Jesień 2024, nr 3

Zamów

Wiara nad otchłanią melancholii

Benedykt XVI w Fatimie, maj 2010. Fot. Mazur / www.thepapalvisit.org.uk

Wiara w Boga Jezusa Chrystusa oznacza, że dopiero poza murem śmierci otwiera się przyszłość. A jeśli człowiek ma wieczną przyszłość, o której rozstrzyga jego teraźniejszość, to owa teraźniejszość nabiera niezwykłego znaczenia.

Wiara w sensie chrześcijańskim nie jest jakimś tajemniczym systemem wiedzy, lecz życiową postawą, podstawową decyzją dotyczącą kierunku egzystencji, decyzją, którą wyraziliśmy słowem „zaufanie”. […]

Wiara jest w istocie swego rodzaju pasją czy też lepiej: miłością, która obejmuje całego człowieka i pokazuje mu drogę; jest wspinaczką, która zwykłemu mieszczaninowi wydaje się szalona, ale temu, kto się na nią odważył, jawi się jako jedyna możliwa droga, której nie chciałby zamienić na żadne wygody.

Ten, który powierzył Bogu przyszłość

Biblia, która mówi nam o pierwszym etapie dziejów wiary i zarazem dostarcza nam jej trwałej miary, daje wspaniały przykład wiary w postaci Abrahama, człowieka, który mniej więcej dwa tysiące lat przed Chrystusem wszedł na tę drogę, na której końcu znajduje się Jezus z Nazaretu.

[…] Jaka jest wiara Abrahama? Dzisiejszemu, krytycznemu czytelnikowi Biblii jawi się ona dość prozaicznie: Abraham otrzymał obietnicę potomstwa i ziemi, czyli tych dwóch rzeczy, które ówcześni ludzie cenili najbardziej, gdyż zapewniały im przyszłość, bogactwo i bezpieczeństwo. Ze względu na tę obietnicę Abraham opuszcza świat swoich przodków i wychodzi w nieznane, w to, co pozornie niepewne, prowadzony przez pewność, że właśnie w ten sposób zmierza ku przyszłości.

To, co służy wieczności, jest tym, co zasługuje na przetrwanie. Jest to człowiek, który stał się taki, że nie trzeba pragnąć, aby wkrótce zniknął. Jest to człowiek, który żyje na miarę swojej godności i jest otwarty na innych

Benedykt XVI

Udostępnij tekst

Być może jesteśmy rozczarowani, gdy słyszymy tę bardzo ludzką historię. Warto jednak zastanowić się nad tym, co stało się z człowiekiem, który jej zaufał. Abraham opuszcza teraźniejszość w imię przyszłości. Opuszcza to, co pewne, przejrzyste, przewidywalne, w imię tego, co niepewne: na Twoje słowo. Spotkał Boga i powierzył Mu swoją przyszłość, dzięki Niemu wyrusza ku nowej przyszłości, która na początku jest pełna ciemności. Słowo, które usłyszał, jest dla niego bardziej rzeczywiste niż to, co może obliczyć i wziąć do ręki. Ufa temu, czego jeszcze nie może zobaczyć, i dlatego potrafi wyruszyć ku temu, co nowe, opuścić to, co znane. Zmieniają się priorytety, a nawet zmienia się pojęcie samej rzeczywistości. Przyszłość staje się ważniejsza od teraźniejszości, usłyszane słowo ważniejsze niż namacalna rzecz. Bóg jest dla Abrahama ważniejszy niż on sam i rzeczy, które widzi.

Ograniczenie się do tego, co obliczalne, do tego, co się posiada, zostaje zniesione, dzięki czemu otwiera się nowy, nieskończony horyzont, który sięga aż do Wiecznego, aż do Stwórcy. Kończy się zamknięcie we własnym świecie, a odsłania się prawdziwe przeznaczenie człowieka, który nie jest powołany do połowiczności, lecz do całości, który nie zatrzymuje się na żadnej granicy, lecz pragnie dotrzeć aż do podstawy wszystkich rzeczy.

