Zima 2024, nr 4

Zamów

„Tár”, czyli szczur. Nowy film z Cate Blanchett to opowieść o brutalnym końcu epoki

Cate Blanchett w filmie „Tár”, reż. Todd Field, USA 2022. Fot. Materiały prasowe

Dzieło Todda Fielda tylko z pozoru dotyczy relacji artystki do tworzonej przez nią sztuki. Ważniejsze okazuje się ukazanie pułapek kultury unieważnienia.

Kończy się pandemia COVID-19 – czas, delikatnie mówiąc, dokuczliwy dla wielu grup społecznych, również dla artystów żyjących z koncertów czy spotkań z publicznością. Lydia Tár (wspaniała Cate Blanchett) może w końcu ruszyć z projektami. Jest bardzo utalentowana. Wirtuozersko gra na fortepianie, skończyła etnomuzykologię. Zostaje pierwszą w historii kobietą na stanowisku dyrygenta Filharmonii Berlińskiej. Wydaje się, że jej kariera, po kilku latach zawieszenia, za chwilę ruszy pełną parą.

Pod imieniem

Łatwo odbierać Tár jako osobę, która ciężką pracą korzysta z przywilejów przyjętej roli. Jako wykładowczyni może w wyniosły sposób pouczać studenta, że jego ambiwalentny stosunek do twórczości Jana Sebastiana Bacha jest mocno passe. Dyrygując, pozwala sobie na wiele, chce w końcu namacalnie doświadczyć perfekcji. Od bycia boginią dzieli ją dosłownie jeden wirtuozerski koncert, na którym przedstawi swoją interpretację utworów Mahlera. I właśnie w tym najbardziej newralgicznym momencie otrzymuje od swojej byłej studentki i kochanki przesyłkę: powieść Vity Sackville-West „Wyzwanie”.

Jeśli odczytamy nazwisko bohaterki Blanchett wspak, otrzymamy… szczura („rat”). Nagle kolejne wydarzenia ukazane w filmie zaczynają nabierać sensu

Michał Chudoliński

Udostępnij tekst

Widzimy scenę, w której dyrygentka wyrywa stronę tytułową książki, zawierającą dedykację. Zaraz potem Lydia zapisuje na kartce imię dawnej miłości, której po rozstaniu uniemożliwiła karierę. Następnie zmienia szyk poszczególnych liter. Z „Kristy” wyłania się „zagrożenie” („Risk”).

Myślę, że w tej scenie dostajemy klucz do zrozumienia całej opowieści i jej tytułu. Jeśli odczytamy nazwisko bohaterki Blanchett wspak, otrzymamy… szczura („rat”). Nagle kolejne wydarzenia ukazane w filmie zaczynają nabierać sensu.

Życie wyśnione

Większość z nas podejmuje w codziennym życiu role wynikające z relacji z drugim człowiekiem. Lekarz ratuje życie. Prawnik dba o interesy klienta, występując przed sądami i urzędami, broni również przed społecznym ostracyzmem. Polityk (przynajmniej tak być powinno) reprezentuje interesy wyborców na większym forum. Bywa jednak i tak, że człowiek wyobrazi sobie swoją rolę w społeczeństwie, która – brutalnie rzecz ujmując – nie jest, przynajmniej pozornie, nikomu potrzebna. Bycie pisarzem, artystą, twórcą filmowym, game devem wynika czasami z tego, że coś sobie ubzduramy, a to w wyniku pochlebstw otoczenia, a to z podszeptów niedowartościowanego ego.

Postawmy sprawę jasno: Lydia Tár stworzyła siebie jako kompozytorkę dawno, dawno temu. Ona tego zwyczajnie chciała. Nie było to kwestią jedynie samego talentu, bardziej specyficznej osobowości. Ambicji. W środowiskach filharmoników kobieta jako dyrygent to w końcu niezwykła rzadkość.

