Im uważniej studiujemy kościelną historię, tym bardziej widać, że sformułowania „ani jedna jota nie zmieni się” nie można rozumieć dosłownie. Nauczanie i dyscyplina ewoluowały, podlegały korektom. A jeśli tak, to nie ma nic tragicznego w dyskutowaniu nad nimi dzisiaj.
Mówi mu Jezus: Ja jestem drogą i prawdą, i życiem (J 14,6)
Gdy dyskutujemy o aktualnej sytuacji chrześcijaństwa w jego wersji rzymskokatolickiej wielu wyraża pragnienie zmian, ale też wielu innych właśnie tych zmian się obawia. Jedni czują się zmęczeni starymi schematami myślenia i funkcjonowania. Dla drugich te schematy stanowią o poczuciu bezpieczeństwa. Tęsknota za przewietrzeniem i przemeblowaniem duchowego domu zderza się z lękiem, że dom utraci swój charakter i tożsamość. Zresztą czy Biblia nie wskazuje na konieczność „walki o wiarę tylko raz (hapax) przekazaną” (por. Jud 1,3)?
Wierzyć jak Abraham
Jednak Biblia kreśli też wizję wiary będącej wędrówką w głąb Objawienia, które okazuje się darem relacji z Bogiem i poznania Go w doświadczeniu interakcji. Odpowiedź Abrahama (patriarchy wierzących) na zaproszenie do tej relacji była jednoznaczna z podjęciem wyzwania drogi w nieznane. „Wyszedł, nie wiedząc, dokąd idzie” (Hbr 11,8). Abrahamowe tułanie się (por. Pwt 26,5), pełne nasłuchiwania głosu Przewodnika, stało się ewidentnie wzrastaniem w poznaniu Boga (por. Kol 1,10). Bóg dał mu się poznawać w całej przygodzie jego życia.
Biblijnie rozumiana wiara w Chrystusa jest nie tyle żywieniem przekonań, ile raczej poleganiem na Osobie
Ta prawidłowość obowiązuje zawsze. Słuchając Bożych słów i reagując na nie, trzymając się ich i dając się nimi inspirować, uczymy się dróg Pana (por. Ps 25,4), właściwego sposobu egzystowania. A doświadczając Bożych oddziaływań na nasze życie i rozpoznając je smakujemy i poznajemy, jak Pan jest dobry (por. Ps 34,9). Wiara to ciągły dialog ze Słowem Boga i przyjaźń z tym Słowem. To życie Słowa we mnie i moje życie w Słowie.
Podróż w głąb Słowa
Przy tym Słowo, jak wiemy, okazuje się ostatecznie tylko jedno. Jest nim wieczny Syn – ekspresja Boga, odcisk Jego istoty (por. Hbr 1,3), który ucieleśnia się wśród nas (por. J 1, 4), żeby dokonać wykładni (exegesis) tajemnicy charakteru Ojca (por. J 1,18; 17,6). Uczeń Ewangelii dowiaduje się, że wszystkie słowa Pism pozostają świadectwem o tym jedynym Słowie (por. J 5,39), a całe nauczanie chrześcijańskie sprowadza się do głoszenia Chrystusa (por. Flp 1,15-18). Tak więc wiara „tylko raz przekazana” to relacja z żywym Jezusem – takim, jaki jest – „wczoraj i dziś, i ten sam na wieki” (Hbr 13,8).
Lecz właśnie Jezus mówi w Ewangelii, że posłany przez Niego od Ojca Duch Prawdy „poprowadzi nas w całą prawdę” (J 16,13). Chrystus-Prawda pozostaje niezmienny. My jednak wciąż poruszamy się w głąb całej Pełni, jaka w Nim mieszka (por. Kol 1,19) – „aż osiągniemy wszyscy jedność w wierze i poznaniu Syna Bożego” (Ef 4,13). Krótko mówiąc, Prawda, która nam się jawi, jest zarazem drogą (por. J 14,6). To normalne, że nasze rozumienie Boga (którego Jezus jest odbiciem) oraz Bożych ścieżek (których jest żywym objaśnieniem) ewoluowało w historii i ewoluuje dziś.
