Mamy aż nazbyt wiele przykładów, nie tylko w Polsce, że prezbiterzy mogą się wykoleić. Nie warto słuchać ich bezkrytycznie.
Wąż rzekł do niewiasty: „Czy rzeczywiście Bóg powiedział: Nie jedzcie owoców ze wszystkich drzew tego ogrodu?”.
Duch wyprowadził Jezusa na pustynię, aby był kuszony przez diabła.
Dlaczego każdy człowiek, w tym Jezus, jest kuszony, czyli wystawiany na próbę? Czemu Bóg pozwolił, aby Adam i Ewa zostali zwiedzeni przez węża? Dlaczego słyszymy o tym na początku Wielkiego Postu?
Wystawiani na próbę zostają ci, którzy są ukochani, wybrani. Próba wiąże się z zaufaniem i posłuszeństwem. Autor biblijny w kuszeniu Ewy i Adama opisał doświadczenie każdego człowieka, szczególnie człowieka wiary. Kuszenie dotyczy tego, aby coś zrobić lub nie zrobić. Aby przekroczyć nakaz Boży. Bóg powiedział, że poznanie dobra i zła zastrzeżone jest tylko Jemu. A wąż przyszedł i to podważył. Pierwszym pytaniem, które rodzi się w związku ze sceną kuszenia jest: „Komu ufam, jakim głosom, jakim natchnieniom i myślom daję wiarę? Czym się kieruję?”. Okazuje się, że jedne myśli prowadzą do szczęścia, inne do nieszczęścia.
Mamy słuchać głosu Boga. Jesteśmy we wspólnocie wiary. Jeden ksiądz to nie cały Kościół. Nie można zrzucać odpowiedzialności na księdza, nie można nie rozeznawać, być dzieckiem we mgle
Ciekawe, że Ewa nie miała obok siebie ani papieża, ani księdza, ani męża, ani mamy czy taty. Była tylko ona i wąż. Był jej rozum, dane im prawo Boże, zmysły, wyobraźnia. Z nikim nie konsultowała, co ma zrobić. Zdecydowała sama. Czy to dobrze czy źle? Może powinna była zawołać Adama i wtedy by nie poszło wężowi tak łatwo?
„Nie jest dobrze, że człowiek jest sam” – to słowa, które Bóg wypowiada jeszcze przed kuszeniem. Człowiek (nie Adam mężczyzna) był sam i nie było to dobre, chociaż wcześniej Bóg powiedział, że człowiek był „bardzo dobry”. Ale pamiętajmy: człowiek jako mężczyzna i kobieta. Człowiek we wspólnocie.
W drugim opisie stworzenia, tym starszym, jest mowa o samotności, w której już kryło się pewne zło. Sam bez Boga, ale też sam bez drugiego człowieka. Tu nie chodzi o małżeństwo, o to, że mężczyzna potrzebuje żony. To coś o wiele bardziej pierwotnego, dotyczącego każdego z nas. Bycie samemu nie jest pisane człowiekowi. Ewa pod drzewem kuszenia jest sama. Przychodzi do niej zwierzę i mówi. Ciekawe. Dotąd można było porozmawiać tylko z człowiekiem.
Jezus był wyprowadzony na pustynię przez Ducha i czterdzieści dni tam przebywał. Jest On nowym Izraelem, który pozostawał czterdzieści lat na pustyni, był kuszony i uległ pokusom. Mateusz nawiązuje do księgi Powtórzonego Prawa 6-8. Dobrze przeczytać sobie te rozdziały na spokojnie. Mowa w nich o trzech pokusach, którym sprzeciwił się Jezus. „Pamiętaj na wszystkie drogi, którymi cię prowadził Pan, Bóg twój, przez te czterdzieści lat na pustyni, aby cię utrapić, wypróbować i poznać, co jest w twym sercu; czy strzeżesz Jego nakazu, czy też nie” (Pwt 8, 2).
Najpierw jest mowa o wybraniu, o miłości Boga do Izraela. Jezus też jest nazwany umiłowanym Synem. Jezus powołuje się na Słowo, na Pisma. Nie na siebie samego.
Komu ufać? Po czym poznać, że ktoś mówi prawdę? W Kościele też ciągle podlegamy kuszeniu. Z wewnątrz Kościoła. Jest zamęt. Coraz więcej ludzi wierzących o tym mówi. Są pełni niepokoju, bo jeden ksiądz mówi to, drugi tamto. I wcale nie chodzi o różnorodność. Możemy w tym samym Kościele głosić to, czego Kościół nie głosi. Czy słuchać księdza we wszystkim tylko dlatego, że jest księdzem? Nie. Czy ksiądz nagle nie może stać się jak wąż? Może.
Mamy aż nazbyt wiele przykładów, nie tylko w Polsce, że w którymś momencie nauczanie prezbitera może się wykoleić, może nie odzwierciedlać tego, czego uczy cały Kościół. Mamy słuchać bezkrytycznie i ufać czy raczej być podejrzliwymi? Albo przestać w ogóle słuchać, co ten lub tamten prezbiter naucza?
