Zima 2024, nr 4

Zamów

Czy stać cię na luksus nudy?

Magdalena Bigaj. Fot. Sylwester Ciszek

Nuda jest nam bardzo potrzebna, a dzieciom – jeszcze bardziej. Kiedy się nudzimy, nasz umysł naturalnie zaczyna szukać sobie zajęcia. Pozwólmy sobie na nudę.

Masz ochotę wyciągnąć się wygodnie na kanapie i przeczytać kryminał lub, o zgrozo, obejrzeć lekką komedię, ale w internecie znowu ktoś polecał jakąś książkę o zarządzaniu lub rozprawy o kondycji zachodnich społeczeństw. Zamiast dać sobie wytchnienie, dokręcamy śrubę wymagań do granic własnej wytrzymałości. Internet i kreowanie w nim siebie stworzyły potwora: kulturę bycia stale zajętym. Żyjemy przemęczeni, mamy wyrzuty sumienia odpoczywając, a nudy unikamy jak zarazy. 

Szybki rozwój nowych technologii uwiódł nas, pamiętających czasy reglamentowanego dostępu do wiedzy i utrudnionej komunikacji. Przyspieszenie, które zafundował nam szerokopasmowy internet i łatwo dostępne urządzenia ekranowe, zachwyciło nas. Jeszcze nigdy człowiek nie mógł tak szybko komunikować się ze stadem. W tym zachwycie otworzyliśmy wrota  galopującemu postępowi z całym inwentarzem.

Naszym mottem stały się słowa Czerwonej Królowej, która powtarzała Alicji „Musisz biec tak szybko, jak tylko potrafisz, żeby zostać w tym samym miejscu”. Szybko, szybciej – stało się naszym imperatywem

Magdalena Bigaj

Udostępnij tekst

W 2023 roku przecieramy z przemęczenia oczy. Polacy są jednym z narodów spędzających w pracy najwięcej czasu. Nowe technologie przyspieszyły wykonywanie wielu codziennych zadań, ale wcale nie przyniosły nam wytchnienia. Wręcz przeciwnie, podkręciły tempo życia, byśmy mogli w dobie zmieścić jeszcze więcej. Więcej pracy, więcej kontaktów z ludźmi, więcej szans, którym nie umiemy pozwolić, by przeszły obok. Bo zawsze można coś kupić taniej, zrobić szybciej, dowiedzieć się czegoś nowego. Internet stale dostarcza nam szybkich rozwiązań na nasze problemy, a jeśli ich nie mamy, to skutecznie nam wskaże, co moglibyśmy naprawić.

Rozmawiając o korzyściach kolejnych nowinek technologicznych bardzo często słyszę: dzięki temu można szybciej zrobić to czy owo. Naszym mottem stały się słowa Czerwonej Królowej, która zdyszana powtarzała Alicji „Musisz biec tak szybko, jak tylko potrafisz, żeby zostać w tym samym miejscu. A jak chcesz dostać się w inne miejsce, musisz biec dwa razy szybciej”. Szybko, szybciej – stało się naszym imperatywem. 

Patologiczna kultura bycia ciągle zajętym

W Polsce z mediów społecznościowych korzysta ponad 27 milionów osób. Pokazujemy tam swoje życie, również to zawodowe. Nie ma się co dziwić, że zamiast dokumentować, jak siedzimy na dywanie i żmudnie dobieramy w pary skarpetki po praniu, relacjonujemy raczej te momenty, gdy robimy coś ciekawego: uprawiamy sport, jesteśmy na konferencji, coś nam się w pracy udało. 

Niektórzy doszli do takiego etapu relacjonowania swoich zawodowych poczynań (koniecznie sukcesów, bo porażkami jakoś się nie chwalimy na insta!), że niemalże uczynili z tego swoją drugą profesję. Praca pokazywana w mediach społecznościowych jest atrakcyjna, pasjonująca, dostarcza wrażeń i jest nieustającym pasmem rozwoju. 

