Uniemożliwia ona rozmowę wprost, o ważnych rzeczach. Jest ucieczką od takiej rozmowy – mówi „Tygodnikowi Powszechnemu” Michał Rusinek.
W najnowszym numerze „Tygodnika Powszechnego” o Wisławie Szymborskiej i o ironii Katarzyna Kubisiowska rozmawia w okładkowym wywiadzie z Michałem Rusinkiem, dawnym sekretarzem noblistki, pisarzem, literaturoznawcą, profesorem Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Według Rusinka Szymborska „wagę przywiązywała do przyjaźni z czasów, kiedy jeszcze nie należała do sławnych osób. I najbardziej ceniła tych czytelników i czytelniczki, którzy po spotkaniach autorskich prosili ją o dedykację w starych, zaczytanych wydaniach jej książek. Poświęcała im zawsze nieco więcej czasu i obdarzała nieco szerszym uśmiechem”.
Zwraca też uwagę, że trudne tematy zamieniała w żart, ale do czasu. „Lubiła i ceniła czarny humor. Próbowałem ją zarazić miłością do makabrycznego purnonsensu Edwarda Goreya, genialnego, moim zdaniem, amerykańskiego ilustratora i pisarza, którego dwie książki przetłumaczyłem. Co roku ukazują się kalendarze z jego rysunkami i makabreskami, ale nie są dostępne w Polsce. Zamawiałem je w amerykańskich księgarniach dla siebie i dla niej. Zamówiłem też w 2011 r., zanim zachorowała. Kalendarz dotarł, kiedy wróciła do domu ze szpitala, już ciężko chora. Myślałem, że sprawię nim jej przyjemność. Obejrzała go, ale oddała mi mówiąc tylko: «Już nie»” – relacjonuje sekretarz poetki. – „Śmierć prawdziwa, nieliteracka, własna, była zbyt blisko”.
Rusinek przyznaje, że sam ma „tendencję do nadmiernego posługiwania się ironią i autoironią, a ironia nie pozwala zbudować relacji, nie pozwala na rozmowę wprost, o ważnych rzeczach. Jest ucieczką od takiej rozmowy”. „Ironia przydaje się w literaturze. W życiu – może zaszkodzić”.
„Nadal najlepiej dogaduję się z ironistami, z ludźmi, którzy mają poczucie humoru, którzy nawet jeśli opowiadają o czymś dla siebie bolesnym, to opakowują słowa w autoironię. Gdyby je odpakowali – pewnie bym ich unikał” – mówi literaturoznawca.
Zaznacza również: „Przyjaźnię się z tymi, którzy potrafią pięknie opowiadać, nawet o traumatycznych sprawach. Wzrusza mnie umiejętność rozbrajania patosu żartem. Wtedy zdarza mi się mieć łzy w oczach”.
Przeczytaj też: Jerzy Sosnowski, Bronię ironii
DJ