Musimy zrozumieć, że są rzeczy, których nie będziemy wiedzieli nigdy. To zmienia naszą perspektywę i hamuje naszą pychę – mówi Krzysztof Zanussi w podcaście „Pomiędzy”.
Słuchaj też na Soundcloud, Youtube i w innych aplikacjach podcastowych
Reżyser Krzysztof Zanussi i odtwórca głównej roli w jego najnowszym filmie „Liczba doskonała” Jan Marczewski są gośćmi Sebastiana Dudy w podcaście „Pomiędzy”.
– Mamy film, w którym napięcie między matematyczną pewnością a poszukiwaniem sensu jest wyłożone wspaniale – mówi gospodarz podcastu. I pyta swoich gości, czy ostatecznie w życiu istotne jest właśnie to napięcie, czy może Prawda, która jest ufnością? A może relacja z drugim?
– Zaufanie jest płynne, jak wszystko, co jest zawieszone w czasie – odpowiada Krzysztof Zanussi. – Moja pewność z wieczora nie powtarza się rano. Rano budzę się kimś innym, znowu szukam i znowu wątpię. Bo taka jest natura życia w czasie.
– Mamy złudzenie, że „człowiek” brzmi dumnie, że jest potęgą, na wszystko może sobie pozwolić, bo wszystkiemu sprosta – kontynuuje twórca „Iluminacji”. – To przekonanie ideologiczne, na niczym nieoparte. Ja bym raczej akcentował naszą kruchość, słabość, to że musimy się ze wszech stron podpierać, żeby nie runąć. Nasza naturalna pozycja jest horyzontalna – dodaje Zanussi.
Jan Marczewski zauważa, że „w filmie »Liczba doskonała« najważniejsza okazała się liczba mnoga, czyli miłość. To ona dawała ukojenie, uleczenie, nadzieję”.
Rozmówcy przypomnieli zdanie wypowiedziane w filmie przez Jana Nowickiego (była to jego ostatnia filmowa rola przed śmiercią): „Bóg nie musi być, żeby był”.
– To zdanie bardzo do mnie obecnie przemawia. Jest we mnie przekonanie, że jest COŚ i że zdecydowanie lepiej, żeby było COŚ niż NIC. Zdanie „Bóg nie musi być, żeby był” daje czas na zrozumienie, możliwość nienazywania pewnych rzeczy, niedomykania, niedoprecyzowania. To zdanie włącza do świata, dyskusji, odczuwania, bycia razem – mówi Marczewski.
Powstawanie podcastów „Więzi” można wesprzeć dobrowolną wpłatą na Patronite.pl/Więź.
Przeczytaj także: Zgoda na brak odpowiedzi. Rozmowa z Krzysztofem Zanussim
„– To zdanie bardzo do mnie obecnie przemawia. Jest we mnie przekonanie, że jest COŚ i że zdecydowanie lepiej, żeby było COŚ niż NIC.”
Błąd w założeniu – NIC?! Na rany! Jak to NIC? Tym czymś co nie ma charakteru bosko – mitycznego charakteru jest fascynujący świat fizyki, astrofizyki, wszystko ot się stało miliardy lat temu i co się dzieje do dziś.
To jest rozumiem, bardzo trudne do ogarnięcia, dlatego laik woli KOGOŚ, konkret który jest za to odpowiedzialny, dzięki czemu wierzący w tego kogoś niema obowiązku podążania intelektualnego za pytaniem „jak to się wszystko stało”.
Ja wolę naukę i ustawiczne badania niż zwekslowanie tej wspaniałej historii kosmosu „Pan Bóg to stworzył”.
Jakie to smutne uproszczenie…
A niewierzący ma obowiązek podążania intelektualnego za pytaniem jw? To chyba garstka się wywiązuje z tego obowiązku
Jak sobie wyobrazić nie wierząc w istnienie Nieskończonej Wiedzy i Porządku w rozwój choćby życia na Ziemi gzie w czasie milionów lat rozwijała sierwolucja poprzez miliardy pozytywnych mutacji począwszy od fragmentu RNA do Człowieka . To tak jakby ktoś przez całe życie wygrywał szóstkę w lotto.
” od fragmentu RNA do Człowieka . To tak jakby ktoś przez całe życie wygrywał szóstkę w lotto.”
A skąd wiadomo, że milion lat temu celem był człowiek, a nie jakiś inny organizm? Skąd pewność, że w ogóle był jakiś cel?
„zdecydowanie lepiej, żeby było COŚ niż NIC”
Dla mnie także ten aksjomat jest dość dziwny.
To chyba zależy od tego, co to jest to „COŚ”? Przypuśćmy (teoretycznie!), że Stwórcą jest jakiś krwawy Szatan, to wtedy być może lepsza by była jednak NICość w zamian?
Słowo „lepiej” nie ma tu żadnej wartości logicznej, czy nawet moralnej – to jedynie oznaka pewnego „chciejstwa”.
Podobnie zresztą jak zdanie „Bóg nie musi być, żeby był”. To ładny chwyt poetycki, ale jako argument (Zanussi wszak chce dotrzeć do nas intelektualnie) ma zerową siłę nośną.
Dla mnie nie jest ważne, co by było lepiej, tylko co jest faktycznie. Naukowcy nie badają jakichś „lepszych dla nas” światów, tylko ten jeden, realny – nasz.
Ułatwianie sobie dowodzenia istnienia Boga w ten sposób (bo to by było: dobre, fajne, właściwe, etc.) jest dość …dziwne, jak dla mnie.
We współczesnej filozofii i teologii pytanie Leibniza wciąż wywołuje debatę. Szczególnie jest to ciekawe w kontekście drogi negatywnej w teologii. Jeśli atrybuty Boga (np. wszechmoc) są z konieczności ograniczone ramami naszego poznania i języka, podobne rzecz może dotyczyć również „istnienia”. Ontoteologia została zakwestionowana przez Heideggera i w tym nurcie można właśnie rozważać zdanie „Bóg nie musi być, aby był” nie tylko jako pobożną mrzonkę, ale jedynie uczciwą w postmetafizyce perspektywę. To podstawa tzw. zwrotu ku teologii w fenomenologii francuskiej (w której także inną ekspresję w związku z tym otrzymuje napięcie między nauką a religią).
Ontoteologia, postmetafizyka, fenomenologia…
Czyli bez doktoratu nie razbieriosz? 😉
Nic dziwnego, że Zanussi stracił masową widownię, a i Kościół chyba też?
Krótko mówiąc, NADAL nie wiemy nic, a spekulacje teologiczne pofrunęły na wysokość niedosiężną dla przeciętnego zjadacza chleba. Czy to Bóg jest za mądry, czy jego owieczki za głupie – w sumie bez znaczenia. Rozmijają się coraz bardziej.