W obliczu takich relacji można odnieść wrażenie, że życie wielu z nas jest mniej satysfakcjonujące, praca jakaś taka zwykła, ludzie szarzy, brak zabawnych sytuacji czy błyskotliwych myśli, które można by zacytować w relacji. No i nasze #workation to raczej nie komputer na tarasie z widokiem na portugalskie wybrzeże, tylko rodzina marudząca nad głową, że znowu podczas urlopu robimy coś do pracy.

Kierat stałej dostępności

Doradcy od zarządzania prześcigają się w kolejnych teoriach, których zadaniem w istocie nie jest poprawa jakości naszego życia, tylko sprawienie, abyśmy stracili ostatnie odruchy obronne i pozwolili, by praca zawładnęła całym naszym życiem. Święcący przez wiele lat triumfy „work-life balance” jest już niemodny. Teraz na topie jest „work-life blend” i nawet jego nazwa, mówiąca o robieniu sobie z życia koktajlu zawodowo-prywatnego, nie robi na nikim wrażenia. Pandemia i przeniesienie przez wiele osób pracy do domu dodatkowo przyzwyczaiły nas do sytuacji, gdy już nie wiemy, czy pracujemy w domu, czy raczej mieszkamy w pracy.

Ciągłemu byciu zajętym – czy to pracą, która nie ma stałych godzin, czy to kolejnymi mającymi nas rozwijać zajęciami – sprzyja łatwa komunikacja. Żyjemy w kieracie stałej dostępności. Normą staje się, że powiadomienie wypada odebrać od razu, a nieodpisanie natychmiast po przeczytaniu wiadomości odbierane jest jako lekceważenie lub brak szacunku.

Prawo do życia we własnym tempie, do namysłu, do decydowania o tym, kiedy chcę odpowiedzieć, prawo do odpoczynku po pracy bez przychodzących maili, telefonów, wiadomości na komunikatorach – są dzisiaj tak trudne do wyegzekwowania, że instytucje unijne musiały wziąć sprawy w swoje ręce. 

W marcu 2021 roku Parlament Europejski zlecił Komisji Europejskiej opracowanie prawa do bycia odłączonym (oryg. right to disconnect). W dyrektywie czytamy, że należy egzekwować od pracodawców niekomunikowanie się z pracownikami poza godzinami pracy, a także edukować pracowników, jaką wartość niesie odcięcie się od niej i odpoczynek. 

Twórcy dyrektywy rozumieją, że szkodliwej kultury stałej dostępności nie muszą tworzyć pracodawcy, lecz często sami pracownicy narzucają taki styl pracy – wynika z treści dyrektywy. Ale czy da się zwolnić tempo w jednej organizacji, gdy cała gospodarka biegnie coraz szybciej? Oto jesteśmy w dziejowej sytuacji, w której człowiekowi trzeba napisać prawo zmuszające go do odpoczynku.

Nie dziwi mnie więc, gdy na warsztatach z dziećmi w trzeciej klasie podstawówki w odpowiedzi na pytanie o zalety nowych technologii słyszę: „Że kiedy jest się chorym, to można zabrać komputer z pracy i pracować w domu”. 

Nagroda w zasięgu kciuka

Chociaż brak higieny cyfrowej i bycie stale dostępnym dla pracy jest dla naszego zdrowia fizycznego i psychicznego degradujące, na co dzień możemy odczuwać coś zupełnie innego. Podobnie jak narkoman, który pod wpływem narkotyku czuje się wspaniale, ale nie dostrzega konsekwencji brania. Używanie urządzeń ekranowych odbierane jest przez nasz mózg jako coś przyjemnego. 

A mózg jest tak ukształtowany przez ewolucję, by za przyjemnością podążać. Oznacza to, że gdy zdobędzie przyjemność, odczuwa nagrodę. Co więcej, gdy mózg zlokalizuje przyjemność w pobliżu – usłyszy dźwięk powiadomienia, zobaczy telefon na stole, poczuje go pod ręką w kieszeni kurtki – wyprodukuje dopaminę, neuroprzekaźnik zwany hormonem motywacji, którego rolą jest wywołanie w nas silnej chęci sięgnięcia po źródło przyjemności. 

