Może to jest najciekawszy rys Franciszka oraz całego pontyfikatu: nie papież porywający tłumy, a wyraźnie zmęczony wiekiem i sytuacją.
„Nie uważam, że należy oczekiwać od papieskiego nauczania definitywnego lub wyczerpującego słowa na temat wszystkich spraw dotyczących Kościoła i świata” – to zdanie wydaje mi się być może najważniejsze do zrozumienia Franciszka. Pada w adhortacji „Evangelii gaudium”, wydanej kilka miesięcy po wyborze.
Papież z Argentyny zafundował przez ostatnią dekadę wierzącym i niewierzącym całą paletę emocji dotyczących jego osoby. I swoich własnych działań. Od zaskakującego „Dobry wieczór” w pierwszym wystąpieniu, poprzez zauroczenie ludzi bezpośrednim stylem bycia, wewnątrzkościelne osamotnienie (jest takie słynne zdjęcie, gdy Franciszek siedzi sam, a w oddali gawędzą ze sobą biskupi), inspirujące przemówienia i teksty, aż po bezradną modlitwę na skąpanym w deszczu Placu św. Piotra w pandemii i ogromne kryzysy wizerunkowe: przede wszystkim ten związany z Chile i – całkiem niedawno – z wojną w Ukrainie.
Gdy opadł pierwszy entuzjazm, okazało się, że papież nie zmieni gruntownie Kościoła. Po pierwsze – bo nie może (to za duża, zbyt oporna instytucja, by odmieniała ją jednostka), a po drugie: sam działa w obrębie takiego a nie innego systemu (potrafi w dodatku zarządzać nim żelazną ręką). Może też przesuwać akcenty w nauczaniu, ale nie pokusi się o jego gruntowną rewizję (kiedyś w jednym z wywiadów rzucił odnośnie zniesienia celibatu księży: „Któryś następca pewnie to zrobi, ale nie ja…”). Inna sprawa, że – jak się wydaje – reformatorski zapał Franciszka już się wyczerpał…
I może to właśnie jest najciekawszy rys papieża z Argentyny oraz całego pontyfikatu: nie Franciszek porywający tłumy, a wyraźnie zmęczony wiekiem, kondycją i sytuacją. Okazujący zniecierpliwienie. Wypowiadający się na ważne tematy z niespotykaną, łagodnie mówiąc, niefrasobliwością (wyobrażaliście sobie wcześniej, by papież zaczynał wypowiedź od: „jak słyszałem…”?). Swobodą, która okazywała się czasem zwyczajnie nieroztropna.
Tyle że widzę ją dziś jako element większej całości, jego programu, koncepcji zarysowanej w przywołanym na początku cytacie: ten papież naprawdę nie chce być autorytetem w sztywnym rozumieniu tego słowa. I jest w tym konsekwentny (w dodatku potrafi, co wcale nieoczywiste, zrewidować swój pogląd, przyznać się do błędu). Pamiętamy, jak w dyskusji nad sytuacją osób rozwiedzionych zrezygnował z autorytarnych rozstrzygnięć, odkładając linijkę, zostawiając ludziom przestrzeń do decyzji, a teologom – do interpretacji? (Jednocześnie przyznajmy, że robił wyjątki, bywał nieprzejednanie surowy – na przykład wobec zwolenników Mszy trydenckiej).
Ale miało to też drugą stronę medalu: jako człowiek wyzbyty aury wielkiego urzędu mógł się zwyczajnie mylić, nie rozumieć, powiedzieć głupotę (zdarzało mu się to w pierwszych miesiącach wojny w Ukrainie). Ciekawe zresztą, że zapytany jakiś czas temu, jak reaguje na tych, którzy krytykują jego postawę po 24 lutego 2022 roku, odpowiedział tylko coś w stylu: a jak mam reagować? Mają do tego pełne prawo. Dodał nawet (to było do jezuitów): nie brońcie papieża, starajcie się zrozumieć ból tych osób.
Wielu miało i ma z nim problem: w końcu przyzwyczailiśmy się do wizerunku przywódcy, który rozstrzyga sprawy (a w kwestiach geopolitycznych ma, najlepiej, dokładnie takie samo zdanie jak większość Polaków…); który mówi, jak jest; który zawsze ze swoimi diagnozami, przynajmniej we własnym mniemaniu, trafia.
Ten nie zawsze trafia. I w sumie to dobrze. „Ideałów” mieliśmy na tronie Piotrowym na przestrzeni wieków dużo, ludzkich ludzi całkiem niewielu…
Przeczytaj też: Franciszek. Dziesięć nieprzewidywalnych lat
To czego możemy oczekiwać?
Może teraz przydałby się na Tronie Piotrowym znów jakiś włoski arystokrata?
„Genderyzm jest jedną z najgroźniejszych kolonizacji ideologicznych — uważa papież Franciszek. „Genderyzm czyni świat tępym […]. Jest niezwykle niebezpieczny, gdyż likwiduje różnice, a przez to unieważnia człowieczeństwo” — stwierdził.
„Ideologia gender jest obecnie jedną z najbardziej niebezpiecznych kolonizacji ideologicznych, wychodzi bowiem poza sferę seksualną” — powiedział Franciszek w rozmowie z argentyńskim dziennikiem „La Nacion”. Wyjaśnił w niej, że niebezpieczeństwo genderyzmu polega na rozmywaniu różnic i wskazał, że właśnie na „napięciu różnic” polega bogactwo mężczyzn i kobiet oraz całej ludzkości. „To właśnie poprzez napięcie różnic należy wzrastać […], tymczasem genderyzm rozcieńcza te różnice i czyni świat takim samym, tępym, wszystko takim samym” — powiedział Franciszek.” Jędraszewski chyba postawił na dobrego konia.
Niestety, mam wrażenie, że wszyscy hierarchowie czerpią wiedzę o gender z propagandy Putina, a nie z publikacji naukowych.
A może papież Franciszek patrzy z takiej perspektywy?
https://sexchangeregret.com/
Wtedy Jędraszewski powinien się przesiąść na konia na dalekim zachodzie.
Wojtek, poszerz horyzonty.
Errata, miało być: na dzikim zachodzie, a nie na dalekim.
https://www.youtube.com/watch?v=rrslGK0kls4&t=37s
Taka miła studentka dla Ciebie specjalnie karol
zrobiła wywiad z Fr Martin’em (Św.Teresa z Lisieux w tle).
Nadal twierdzisz że Jędraszewski na tego konia postawił?
Publikacji naukowych….. dobre.
Kiedy dziecko idzie do spowiedzi, to jest besztane za drobne niedociągnięcia.
Kiedy Kościół lub jego przedstawiciele nie wykonują swoich obowiązków, to zaraz stają całe armie dowodzące, że „nic nie mogą”.
Hej! Naprzód chłopcy, dziewczęta! DO ROBOTY! DO ROBOTY!
Pozdrawiam.
Ba, dzieci karane są za same myśli.
(Grzeszymy wszak myślą, mową, uczynkiem i zaniedbaniem.)
Widać uczynki i zaniedbania Kościoła nie są aż tak groźne…