Zima 2024, nr 4

Zamów

Odczuwanie ducha. Rozmowa z Piotrem Barszczowskim

Piotr Barszczowski, „Ostatnia Wieczerza XXI”, fot. z archiwum autora

Dziś modlimy się, patrząc na obrazy artystów z XVI, XVII i XVIII wieku. Czy wizja z XXI wieku nie byłaby tu cennym uzupełnieniem? Przecież teraz artyści też stawiają pytania o kondycję miłości i wiary, a poszukiwanie odpowiedzi jest łatwiejsze, gdy spojrzymy na współczesną interpretację tematu – mówi Piotr Barszczowski w rozmowie z ks. Andrzejem Dragułą.

Ks. Andrzej Draguła: Zacznijmy od początku, czyli od nagrody. W roku 2021 zająłeś pierwsze miejsce i otrzymałeś złoty medal im. Wawrzyńca Wspaniałego na XIII Biennale we Florencji za pracę The Last Supper XXI / Ostatnia Wieczerza XXI wykonaną techniką neowitrażu. Przyjmijmy, że takie biennale to miejsce dialogu sztuki współczesnej ze światem. Miałeś zapewne okazję zapoznać się z innymi pracami. Zapytam najpierw o stronę formalną. Jakimi językami rozmawia dzisiaj sztuka ze światem?

Piotr Barszczowski: Bałem się tej „głębokiej wody” wielkiego świata sztuki. Obawiałem się, że przepadnę, że szybko pójdę na dno przy mistrzach sztuki współczesnej. Jednocześnie jakaś siła podpowiadała mi: „Odwagi!”. Nad Ostatnią Wieczerzą XXI pracowałem kilkanaście lat. Licząc od pierwszej myśli i pierwszych szkiców, tych z lekcji historii sztuki w tarnowskim liceum plastycznym, to właściwie ponad 30 lat. Długo przygotowywałem się do tego, aby móc zmierzyć się z tak poważnym tematem – zarówno w warstwie plastycznej, jak i teologicznej. Studia artystyczno-projektowe oraz teologiczne w zakresie historii sztuki sakralnej z całą pewnością przyczyniły się do tego, że wreszcie w 2019 r. podjąłem decyzję o zorganizowaniu castingu, a następnie sesji fotograficznej ze statystami.

Miałem coraz więcej pytań i obaw, ponieważ nowoczesną techniką cyfrową chciałem mówić o sprawach istotnych nie tylko dla chrześcijan, lecz także dla wszystkich ludzi kultury. Jednocześnie moje dotychczasowe doświadczenie artystyczno-zawodowe potwierdzało, że zawsze warto łączyć stare z nowym. Paradoksalnie nowość nie powstaje z samego tylko teoretycznego novum, które odrzuca wszystko z przeszłości, lecz z umiejętnego przeplatania wielowiekowej mądrości pokoleń artystów, filozofów i naukowców ze współczesnymi technikami, które stanowią narzędzia w rękach artystów. To, jak wykorzystamy nowe technologie, zależy zarówno od tego, czego dowiedzieliśmy się od starszych i mądrzejszych, jak i od tego, co sami mamy do powiedzenia.

Czy ten apel o uszanowanie artystycznej tradycji jest według Ciebie czymś powszechnym, czy raczej jesteś wyjątkiem wśród współczesnych autorów?

– Dość krytycznie podchodzę do sztuki współczesnej, a zwłaszcza do tej, która walczy z jedną z najważniejszych wartości – z pięknem i zasadami wypracowanymi już przez starożytnych Greków. Z tego powodu – aby pokazać, że można i trzeba inaczej myśleć i tworzyć – podjąłem decyzję o wysłaniu Ostatniej Wieczerzy XXI do wstępnej selekcji. W odpowiedzi dość szybko dostałem od Włochów informację o zakwalifikowaniu mojej grafiki do Biennale wraz z zaskakującym i miłym uzasadnieniem, że przypominam im tym dziełem ich renesans i barok. Wyczuwało się w tych słowach tęsknotę za czymś, co rozmawia z widzem, i jednoczesną pretensję do tego, co króluje w galeriach.

