W ostatniej powieści Hermanna Hessego główny bohater widzi, że zakon, na którego czele stoi, zajmuje się sobą, zamiast towarzyszyć światu. Mistrz decyduje się więc na szokujący krok: abdykację… Brzmi znajomo?
Czy wiecie, jaka była ulubiona potrawa Josefa Ratzingera? A wino? Preferował góry czy morze? Miał prawo jazdy? Który kolor lubił najbardziej? Kto był jego ulubionym pisarzem? Którą książkę zabrałby na bezludną wyspę? Dlaczego lubił Genueńczyków? Którego zespołu muzycznego słuchał najchętniej? I tak dalej… Jedno z tych nieco tabloidowych pytań wymaga zatrzymania się. Kto wie, czy odpowiedź nie zaważyła na przyszłości papiestwa i Kościoła.
Peter Seewald w biografii „Benedykt XVI. Życie” odnotowuje, że ulubionym pisarzem papieża był Hermann Hesse, niemiecki noblista z 1946 roku. Powieść pod tytułem „Siddhartha”, obok „Wyznań” św. Augustyna, Ratzinger zabrałby ze sobą na bezludną wyspę. Z kolei „Wilk stepowy” oraz „Gra szklanych paciorków” to jego ulubione książki. Ratzinger niezwykle cenił Hessego: w jednej z wypowiedzi wymienia go jednym tchem obok Dostojewskiego.
Domniemany archetyp
Na rok przed abdykacją Benedykta XVI ukazała się w Polsce dziwna książka. Wydana w niewielkim nakładzie własnym sumptem przez autora i dystrybuowana chyba jedynie na Allegro. Autor to Andrzej Kowzan, dziennikarz katolicki, w przeszłości związany z tygodnikiem „Ład”, wydawanym jeszcze w czasach PRL przez koncesjonowane stowarzyszenie katolików. Pozycja nosi tytuł: „Joseph Ratzinger. Gra szklanych paciorków”.
Oprócz powszechnie znanych faktów z działalności Ratzingera sprzed wyboru na papieża, Kowzan zamieszcza kilka niszowych i ciekawych informacji. Na przykład wymianę zdań w przerwie posiedzenia Kongregacji Nauki Wiary z franciszkaninem o. Leonardem Boffem, czołowym teologiem wyzwolenia.
Kongregacja prowadziła przesłuchanie badające ortodoksyjność teologa. Popijając kawę, Ratzinger zauważa: – Habit wygląda na ojcu doskonale. To również sygnał dla świata (…). Widząc ojca w tym habicie, ludzie dostrzegają oddanie i cierpliwość. Rozumieją, że pokutujecie za grzechy świata. Boff: – Świat niewątpliwie potrzebuje znaków świadczących o istnieniu innej rzeczywistości, ale to nie habit jest takim sygnałem, lecz ludzkie serce. Ratzinger: – Serca nikt nie widzi, a ludzie muszą coś zobaczyć. Boff: – Tak, ale habit jest sygnałem siły. Gdy wsiadam do autobusu, ludzie ustępują mi miejsca, mówiąc: siadaj, ojcze, a przecież to my powinniśmy być sługami.
Druga część tytułu książki – „Gra szklanych paciorków” – to także tytuł ostatniej wielkiej powieści Hermana Hessego. Skąd u Kowzana powiązanie kardynała z tą konkretną książką? On sam wyjaśnia to następująco: „W powieści Hesse stworzył postać będącą archetypem Ratzingera – jest nią Magister Ludi (Mistrz Igrzysk) – Josef Knecht. (…) uczy się widzieć drogę swojego życia jako odbicie biegu historii, dokonuje wyboru między życiem czynnym a duchowym, między vita activa i vita conteplativa. Staje się mistrzem w grze szklanymi paciorkami, w której gra się wszystkimi treściami i wartościami naszej kultury”.
O czym jest książka Hessego? Kim jest domniemany archetyp Josepha Ratzingera? Trudno precyzyjnie streścić tę opowieść. Toczy się w dalekiej przyszłości (nie jest to jasne, ale być może w XXIV wieku), jednak technologia nie odgrywa w niej żadnej roli. Miejscem akcji jest Kastalia – państwo-zakon nadzorujące w ówczesnej sytej i stabilnej Europie przekazywanie wiedzy i wychowanie. Do niej rekrutowani są najzdolniejsi chłopcy, którzy jeśli zostaną zauważeni przez nauczyciela, przekazywani zostają pod pieczę mistrza, członka zakonu, a jeżeli następnie spełnią pokładane w nich nadzieje, stają się członkami zakonu (celibatariuszami żyjącymi we wspólnotach).
