Zima 2024, nr 4

Zamów

Moje życie jest wyludnione. Sąsiedzi widzą we mnie tylko starą kobietę

Fragment okładki książki Kjersti Anfinnsen „Chwile wieczności”

Luki w pamięci są niczym mocne ciosy w twarz, duże fragmenty moich wspomnień zostały oderwane i przepadły, na jakimś etapie pamięta się właściwie tylko to, że jest się strasznie starym.

Fragment „Chwili wieczności”, powieści o rozliczeniu z życiem w późnej starości. Wydawnictwo ArtRage, Warszawa 2023

Czy zdążę zupełnie oślepnąć? Może się tak wydawać. Wkrótce będę musiała się przyzwyczaić do tego, że siedzę bez ruchu i nic nie widzę. Muszę przywyknąć do jeszcze większej nudy. Do znajdowania przedmiotów w ciemnościach. Pieczołowicie liczę stopnie w najbliższym otoczeniu. Ćwiczę chodzenie po schodach z zamkniętymi oczami. Nie mogę się znów przewrócić.

Na razie nadchodząca ślepota objawia się tym, że w polu widzenia pojawia się różowa ściana, która czasem przybiera odcień cynobru. Ściana przysuwa się z boku, potrafi zakryć całą twarz osoby, z którą rozmawiam. Ludzie, krajobrazy, budynki, wszystko zostaje przepołowione. Między kamiennymi blokami tworzącymi ścianę znajdują się zielonkawe i brązowe partie. Czasami cała struktura pulsuje, migocze mi przed oczami i potrafię wtedy pomyśleć z sentymentem, jak piękne bywa niekiedy złudzenie.

Krąg znajomych

Moje życie jest wyludnione. Zostało mi troje żywych ludzi. Rzecz jasna Javiér, Lucinda, która pracuje dla nas w Villa Les Petits Lapins, oraz Michel M., pracujący dla mnie na rue des Thermopyles. Na szczęście starcza mi pieniędzy, by kupić sobie godność i odrobinę towarzystwa. Samotność to jedna z najbardziej odrażających rzeczy na świecie. Człowiek zatraca siebie. W moim otoczeniu nie ma nic, co wcielałoby mnie w szeregi jakiejkolwiek wspólnoty. Sąsiedzi, ludzie w sklepach i innych przybytkach, których jestem klientką, widzą tylko starą kobietę.

– Ej, ślicznotko! – krzyczy na powitanie Michel M., gdy do mnie przychodzi.

Chwile wieczności
Kjersti Anfinnsen, „Chwile wieczności”, Wydawnictwo ArtRage, Warszawa 2023

Potrzebuję Lucindy i Michela M., by aż tak nie odczuwać tej zatraty. Nie wiedzą o sobie nawzajem, dlatego też oboje komplementują mój wygląd i to, jaka jestem zadbana. Lucinda uważa, że tartaletki Michela M. mają wyszukany smak. Michel M. chwali z kolei nowe pantofle i perfumy, które kupiła dla mnie Lucinda.

Przyjmuję to wszystko z wdzięcznością, wypierając jednocześnie fakt, że oboje są świadkami żałosnych domowych wypadków i wszczynanych przeze mnie alarmów. Przez to jestem od nich zależna. A oni przychodzą i wychodzą, jak im się podoba. Obijają się w pracy.

Podejrzewam też, że trochę kradną, w każdym razie Michel M. Zniknęły sztućce, złoty naszyjnik i zapasowy klucz. Nie mam odwagi się z nim skonfrontować, boję się, że mnie porzuci. Poza tym nie jestem pewna czy sama tych rzeczy gdzieś nie zapodziałam albo czy ich nie wyrzuciłam, i po prostu o tym zapomniałam.

