Jesień 2024, nr 3

Zamów

Marcinów: Osoba cierpiąca na depresję jest słaba?

Mira Marcinów. Fot. Materiały prasowe

Polacy często wiążą depresję z lenistwem. Wciąż powraca mylne założenie, że osoba cierpiąca na depresję to osoba słaba – mówi „Kulturze Liberalnej” Mira Marcinów, filozofka i psycholożka.

O rozumieniu depresji kiedyś i dzisiaj Tomasz Sawczuk rozmawia w „Kulturze Liberalnej” z Mirą Marcinów, filozofką i psycholożką w Instytucie Filozofii i Socjologii Polskiej Akademii Nauk, autorką książki „Historia polskiego szaleństwa”.

„Melancholia najpierw była używana niezależnie jako synonim szaleństwa – w czasie, kiedy nie mieliśmy jeszcze psychiatrii jako nauki. […] Pod koniec XIX wieku melancholia coraz częściej była zastępowana terminem «depresja». Sama zaś «melancholia» była używana na początku XX wieku na określenie rodzaju psychotycznej depresji starczej” – tłumaczy badaczka.

Zwraca też uwagę, że „większość z określeń, które kiedyś były neutralne albo należały do języka psychiatrycznego, dzisiaj jest pejoratywna. Tak było z czubkami. Jak najbardziej było to neutralne określenie, że ktoś jest czubkiem. Pochodziło to stąd, że leczono się właśnie «u czubków», czyli braci miłosierdzia, bonifratrów” [mieli habity z czubatymi kapturami – przyp. red.]. 

„Czy w przeszłości rozumiano melancholię jako chorobę ciała czy duszy?” – pyta Tomasz Sawczuk. „Pod koniec XVIII wieku, zwłaszcza na terenie Niemiec, miała miejsce debata między podejściem «somatyków» i «psychików». Z jednej strony mamy zwolenników poglądu, że wszystkie choroby umysłowe są tak naprawdę chorobami mózgu. A z drugiej mamy pogląd ludzi zwanych spirytualistami, którzy mówią jasno, że chodzi o problemy duszy. Z tego konfliktu wyłoniła się psychiatria, która miała być przecież czymś odrębnym od neurologii” – odpowiada Mira Marcinów. 

Dodaje też: „Chciałam sprawdzić, jak to było w Polsce w XIX wieku, kto przeważał. Ale okazało się, że ta historia po prostu wciąż się odtwarza, wraca ten dualizm psychosomatyczny, ta binarność. Ten podział jest wciąż bardzo silny. I te skrajne podejścia, mimo że aktualizowane, unowocześniane, wciąż stoją na antypodach, w żaden sposób nie mogą się spotkać”. 

„W ramach badań socjologicznych prowadziłam pogłębione wywiady z Polakami na temat poglądów na zaburzenia psychiczne i bardzo często wracała opinia, że są ludzie zdrowi i chorzy psychicznie, a oprócz tego są ludzie podatni na cierpienie psychiczne. Niestety tych ludzi często określa się wartościującymi pojęciami. Moi rozmówcy mówili o trzeciej grupie, o osobach słabych. I «słabi» to są właśnie ci, którzy nie znajdują siły, żeby wstać, pójść i zrobić. I w tym naiwnym, krzywdzącym podejściu, uważa się, że to u nich pojawia się właśnie depresja. Wciąż powraca mylne założenie, że osoba cierpiąca na depresję to osoba słaba. Ludzie wiążą to na przykład z lenistwem” – zaznacza. 

Wesprzyj Więź

Badaczka przywołuje też psychiatrę Petera Kramera, który pisał, że „lubimy depresję czy stan melancholijny jedynie u pięknych, młodych, wrażliwych i ubranych na czarno. Natomiast nie podchodzimy w ten sposób – «oj, zobaczcie, to jest takie piękne!» – do osób najbardziej zagrożonych depresją i najczęściej popełniających samobójstwa, czyli w tamtym czasie mężczyzn po 65. roku życia”.

Przeczytaj też: Ewa Woydyłło: Możemy się gniewać na pokolenie Z, że sprawia nam zawód, ale najpierw przyjrzyjmy się własnym domom

DJ

Podziel się

1
1
Wiadomość