Zakonem kieruje dwunastu mistrzów wiedzy, każdy specjalizujący się w jakiejś dziedzinie, a ten, kto posiadł najbardziej wszechstronną wiedzę, integrującą pozostałe dziedziny, zostaje wybrany Mistrzem Gry (Magister Ludi) – tu nieprzypadkowo użyję nieobecnego ani u Hessego, ani u Kowzana terminu – „papieżem wiedzy”. Sprawdzianem jego zdolności i kompetencji jest tytułowa gra, przeprowadzana niczym liturgia.
Literaturoznawcy przypuszczają, że u Hessego gra oderwała się od pierwotnej prostej gry szklanymi paciorkami i z paciorków została już tylko nazwa. Noblista nie przybliża zasad tej gry, zresztą nie ma to specjalnego znaczenia. Nam wystarczy wzmianka, że osiągnięcie rangi mistrza wymagało wiedzy ze wszystkich dziedzin, od matematyki, przez nauki humanistyczne, aż po muzykę.
Zatrzymane w miejscu
Głównym wątkiem książki jest opowieść snuta przez narratora jakieś 200 lat po historii Knechta (nazwisko nieprzypadkowo oznacza parobka, sługę), przybliżonej od wieku dziecięcego Josefa po objęcie przez niego wspomnianego urzędu Magistra Ludi.
Z czasem Knecht dojrzewa do przekonania, że zakon, który miał misję służenia światu i przekazywania wiedzy, zaczyna zajmować się coraz bardziej sobą, koncentrując się na doskonaleniu gry szklanych paciorków, odrywającej od potrzeb ludzi. Kiedyś to było wystarczające, ale świat poszedł do przodu, rozwinęły się jego potrzeby i pragnienia, a zakon, pielęgnując samego siebie, przestał mu w tym towarzyszyć. Zamiast tego doskonali w abstrakcyjnym pięknie grę, która staje się sztuką dla sztuki, wypychając z centrum uwagi człowieka. Josef Knecht nie przekreśla dziejów Kastalii ani gry szklanych paciorków, tylko zauważa jej zatrzymanie się w miejscu.
Na czele zakonu znajduje się więc osoba, która powoli traci przekonanie co do słuszności zajmowania przez siebie miejsca w zakonie. By być wiernym powołaniu i żyć w zgodzie ze sobą, decyduje się na pierwszą w historii zakonu abdykację z urzędu „papieża wiedzy”. Szok wywołany tą decyzją wstrząsa fundamentami Kastalii. Konsternacja, zawód, pretensje i oskarżenia o przedkładanie siebie ponad dobro wspólne ze strony pozostałych dwunastu mistrzów i wszystkich członków zakonu są bliskie temu, co widzieliśmy po abdykacji Benedykta XVI. To się przecież nie mogło wydarzyć!
Josef Knecht wybiera życie w świecie i ze światem, dla dobra świata, a może lepiej napisać: dla dobra człowieka. Chyba jako jedyny zrozumiał grę szklanych paciorków – fakt, że nie jest ona celem samym w sobie, że u jej szczytu – czego zakon zdaje się nie dostrzegać – powraca się do punktu wyjścia, tyle że już przemienionym przez wiedzę i duchowe doświadczenia. Knecht chce zostać mistrzem poza zakonem, bezpośrednio pracującym z młodzieżą.
Niebywałe podobieństwa
Zdaje mi się, że widziałem, jak Benedykt XVI grał w swoją grę szklanych paciorków w czasie wizyty w Polsce w 2006 roku. Głosił wówczas dwa przesłania. Pierwsze, zaprzeczające ateizmowi: Bóg jest. Drugie, zaprzeczające deizmowi: Bóg jest z człowiekiem. To proste zdania. Takim był też wybór Josefa Knechta, który – jak w Biblii – „nie skorzystał ze sposobności, aby być bogiem, tylko ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi”.
Dalszej treści książki Hessego nie będę zdradzał. Tu jednak muszę zrobić osobistą dygresję. Tak a nie inaczej rozumieć wybór Knechta pozwalają mi osobiste spotkania. Najpierw mojej żony, której wychowawczynią w liceum była znana w starszych pokoleniach mieszkańców Warszawy Anna Radziwiłł. Napisać o niej, że była charyzmatyczną nauczycielką, to spłycić jej wielkość. Ale takich osób jest więcej. Chociażby Anna Jenke, nauczycielka polskiego w Jarosławiu na Podkarpaciu. Jej wielkość można poznać po wychowankach, którzy potrafią przekazywać jej ducha. Obie mistrzynie kochały swoich uczniów.