Całość przedstawiona jest w obrazie i w rzeczywistości wędrówki: Abraham jest w drodze. Nie należy już do żadnego miejsca, wszędzie jest obcy, wszędzie jest gościem. […] Nie może powierzyć się bogom jakiegoś kraju, lecz tylko takiemu Bogu, do którego należą wszystkie kraje; nie bogu jakiegoś miejsca, lecz Bogu, który z nim idzie i który go zna, który jest mu bliski jako osoba w każdym miejscu.

[…] Co zatem stanowi o wierze Abrahama, która według Biblii jest podstawową formą wszelkiej wiary, również naszej? Możemy teraz powiedzieć: wiara ta odnosi się z istoty do przyszłości, jest obietnicą. Oznacza postawienie przyszłości ponad teraźniejszością, gotowość do rezygnacji z teraźniejszości na rzecz przyszłości. Oznacza życie duchem zaufania. Oznacza pewność, że przyszłością człowieka jest Bóg. […] Oznacza odwagę przyznania, że człowiek może mieć coś wspólnego z wiecznością, i porzucenie mieszczańskiej małoduszności, która nie chce wyjść poza to, co najbliższe, i nie chce uznać, że człowiekowi może w życiu chodzić o coś więcej niż o chleb na jutro i o pieniądze na pojutrze.

Wbrew rozpowszechnionemu mniemaniu musimy też stwierdzić, że wiara nie skłania do bezczynności, lecz pobudza do wyruszenia w drogę, do podjęcia odpowiedzialności za przyszłość – odpowiedzialności nadziei, jak to później powie św. Piotr (por. 1 P 1,3–5).

[…] Bóg przychodzi do człowieka przez człowieka. Różny stopień wrażliwości na to, co znajduje się poza granicami codzienności, nie jest bezsensownym kaprysem przyrody, lecz jest elementem istotnym dla relacji człowieka do Boga i dla relacji międzyludzkich. Ludzie złączeni są ze sobą w Bogu w taki sposób, że możemy odwrócić i rozszerzyć naszą formułę: tak jak Bóg przychodzi do człowieka tylko przez człowieka, tak też ludzie spotykają się tylko poprzez Boga.

Relacja do Boga nie jest prywatną sprawą poszczególnych ludzi, w którą nikt inny nie może i nie powinien się mieszać, lecz jest całkowicie zewnętrzna i publiczna. Bóg tak stworzył człowieka, że relacje ludzi do Niego nie przebiegają całkowicie niezależnie od siebie; człowiek nie dociera do Boga osobno, lecz jedynie we wspólnocie z innymi. Poszukiwanie Boga jednoczy ludzi: twierdzenie, że religia oddziela ludzi od siebie, może dotyczyć jedynie jej zdegenerowanych form, ale z pewnością nie opisuje głównego kierunku dziejów religii, a zwłaszcza tej ich części, która jest związana z imieniem Abrahama.

Nadzieja na wielką przyszłość

Pozostawaliśmy dotąd w granicach Starego Testamentu. Teraz jednak musimy postawić pytanie: Czy św. Paweł ma rację, twierdząc, że wiara Jezusa Chrystusa, a przede wszystkim wiara w Jezusa Chrystusa nie jest niczym innym, jak prostym przedłużeniem wiary Abrahama?

[…] Główny tekst, w którym św. Paweł wysuwa chrześcijańskie roszczenie do kontynuacji linii Abrahama, znajdujemy w 4. rozdziale Listu do Rzymian. Święty Paweł pyta w nim, jaka była właściwie treść wiary Abrahama, i odpowiada: pomimo wszelkich pozorów Abraham wierzył, że z Sary, jego żony, Bóg wzbudzi mu potomka, który uczyni z niego ojca wielu narodów. Z historycznego punktu widzenia sytuacja ta widziana jest w sposób zawężony, ale rzeczowo wyrażona jest trafnie. Święty Paweł twierdzi bowiem, że treścią wiary Abrahama była nadzieja na potomstwo (a wraz z nim na otrzymanie ziemi); mówiąc ogólniej: nadzieja na wielką przyszłość.