Będąc zatem stale w kontakcie z innymi za pośrednictwem urządzeń ekranowych, przeżywamy jeden wielki festiwal krótkich przyjemności. Zaciągamy się kolejnymi działkami dopaminy i odczuwamy stres na myśl o odcięciu od ekranów, tych dopaminowych hurtowni, w których możemy dostać szybkie protezy dla naszych niezaspokojonych potrzeb, jak choćby uznania, bycia dostrzeżonym czy bycia członkiem grupy. 

W przestrzeni cyfrowej, w której biegamy za dopaminą jak chomiki w kołowrotku, nuda nie istnieje. Każdy jej objaw wyłapują algorytmy i od razu serwują nam kolejne pomysły na zajęcie uwagi. A nuda, której nie da się pokazać w mediach społecznościowych, wydaje się czymś zupełnie nieatrakcyjnym. 

Nuda. Jesteś tego warta

Tak, nuda jest dzisiaj luksusem. Nie tylko dlatego, że nie każdy może sobie na nią pozwolić z powodu codziennych obowiązków. Coraz więcej z nas nie stać na nią mentalnie. Nie potrafimy dać sobie i innym prawa do nicnierobienia. Do obejrzenia kolejny raz starego filmu zamiast aktualnej głośnej produkcji. Do czytania dla bezcelowej przyjemności, a nie dla wiecznego rozwoju. Co robiłeś w majówkę? A nic. Dla wielu to może brzmieć wstydliwie.

Nic nie robić? Patrzeć w sufit lub na drzewa, gapić się na przejeżdżające tramwaje i nie myśleć o niczym? Pozwolić, aby czas płynął, abyśmy snuli się po domu, zjedli śniadanie na obiad i nie myśleli o pracy? Ile można byłoby przecież zrobić w czasie takiego nicnierobienia! Nie mówiąc już o strachu na myśl o pozostawieniu naszych myśli bez uzdy internetowych algorytmów, które powożą naszą uwagę od nagrody do nagrody.

Straszny stres.

Ponudzić się w Święto Pracy

Tymczasem nuda jest nam bardzo potrzebna, a dzieciom – jeszcze bardziej. Kiedy się nudzimy, nasz umysł naturalnie zaczyna szukać sobie zajęcia. Dzieci stają się bardziej kreatywne, czują sprawczość, gdy udaje im się wymyślić sposób na zajęcie czasu. Kiedy pozwalamy myślom płynąć swobodnie, mamy czas zatrzymać się nad czymś dłużej niż kliknięcie lubię to.

Wesprzyj Więź

Nuda wpływa także świetnie na kreatywność i planowanie. To dlatego zdarza się, że najlepsze pomysły wpadają nam do głowy podczas pielenia grządki albo sobotniego spaceru na targ po marchewkę.

Jeśli pamiętacie dziadka ze starej reklamy pewnych cukierków, który wychwalał najlepsze, co może dać swojemu wnukowi, spójrzcie z taką czułością na swoje umęczone wiecznym podpięciem do internetu mózgi i pomyślcie, że najlepsze, co możecie dla nich zrobić, to ponudzić się. Na przykład z okazji Święta Pracy.

Przeczytaj także: Scena jak barykada. Rockmani z Rosji i Białorusi wobec wojny w Ukrainie

Podziel się

12
Wiadomość

Słyszę często wewnętrzne przynaglenie, że trzeba się rozwijać, iść do przodu, popracować nad tą wadą, nad tym aspektem relacji z mężem czy z dzuecmi, tę rozmowę trzeba odbyć teraz i juz. I choć sam rozwój w relacjach jest czymś dobrym myślę, że zaczynam wyczuwać dyskretna granicę między rzeczywistym rozwojem, a wewnętrznym przymusem napędzanym kękiem. Uwielbiam dla odmóżdżenia czytać niemieckie powieści, by załapać inna perspektywę na te wewnętrzne przynaglenia. Lubię po prostu pobawić się z dziećmi, gdy obiadu akurat dzisiaj nie dałam rady zrobić, pójść na spacer lub plac zabaw. Ale przynaglenie do “nienudzenia się” w moim życiu jest niemal stałe i czasami mu ulegam i gnam.