Promocja

Jesień 2024, nr 3

Zamów

Więcej niż reset sumienia. Jeszcze o spowiedzi dzieci

Lekcja religii w gimnazjum nr 18 w Lublinie, 2010. Fot. Rafał Michałowski / Agencja Wyborcza.pl

Osoby wierzące nie powinny debatować o spowiedzi w kategoriach jakiegoś rytuału, w którym nie ma miejsca na to, co najważniejsze, czyli więź z Bogiem.

W ostatnich tygodniach pojawiła się nowa gorąca polska dyskusja – o spowiedzi dzieci. Jeden z głosów ukazał się najpierw na Facebooku, potem na łamach Więź.pl. Myślę o tekście „Spowiedź dzieci? Przez lata je przygotowywałem. Teraz skłaniam się ku odchodzeniu od ich spowiadania” o. Macieja Biskupa. Dominikanin inspiruje w nim i jednocześnie krytykuje, bijąc się w cudze (np. katechetów) piersi. Jako katecheta poczułem się wywołany do tablicy.

O. Biskup pisze o swoim doświadczeniu siedmiu lat pracy z dziećmi komunijnymi. No to i ja się pochwalę, że w katechezie pracuję od 1994 r. (nadal aktywny), razem z żoną przez dekadę prowadziliśmy grupy dzieci przygotowujących się do Wczesnej Komunii, dodatkowo przez kilka lat byłem pedagogiem oraz wychowawcą.

Dzieci niejednokrotnie mają lepsze wyczucie Boga i Jego sakramentów niż my, dorośli. Warto je zapytać i oddać im głos, zanim zaczniemy im „meblować” życie duchowe

Ryszard Paluch

Udostępnij tekst

W dyskusji o spowiedzi sporo możemy dziś usłyszeć o traumie, o lęku, o niezdrowej ciekawości grzechem, o fałszywym obrazie Boga. Problem polega na tym, że dyskusja toczy się w ramach pewnej kulturowo-teologicznej „bańki” informacyjnej. I nie byłoby w tym problemu, gdyby nie zawarte w tym roszczenie sobie monopolu na prawdę. Przejawem takiej postawy jest wskazywanie palcem winnych. Zresztą wygodnie jest prawić o katechezie w szkole, nie praktykując jej, a to, co się przemyślało w swoim środowisku, próbować przeforsować większości.

Tu chodzi o spotkanie

Najważniejszą w tym wszystkim, a pomijaną kwestią jest pytanie o stan naszej wiary. Osoby wierzące nie powinny debatować o spowiedzi w kategoriach jakiegoś rytuału, w którym nie ma miejsca na to, co najważniejsze, czyli więź z Bogiem. To trochę tak, jakby proboszcz kupił najpiękniejszą monstrancję, poszedł z nią na procesję, na końcu której ktoś z parafian zwróciłby mu uwagę, że zabrakło w niej najważniejszej Postaci. Łatwiej jest nam koncentrować się na grzechu niż na Jezusie, który brzemię mojego grzechu bierze na siebie.

„Myśląc i mówiąc o sakramencie pokuty i pojednania, często mocno podkreślamy rolę grzechu, jego odpuszczenia i poprawy. Pragniemy się go pozbyć, jak usuwa się obciążający balast, który nie podoba się Bogu, sądząc, że zresetowane sumienie da nam gwarancję Jego przychylności i spokojnego życia” – pisze ks. Krzysztof Grzywocz w artykule „Dar wyznawania grzechów”.

I dodaje: „Takie jednak – bezosobowe – przeżywanie tego sakramentu podważa jego istotę i może być subtelną formą unikania Boga, który «pojawia się» wtedy, gdy trzeba rozliczyć grzechy i wrócić do «świętego spokoju», niekoniecznie w zbyt bliskiej Jego obecności. Często w spowiedzi oczekujemy odpuszczenia grzechów, ale nie spotkania. Przychodzimy, aby oczyścić się z nieprzyjemnego brudu i powrócić do swojej bezpiecznej izolacji. Pozostajemy wtedy nieustannie w logice grzechu, który izoluje i niszczy więzi. Możemy w tym kontekście rozróżnić grzeszne przeżywanie grzechu w jego mroku i przeżywanie zbawienne w świetle spotkania”.