Motyw ten, skonkretyzowany przez odniesienie do Sary i Izaaka, uzyskuje u św. Pawła specyficzny sens: Abraham wierzył, że z obumarłego już łona Sary otrzyma potomka, nadzieję na przyszłość. Można by zatem powiedzieć: wierzył, że ze śmierci powstanie życie. W ten sposób św. Paweł doszedł do miejsca, w którym możliwe jest przejście do chrześcijaństwa. Stwierdza tu, że wiara chrześcijańska ufa Bogu, który wskrzesił z martwych Jezusa, czyli że jest ona nadal wiarą w Boga, który ze śmierci prowadzi do życia.

Przyszłość wiary
Joseph Ratzinger, „Przyszłość wiary. Refleksje teologiczne”, tłum. ks. Jarosław Merecki SDS, Wydawnictwo WAM, Kraków 2019

Na pierwszy rzut oka twierdzenie to wydaje się nie do końca zgodne z prawdą: chrześcijańskie wyznanie wiary, które wówczas było rzeczywiście przede wszystkim wiarą w powstanie Jezusa z martwych[1], zostaje utożsamione z credo Abrahama, z jego nadzieją na potomstwo, w sposób, który jawi się nam jako karkołomny.

Rzeczywiście, wydaje się, że w obydwu przypadkach struktura i treść są całkowicie odmienne. Ale gdyby tak było, to czy św. Paweł tego by nie zauważył? I czy można mu przypisywać nieszczerość, zwykłą taktykę apologety, który chce się usprawiedliwić również w ramach tradycji żydowskiej, chociaż wie, że z nią zerwał?

Jeśli nie chcemy tego przyjąć, to musimy pytać dalej. Sądzę, że pomimo nowego kroku, z jakim mamy do czynienia w tym przypadku, istnieje tu nadal swoista ciągłość kierunku. Jak można ją określić? Wiara Abrahama polegała w istocie na tym, że uwierzył on w obiecaną mu przez Boga przyszłość, która wyrażona była w obrazie potomstwa i ojczyzny. Czy jednak wiara w Boga, który wskrzesił Jezusa, nie jest również wiarą w przyszłość, którą daje Bóg?

Wydaje mi się, że św. Paweł chce powiedzieć, iż dopiero teraz obietnica przyszłości, ojczyzna przyszłości, uzyskała swoją ostateczną i jasną postać. Wiara w zmartwychwstałego Chrystusa nie różni się od wiary Abrahama: jest obietnicą przyszłości, obietnicą ojczyzny, drogą ku niej. Różnica polega na tym, że przyszłość ta pojęta tu jest bardziej radykalnie. Przekracza granicę śmierci, która jest antytezą ludzkiego odniesienia do przyszłości.

Paradoks ludzkiego istnienia

Człowiek jest tak stworzony, że nie może żyć bez przyszłości. W okresie międzywojennym w Stanach Zjednoczonych nadano w radiu słuchowisko, które było tak realistyczne, że wielu ludzi myślało, iż rzeczywiście zbliża się koniec; odnotowano wówczas wiele samobójstw. Jak to trafnie wyraził Emmanuel Mounier, ludzie odbierali sobie życie, aby nie musieć umrzeć. To pozornie paradoksalne stwierdzenie dobrze pokazuje, jaka jest właściwa konstytucja człowieka: bez przyszłości również teraźniejszość staje się dla niego nieznośna – dlatego też zazwyczaj nie mamy odwagi powiedzieć komuś nieuleczalnie choremu o stanie jego zdrowia.

Samobójstwo jako ucieczka przed śmiercią rzuca jednak szczególnie ostre światło na paradoks ludzkiego istnienia: jest ono skierowane ku przyszłości, a jednocześnie przyszłość mu się wymyka, ponieważ ludzkie życie zawsze kończy się śmiercią. Na tej sprzeczności pomiędzy wychyleniem ku przyszłości i jej wymykaniem się polega melancholia ludzkiej egzystencji, która jest tym dotkliwsza, im bardziej świadomie człowiek przeżywa swoje życie, im radykalniej postrzega śmierć jako ostateczny koniec.