Ewangelia na wieki
Czytamy w Nowym Testamencie: „wypowiedź Pana trwa na wieki. A jest nią ogłoszona wam Dobra Wiadomość” (1P 1,25). Ewangelia się nie zmienia, lecz warto pytać, czy nie mylimy jej z naszymi – nieraz ważnymi i godnymi uwagi – komentarzami oraz wnioskami wyprowadzonymi z przesłania o Chrystusie? W wierze obowiązuje zarówno nakaz trzymania się apostolskich tradycji, przekazanych ustnie lub pisemnie (por. 2Tes 2,15), jak i przestroga przed zastępowaniem słów Bożych tradycjami starszyzny (por. Mk 7, 5.8). Nie wszystko, co tradycyjne, stanowi skarb wiary. Bywają tradycje utrudniające wędrówkę w głąb Słowa, a nawet toksyczne, zatruwające relację z Nim.
Podcast dostępny także na Soundcloud i popularnych platformach
Skoro chcemy się trzymać Ewangelii, czy nawet jej bronić, potrzebujemy jasnej świadomości, co nią jest. Jak w istocie brzmi Dobra Wiadomość? Fundamentalne i niezmienne nie są ani systematyczne opracowania teologii, ani zbiory kościelnych reguł, przepisów rytualnych czy rozbudowanych wykładni moralności. To wszystko ma swą wartość i swoją rolę, lecz jest jedynie owocem odczytywania słowa Chrystusa (por. Kol 3,16) w konkretnych uwarunkowaniach historycznych i kulturowych.
Tym, co wieczne, nie są też poszczególne wypowiedzi biblijne, lecz istotna treść przesłania Jezusa i przesłania o Jezusie. Przyglądając się uważnie, jak sam Chrystus i Jego apostołowie odczytują Pierwszy Testament, widzimy, że fundamentalizm nie ma racji bytu w świetle Ewangelii.
Co jest Ewangelią?
A Ewangelia to najpierw nowina, że królowanie Boga (czyli odzyskanie zbłąkanego świata) przybliżyło się w osobie Jezusa (por. Mk 1,15). Następnie, że „Bóg w Chrystusie jednał ze sobą świat, nie zaliczając ludziom ich wykroczeń i składając w nas słowo pojednania” (2Kor 5,19). To wiadomość, że Stwórca z własnej inicjatywy, z bezmiaru czystej życzliwości (łaski), ofiaruje swą bliskość niewdzięcznym i złym (por. Łk 6, 35), ponosząc koszt tej bliskości – zderzenie swego serca ze zbłądzeniem świata (por. J 1,29). Że zmienia zabójstwo Posłańca pojednania w przymierze krwi z odrzucającymi Go. Że budząc Syna ze śmierci odwraca nieodwracalne i zanurza nas w kąpieli Ducha odrodzenia (por. J 1,33; 3,6-7). Oraz że Słowo pojednania – Chrystus, który nie sądzi, lecz ratuje (por. J 3,17) – mieszka w tych, którzy Mu zaufają.
Tak, Ewangelia to Dobra Wiadomość Bożej łaski (por. Dz 20,24) o tym, że „nic ani nikt nie zdoła nas oddzielić od miłości Bożej w Chrystusie Jezusie” (Rz 8, 39). To także uzmysłowiony nam w Synu Człowieczym „smak” charakteru Boga oraz ucieleśniona w Nim reguła bycia Bożym dzieckiem. Chrystus to żywa teologia i wcielone przykazanie miłości.
Biblijnie rozumiana wiara w Chrystusa jest nie tyle żywieniem przekonań, ile raczej poleganiem na Osobie. Naśladowanie Go to nie tyle pilnowanie litery przykazań, ile raczej przeżywanie Chrystusowego usposobienia, Jego „ducha” – dzięki prowadzeniu przez Ducha Świętego (por. Rz 8,14).
Tym, co niezmienne w dziedzinie wiary, pozostaje więc lekcja, którą stanowi sam Jezus Ewangelii, studiowany i praktykowany w ramach szkoły, której dał początek. Empatyczne odnajdywanie się w tej szkole – w Ekklēsii, Gminie Zwołanych, Kościele – jest istotne dla wierności Jezusowi. Warto jednak pamiętać, że „trwanie w nauczaniu apostołów i wspólnocie, łamaniu Chleba i modlitwach” (Dz 2, 42) od początku przyjmowało zróżnicowane formy. Kształt kościelnych struktur ewoluował. Nie zawsze w dobrym kierunku.
