Nie należę do fanów zimy. Nie lubię śniegu. Nie tęsknię za mrozami. Jednak szkoda, że dawne cztery pory roku znikają z kalendarza, a pierwszą widoczną ofiarą zmian klimatu staje się zima.
Owszem, tegoroczna zima nie dopisała. Była kapryśna. Śnieg padał, ale najczęściej w górach. Na nizinach nie zalegał tak długo jak dawniej. Częściej się topił, chociaż kilka razy odśnieżałem siłą własnych rąk.
W mojej puszczy biały puch sypnął jeszcze kilka dni temu. Potem szybko się przemienił w wodę. Jeszcze zima nie zginęła, tylko ma się coraz gorzej – pomyślałem. Z rana minus dwa i śnieg, a popołudniu kilka stopni na plusie. W tym zmieniającym się świecie my, ludzie, i przyroda, której jesteśmy integralną częścią, łapiemy poważną zadyszkę.
Dolnośląskie jest dziś poligonem, na którym będziemy mogli sprawdzić co stanie się z polskim lasami
Niedźwiedź spać nie może
Zacznijmy od niedźwiedzi. Stary miał mocno spać. Taką piosenkę śpiewali mi rodzice. Teraz jest temu niedźwiedziowi coraz trudniej. Nie dość, że nie ma zim jak dawniej, to jeszcze ludzie nie ułatwiają mu zadania. Niektórzy tną drzewa w Bieszczadach, w strefach gawrowania. Tam niedźwiedzie odpoczywają w gawrach, które moszczą sobie w pniach starych jodeł. Nie przeszkadza to zarządzającym lasami w cięciu. Niedawno zwróciła na to uwagę Fundacja Dziedzictwo Przyrodnicze, która wraz z adwokatką Karoliną Kuszlewicz poszła w imieniu niedźwiedzi do sądu i upomina się o ich prawo do miejsc gawrowania. Bo to, że niedźwiedzie spać nie mogą, nie jest wyłącznie winą zmian klimatu.
Okazuje się, że przeszkadza im w tym odpoczynku człowiek. I to nie tylko wycinając stare drzewa, w których pniu można się wyleżeć i przeczekać burą część roku. Ludzie wysypują – czasem całorocznie – pokarm, którym nęcą dzikie zwierzęta pod ambony, tudzież dokarmiają. Niedźwiedź nie w ciemię bity. Skoro jest pokarm, czemu nie skorzystać z okazji. Idzie sobie na te buraki, kukurydzę, marchew, pieczywo, i pasie się na tym, cokolwiek ten łowczy im przyniesie.
W ten sposób niedźwiedzie oswajają się z obecnością człowieka, a ten uczy dzikie zwierzęta, że właściwie po co iść gawrować, skoro wjedzie fura jedzenia. Potem oglądamy słynne filmiki z Grzesiem, do którego znany leśniczy krzyczy, dlaczego Grzesiu nie śpisz. Na fejsbuku polecą polubienia, PR się zrobi, zaś Grześ ma coraz większy problem.
Ktoś powie – jest coraz cieplej, klimat się zmienia, to i niedźwiedź nie będzie potrzebował gawr. Nic bardziej mylnego. Dopóki zimy są, a w Bieszczadach wciąż jest więcej śniegu niż pod Warszawą, to niedźwiedziom sen jest potrzebny. Osoby badające niedźwiedzie nie mają wątpliwości, że im większa szansa na zimowy odpoczynek, w tym lepszej kondycji są nasze największe drapieżniki.
A co najważniejsze – zimą, w gawrze na świat przychodzą małe niedźwiadki. Nie daj borze [pisownia zamierzona] i ktoś wypłoszy niedźwiedzicę. Porzucone maluchy mogą zginąć.