Wspomnienia Simone de Beauvoir są wstrząsającym świadectwem sytuacji człowieka, który w pełni dostrzega tę właściwą mu sprzeczność. De Beauvoir pisze: „Jeśli któregoś wieczoru wypiłam zbyt wiele, bywało, że zalewałam się łzami. Budziła się moja dawna tęsknota za tym, co absolutne; na nowo odkrywałam daremność ludzkiego umierania i groźną bliskość śmierci… Sartre zaprzeczał temu, że prawdy należy szukać w winie i we łzach. Jego zdaniem alkohol sprawia, że staję się melancholijna i usprawiedliwiam swój stan racjami metafizycznymi. Ja natomiast uważałam, że stan upojenia usuwa zapory, które zazwyczaj chronią nas przed nieznośnymi prawdami, i przez to zmusza mnie do popatrzenia im w oczy. Dzisiaj sądzę, że w tak uprzywilejowanym przypadku jak moje życie obejmuje dwie prawdy, pomiędzy którymi nie można wybrać i z którymi trzeba żyć: radość z życia i strach przed śmiercią”[2].

Podcast dostępny także na Soundcloud i popularnych platformach

Ten, kto ma świadomość siebie, wie, że również potomstwo nie może stanowić przyszłości człowieka. Równie ciekawe jest to, co Simone de Beauvoir mówi o swoim znajomym komuniście Paulu Nizanie. Oficjalnie głosił on wprawdzie tezę o przyszłości, którą człowiek znajduje w swojej pracy na rzecz bezklasowego społeczeństwa, prywatnie jednak był w pełni świadomy niewystarczalności tej odpowiedzi, głęboko przeżywając brak przyszłości poza fasadą obietnicy przyszłości w kolektywie[3]. Wołanie o przyszłość, które pojawia się w człowieku, dotyczy anonimowego kolektywu; człowiek pragnie przyszłości, która obejmuje jego samego.

Co zasługuje na przetrwanie?

Z tego powodu nadzieja Abrahama musiała zostać przekroczona, czy też lepiej: w mierze, w jakiej człowiek odkrywał samego siebie, musiała być wypełniona nową treścią. Wiara w Boga Jezusa Chrystusa oznacza, że dopiero poza murem śmierci otwiera się przyszłość. To dopiero wówczas mamy do czynienia z prawdziwą obietnicą przyszłości. Dlatego strukturalnie wiara w Boga, który wskrzesił Jezusa Chrystusa, jest rzeczywiście kontynuacją wiary Abrahama, kontynuacją, która w nowej godzinie ludzkich dziejów nadała tej wierze jej pełną wagę, pełny sens jej prawdziwe znaczenie. Wszystkie elementy tej wiary, które staraliśmy się wcześniej naszkicować, istnieją nadal, ale otrzymują nowe oblicze dzięki nowemu pojęciu przyszłości.

Również teraz wiara oznacza wyjście ku temu, co większe od tego, co jest widoczne i możliwe do zmierzenia. Również teraz wiara oznacza wyruszenie w drogę i porzucenie tego fałszywego zasiedzenia, które zatrzymuje człowieka w tym, co „małe, ale moje”, pozbawiając go jego prawdziwej wielkości. Również teraz wiara oznacza przewartościowanie wartości, przyjęcie nowej miary istnienia, którą wyznacza przyszłość: właściwe dla człowieka nie jest to, co jest korzystne w danej chwili, lecz to, co służy wieczności, to, co go wyprowadza poza chwilę obecną.

Wiara jest wspinaczką, która zwykłemu mieszczaninowi wydaje się szalona, ale temu, kto się na nią odważył, jawi się jako jedyna możliwa droga, której nie chciałby zamienić na żadne wygody

Benedykt XVI

Udostępnij tekst

To, co służy wieczności, jest tym, co zasługuje na przetrwanie. Jest to człowiek, który stał się taki, że nie trzeba pragnąć, aby wkrótce zniknął. Jest to człowiek, który żyje na miarę swojej godności i jest otwarty na innych. Człowiek, który potrafi coś dać. Człowiek, który nie stoi na drodze innemu człowiekowi, ale coś dla niego znaczy. Człowiek, którego można kochać.