Uważam, że w większości przypadków współczesna sztuka nie rozmawia ze światem. Raczej go poniża, deprymuje, zasmuca, co źle świadczy o wiedzy artystów z historii sztuki i o ich warsztacie. Na Biennale we Florencji duża część eksponowanych prac miała poziom ćwiczeń semestralnych z naszych polskich liceów plastycznych i akademii sztuk pięknych. Zresztą obecnie wiele prac poprzestaje wyłącznie na koncepcie bez dopracowania formy – na studiach ich twórcy prawdopodobnie z taką propozycją nawet nie zaliczyliby semestru. Można jednak spojrzeć na to też pozytywnie: my, polscy artyści, mający za sobą solidną edukację plastyczną, naprawdę nie mamy się czego wstydzić. Moim zdaniem reprezentujemy najlepszą kontynuację dorobku dziejów, a kto wie – może we współczesnym eklektyzmie świata sztuki polskie prace będą jak świeży powiew? Jak art nouveau sto lat temu? Wierzę w to, że Polska może zdziałać na tym polu dużo dobrego.

Wspominasz o tęsknocie za dziełami, które rozmawiają z odbiorcą. Masz receptę na dobrą sztukę, która mogłaby podjąć taki dialog ze światem? Myślę tutaj także o zmianach technologicznych, których jesteśmy świadkami. Ty używasz techniki neowitrażu, która jest de facto grafiką. Czy to dialog nie tylko treści, ale i formy?

– Od lat stosuję pewne kryterium, które pomaga mi oceniać to, co widzę w świecie sztuk plastycznych. Otóż wyobrażam sobie grupę mistrzów renesansu i baroku, którzy przenoszą się w czasie i oceniają to, co obecnie tworzymy. Co powiedzieliby na widok sztuki współczesnej? Poprzestaję na takiej renesansowej komisji, bo wolę sobie nie wyobrażać zleceniodawców ze starożytnego Egiptu, Grecji, Rzymu czy nawet ze średniowiecza, bo musiałbym też wtedy brać pod uwagę te stosy ściętych głów artystów.

Wiedzę o tym, jak komponować obraz, aby wzmocnić siłę przekazu, wciąż nazywa się tajemną. Dzięki niej artysta – świadomie i z pełną odpowiedzialnością – tworzy dzieła, które przemawiają do widza

Piotr Barszczowski

Udostępnij tekst

Wyjaśnijmy od razu, że mówimy tu o pewnym punkcie odniesienia stworzonym przez miłośnika i badacza historii sztuki, który od kilku lat martwi się, jak nasze czasy zostaną ocenione i nazwane za sto i więcej lat. I mam świadomość, że taka renesansowa komisja mnie również by skrytykowała chociażby za to, że nie maluję temperą jajeczną na zagruntowanej kilkoma warstwami desce albo chociaż farbami olejnymi na płótnie. Pocieszam się wiedzą z pogranicza sztuki i teologii o tym, jak długo trwał spór o to, czy można malować, zwłaszcza święte postacie, na takim samym zgrzebnym płótnie, w jakim chłop idzie orać ziemię. W skali całej historii sztuki dzieła malowane na płótnie są stosunkowo młodym wynalazkiem. Tak więc nie mam na tym polu już kompleksów, a jedynie wciąż muszę tę historię opowiadać zbyt wielu artystom i marszandom. Zresztą jestem pewny, że za kilkaset lat znawcy sztuki opowiadać będą o krótkim momencie przejścia do narzędzi cyfrowych i wspomaganych przez sztuczną inteligencję.

Ważne jest coś innego – to, co artysta ma do powiedzenia. Jeśli nic, to szlachetna deska lub płótno nie pomogą. Jako twórca – artysta i projektant – wiem, że należy nieustannie doskonalić swój warsztat i zdobywać wiedzę, aby móc się wypowiadać na ważne dla ludzkości tematy poruszane przez mitologie i Biblię. Ponadto według mnie zadaniem sztuki jest sprawiać, że nie będziemy się bać wchodzić do galerii oraz że będziemy z nich wychodzić jak po budującej nas rozmowie, przekonani, że homo artifex (człowiek artysta) i jego sztuka to coś dobrego dla świata.