Pytanie o więź z Bogiem jest tu kluczowe, bo dotyczy nie tylko przystępowania do spowiedzi, ale też naszej postawy wobec każdego sakramentu. Kiedy przygotowuję dzieci do spowiedzi, gdy na lekcji religii omawiamy pięć jej warunków, paradoksalnie okazuje się, że w centrum tego sakramentu, ani nawet naszej lekcji, nie jest wcale grzech – on co najwyżej pozostaje „aktorem” drugiego planu. Tłumaczę moim uczniom, że nie okadzamy grzechu, lecz Boże miłosierdzie.

Znowu ks. Grzywocz: „W paradoksalny sposób człowiek w postawie spowiedzi, w postawie otwartości zauważa nade wszystko Chrystusa, a nie swój własny grzech, przede wszystkim miłość, a nie tylko jej brak. To w Jego miłosnym spojrzeniu dostrzega bezmiar miłości Boga, a także swój grzech. Nic tak nie przekonuje o miłości Boga i grzechu człowieka jak konanie Jezusa na krzyżu” [„Adrienne von Speyr o spowiedzi”].

Otwartość to proces

Ojciec Biskup pisze, że „dzieci nie mają świadomości procesu rozwoju. A spowiedź każdego człowieka powinna być przeżywana właśnie w kontekście procesu rozwoju”. Chciałoby się zapytać: A kto ma „świadomość procesu rozwoju”?!

Pierwszym owocem sakramentu pokuty jest postawa otwartości – samo otwieranie się to już proces. Uczymy się go całe życie. W tym świetle sztuczne wyznaczanie granicy wieku penitenta (postulat 16 lat!) jest absurdalne – stopniowo przecież poznajemy siebie samych, stopniowo się otwieramy, stopniowo ćwiczymy się w poście (a propos zachowywania wstrzemięźliwości w piątek). Otwieramy się na tyle, na ile możemy, na ile jesteśmy świadomi, z pomocą Bożej łaski.

Na etapie dziecka czasem to otwieranie będzie tak nieporadne jak praktykowana przez niektórych tabelka na końcu zeszytu z podpisami księdza po spowiedzi. Nigdy bym jej jednak nie przekreślał lub ironicznie wyrokował, że to „zbieranie autografów spowiedników” (tak to określił na FB o. Marcin Mogielski). Podobnie z dorosłymi – nawet, jeśli ktoś otwiera się na poziomie kotleta, którego przez przypadek połknął w piątek, ale za to „nikogo nie zabił”… To też jest otwarcie i warto je uszanować, zachowując nadzieję, że kolejne będzie głębsze.

Pamiętajmy, że Jezus nie tłukł po głowie Zacheusza, nie czynił mu wyrzutów – dopiero w świetle Bożego miłosierdzia nielubiany zwierzchnik celników potrafił w pełni dostrzec swój grzech. Doświadczenie miłosierdzia ukształtowało jego sumienie i otwarło oczy na ogrom niesprawiedliwości, których się dopuścił.

Jaki był efekt? Jezus niczego mu nie „kazał” – sam z siebie dosłownie tryskał wyobraźnią w zakresie naprawy tego, co popsuł przez swój grzech (por. Łk 19,8). Zacheusz uczy także zginania kolan – ks. Grzywocz w wielu miejscach podkreślał, że nasze pokorne wyznanie grzechów jest udziałem w jedynej spowiedzi, jaka dokonała się na krzyżu w Wielki Piątek – Jezus wyspowiadał się za nas swojemu Ojcu.

W tym miejscu warto również podkreślić, że grzech z natury zamyka nas w sobie samych, izoluje, tymczasem nazwanie i wyznanie swoich grzechów, zmartwień i lęków ma dobroczynne skutki także na płaszczyźnie ogólnie rozumianego dobrostanu człowieka. Czasem już samo ich wypowiedzenie przed kompetentną osobą powoduje, że nasze lęki stają się mniejsze, a ich dźwiganie lżejsze.

Spowiedź młodych ludzi, którzy – szczególnie w okresie dojrzewania – zmagają się z wieloma „burzami”, może zatem okazać się realną pomocą. Zdarza się, że nastolatkowie nie mają odwagi, boją się lub po prostu wstydzą porozmawiać o swoich problemach.

