytanie o użyteczność łaciny w szkole i na studiach nie należy odpowiadać, że łacina przyda się w życiu – trzeba odpowiedzieć pytaniem o użyteczność kultury i nauk humanistycznych w ogóle” („Gazeta Wyborcza”, 16 czerwca 2011).
Łacinnicy nie przestają mnożyć argumentów, jakby zapominając, że kultura jest wartością przede wszystkim moralną.
Szkoła ma rozwijać intelekt uczniów i wspierać rodziców w stwarzaniu możliwie najlepszych warunków, by młody człowiek poleciał w życie dalej, podejmując dobre decyzje. Dowiedziawszy się na łacinie, że „decyzja” to w języku polskim bezpośrednio zapożyczona łacińska decisio (umowa, zmniejszenie) – rzeczownik związany z czasownikiem decidere (odciąć, przenośnie rozstrzygnąć, postanowić), uczniowie może znajdą przyjemność w szukaniu odpowiedzi na pytanie, czy etymologia tego słowa wyjaśnia, dlaczego tak trudno jest czasem podejmować decyzje, które przecież łączą się z rezygnacją z czegoś.
Na łacinie młody człowiek będzie czytać, jeżeli nie całe teksty, to przynajmniej sentencje napisane przez dawniej uznawanych za autorytety i będzie miał okazję odnieść się do słynnego wyznania średniowiecznego uczonego Bernarda z Chartres: „Jesteśmy karłami, którzy wspięli się na ramiona olbrzymów. W ten sposób widzimy więcej i dalej niż oni, ale nie dlatego, ażeby wzrok nasz był bystrzejszy lub wzrost słuszniejszy, ale dlatego, iż to oni dźwigają nas w górę i podnoszą o całą gigantyczną wysokość”.
Lekcje łaciny mają dać młodemu człowiekowi dostęp do świata jego przodków. Wskazówki, jakie antenaci zawarli w swej refleksji o tym, jak żyć (mos maiorum – obyczaj przodków) dla Rzymian były jednakowo ważne jak prawo stanowione. Odkrywając ich ślady we współczesności i kształtując swoją tożsamość, nastolatek staje się świadomy ciągłości kulturowej, co mu może dawać tak potrzebne poczucie stabilności lub budzić wspierającą kreatywność chęć zmian.
Kiedy pojedzie na wakacje gdzieś w basenie Morza Śródziemnego i natrafi na frazę napisaną po łacinie, przeczyta ją, rozumiejąc tak samo jak jego uczący się łaciny koledzy w krajach, w których się mówi w językach romańskich czy germańskich, gdzie z uczenia łaciny jeszcze nie zrezygnowano.
W książce „Więź” kanadyjski lekarz, Gabor Maté, bazując na pracach przyjaciela, psychologa Gordona Neufelda, pisze o pustce, jaka wytworzyła się wskutek sekularyzacji społeczeństwa.„Oddaliliśmy się od społeczności skupionych wokół religii, kościołów, świątyń, meczetów czy synagog, które stanowiły ważne oparcie dla rodziców i wioskę więzi dla dzieci. Sekularyzacja oznacza coś więcej niż utratę wiary czy religijnych korzeni – zlikwidowała ona właśnie ten rodzaj więzi społecznych”.
„Kultury należy przestrzegać a nie ją kwestionować” – tak Gabor Maté, opisując swoją podróż do francuskiej Prowansji, komentuje fakt, że nie otrzymywał odpowiedzi na pytania o cel obyczajów, jakie obserwował. „Mądrość dojrzałych kultur gromadziła się przez setki, a niekiedy tysiące lat. W zdrowych kulturach funkcjonują rytuały, zwyczaje i metody postępowania chroniące nas przed nami samymi i strzegące wartości ważnych dla ludzkiego życia, nawet jeśli nie jesteśmy tych wartości świadomi”. Łacina była ważnym elementem europejskiej edukacji.