Ani nie bezczynność, ani nie fałszywa pociecha

Kiedy w ten sposób rozumiemy treść tego, co służy wieczności, wtedy odpowiedź na zarzut, z którym spotkaliśmy się już przy wierze Abrahama, a który w związku z wiarą chrześcijańską jeszcze się zaostrza, narzuca się sama.

Czy takie skierowanie ku przekraczającej śmierć przyszłości nie jest ucieczką w zaświaty i wyobcowaniem się z życia ziemskiego? Czy nie prowadzi do bezczynności i czy nie stanowi fałszywej pociechy przyszłej sprawiedliwości, która przeszkadza nam walczyć o nią z całą pasją w teraźniejszości, nie pozostawiając jej przyszłemu Sędziemu?

Oczywiście, nie można zaprzeczyć, że taka ucieczka w bierność jako wynik wiary biblijnej istniała i istnieje; już św. Paweł musiał zmagać się z tym nieporozumieniem[4]. Ale św. Paweł od początku uznawał to właśnie za nieporozumienie. Jeśli bowiem człowiek ma wieczną przyszłość, o której rozstrzyga jego teraźniejszość, to owa teraźniejszość nabiera niezwykłego, przerażająco decydującego znaczenia.

Zadziwiająco jasno widziała ten związek Simone de Beauvoir, wychodząc od przekonania o śmierci jako nieodwołalnym końcu: „Myśl o tym, że rozpłynę się w niczym, jest czasami równie odrażająca jak dawniej. Pełna melancholii myślę o wszystkich książkach, które przeczytałam, o wszystkich miejscach, które odwiedziłam, o wiedzy, która się nagromadziła i która zniknie. Cała muzyka, całe malarstwo, cała kultura, tak wiele więzi: nagle to wszystko znika… Niczego nie było. Widzę przede mną leszczyny, przez które przebiegł wiatr, i słyszę obietnice, którymi upajałam swoje serce, gdy przyglądałam się tej kopalni złota, która leżała u moich stóp, całemu życiu, które było przede mną. Obietnice zostały spełnione. Ale kiedy teraz przyglądam się tej lekkomyślnej dziewczynie, to z przerażeniem odkrywam, jak bardzo zostałam poobijana”[5]. To są ostatnie słowa jej wspomnień: głęboka melancholia teraźniejszości bez przyszłości, teraźniejszości, której piękno jawi się jako oszustwo.

Wiara w zmartwychwstałego Chrystusa, w Boga, który daje życie poza śmiercią, zakłada odpowiedzialność, nadaje wagę teraźniejszości, której miarą staje się wieczność.

Wesprzyj Więź

Fragment książki „Przyszłość wiary. Refleksje teologiczne”, tłum. ks. Jarosław Merecki SDS, Wydawnictwo WAM, Kraków 2019. Tytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji Więź.pl

Przeczytaj też: Benedykt XVI: Mój testament duchowy


[1] Zob. wyznanie wiary z 1 Kor 15,3–8; również prosta formuła chrystologiczna „Jezus jest Chrystusem (lub Panem)” (por. np. 1 Kor 12,3) jest skróconym wyznaniem wiary w zmartwychwstanie, gdyż to, że Jezus jest Chrystusem, okazuje się w zmartwychwstaniu; co więcej, zmartwychwstanie jest niejako nadaniem tej godności (por. Rz 1,4).
[2] Cyt. za: H.J. Lauter, „Der ungläubige Mensch im Angesicht des Todes”, „Sein und Sendung” 1969, nr 1, s. 255–260.
[3] Tamże.
[4] Por. 1 Tes 4,11; 2 Tes 3,10n; Ef 4,28.
[5] H.J. Lauter, „Der ungläubige Mensch im Angesicht des Todes”, dz. cyt.

Podziel się

10
8
Wiadomość