Wróćmy jeszcze do Twojej nagrody, ponieważ nie wspomnieliśmy o jej dwóch ważnych kontekstach. Po pierwsze – co należy podkreślić – to nie był konkurs sztuki sakralnej. Po drugie – co też warte zauważenia – temat przewodni tego Biennale brzmiał: „Kobieta przez wieki w sztuce. Kobieta w sztuce współczesnej”. Czy to się nie wyklucza: Ostatnia Wieczerza i kobiety? Według tradycji kanonicznej kobiet na Ostatniej Wieczerzy nie było, a Ty ich umieszczasz tam dwanaście, tyle co Apostołów. To nieortodoksyjność zamierzona. Właściwie można by Ci postawić taki zarzut, jaki Święta Inkwizycja postawiła wobec Paola Veronesego…

– Członkowie Jury docenili to, że dzieło rozmawia z widzem zrozumiałym dla niego językiem, co można uznać za potwierdzenie tezy, że kluczem do rozmowy zawsze może być mądrość Pisma Świętego. Dobrze, jeśli ta rozmowa prowadzona jest w miarę klarownym językiem. Nie chcę powiedzieć, że ma to być Biblia pauperum, lecz że do porozumienia się niezbędny jest komunikat jasny dla nadawcy i dla odbiorcy. Teoria komunikacji werbalnej i wizualnej zakłada, że odbiorca musi wiedzieć, o czym mówi nadawca, i jeszcze powinien na ten komunikat odpowiedzieć – wtedy mamy do czynienia ze stuprocentową komunikacją. Nawiasem mówiąc, czy nie jest podobnie z Komunią Świętą? Przecież dopiero gdy świadomie i dobrowolnie odpowiadamy Bogu „Tak, wierzę”, doświadczamy komunii.

Wróćmy do kwestii kobiet. Jesteś przecież nie tylko artystą, ale także teologiem. Musiałeś mieć świadomość, że ich obecność na Ostatniej Wieczerzy wykracza poza kanon teologiczny, przynajmniej ten oficjalny, liturgiczny.

– Przyznaję, że przy zgłaszaniu grafiki do konkursu nie miałem pojęcia, że tematem przewodnim XIII Biennale Sztuki jest właśnie „Kobieta w sztuce przez wieki. Kobieta w sztuce współczesnej”. Za cel miałem zgłoszenie mojej wizji Ostatniej Wieczerzy w XXI wieku. Pomysł na włączenie kobiet w to przedstawienie zrodził się kilkanaście lat temu. Nie mogłem wtedy przewidzieć, że w 2021 r. taki będzie temat biennale – biennale, o którym mi się nawet nie marzyło.

Wizja zmieniała się wraz ze zdobywaną wiedzą – ostatecznie w tej scenie widać dwanaście kobiet, ale prawda jest taka, że w sesji uczestniczyło trzynaście i tyle jest ich faktycznie na tej grafice. Jedna gra mężczyznę o niewieściej urodzie, który najprawdopodobniej miał wtedy 13–14 lat. Więcej nie zdradzę.

Studiowałem tradycję i obyczaje starożytnej Judei i stąd wiem, że to niemożliwe, aby choćby jedna czy dwie kobiety nie towarzyszyły Jezusowi i Apostołom. W Biblii mamy świadectwa innych wydarzeń, w których kobiety żywo uczestniczą, pomagając mężczyznom. Konsultowałem swoją wizję z badaczami Biblii oraz autorami opracowań na temat kobiet Nowego Testamentu – według nich do Jerozolimy za Chrystusem przyszło prawdopodobnie znacznie więcej uczennic niż uczniów. Nie chcę podważać twierdzenia, że wybrani przez Jezusa uczniowie, czyli Apostołowie, byli mężczyznami. Nie zamierzam dokonywać tu żadnej rewolucji, ani mi w głowie szokowanie dla zwrócenia uwagi. Chcę jedynie podkreślić wagę roli kobiet – wówczas i dziś – w podtrzymywaniu ogniska wiary, budowaniu domowego Kościoła, a także zwrócić uwagę na tzw. kobiecą intuicję, w której istnienie wierzę – tylko siedem osób na obrazie (sześć kobiet oraz Judasz) czuje, że są obserwowane przez Ducha Świętego i przez nas, widzów.