Przydatne nawyki
W 2023 roku w szkołach, jak dawniej w wielokulturowej Rzeczypospolitej, np. w XVII wieku, jest coraz więcej dzieci, których rodzice urodzili się w mniej lub bardziej odległych krajach, czasem też odległych kulturowo. Nauka łaciny może okazać się tym, co wszystkich uczniów połączy. Wszystkich zadziwi etymologia wyrazu „herbata”. Angielska tea, francuska thé, niemiecka Tee, ukraiński чай to zapożyczenia z chińskiego mandaryńskiego.
Polska „herbata” jest hybrydą łacińsko-chińską: po łacinie herba to ziele. Kiedy młody Polak dowie się o tym w szkole podstawowej i później pojedzie zagranicę na jakąś wymianę, może z dumą wspomni rówieśnikom o polskiej „herbacie”.
Mieszkające w Polsce dzieci, których rodzicie przyjechali z Dalekiego Wschodu, na lekcjach łaciny też mogą odczuć dumę z przynależności do kultury przodków. Z korzyścią dla całej klasy podczas czytania łatwych zdań z książki o medycynie chińskiej, jaką w XVII wieku napisał po łacinie polski Marco Polo, jezuita Michał Boym, może zasięgną rady rodziców i wyjaśnią, dlaczego Boym pisze o „pulsach” (w liczbie mnogiej), nie o „pulsie”.
Ci, którzy mają potomków na Bliskim Wschodzie, może chętnie usłyszą o Ibrahimie Ibn Sina, czyli o Awicennie i o tym, jaką wagę do poznania dzieł Arystotelesa mają ich przekłady na arabski. Takie informacje mogą poszerzyć spojrzenie niektórych naszych młodych na tych, których się boją lub którymi gardzą, nazywając ciapatymi.
Rodzic, psycholog lub pedagog nauczą nastolatka, jak informować o potrzebach i wyrażać prośby. Do pogłębienia refleksji nad tym może też zachęcić czytana na łacinie prosta, jeśli chodzi o gramatykę, sentencja: Sero dat beneficium, qui dat roganti. Uczeń przetłumaczy dosłownie: „Późno daje dobrodziejstwo, kto daje proszącemu”. Później popracuje nad zdaniem i zaproponuje, np. „Zbyt późno udziela pomocy ten, kto czeka, aż zostanie o to poproszony”. I na koniec jeszcze, korzystając ze swego smartfona i ogólnodostępnej wyszukiwarki (https://latin.packhum.org/search), w kilka chwil ustali, że zdanie pochodzi z Listów Seneki do Lucyliusza.
Szkołę podstawową ukończy więc zaopatrzony w przydatny studentowi nawyk poszukiwania źródeł informacji.
Kiedy przyszły menadżer na lekcjach łaciny usłyszy o CV, razem z kolegami może rozważy, przyczynę, dla której w Polsce czytamy łacińskie wyrażenie po angielsku. Tak będzie się uczył zwracać uwagę na i kultywował świadomości języka, jakim się posługuje.
Kiedy lubiąca zbierać w lesie jagody uczennica usłyszy o Carpe diem, jeśli będzie się uczyć w szkole łaciny, może sprawdzi w słowniku znaczenie czasownika carpere i powie, że woli przetłumaczyć nie „Chwytaj dzień” ale „Obrywaj” lub „Podskubuj dzień” i zacznie uświadamiać sobie, że tłumaczenie tekstu z jednego języka na drugi może może być dokładne lub niedokładne i może nieść w sobie wrażliwość i indywidualność tłumacza, podkreślać to, co ważne dla niego, nie dla autora tłumaczonego tekstu.
Przyszły sportowiec czy fizjoterapeuta, który w szkole podstawowej czy w liceum nauczy się łaciny, gdy natrafi na częste w środowisku troszczących się o kondycję powiedzenie Mens sana in corpore sano („W zdrowym ciele zdrowy duch”), odczuje potrzebę przeczytania tego w kontekście i będzie potrafił skorzystać ze wspomnianej już wyszukiwarki, która zaprowadzi go do satyry Juwenalisa. Poprzez lokalizację tej wypowiedzi w szerszym kontekście odkryje, iż poeta bynajmniej nie stwierdza, że gdy ludzie są zdrowi, mają zdrowego ducha, lecz pisze o tym, że trzeba się modlić o to, by mieć zdrowego ducha w zdrowym ciele, czyli, że i ciało, i umysł są ważne.
