„Więź” była katolicką lewicą. Z nadziejami na demokratyzację i pluralizm, ale akceptującą socjalizm – z pierwiastkiem personalistycznym, ale jednak.
„Byliśmy ludźmi, którzy w samotnych poszukiwaniach doszli do postawy, łączącej katolicyzm z przekonaniami socjalistycznymi” – pisali w listopadzie 1956 roku przyszli redaktorzy „Więzi” (Tadeusz Mazowiecki, Janusz Zabłocki, Stefan Bakinowski, Rudolf Buchała, Zygmunt Drozdek, Tadeusz Myślik i Ignacy Rutkiewicz), tłumacząc na łamach „Po Prostu” swoje rozejście z „PAX-em”.
Na chwilę przed wydaniem pierwszego numeru „Więzi” we francuskim miesięczniku „Esprit” ukazał się tekst Andrzeja Krasińskiego (późniejszego redaktora „Więzi”) pod tytułem „Polska Gomułki”. Scharakteryzował w nim sytuację środowisk świeckich katolików w ówczesnej Polsce. Zarzucał im, że politycznie wspierając program Władysława Gomułki, nie podejmują jednocześnie analizy moralnej i ideologicznej sytuacji chrześcijanina w nowym świecie, co – jak wskazywał – jest sprawą pilną. Czytając numery „Więzi” z lat 1958-1960, można sądzić, że to właśnie środowisko tego pisma próbowało taką analizę przeprowadzać i udzielać odpowiedzi na pytania dotyczące chrześcijanina we współczesnym świecie. To była nisza, której – zdaniem redaktorów miesięcznika – nie wypełniały inne pisma świeckich katolików.
Dopiero II Sobór Watykański i katolickie nauczanie społeczne przesłoniły „Więzi” nieco Mouniera i personalizm, a problematyka soborowa stała się wizytówką pisma
„Więź”, zwłaszcza na początku, nawiązywała do personalizmu – myśli francuskiego działacza społecznego, publicysty i filozofa z pierwszej połowy XX wieku, Emanuela Mouniera i środowiska, które stworzył właśnie wokół pisma „Esprit”. Personalizm Mouniera łączył katolicyzm z antytotalitarnym socjalizmem. Mazowiecki w wywiadzie, którego udzielił Annie Karoń-Ostrowskiej, mówił o personalizmie – skupiającym uwagę na osobie ludzkiej, jej wartości i godności – jako o kontrpropozycji do marksizmu. Kontrpropozycji, „ponieważ mówiła o tym, że człowiek nie może być traktowany jako narzędzie, i poprzez tę tezę inaczej można było spojrzeć na problem społeczeństwa, inaczej można je było rozumieć. Jeżeli później została sformułowana teza o podmiotowości społeczeństwa, to było to możliwe właśnie dzięki personalizmowi”.
Wojciech Wieczorek mówił, że Mounierowi wypomina się dzisiaj, iż akceptował komunistyczną rzeczywistość, ale dla autorów „Więzi” najważniejsze było „jego twierdzenie, że osoba ludzka to istota przerastająca historię i że, wobec tego, kategorie czysto historyczne czy też czysto socjologiczne nie wystarczą do wyjaśniania świata i człowieka. Chodziło nam więc nie tyle o lewicowość Mouniera, co o jego personalizm. To był dla nas niezwykle istotny punkt odniesienia wobec wszechobecnej, agresywnej indoktrynacji przez ideologię marksistowską”.
Można by porwać się na stwierdzenie, że dopiero II Sobór Watykański i katolickie nauczanie społeczne przesłoniły „Więzi” nieco Mouniera i personalizm, a problematyka soborowa stała się wizytówką pisma.