Znam dzieło Paola Veronesego i tę słynną historię, która skończyła się zmianą nazwy obrazu na Ucztę u Lewiego. Też stwierdzam, że przesadził. Ale przede wszystkim znam kilkanaście wersji Ostatniej Wieczerzy Jacopa Tintoretta, który zainspirował mnie tym, że po pierwsze przedstawił pomagające przy posiłku kobiety, a po drugie zachęcił do poszukiwań innej perspektywy, innej od popularnego do dziś kanonu „długiego stołu”. Taki mebel bardziej pasuje do wesela w Kanie Galilejskiej, ponieważ to jest stół biesiadny, jaki i w Polsce widujemy podczas przyjęcia weselnego.

Z jednej strony wychodzisz więc z kanonu artystyczno-religijnego, z drugiej – przekraczasz go chociażby poprzez wprowadzanie współczesnych rekwizytów. Tak jest na Ostatniej Wieczerzy XXI, ale także na Twojej nowej pracy zatytułowanej MBT. Pan Jezus ma tam na nodze współczesny chiński trampek. Co chcesz przez to uzyskać? Nie boisz się, że ktoś to odbierze jako tani chwyt, mrugnięcie okiem do odbiorcy? Jaka jest granica tego flirtu z nowoczesnością?

– Mam nadzieję, że miłośnicy sztuki docenią to, że ani w przypadku Ostatniej Wieczerzy XXI, ani w przypadku współczesnej wizji Matki Bożej z dzieciątkiem nie włożyłem w dłoń Jezusa butelki popularnego napoju. Widzę w internecie tysiące takich prac. Sugestii, że na sięganiu po nowoczesne rekwizyty próbuję robić karierę, nie brakuje. Raz nawet dostałem propozycję, by Apostołami byli politycy i biznesmeni. Istnieje na to tylko jedna odpowiedź: „Kto zagra Judasza?”. Muszę zaznaczyć, że jedynie w tamtej rozmowie potraktowałem Judasza tak stereotypowo. W mojej wizji Ostatniej Wieczerzy chcę stawiać pytanie o ten nieszczęśliwy konflikt psychologiczno-teologiczny, którego bohaterem jest Judasz.

A wracając jeszcze do chińskiego trampka w grafice MBT: jaka była geneza tego pomysłu?

– Podczas castingu do Ostatniej Wieczerzy XXI jedna z kobiet nie miała z kim zostawić swego dziewięciomiesięcznego dziecka. Zgodziłem się na to, aby pozowała z nim na kolanach. W zamian otrzymałem prezent – wizję uwspółcześnienia tego tematu. Przecież tak właśnie w XXI wieku wygląda matka z dzieckiem – ono ma na stopach chińskie trampki, ale przecież nie one są najważniejsze, tylko miłość między matką a dzieckiem, która tak bardzo od nich promieniowała, poczułem więc, że muszę to przekuć na grafikę.

Kościół powinien jak najszybciej podjąć współpracę z artystami, ludźmi kultury i sztuki chcącymi krzewić za Platonem prawdę, dobro i piękno, a za Jezusem miłość

Piotr Barszczowski

Udostępnij tekst

Przedstawiłem z pozoru typowy trampek, ale zmieniłem mu wzór podeszwy – uważny widz dostrzeże tam labirynt – drogę do krzyża oraz chiński napis: „Ja jestem drogą”. Ten zabieg plastyczny z wychodzącym z obrazu bucikiem jest nawiązaniem do malarstwa iluzjonistycznego i przede wszystkim hołdem, który składam Rembrandtowi po tym, jak miałem przyjemność podziwiać na Zamku Królewskim w Warszawie oryginał jego dzieła pt. Dziewczyna w ramie obrazu. Kto widział ten obraz, rozpozna, że trampek z grafiki Barszczowskiego jest podobnym zabiegiem optycznym, który dodatkowo jest tu swoistym signum temporis.