Kiedy przyszły psycholog, który uczył się w szkole łaciny, na studiach będzie wnikał w znaczenie terminów, które go zainteresują, niewątpliwie znajdzie radość i inspirację w sięganiu po łacińskie rdzenie. Być może zaduma się, kojarząc agresję z łacińskim czasownikiem aggredi (zbliżać się i dopiero kolejne znaczenie: „zagrażać”). Znając angielski rzeczownik resilience, odruchowo przetłumaczy rzeczownik „rezyliencja” jako „prężność”, jednak poznawszy łaciński czasownik resilire („odskakiwać”), uzna, że umiejętność radzenia sobie z trudnymi sytuacjami lepiej on zdaje się wyjaśniać.
Gdy nasze dzieci lub wnuki polecą na Marsa, będą może opracowywać inne niż nam znane medyczno-biologiczne techniki laboratoryjne. Wiedząc, co to jest in vivo i in vitro, znając rozpowszechnioną w pierwszej połowie XXI wieku metodę przeprowadzania badań z wykorzystaniem technik komputerowych – in silico, będą szukać nazwy dla opracowanej przez nich nowej, marsjańskiej metody badań i jeśli uczyły się łaciny w szkole podstawowej, nie będą musieli prosić o pomoc kolegów, którzy mieli łacinę w ofercie w elitarnych szkół w rodzinnej Anglii czy w Niemczech.
A może skarb?
Ktoś może powie, że łacina jest nudna i nienowoczesna, ale inni odkryją w łacinie potencjał: oazę spokoju, w którym wszystko jest przewidywalne, a wyjątki od reguł gramatycznych łatwo sobie przyswoić uporządkowane w tabelkach. Zmienność nie jest dobrą atmosferą, w której może się zrodzić kreatywność. Kreatywności według badań współczesnych psychologów – paradoksalnie – sprzyja doświadczenie znudzenia.
Gabor Maté wspomniał jeszcze, że „to nie zbieg okoliczności, że wzrostowi zorientowania na rówieśników w naszym społeczeństwie towarzyszy ogromne zainteresowanie diagnozami. Coraz częściej problemy wychowawcze dzieci są przypisywane rozmaitym medycznym syndromom. Diagnozy te dają przynajmniej tę korzyść, że rozgrzeszają dziecko i zdejmują ciężar zarzutów z rodziców, ale zarazem maskują odwracalne zmiany, przez które dzieci zaczynają się źle zachowywać. Medyczne wyjaśnienia z jednej strony pomagają, bo łagodzą poczucie winy, ale z drugiej szkodzą, bo prowadzą do nadmiernych uproszczeń. Zakładają, że złożone problemy behawioralne wielu dzieci można wyjaśnić genetyką albo nieprawidłowościami w budowie mózgu. Pomijają zaś naukowe dowody na to, że mózg ludzki jest kształtowany przez środowisko od urodzenia, w ciągu całego życia, a relacje więzi są najważniejszym aspektem otoczenia dziecka”.
Szczególnie zainteresowani diagnozami mogą zaleźć radość na lekcjach łaciny, na których będą mogli poznawać ich etymologię.
Rodzice muszą podjąć decyzję, czy po wakacjach ich dzieci będą się uczyły łaciny To, czy łacina wróci do szkół, zależy od nich. Jedni będą kwestionować korzyści, jakie wiążą się z poznaniem łaciny, gdy łacinnicy mnożą je z różnym skutkiem, ale ci, którzy uważają, że łacina to skarb cywilizacji europejskiej, zapewne zechcą ją uznać za przedmiot podstawowy, którego powinno się uczyć w szkole.
Przeczytaj także: Czy stać cię na luksus nudy?
Tylko weźmy pod uwagę, że wiele innych przedmiotów licealnych staje się z roku na rok coraz bardziej złożone w związku z nowymi odkryciami. Kiedy ja byłem w szkole to kurs historii kończył się w 1956. Teraz trzeba uczyć o jeszcze kilku jej okresach. w wymiarze polskim i światowym.
Podstawy programowe są potwornie przeładowane, a podręczniki z historii do klasy humanistycznej zawierają wiele faktów których nie było w podręcznikach akademickich z których przygotowywałem się do egzaminów na studiach.