Mamy słuchać głosu Boga. Jesteśmy we wspólnocie wiary. Jeden ksiądz to nie cały Kościół. Nie można zrzucać odpowiedzialności na księdza, nie można nie rozeznawać, być dzieckiem we mgle. Jeśli więc czujemy niepokój, gdy prezbiter lub świecki naucza, to znak, że musimy sprawdzić, czy cała wspólnota tak naucza, czy tak naucza Kościół oficjalnie. Trzeba dopytać, poradzić się.
Ksiądz, jak każdy wierzący, też może ulec kuszeniu, pozorom dobra, może manipulować Słowem Bożym, Bogiem. Może kreować Boga na swój obraz i podawać go innym, wykorzystując autorytet i zaufanie innych. Ksiądz to nie Jezus, który nie uległ pokusie. Ksiądz jest narzędziem, sługą, który może być roztropny i „rozdzielać pokarm sługom we właściwym czasie”. Ale może też temu zaprzeczać.
Zamęt, który rodzi się dzięki tak różnemu nauczaniu, jakie słyszymy w internecie i w kościołach, jest wezwaniem do nieustannego wychowania sumienia. Nic nie może stanąć ponad nim. Jeśli sumienie podporządkowujemy bezkrytycznie nauczaniu tego czy tamtego księdza, możemy pobłądzić. Prezbiter naucza po to, by pomagać sumieniu w rozeznawaniu.
Nauczanie Kościoła jest światłem dla naszego serca, ale nie zastąpi sumienia i osobistej odpowiedzialności.
Przeczytaj też: Pytanie „Czy katolik może…?” ujawnia religijność będącą pańszczyzną
Taki trochę Kościół Shrodingera, gdzie trzeba słuchać jego nieomylnych nauk, ale ksiądz przekazując te nauki może się pomylić, więc trzeba kierować się sumieniem, ale sumienia ma kształtować Kościół, którego księża mogą się mylić kształtując sumienia…
No właśnie. Mamy kierować się sumieniem, ale Kościół dodaje, że prawidłowo ukształtowanym. Kto z nas może powiedzieć, że ma prawidłowo ukształtowane sumienie? Kościół na to, że sumienie prawidłowo ukształtowane, to takie, które jest zgodne z nauczaniem Kościoła. W związku z tym można zaryzykować, że to sumienie jest potrzebne rzadko i wyjątkowo, na co dzień wystarczy słuchać Kościoła. Wprawdzie, o ile dobrze rozumiem nauczanie św. Tomasza, to nawet sumienie mylnie ukształtowane ma pierwszeństwo przed konkretnym nauczaniem Kościoła, ale tego w Kościele nie słychać. Można to podsumować starym dowcipem z regulaminu żołnierskiego – punkt pierwszy – przełożony ma zawsze racje. Punkt drugi jeżeli przełożony nie ma racji, to patrz punkt pierwszy. Kiedyś mówiło się, że jak go nie kijem, to go pałą. Ciekawostką jest też to, że Kościół, „jak diabeł święconej wody” unika nauczania o sumieniu, preferując nauczanie o zakazach i powinnościach. Czyżby się bał ukształtowanych sumień, choć niekoniecznie „prawidłowo ukształtowanych” ?
Wojtek, nawiązując do wpisu na temat “spirituales imperatores” zdań pod tym artykułem
https://wiez.pl/2023/02/27/pytanie-czy-katolik-moze-ujawnia-religijnosc-bedaca-panszczyzna/
będę kontynuować tutaj.
Przecież stwierdzenie “spirituales imperatores” (w takim kontekście w jakim zostało wypowiedziane przez Wyszyńskiego, czyli przy święceniach młodych kapłanów) to nie powołanie do jakiejś służby, ale przekazanie władzy, a dokładniej otwarcie możliwości do nadużyć władzy księży względem wiernych. To jedno.
A drugie. To tak jak piszesz fundament wiary, zdaje się esencja tego czym katolicy mieliby się różnić od protestantów, przeistoczenie nie jest tylko symbolem, ale ma być faktyczne[nie chcę dyskutować na temat protestantyzmu, może inni podyskutują z Tobą, podobnie jak nie chcę dyskutować, o tym, że Wyszyński swoje słowa wypowiadał w czasach komuny].
Ale to zestawienie jest powalające. To samo zdanie ma być jak mniemam esencją doktryny i to samo zdanie jest furtką do nadużyć. Tak, dokładnie furtką do nadużyć władzy. W tym jest implicite zawarty nakaz bezwzględnego podporządkowania się temu, który jest “spirituales imperatores”, bo prymat sumienia to już protestanckie bajki.
Niestety jest to doktryna ewidentnie zapraszająca niedojrzałych księży do nadużyć władzy, i jak niby ta doktryna ma być pogodzona z bardzo rozsądnym i odważnym postulatem ks. Dariusza Piórkowskiego
„Ksiądz nie zastąpi sumienia. Nauczanie Kościoła też tego nie zrobi.”?
Cezary Gawryś kiedyś na forum cytował czyjąś wypowiedź, że Kościół to jest organizacja przestępcza. No coż, chyba o nazwie “spirituales imperatores”.
Właściwie czemu nie? Skoro apulijska mafia zwie się Sacra Corona Unita…