A skoro już wspomniałem o znakach czasu, to chciałbym zwrócić uwagę na to, że dziś modlimy się, patrząc na obrazy artystów z XVI, XVII i XVIII wieku. Czy wizja z XXI wieku nie byłaby tu cennym uzupełnieniem? Przecież teraz artyści też stawiają pytania o kondycję miłości i wiary, a poszukiwanie odpowiedzi jest łatwiejsze, gdy spojrzymy na współczesną interpretację tematu, bliższą nam i naszemu życiu. Jeśli więc mrugam okiem, to do tych młodych ludzi, którzy przechodzą w obecnych czasach największy kryzys wiary. Chcę ich przez to poprosić, żeby zadawali sobie to samo pytanie – o miłość i o wiarę.

W swoich pracach odwołujesz się do kanonicznych układów czy toposów oraz do klasycznych elementów języka kompozycji, jak złoty podział czy ciąg Fibonacciego. Czy to jest w ogóle język czytelny dla współczesnego odbiorcy? Czy nie obawiasz się, że tworzysz przez to jednak sztukę hermetyczną? Czy ten „stary język” jest jeszcze nośny?

– Wiedzę o tym, jak komponować obraz, aby wzmocnić siłę przekazu, wciąż nazywa się tajemną. Dzięki niej artysta – świadomie i z pełną odpowiedzialnością – tworzy dzieła, które przemawiają do widza. Choć ten ostatni odbiera je tylko wzrokowo, uruchamiają w nim procesy psychosomatyczne. To nie czary i sztuczki – to wiedza, która została opisana już przez starożytnych podczas obserwacji piękna otaczającego nas świata przyrody. Jestem przekonany, że pewne kanony kompozycji pozostaną już z nami na zawsze. Walka z nimi w imię nowoczesności na dłuższą metę nie ma sensu. Oczywiście oprócz wiedzy o tajnikach kompozycji istotne jest ciągłe doskonalenie warsztatu. Lubię przytaczać swoim uczniom zdanie Leonarda da Vinci z jego notatek: „Narysowałem dłoń setki razy. Teraz już chyba wiem, jak ją rysować”.

Zgodzisz się zapewne, że nie można nazwać Twojej sztuki kościelną. Gdzie jest jej miejsce w przestrzeni? Ostatnia Wieczerza XXI była pokazywana na biennale sztuki, teraz jest wystawiona w sali wystawowej w Tyńcu. Pracę MBT pokazałeś w BWA w Tarnowie. Jeśli nie ołtarz główny, to gdzie – boczna nawa, przedsionek, sala wystawowa? Każda z tych przestrzeni będzie przecież inaczej definiowała Twoje prace.

– Podążając raczej starymi torami myślowymi, marzę o miejscach fizycznych w konkretnych przestrzeniach: kościelnych w przypadku tematyki religijnej lub świeckich przy tematyce mitologicznej. Jednak gdybym chciał się zabawić w badacza dzisiejszych zmian społecznych i futurologa diagnozującego miejsce sztuki za np. 100 lat, to internet wraz ze światem wirtualnym jest tym, co musimy nazwać nową rzeczywistością. „Wczoraj” artysta myślał o dziele na ścianie jaskini. „Dziś” myśli formatami papieru, płótna, ekranu. „Jutro” będzie myśleć nową – już wirtualną – ścianą nowej jaskini. Na przestrzeni wieków wartości przekazywane były w zmieniających się miejscach i poprzez różnorakie media. Najważniejsze jest to, żeby ten przekaz niezmiennie trwał.