Łosiom upały nie w smak
Rozpisałem się o tych niedźwiedziach, ale nie tylko one dostają po łapach. Brak surowych zim i podgrzewanie klimatu sprawiają, że i łosiom, tym dużym i majestatycznym żywym skamielinom, moim najulubieńszym gapiszonom, grozi stres termiczny. Otóż łoś jest gatunkiem północnym czy jak to ładnie nazywają fachowcy, borealnym. Natura przystosowała łosia do życia w niskich temperaturach. Komfort termiczny łosia kończy się powyżej 14-17 stopni Celsjusza. Im wyższa temperatura, tym łosiom trudniej.
Owszem próbują się adaptować do zmieniających się warunków, ale jak dowodzą polscy badacze łosi, to co łoś może, to zwiększać swoją aktywność o brzasku i zmierzchu, kiedy jest chłodniej i wtedy więcej żerować. Szukają też w skwarne dni cienia wśród drzew i zakrzaczeń. Jego północnoamerykańscy krewni już wycofują się na północ i kurczy się ich obszar występowania. Być może łoś będzie kolejną ofiarą globalnego ocieplenia w Polsce.
Oczywiście w świecie zwierząt są tymczasowi beneficjenci zmian. Korzyści, które odnoszą niektóre gatunki nietoperzy są tylko pozorne. Pojawiają się nowe gatunki tych ssaków, które zaczęły zimować w Polsce, czego wcześniej nie robiły. Mamy też migrantów klimatycznych na czterech łapach. Zalicza się do nich szakal złocisty. W przeciwieństwie do gatunków inwazyjnych, takich jak norka amerykańska, szop pracz czy jenot, nie trafił do nas za sprawą ludzi. Od wieków występował na południu naszego kontynentu. Wraz ze zmianami klimatu przydreptał o własnych siłach do Polski.
Okazuje się, że moja ojczyzna nie chce widzieć szakala żywego. Poszukiwany jest martwy. Minister środowiska do szakala strzelać pozwolił i nazwał go obcym, który nie będzie nam mieszać w rodzimej faunie. Dziś strzelać do tego zwierzaka można, i nie jest trudno pomylić szakala z wilkiem, uznając chronionego wilka za łownego szakala.
Nawet ci, którzy nie są przeciwnikami łowiectwa, mają naukowe tytuły, podali w wątpliwość tę decyzję. Ile wilków zostało uznanych za szakala? Oficjalnie tego nie wiemy. Zresztą kwestia pomyłek na polowaniach – w ostatnich miesiącach najczęściej mylono żubry z dzikiem, nie bacząc na dość znaczne różnice w rozmiarach – stała się newsem często podawanym w mediach.
Mniej głośno było o zwolnieniu myśliwych z obowiązkowych okresowych badań lekarskich i psychologicznych, co ma wyniknąć z nowelizacji ustawy o broni i amunicji. Sprawa przeszła w Sejmie, a potem trafiła do Senatu. Co dalej? Zobaczymy.
Pożegnanie z sosną
Wróćmy jednak do braku zimy, który daje się we znaki nie tylko zwierzętom. Cierpieć zaczynają drzewa. Globalne ocieplenie zbiera już żniwa wśród sosen, na których zaczęły rosnąć jemioły. Nie tylko na sosnach. Na jodle pojawia się jemioła jodłowa. Zamierają świerki. Trend niepokojący, a za wszystkim stoją coraz mniej mroźne zimy i niski poziom wód gruntowych.
Nieregularność opadów, która jeszcze bardziej nas dotyka po kilku wiekach osuszania i melioracji mokradeł, sprawia, że drzewa są coraz mniej odporne. A jeśli problem dotyczy nawet sosny, to już nie są żarty. Te niekorzystne procesy widać wyraźnie na Dolnym Śląsku. Reszta Polski – niestety – też się ich doczeka.