Ratzinger znał bardzo dobrze ostatnią powieść Hessego. Czy rozważając własną abdykację, odnosił się – choćby samemu przed sobą – do gestu Josefa Knechta? Ostatecznie dopuścił w Kościele do takiego trzęsienia ziemi, o jakim przeczytał u Hessego w odniesieniu do Kastalii. Wiedział, co czynił. Czy był to słuszny wybór, to inne pytanie. Czytelnikom, nawet tym, którzy znają powieść Hessego, proponuję czytanie jej w kluczu abdykacji Benedykta. Odkryje to przed wami niebywałe podobieństwa.
Można by pytać dalej. Czy ocena stanu Kościoła dokonana przez Ratzingera była podobna do oceny Kastalii przez Josefa Knechta? A ocena swojego własnego powołania? Nie wiem więcej, niż każdy inny czytelnik. Na marginesie należy wspomnieć, że w powieści Hessego Kościół katolicki występuje na drugim planie, a Knecht w imieniu zakonu utrzymuje stosunki z Watykanem, i osobiste z benedyktynami. Tym niemniej pytanie, czy kryzys Kastalii dla Benedykta XVI był opisem kryzysu Kościoła, jest uprawnione.
Już w 2013 roku, gdy moja żona zwróciła mi uwagę na związek obu abdykacji, sprawdziłem w internecie, kto jeszcze zauważył takie podobieństwo. Znalazłem jeden kilkuzdaniowy komentarz na jakimś amerykańskim forum. Nie dotarłem wówczas do poważnych źródeł katolickich i literaturoznawczych, które by podniosły tę sprawę. Spróbowałem teraz ponowić przegląd. Najlepiej pozycjonowane w Google strony, w tym poświęcone Watykanowi, Josephowi Ratzingerowi czy Hermanowi Hessemu, milczą w tej sprawie.
Dlatego raz jeszcze przeczytam powszechnie niezauważoną książkę Andrzeja Kowzana, w szczególności jego oceny dotyczące działań kard. Ratzingera jako prefekta Kongregacji Nauki Wiary. Może jednak te oceny wymagają dostrzeżenia i wnoszą coś, czego renomowani watykaniści nie zauważyli…
Przeczytaj też: Benedykt XVI i „santo subito”? On sam nie byłby tym pomysłem zachwycony
Naprawdę nie ma co doszukiwać się mistyki w abdykacji Benedykta. Jego rezygnacja była powszechnie oczekiwana, było to bardziej pytanie “kiedy”, a nie “czy”. Jeszcze rok przed abdykacją wspomniany Seawald pytał papieża kiedy ustąpi. Benedykt wypowiedział wtedy często cytowane słowa, że “Nie można uciekać, gdy coś poważnie zagraża. Dlatego na pewno nie jest to moment, żeby ustępować. Właśnie w takich chwilach trzeba wytrwać i przetrzymać trudne sytuacje. Takie jest moje zdanie”.
Te słowa padły w okolicach lutego 2012. Pytanie więc co takiego zmieniło się przez ten rok, że Benedykt postanowił zaprzeczyć własnym słowom i zmienić zdanie, choć nie tak dawno nazwałby taki akt tchórzostwem? Powszechnie uważa się, że powodem był ogrom skandali seksualnych w Kościele, ale nie oszukujmy się, że papież ich nie znał, skoro zajmował się nimi jeszcze przed pontyfikatem. Jedynym, co wydarzyło się między kategorycznym zaprzeczaniem abdykacji, a abdykacją była afera Vatican leaks, wraz z informacjami o jego osobistej roli w skandalach finansowych.
Dziękuję serdecznie za ten tekst. Ogromnie mnie on ucieszył z kilku powodów. Już sam temat „Gry szklanych paciorków” zwróciłby moją uwagę (mam wielki sentyment do tej książki). Ale mam też dużą sympatię do Autora tekstu, którego regularnie widuję jako krytycznego komentatora mojego ulubionego miejsca w Internecie. Tak miło widzieć, że można pięknie się różnić: Pan Ciompa wybiera „Więź”, z której linią redakcyjną, jak wynika z wielu jego komentarzy, nieraz się nie zgadza, na miejsce publikacji swojego tekstu (wiem, niepierwszy już raz się to zdarza), redakcja zaś udostępnia mu wirtualne „łamy”. Serce roście!
A co do paralel między Josefem Knechtem a Josephem Ratzingerem, to w posłowiu do jednego z wydań „Gry…” (bodaj najnowszego polskiego, 2018) czytam, że Knecht pełnił urząd Magistra Ludi przez osiem lat… Z chęcią ponownie sięgnę w wolnej chwili do książki Hessego, żeby popatrzeć na nią jak na potencjalny „klucz” do Ratzingera – nie żeby to musiało zaraz wiele zmienić w „obiektywnej” analizie życia i działalności Benedykta XVI, ale zapewne będzie miało spore znaczenie dla mojej osobistej perspektywy; i zapewne sprawi mi dużo przyjemności.