O jednej rzeczy warto tutaj wspomnieć. Przez to, że wraz z czasem zmieniały się miejsca ekspozycji konkretnych dzieł, dziś często oglądamy je w sposób niewłaściwy. Wyobraźmy sobie pracę zamówioną do miejsca, które nie było widoczne na wprost, np. do nawy bocznej kościoła lub wąskiego korytarza jakiegoś zamku, pałacu czy willi. Artysta musiał mieć wiedzę na temat anamorfozy, czyli takich deformacji zastosowanych w dziele, aby z najczęstszego lub specjalnie zaznaczonego punktu widzenia wszystko dobrze wyglądało. Zwiastowanie Leonarda da Vinci jest taką właśnie anamorfozą. Niektórzy historycy sztuki obecne tam błędy w proporcjach tłumaczą brakiem doświadczenia młodego artysty w kreśleniu perspektywy, podczas gdy ta scena została bardzo starannie zakomponowana przez autora, aby oglądana pod dużym kątem prezentowała się właściwie. Niestety w Galerii Uffizi przewodnicy wraz ze zwiedzającymi stają przed Zwiastowaniem na wprost i zastanawiają się, dlaczego Maryja i archanioł Gabriel wyglądają jakby walec po nich przejechał, a perspektywa muru na drugim planie jest koślawa.

Czy w Twojej ocenie jest we współczesnej sztuce miejsce na tematykę religijną, sakralną? Czy jest oczekiwanie takiej tematyki w środowisku artystycznym? Ostatnia Wieczerza XXI została nagrodzona pomimo religijnego tematu czy właśnie ze względu na wprowadzenie kobiet w temat religijny?

– Tak, w sztuce współczesnej jest przestrzeń na prace sakralne i nie mam tu na myśli zamówień ze strony proboszczów. Jestem przekonany, że dzieła o tematyce religijnej i mitologicznej powinny powstawać, żeby uwrażliwiać odbiorców na konkretne wartości, ale także przekazywać wiedzę o dorobku poprzednich pokoleń.

Podcast dostępny także na Soundcloud i popularnych platformach

Kilka lat temu zostałem poproszony o to, aby pełnić funkcję konsultora przy Komisji ds. Ewangelizacji V Synodu Diecezji Tarnowskiej. Opierając się na wiedzy zdobytej na uczelni artystycznej i teologicznej oraz na doświadczeniu pedagoga pracującego z dziećmi i młodzieżą, mogłem zaproponować tylko jedno: konkursy plastyczne i muzyczne o tematyce biblijnej dla dzieci, młodzieży i przede wszystkim dla profesjonalistów. Nie ma nic lepszego od przekazu wizualnego i dawania dobrego przykładu. Młodzi zawsze są zapatrzeni w starszych i w to, co oni tworzą. Jeśli autorytety, mistrzowie malarstwa pokażą, że można uprawiać Sztukę przez duże „S” wywiedzioną z mądrości Pisma Świętego, to szybko znajdą uczniów i naśladowców.

W trakcie XIII Biennale Sztuki we Florencji w drugim dniu ekspozycji Ostatniej Wieczerzy XXI przed grafiką stanęli buddyści z Japonii. Zaskoczyli mnie znajomością postaci, wiedzą na temat tego biblijnego wydarzenia. Jednak najważniejsze było dla mnie ich stwierdzenie, że patrząc na tę grafikę, odczuwają ducha. Jakiego ducha mają na myśli? – byłem ciekawy, bo przecież my, chrześcijanie, pomyślimy o Duchu Świętym, a buddyści? Wtedy usłyszałem najpiękniejszą i najmądrzejszą odpowiedź: „Ważne jest, aby w dziele sztuki móc dostrzec ducha życia, ducha miłości, ducha wdzięczności, aby móc poprzez dzieło medytować i kontemplować, być wdzięcznym za życie i miłość”. Podobne słowa – że ta praca przemawia do widza – słyszałem każdego dnia od setek gości biennale. Po dziesięciu dniach usłyszałem to samo od przewodniczącego jury po rozdaniu nagród.

To ciekawe, nikt nie poruszał tematu kobiet w obrazie. Słusznie odczytano, że nie to było istotą przesłania. Jak już mówiłem, nie wprowadzałem kobiet do kompozycji z zamysłem osiągnięcia sukcesu w tym konkursie. Otrzymałem złoty medal od jury oraz nagrodę publiczności – ta nieczęsto zdarzająca się zgodność może świadczyć o tym, jak wielkie jest obecnie oczekiwanie na renesans warsztatu i wartości, które są uniwersalnym językiem łączącym wszystkich ludzi. Choć dla mnie większą nagrodą od tego medalu były rozmowy z osobami w różnym wieku, które poczuły się po prostu dobrze po tym, jak spojrzały na Ostatnią Wieczerzę XXI.