Porażka

Michel M. jest chory. Krąży chyba jakiś wirus. Sama gotuję obiad. Aby odczytać przepis, potrzebuję najsilniejszej lupy i dobrego światła. Lupa leży zazwyczaj w środkowej szufladzie kredensu w salonie. Teraz jej nie ma. Nie pamiętam, kiedy używałam jej ostatnio. Pewnie wczoraj. Odkładanie rzeczy na miejsce urasta niemal do rozmiarów zadania przesądzającego o życiu i śmierci.

Luki w pamięci są niczym mocne ciosy w twarz, duże fragmenty moich wspomnień zostały oderwane i przepadły, na jakimś etapie pamięta się właściwie tylko to, że jest się strasznie starym. Poznikały mi gdzieś całe pory roku, zwłaszcza lato. Długa jesień, krótka wiosna, nie wiem już nic poza tym, że czas się rozpuszcza i ginie. Całe kwartały potrafią minąć w okamgnieniu. Przykrą skłonność do błyskawicznego ulatywania miewają szczególnie miesiące ciepłe.

Postanawiam przeznaczyć na szukanie lupy kwadrans. I ani chwili dłużej. Bo tylko się zmęczę i zdenerwuję. Poszukiwania pociągają za sobą to zagrożenie, że się zacznie sprzątać, przypominam to sobie.

– Nie wolno mi tego robić – mówię głośno.

Sprzątanie w moim wykonaniu pociąga za sobą z kolei jeszcze większy bałagan, potłuczone szklanki i beznadziejne roszady, tak że potem niczego już nie sposób znaleźć. To zmarnowany czas.

Po przeprowadzonej spokojnie akcji poszukiwawczej zamawiam jedzenie z dostawą do domu.

Brioszki i crème au chocolat.

Czystka

Prezeska zarządu wspólnoty informuje mnie w specjalnym piśmie o nowych planach dla rue des Thermopyles. Na square Alberto-Giacometti po wschodniej stronie zostanie rozbudowana parcela ogrodowa ze skrzynkami do sadzenia owoców i warzyw, pojawią się tam również nowe hotele dla owadów. Ponadto w okolicy stanie na jakiś tydzień kontener, by wszyscy mogli we właściwy sposób pozbyć się niechcianych mebli i innych większych rzeczy.

Gdy kontener faktycznie staje na dla rue des Thermopyles, dochodzę do wniosku, że powinnam wyrzucić z mieszkania tyle, ile się da. Lampę, robot kuchenny, kilka krzeseł, sparciałe kalosze i tak dalej. W ciągu tygodnia usuwam tyle przedmiotów, że wiele szafek staje się niepotrzebnych.

A to oznacza mniej miejsc, w których trzeba szukać różnych rzeczy.

Osobiście postrzegam to jako duże ulepszenie i dzwonię do prezeski zarządu wspólnoty. Już kilka minut później kobieta stoi w korytarzu ze swoim mężem, niejakim Maurice’em. Zabierają ze sobą wszystkie graty i szafki, a na dodatek jeszcze ciężką komodę z przedpokoju.

Wesprzyj Więź

Gdy misja zostaje zakończona, rozglądam się dookoła. Jakoś nie odczuwam oczekiwanej ulgi ani radości. Uderza mnie, że tylko powiększyłam pustkę wokół siebie. Ale przynajmniej stała się ona bardziej praktyczna.

Przełożyła Karolina Drozdowska

Przeczytaj też: Spychanie w niebyłość. „Momenty” Urszuli Kozioł czytam z zachwytem i melancholią

Podziel się

1
4
Wiadomość

” Na szczęście starcza mi pieniędzy, by kupić sobie godność i odrobinę towarzystwa.” Wróciły jak bumerang wspomnienia z czasu opieki nad teściową. Jesteśmy rodziną wielopokoleniową i o samotności nie było mowy, ale cała reszta. Pierwszy impuls, sięgnąć po tę lekturę, ale jednak nie. Czy mnie będzie stać na kupienie sobie starości? Co ma być to będzie, lepiej już było. Teraz starzy ekscytują się rozdawnictwem władzy, boję się, to się zawsze mści. Im władza więcej rozdaje tym stajemy się biedniejsi.