Shirley Walker, autorka niesamowitej muzyki orkiestrowej do „Batman: The Animated Series” podkreślała, jak trudno było jej osiągnąć uznanie w społeczności organizowanej przez setki lat za sprawą mężczyzn. Ciężka praca to zaledwie połowa sukcesu w tym fachu. Resztę stanowi łut szczęścia i poziom kompromisów, zawodowych i etycznych, na jakie można sobie pozwolić, by osiągnąć cel. To znamienne zwłaszcza dla środowisk artystycznych, gdzie obiektywna ocena w zasadzie nie istnieje, a dużą rolę w powodzeniu odgrywają koleżeńskie koneksje albo poparcie wpływowych osobistości.

Porządek ludzki

„Zjednujcie sobie przyjaciół pieniędzmi niesprawiedliwego świata, aby – gdy czas pieniądza przeminie – przyjęli was do wiecznych przybytków. Człowiek wierny w najdrobniejszej sprawie wierny jest i w wielkiej, ten jednak, który w najdrobniejszej jest niesprawiedliwy, niesprawiedliwy jest i w wielkiej. Jeśli więc w zarządzaniu pieniędzmi tego niesprawiedliwego świata nie okazaliście się wierni, kto wam powierzy to, co prawdziwie cenne? I jeśli w cudzym nie okazaliście się wierni, kto wam da to, co dla was odłożone?” (Łk 16, 9-12).

Ewangeliczną przypowieść o złym zarządcy, abstrahując od komentarzy kościelnych, można by odczytywać jako pochwałę nieuczciwości. W świecie, w którym sprawiedliwość jest konstruktem zależnym od władzy – by odnieść sukces, trzeba grać w grę ustanowioną przez mających wolę mocy i wpływ na rzeczywistość.

W „Tár” główna bohaterka sugeruje, że casus potraktowania przez nią byłej uczennicy nie był jedynym przypadkiem jej moralnie wątpliwego zachowania. Czyniła to jednak zawsze niejako za przyzwoleniem swoich mistrzów, którzy wcale nie byli lepsi. W prywatnych rozmowach przyznają, że tylko szczęśliwy traf sprawił, iż prawda nie wyszła na jaw. Każdy wiedział, czym ma pobrudzone ręce…

Kokon bezpieczeństwa środowiska – solidnie umocowany dodatkowo przez intymną relację Lydii z żoną, jej koncertmistrzem – pozwala dyrygentce funkcjonować przez lata i tworzyć. W filmie pada sugestia, że Tár cierpi na nerwicę natręctw, popychającą ją do szaleństwa. Przypomina to przypadek tancerki odgrywanej przez Natalie Portman w filmie „Czarny łabędź” Darrena Aronofsky’ego. Różnica pomiędzy obiema postaciami polega na tym, że Lydia nie chce się utożsamić ze swoim jungowskim cieniem, ani tym bardziej go zniwelować. Robi to za cenę swoich korzeni, co pokazuje scena spotkania z bratem – okazuje się, że są dla siebie zupełnie obcymi ludźmi.

Tworząc, kompozytorka jest niejako linoskoczkiem przechadzającym się między jawą a fikcją, swoimi wyobrażeniami a rzeczywistością. Zemsta Kristy, będąca efektem odrzuconych uczuć, niszczy świętą dla Lydii równowagę. Sprawia, że pod pretekstem ratowania własnej skóry zaczyna popełniać błędy. Nie wie jeszcze, że kopie swój grób…

Wojna będąca rewolucją

Przeczuwając, że wcześniej czy później prawda wyjdzie na jaw, bohaterka zaczyna popadać w lęk graniczący z paranoją. Zachowuje się niczym skryty w tytule gryzoń. Świadczy o tym mowa ciała Cate Blanchett, perspektywa i ustawienie kamery ukazującej apartamenty kompozytorki, po których przemieszcza się skrycie i jakby z boku. Boi się, bo w głębi duszy wie, jak wiele ma do stracenia, że fundamenty jej sukcesu zależą w dużej mierze od otoczenia, dobrych opinii innych muzyków. Wciąż jeszcze istnieje, bo ma legitymizację środowiska. Wszak ręka rękę myje. Jak to u szczurów.