Doładowywanie kolejnych przedmiotów to droga donikąd. Trzeba raczej stworzyć grupę przedmiotów fakultatywnych do wyboru przez ucznia, w tym łacina czy bardzo potrzebna historia regionalna. Z innych należy program odchudzić. Na przykład zmniejszyć zakres historii starożytnej czy średniowiecza tak by całą klasę czwartą w liceum można było przeznaczyć na okres powojenny co oznaczałoby likwidację HiT i przywrócenie WoS choć też bez założenia że to politologia uniwersytecka.
Dzisiaj w kwestii edukacji każda myszka swój ogonek chwali a możliwości uczniów nie są z gumy. Kwestia programów to świetny przykład żywotności idei Polski dzielnicowej. Generalnego spojrzenia nie ma, każdy przedmiot żyje jako odrębny wszechświat.
POPIERAM – miałem napisać podobny komentarz.
Pozdrawiam.
Też popieram. Jest wiele ważnych, ciekawych i wartościowych dyscyplin ale to nie powód żeby wtłaczać je do programu szkolnego.
Sam uczyłem się łaciny, ale jakbym miał wybierać, czego uczyć swojego dziecka, to bym prędzej postawił na naukę chińskiego. Łacina poza bardzo wąskimi specjalizacjami jest kompletnie nieprzydatna.
Uczyłem się łaciny. Tylko rok, ale dosyć rzetelnie. Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że kompletna nieprzydatność tego języka demoralizowała. Nie pomagał włożony w naukę wysiłek, gdy gdzieś w głębi duszy kołatało się, że to po nic, że nic z tego nie będzie. Ale tak było wtedy, a jak jest teraz? Czy coś z tych nauk wyniosłem? A skąd. Nigdy już do tej łaciny nie wróciłem. Niczego nie sprawdziłem, nie dociekałem, nie wyguglałem wiersza, nie zachwyciłem się rozpoznanym cytatem z Cezara czy Cycerona. Łacina mnie nie zainteresowała, choć właściwie nie rozumiem dlaczego; przecież powinna, powinienem się wciągnąć, zachwycić, ale jakoś przeszła, jeszcze jeden zwykły przedmiot. “Powrót łaciny…” przeczytałem z przykrością i przygnębieniem, ale nie dlatego, że rzeczywistość nauki łaciny będzie skrzecząca, bo to oczywiste. Nie, ten tekst po prostu przypomniał mi, że zachwytu i zainteresowania nie sposób wykrzesać z siebie na rozkaz, niezależnie od tego jak pięknie nam coś zachwalają.
O podobnym pomyśle mój znajomy kiedyś powiedział: “to wskrzeszanie trupa”. I miał rację. Łacina jest językiem martwym. Kiedyś oprócz księży w jakimś zakresie wykorzystywała ją medycyna czy biologia. A dziś?
Do historii przeszedł “żart” Benedykta XVI tuż po wyborze. Swoje pierwsze przemówienie do kardynałów zaczął po łacinie. W końcu do dziś na papierze Watykan ma łacinę jako język urzędowy. Papież widząc przerażenie kardynałów, z których nikt nie rozumiał o co chodzi szybko przeszedł na włoski. Tak więc nawet z tymi księżmi nie ma co przesadzać. Nawet wśród nich nauka łaciny, by czytać w oryginale dokumenty sprzed XX wieku traktowane jest bardziej jak fanaberia.
Szlachetna i jednocześnie kompletnie utopijna idea.
W tym akurat miejscu powinno się raczej promować naukę hebrajskiego, greki czy aramejskiego – czyli języków Biblii. Nie można chyba być “bliżej Boga”, niż czytać w oryginale natchnione przez Niego teksty?
Vos omnes recte dicitis.
Pytanie o miejsce laciny dziś jest otwarte. Ponieważ nie umiemy odpowiedzieć na inne: co jest w edukacji dzis wazne ? Nie wiemy , czy łacina może w czymś pomóc.. A to niewykluczone. Zależy jak się wpisuje lub jak ja wpisać we współczesna kulturę. I czy się da.