Jesień 2024, nr 3

Zamów

Jak odkrywałem ludzką twarz Ratzingera

Benedykt XVI. Fot. Mazur / catholicnews.org.uk

Wierzył nie tyle bez wątpienia, ile pomimo wątpienia. I, wbrew pozorom, bez triumfalizmu.

Odszedł Benedykt XVI, papież mojej nastoletniości i wchodzenia w dorosłe życie. W ostatnich latach – zwłaszcza gdy antagoniści Franciszka używali go do swoich rozgrywek – nie zgadzałem się z nim wewnętrznie i nie rozumiałem go. Widziałem też dokładnie nisze, których latami zdawał się nie zauważać, a które zagospodarowywał potem jego następca (np. sytuacja osób rozwiedzionych). Poza tym wciąż nie ma finału sprawy, na ile zawinił jako metropolita Monachium w przyjęciu do swojej diecezji księdza pedofila – choć wiadomo, że później był pierwszym papieżem, który regularnie spotykał się z osobami wykorzystanymi seksualnie przez duchownych.

A jednak kiedy kilka lat temu przeczytałem jego wydaną wówczas opasłą biografię, powiedziałem sobie pod nosem: nie, to nie mogło być tak, myślę, że Joseph Ratzinger był inny – mniej jednoznaczny, mniej lukrowany, po prostu bardziej ludzki. I stopniowo odkrywałem jego bardziej prawdziwą twarz.

Benedykt XVI rozróżniał poziomy ogólny i jednostkowy. W tym pierwszym chciał, by Kościół miał duchową siłę, w tym drugim wyznawał, że jemu czasem jej brakuje

Damian Jankowski

Udostępnij tekst

Miał cechę, za którą zawsze go podziwiałem – od lat 80., od początku swojego pobytu w Rzymie, żył poza watykańskimi układami. Wiadomo było, że nikt na nim kariery kościelnej nie zrobi, że niemieckiego kardynała nie bardzo interesują wewnętrzne rozgrywki za Spiżową Bramą, że obraca się w gronie kilkorga najbliższych, że nie bywa na hucznych przyjęciach. Jako introwertyk rozumiałem introwertyka.

A dzięki byciu osobnym uniknął potem wstydu, że na przykład uczestniczył w imprezie seksualnego drapieżcy (Ratzinger to jedyny watykański hierarcha, którego nie widywano u Legionistów Chrystusa). Był zresztą „stroną”, która wtedy przegrała, a która chciała go ukarać.

Inna kwestia: zupełnie nie rozumiałem grafik, które od kilku lat krążą po internecie, zwłaszcza tym tradycjonalistycznym: „Benedykt XVI – wiedza dwunastu dorosłych, wiara małego dziecka”. To był jednak papież, który stosunkowo dużo mówił o wątpliwościach i niepewności. Wierzył nie tyle bez wątpienia, ile pomimo wątpienia. I, wbrew pozorom, bez triumfalizmu.

Z wcześniejszych nieco, książkowych rozmów Petera Seewalda z nim (nota bene wydawanych w Polsce przez Znak) zapamiętałem głównie dwa fragmenty. Na uwagę, że większość katolików pojawia się w kościele od święta, kard. Ratzinger odpowiadał mniej więcej tak: w porządku, trzeba ucieszyć się, że ci ludzie w ogóle przychodzą.

A na popularną wzmiankę, że chrześcijanin XXI wieku będzie mistykiem, albo nie będzie go wcale, rzucił tylko coś w duchu Jana XXIII: być może, ale… sam nie jestem żadnym mistykiem, nie miewam objawień czy widzeń (w innym miejscu dodał, że nie ma „przesadnego nabożeństwa” do różańca).

I ostatni, rewolucyjny akt pontyfikatu, prawie dekadę temu. Powiedział, że brakuje mu „wystarczających sił fizycznych i DUCHOWYCH”, zaś w pożegnalnym przemówieniu przyznał, że w ostatnich latach czuł chwile, gdy „połów był obfity”, ale i chwile, kiedy „Pan zdawał się spać”. Kiedyś, w innym miejscu, stwierdził, że wiara to nie jest silne światło latarni, ale nikły, wciąż przygasający płomyk…

W ogóle mam wrażenie, że Benedykt przez całe lata rozróżniał poziomy ogólny i jednostkowy. W tym pierwszym chciał, by Kościół miał duchową siłę, w tym drugim wyznawał, że jemu czasem jej brakuje.

Wesprzyj Więź

Myślę sobie, że gdybym jakimś cudem się z nim spotkał i powiedział mu, że życie duchowe przenosi się dziś poza bezradny Kościół, pewnie powtarzałby, że mimo wszystko „trzeba obronić wiarę maluczkich”, czyli tradycyjnie wierzących, i ich nie gorszyć. Ale gdybym pochylił się i powiedział mu do ucha krótkie: „Ojcze, czasem widzę tylko ciemność”, może bym usłyszał: „Tak, dobrze cię rozumiem…”. Wydaje mi się, że taki był. A przynajmniej ja go takim widziałem.

Przeczytaj także: „Żarliwie modliłem się o to, aby oszczędzono mi tej próby”. Konklawe 2005

Podcast dostępny także na Soundcloud i popularnych platformach

Podziel się

1
1
Wiadomość