Podcast dostępny także na Soundcloud i popularnych platformach

Powtórzmy: postawa otwartości i zaufania uczy, że ostatnie słowo nie należy do grzechu, ale do Bożego miłosierdzia i nade wszystko ukazuje, że pomimo grzechu nadal jestem zdolny do miłości. „Sakrament pokuty i pojednania – owo otwarcie się na prawdę – przede wszystkim chroni zdolność do miłości. Ten sakrament daje nam poczucie pewności – ja potrafię kochać! Zdolność do miłości jest największą umiejętnością człowieka. Osoba zamknięta, która żyje w iluzjach, która dialoguje sama ze sobą we własnym wnętrzu, często o tym nie wie, że największą radością człowieka jest uświadomienie sobie – poruszenie się pod wpływem tej głębokiej prawdy – że posiada się zdolność do miłości” – zaznaczał przywołany już ks. Grzywocz w książce „Spowiedź święta i kierownictwo duchowe”.

Odkrywanie własnej wartości

Uwielbiam mówić swoim uczniom, że każdy z nich jest niepowtarzalny; w każdym staram się dostrzec coś dobrego, każdy jest diamentem, tylko czasem bolesna historia życia przykryła go kurzem. Spowiedź jest po to, aby diament zaczął na nowo błyszczeć.

Mam wrażenie, że do młodych trafiają metafory w stylu: „Konfesjonał jest jak najlepsze SPA dla naszej duszy i na dodatek totalnie za free”. Ks. Grzywocz tłumaczył, że im częściej będziemy się spowiadać, tym bardziej będziemy odczuwać swoją wartość. Dlaczego? „Bóg nie interesuje się rzeczami niewartościowymi. Bóg stworzył bardzo wartościową rzeczywistość. A największą wartością tu na ziemi jest człowiek. Sam Bóg stał się człowiekiem, aby dotknąć trędowatego, bo Bóg nie dotyka niewartościowych rzeczy. Wartościowy Bóg – największa wartość ludzkości – rozpoznaje wartościowego człowieka, nawet przykrytego betonem trądu, grzechem” [z książki „Spowiedź święta i kierownictwo duchowe”].

A jeśli dzieci mówią mi o wstydzie, to zachęcam, aby Bogu za niego podziękować – mądry spowiednik, rodzic, wychowawca będzie potrafił prawidłowo odczytać i uszanować czerwony kolor na ich policzkach.

Dodajmy, że wbrew pozorom dzieci niejednokrotnie mają lepsze wyczucie Boga i Jego sakramentów niż my, dorośli. Warto je zapytać i oddać im głos, zanim zaczniemy im „meblować” życie duchowe. Najlepszy przykład to młodzi na ołtarzach: święci Franek i Hiacynta, św. Stasiu Kostka, bł. Carlo Acutis, bł. Clara Badano, bł. Karolina Kózkówna, bł. Laura Vicuña – ta lista jest naprawdę długa. Na co dzień spotykam dzieci, które regularnie (nawet co miesiąc) przystępują do spowiedzi – czapki z głów! Zapewniam, że są „normalne”, to znaczy są dziećmi na 100 procent: biegają, śmieją się, grają na komórkach, cieszą się, jak nie mają lekcji, kłócą się, wzruszają do łez, ściągają na kartkówkach, biją się – no cóż, samo życie.

Uwielbiam mówić uczniom, że każdy z nich jest niepowtarzalny, każdy jest diamentem, tylko czasem bolesna historia życia przykryła go kurzem. Spowiedź jest po to, aby diament zaczął na nowo błyszczeć

Ryszard Paluch

Udostępnij tekst

Z drugiej strony fałszywe jest wyobrażanie, że oto dorośli rozbudzają niezdrową ciekawość grzechem i na dodatek wpuszczają swoje latorośle w jakiś mroczny świat. Jednym z wielkich plusów bycia tatą lub nauczycielem jest fakt, że pozostaje się na bieżąco ze światem młodych, szczególnie w kwestii muzyki i gier komputerowych. Trudno uwierzyć, jak „dorosłe” są treści, które nasze dzieci oglądają w sieci, jak są wyedukowane, także w kwestii szóstego przykazania lub ile krwi przelewa się podczas gier online, w które grają…

Taka konfrontacja mogłaby być bardzo otrzeźwiająca i urealniająca dla osób, które zatrzymały się na poziomie „Reksia” czy „Bolka i Lolka”. Zanim zatem zaczniemy mówić o „zagrożeniach” płynących z sakramentu pokuty, warto pierwej zajrzeć do telefonu dziecka i zapytać, jak wygląda świat najmłodszych, którego autorami są dorośli i na dodatek czerpią z niego bajońskie zyski.

I Sprawiedliwość, i miłosierdzie

O. Biskup niczym inkwizytor musiał podjąć „konfrontację” z katechetami, którzy „wtłaczają” i „wymuszają” zaliczanie sześciu głównych prawd wiary, szczególnie tej o Sędzim sprawiedliwym. Ach, ci świeccy katecheci!