Dolnośląskie jest dziś poligonem, na którym będziemy mogli sprawdzić co stanie się z polskim lasami. Z drzew, które wydają się radzić sobie najlepiej, należy wymienić klon polny, lipę szerokolistną i graba. Jak bardzo i jak szybko zmienią się polskie lasy, bo zmienią się na pewno, tego jeszcze nie potrafię napisać, ale być może już za mojego pokolenia to zobaczymy. Mądrzejsi ludzie, którzy tym tematem się zajmują, mówią, że lasy będą inne. Spieszmy się kochać drzewa?
Jak na razie pozostaje mi cieszyć się z tego, że tej zimy chociaż trochę śniegu widziałem. Że nie jest jeszcze nudno, a w kraju, gdzie nie zawsze żyje się łatwo, te cztery pory roku sprawiają, że wciąż jest ciekawie. Z wytchnieniem godnym osoby spragnionej wiosny wyczekuję jej przyjścia w kalendarzu.
Za oknem słyszę kolejne gęsi, które lecą na północ. Chociaż żurawie słyszałem i w czasie zimy, to i one cieszą. Jednak i wśród ptaków obowiązują zasady globalnego ocieplenia. Więcej ptaków zimuje, bo jest cieplej. To też sprawia, że zaczynam z niewielką, ale zawsze, łezką w oku wspominać zimę z mojego dzieciństwa, kiedy do krewnych mieszkających na kolonii jechaliśmy saniami w śniegu, który był wyższy niż paroletni autor niniejszego felietonu.
Staram się jednak nie poddawać pesymizmowi i napawać słońcem, coraz dłuższym dniem i skowronkiem, który tak zacnie potrafi popisać się przed publicznością, wzbijając się w niebo. Pięknej wiosny życzę! Czterech pór roku też. Przynajmniej w naszej strefie klimatycznej. Tych z mojego dzieciństwa.
Przeczytaj także: Stare drzewo nie musi ginąć
Nie mam zamiaru się wymądrzać, klimat się zmienia. Zawsze się zmieniał bo nic nie jest dane raz na zawsze. Nie wdaje się polemikę, czy zmiany klimatyczne to sprawka ludzi, czy naturalny cykl. Z pewnością wszystko co żyje na naszej planecie miało i ma wpływ na klimat i działa to we wszystkie strony. Średniowiecze jak twierdzą badacze było bardzo ciepłe. Nic nie chce sugerować. Na niedźwiedziach się nie znam, ale wiem, że przyroda sobie radzi, z nami czy bez nas. Obserwuje łabędzie , kormorany, żurawie i sporo innego ptactwa, którego się niemożliwie dużo u mnie na lęgło, a do ciepłych krajów odlatywać nie chce. To znaczy część odlatuje. Tych co zostają jest coraz więcej. Przyroda jest niezwykle racjonalna i oszczędna w gospodarowaniu zasobami, zawsze jest ich niedobór. Łabędzie, które decydują się zostać zimą, dwa legi odchowują. Te odlatujące jeden, kalkulacja jest oczywista. Krótkotrwałe mrozy nieco dziesiątkują stado, wtedy my ludzie ogłaszamy epidemię ptasiej grypy i dostajemy „rozwolnienia” Ptaki jakoś sobie radzą i bez naszego dokarmiania, choć szkody w uprawach powodują. Pojawiło się na niebie sporo drapieżników, z bielikiem na czele. Jest na co polować i jest co zimą jeść. Przywędrowały jenoty, łasice o lisach nawet wilkach nie wspomnę. Dzików od zatrzęsienia, saren, które wcale się ludzi nie boją, jelonków, bobrów, a wszystkim łatwiej bo zimy łagodne, kłusować się ludziom już nie kalkuluje. Dużo zasług ma kleszczowa propaganda, bo ludziska do lasu boją się chodzić, nawet przydomowe trawniki opryskują. Miśki te rozsądniejsze znajdą legowisko w niedostępnych chaszczach, bo u nich tak jak u ludzi, są mądrzejsze i głupsze osobniki, ale tych ostatnich przyroda nie promuje, co innego z nami, politycy już o to zadbali byśmy zbytnio własnemu rozumkowi nie ufali.