Cezary Gawryś, który do redakcji dołączył w 1976 roku, jeszcze w latach 70. jako czytelnik postrzegał jednak „Więź” jako pismo antysystemowe, antytotalitarne, właśnie przez odwołania do personalizmu Mouniera. – W Mounierze widziałem człowieka, który się opowiadał za najwyższą wartością osoby ludzkiej w życiu społecznym, osoby, która jest wolna, która jest zakorzeniona we wspólnocie, i która jest otwarta na transcendencję. I w związku z tym odbierałem personalizm Mouniera w naszym kontekście jako ruch antytotalitarny. Natomiast już nie zwracałem uwagi, nie doceniałem tego, co liczyło się zapewne w latach 50. i 60., że był to katolicyzm i ruch jednak lewicowy, to znaczy ruch, który akceptował konieczność reform społecznych, który opowiadał się w pewnym sensie za przebudową społeczeństwa, którą podejmowali komuniści – wspomina Gawryś.
Gdyby zapytać, co było mocniejszym akcentem wyjściowym – personalizm czy socjalizm, to raczej trzeba wskazać wartości, jakie ludzie „Więzi” widzieli w socjalizmie i jego projekcie społeczno-gospodarczym. Lektura Mouniera tylko potwierdzała im tę drogę. W widzeniu potrzeby ewolucji systemu „Więź” spotykała się z „Po Prostu”, ale marksistami – w opinii Wieczorka – ludzie „Więzi” nie byli. Nawet na samym początku.
„Więź” przez pierwsze lata eksponowała pozytywną ocenę wartości socjalistycznych, uznawała przemiany społeczne po 1945 roku, za per saldo pozytywne. Na przykład „Tygodnik Powszechny” nie złożył nigdy w tej sprawie tak jasnych deklaracji.
„Więź” była lewicą Znaku. Z nadziejami na demokratyzację i pluralizm, ale akceptującą socjalizm – z pierwiastkiem personalistycznym, ale jednak. W tekście odredakcyjnym z lutego 1960 roku, czytamy: „Twierdzenia, że socjalistyczny kierunek rozwoju Polski jest jedyną drogą do zapewnienia narodowi i jednostce trwałej poprawy losu, nie rozumiemy jako godzenia się z koniecznością, której się nie da uniknąć. Socjalistyczny kierunek rozwoju społeczno-gospodarczego walor swój czerpie nie tylko z tego, że jest kierunkiem obecnie w Polsce zwycięskim, ale z tego przede wszystkim, że góruje nad innymi propozycjami politycznymi tym, że perspektywę poprawy ugruntowuje na strukturalnych podstawach, a nie na sytuacjach koniunkturalnych”.
Redakcja pisała, że trwałą poprawę warunków życia „przynieść może w naszym przekonaniu tylko postęp w socjalistycznym rozwoju społeczno-gospodarczym Polski. Jest to jedyna droga do trwałej poprawy naszego losu zbiorowego, a w konsekwencji i indywidualnego. Innej drogi nie ma”. Opowiadano się za zwiększoną aktywnością obywateli w życiu społecznym w duchu Października, postęp – według redakcji – mógł dokonać się „przede wszystkim poprzez integrację społeczeństwa w nowych formach życia, zwiększającą udział i wpływ jak największej liczby ludzi na życie gospodarcze i społeczne”.
Tym artykułem „Więź” wywołała burzę w środowisku Znaku. „Tygodnik Powszechny” uważał taką deklarację polityczną za zbyt daleko idącą w uznaniu socjalizmu, podobnie widział sprawę Jerzy Zawieyski. Janusz Zabłocki wspomina w dziennikach, że tekst przekazali Zawieyskiemu jeszcze w maszynopisie, licząc na jego uwagi. Ocena była ponoć druzgocąca – tak się już wtedy, według Zawieyskiego, nie pisało.
„Tygodnik Powszechny” co miesiąc ogłaszał na swoich łamach nowy numer „Więzi” – numeru lutowego z artykułem „O prąd społecznego zaangażowania” nie ogłosił. Pismo Jerzego Turowicza uważało, że socjalizm trzeba z konieczności przetrwać, „Więź” chciała – w początkowym okresie swojego istnienia – socjalizm zmieniać, ale „od wewnątrz”.
Przeczytaj także: „Więź” – świetne słowo! Jak Tadeusz Mazowiecki założył czasopismo