Mozolne odrabianie lekcji
Pismo gwarantuje czuwanie Pana nad Ekklēsią (por. Mt 28,20) i niebiańską sankcję dla decyzji jej starszyzny (por. Mt 16,19; 18,18). Zwróćmy jednak uwagę, że jednocześnie pokazuje możliwość przemiany obdarowanego kluczami królestwa w szatana oraz przeszkodę (por. Mt 16,23). Zainfekowanie myśleniem nie po Bożemu wyraźnie daje o sobie znać we wtłoczeniu wspólnoty równych sobie sióstr i braci w schemat społeczności stanowej i klerykalnej piramidy – wbrew dobitnemu nauczaniu Jezusa, że w Jego szkole nie ma miejsca na nierówności i autorytaryzm (por. Mt 23,8-10; Mk 10,42-44).
Obecne starania o synodalność Kościoła są powracaniem do źródeł, do mentalności poświadczonej w Dziejach Apostolskich. Czytamy tam o Piotrze tłumaczącym się przed wspólnotą (por. Dz 11,1-18) i o podejmowaniu decyzji wspólnie przez apostołów, starszych i całą Ekklēsię (por. Dz 15,22).
Także w odniesieniu do kwestii doktrynalnych i dyscyplinarnych zarówno Biblia, jak i historia Kościoła świadczą o dynamice poszukiwań i odwadze zmian. Wspomniana decyzja z Dziejów Apostolskich dotyczyła rezygnacji z uświęconego znaku przymierza w postaci obrzezania, co oznaczało akceptację relatywizującej prawo Mojżeszowe teologii Pawła, outsidera spoza grona Dwunastu (por. Ga 1,1.15-17).
Ponad dwa stulecia później Sobór Nicejski zdecydował się na śmiały krok, sięgając w swym określeniu Chrystusa po filozoficzny termin homoousios (współistotny), zamiast pozostać (jak chciało wielu) przy słownictwie wyłącznie biblijnym. W zmaganiu z arianizmem, operującym również biblijną nomenklaturą, konieczna okazała się zmiana języka, żeby zachować sens przesłania o Synu Bożym.
Prymat Ducha nad literą
Im uważniej studiujemy kościelną historię, tym bardziej widać, że sformułowania „ani jedna jota nie zmieni się” (por. Mt 5,18) nie można rozumieć dosłownie. Nauczanie i dyscyplina ewoluowały, podlegały korektom. A jeśli tak, to nie ma nic tragicznego w dyskutowaniu nad nimi dzisiaj.
Był na przykład czas, gdy za pewną i niezmienną (gdyż biblijnie uzasadnioną) uważano doktrynę potępiającą pożyczanie pieniędzy na procent. Był też czas, gdy nauka Kościoła nie zezwalała na sekcję zwłok, ze względu na głoszoną w Biblii godność ciała ludzkiego. Co więcej, jeszcze przed drugą wojną światową teologia katolicka potępiała naturalną regulację poczęć, uznając podejmowanie współżycia w dni niepłodne za sprzeciw wobec Boskiego prawa…
Zmiany stanowiska w tych kwestiach nie wynikały z lekceważenia Prawdy, lecz z dojrzewania świadomości jej uczniów. Dojrzewało pojmowanie relacji między wiarą a rozumem, dojrzewała refleksja w obszarze wiary. Logika Nowego Testamentu uczy prymatu Ducha Słowa nad literą Pism, więc tym bardziej nad literą komentarzy do nich. „Bo litera zabija, a Duch tworzy życie” (2Kor 3,6).
Ten Duch, który prowadzi w głąb Rozumnego Słowa (Logosu) obecnego w naturze oraz otwierającego dla nas serce w Ewangelii. Duch, którego słuchanie w sobie i innych stanowi esencję synodalności.
Tekst ukazał się pierwotnie na stronie na stronie wiam.pl
Przeczytaj też: Gdzie w Ewangelii Jezus mówi, żeby Jego uczniowie stworzyli system feudalnych zależności? Rozmowa z Markiem Kitą