Dla zwolenników kultury unieważniania (cancel culture) to nie do pomyślenia. Przez Harveya Weinsteina i przeróżnego rodzaju skandale na tle obyczajowym młodzi ludzie wytworzyli ruch mający za zadanie „wyczyścić” sferę kultury i opinii publicznej z osobowości, które stanowią dla nich miano „zatrutych jabłek”. Dla nich Lydia Tár jest przejawem obłudy i hipokryzji, który należy usunąć z wszelkich rejestrów. Ironia losu polega nie tyle na nieznajomości kontekstu sytuacji, w jakiej znalazła się dyrygentka (szantażu wynikającego co prawda z jej przewinienia, ale potem zgrabnie manipulowanego przez montaż w social mediach), a na tym, że unieważnianie istniało u zarania dziejów jako oddzielanie w instytucjach ziaren od plewi.

Wcześniej po prostu przekreślano osoby w ramach systemu. Dziś unieważnia się je absolutnie, co ma swoje źródło w przemianach cywilizacyjnych i smutnej, ale prawdziwej konstatacji, że wiele środowisk akademickich i artystycznych przypomina (nie tylko w Polsce) folwarki zarządzane przez starszyznę. Ta zaś wymiera, nie pozostawiając po sobie następców tylko i wyłącznie dlatego, że jest zbyt mocno zajęta myśleniem o sobie.

Co po ukrzyżowaniu?

Lydia Tár w sposób niejednoznaczny zostaje stygmatyzowana dla dobra zachowania trwałości instytucji. Choć wie, że straciła twarz, i tak odgrywa się na tych, którzy korzystają z sytuacji – mężczyznach pragnących podkraść jej pomysły.

Reżyser Todd Field ukazuje, że co prawda kultura unieważnienia czyniona jest rękami młodych, nie mających jeszcze zapewnionej przyszłości, ale jakimś zrządzeniem losu korzyści z ich świętej krucjaty czerpią dokładnie ci sami, których chcą unieważnić. Wystarczy mechanizm kozła ofiarnego, o którym swego czasu błyskotliwie pisał René Girard.

Tár, jak gryzoń, ucieka przed linczem do świata innej kultury, gdzie nikt jej nie zna. Płaci ogromną cenę za wygnanie, ale daimion, głos natchnienia, nie może dać jej spokoju. Planuje się odegrać. Zaczyna wszystko od zera, występując na specyficznym koncercie.

Ostatnie minuty filmu nie są jedynie przesłanką mającą ukazać, że granica między kulturą wysoką a popularną dzisiaj nie istnieje. Oto co mówi pewna postać z popkultury, gdy Lydia rozpoczyna dyrygować orkiestrą:

„Siostry i bracia Piątej Floty, nadszedł czas. Moje pożegnanie będzie krótkie. Nigdy nie byłem zbyt wymowny. Jeśli ktoś z was stracił nerwy, to odejdźcie teraz i niech nikt was nie ocenia. Kiedy wejdziecie na pokład statku, nie będzie odwrotu. Następną ziemią, na której staniecie, będzie ziemia Nowego Świata. Jeśli kogoś z was ogarnął strach, to odejdźcie i nie pozwólcie nikomu was osądzać”.

Wesprzyj Więź

Słowa te stanowią przestrogę – zmiany sprawiły, że sytuacja stała się nieodwracalna. Podziały, polaryzacja i poczucie niesprawiedliwości powodują, że to, co miało być sprawiedliwym nowym otwarciem, będzie w rzeczywistości rewolucją francuską lub październikową XXI wieku. Świat, jaki znamy, zostanie zastąpiony rzeczywistością bez hierarchii, gdzie nie ma podziału na „święte” i „karnawałowe”.

Zmanipulowana horda już nadchodzi. I nie weźmie jeńców. To przecież kwestia życia i śmierci…

Przeczytaj też: „Duchy Inisherin”. Życie z oddechem daremności

Podziel się

1
Wiadomość