Jesteś z wykształcenia i artystą i teologiem. Kim jesteś jako twórca? Teologiem, który wyraża się na sposób artystyczny? Czy może artystą o teologicznej świadomości?

– Gdybym żył w XII wieku, byłbym skryptorem i iluminatorem manuskryptów. Mam wrażenie, że tworzę współczesne ilustracje do „rękopisów XXI wieku”, czyli że jestem takim świeckim mnichem – benedyktyńskim oblatem. Niewiele mi brakuje, bo przecież w opactwie benedyktynów w Tyńcu spędziłem sporo czasu, najpierw na warsztatach kaligrafii i iluminatorstwa, a potem przy pracach projektowych i końcowych nad Ostatnią Wieczerzą XXI, aż do odsłonięcia dzieła w covidowy czas – w Wielki Czwartek 1 kwietnia 2021 r. W murach tynieckiego klasztoru zdałem sobie sprawę z faktu, że proces twórczy jest rodzajem modlitwy. To modlitwa artysty plastyka. Przypuszczam, że muzycy kompozytorzy mieliby tu coś podobnego do powiedzenia.

Trudno nie zapytać o reakcję Kościoła na Twój sukces oraz na Twoje zainteresowania tematyką religijną. Wiem, że masz w planie kolejny projekt religijny – autorską wersję obrazu Salvator Mundi. Czy Kościół jest zainteresowany sztuką jako formą dialogu ze światem?

– Odpowiem na to pytanie jako konsultor, który pragnie dobrze radzić Kościołowi. Nie ma lepszego sposobu od wizualnego. Kiedyś Biblia pauperum odegrała ważną rolę w przekazie wiary ze względu na powszechny analfabetyzm. Współcześnie jesteśmy świadkami nowej ery informacji wizualnej w postaci wszędobylskich obrazków statycznych i ruchomych. Kościół obserwuje zachodzące zmiany. I powiedzmy od razu, że nie te technologiczne powinny nas niepokoić, ale te społeczno-religijne, które przyniosły ogromny kryzys wiary. Jako nauczyciel i wychowawca kolonijny w ciągu dwudziestu lat zaobserwowałem u dzieci i młodzieży zwrot o 180 stopni, jeśli chodzi o uczestnictwo w lekcjach religii i Mszach Świętych.

Kościół powinien być zainteresowany sztuką jako formą dialogu ze światem i jak najszybciej podjąć współpracę z artystami, ludźmi kultury i sztuki chcącymi krzewić za Platonem prawdę, dobro i piękno, a za Jezusem miłość – póki tacy ludzie jeszcze są wśród nas. Salvator Mundi w mojej wizji jest jak ten przydrożny Chrystus frasobliwy – bardzo, ale to bardzo zmartwiony faktem, że ludzkość nie zrozumiała przesłania miłości. Ale w oku będzie miał boską cierpliwość, nadzieję i wiarę w człowieka.

Piotr Barszczowski – ur. 1972. Absolwent Akademii Sztuk Pięknych oraz Uniwersytetu Papieskiego. Artysta plastyk, projektant grafiki użytkowej, wykładowca projektowania komunikacji wizualnej w Katedrze Wzornictwa Wydziału Sztuki ANS w Tarnowie. Należy do Związku Polskich Artystów Plastyków oraz do Związku Polskich Artystów Fotografików. Jest twórcą techniki neowitrażu – charakterystycznego kolażu komponowanego fragmentami makrofotografii. W 1995 r. założył w Tarnowie Pracownię Plastyczną i Galerię Symbol, w 2008 r. z jego inicjatywy powstała grupa artystyczna Neosecesja. Od roku 2018 r. pełni funkcję prezesa Fundacji Artystycznej Pegaz oraz konsultora przy Komisji ds. Ewangelizacji V Synodu Diecezji Tarnowskiej.

Rozmowa ukazała się w kwartalniku „Więź” zima 2022

Podziel się

2
Wiadomość