Ktoś tu się jednak zagalopował, ferowanie bowiem takich tez kłóci się z nauczaniem Kościoła i jest formą wprowadzania czytelników w błąd. Iluzją byłoby głoszenie miłosierdzia bez sprawiedliwości, to właśnie sprawiedliwość jeszcze bardziej pozwala człowiekowi otworzyć się i doświadczyć Bożego miłosierdzia.

Papież Franciszek w bulli „Misericordiae vultus”, którą ogłosił Rok Miłosierdzia w Kościele, stwierdzał: „Gdyby Bóg ograniczył się do sprawiedliwości, przestałby być Bogiem i byłby jak wszyscy ludzie, którzy domagają się poszanowania prawa. Sama sprawiedliwość nie wystarcza, a doświadczenie uczy, że odwoływanie się tylko do niej niesie z sobą ryzyko jej zniszczenia. Z tego też powodu Bóg wznosi się ponad sprawiedliwość miłosierdziem i przebaczeniem. To nie znaczy, że umniejsza się sprawiedliwość bądź czyni ją zbędną, wręcz przeciwnie. Ten, kto błądzi, będzie musiał ponieść karę. Tyle że to nie jest ostatnie słowo, ale początek nawrócenia, ponieważ doświadcza się czułości przebaczenia. Bóg nie odrzuca sprawiedliwości. On ją umieszcza i przekracza w jeszcze większym wydarzeniu, gdzie doświadcza się miłości, która jest fundamentem prawdziwej sprawiedliwości” [nr 21].

W tym kontekście miłość bez sprawiedliwości byłaby… niemiłosierna. Zamykanie oczu na zło i karę nie jest przejawem miłosierdzia, ale będzie nim fakt bycia przeprowadzonym przez „ciemną doliną” (por. Ps 23,4) na drodze łaski sakramentalnej spowiedzi. Dominikanin niepotrzebnie wplątuje tu jeszcze św. Pawła – choć nie wskazuje konkretnego miejsca z Pisma Świętego – przeciwstawiając „nauczanie Pawłowe” obrazowi karzącego Boga sędzi.

Papież Franciszek również odwołuje się do Apostoła Narodów, wskazując na Sędziego, który już nas usprawiedliwił: „Musimy poświęcić wiele uwagi temu, co pisze Paweł, aby nie popaść w ten sam błąd, który Apostoł wypominał współczesnym mu Żydom: «Albowiem nie chcąc uznać, że usprawiedliwienie pochodzi od Boga, i uporczywie trzymając się własnej drogi usprawiedliwienia, nie poddali się usprawiedliwieniu pochodzącemu od Boga. A przecież kresem Prawa jest Chrystus, który przynosi usprawiedliwienie każdemu, kto wierzy» (Rz 10,3-4). Ta Boża sprawiedliwość jest miłosierdziem ofiarowanym wszystkim jako łaska na mocy śmierci i zmartwychwstania Jezusa Chrystusa. Krzyż Chrystusa jest zatem sądem Boga nad nami wszystkimi i nad światem, ponieważ ofiaruje nam pewność miłości i nowego życia”.

Przewrotnie w tym miejscu zapytam: Któż zatem na końcu naszych „zawodów” wręczy wieniec sprawiedliwości jak nie właśnie sprawiedliwy Sędzia?! (por. 2 Tm 4,8). Odnotujmy też, że na kartach Pisma Świętego czy w nauczaniu Kościoła znajdziemy wiele nazw, figur, symboli zarówno w odniesieniu do samego Boga, jak i Kościoła (zob. KKK 751-757). Przywołajmy obraz Dobrego Pasterza, sędziego, winnego krzewu, ogrodnika, pedagoga, ojca, matki, bramy, gospodarza, pana młodego… Każdy teolog wie, że to definicje, których granice wyznacza – w sensie semantycznym – ludzki język. Nasz zasób mowy i pojęcia, które wypracowaliśmy, nigdy nie oddadzą tajemnicy Boga – wysiłki człowieka są jak ubieranie Go w sędziowską togę! Zapachniało tu nieco teologią apofatyczną, niemniej nikt nie ma tu na myśli segregowania wyżej wspomnianych definicji i wylewania niektórych jak dziecka z kąpielą.

Podobną kategorią jest demonizowanie samego konfesjonału – w mojej praktyce wiele razy, gdy tylko trzeba było, prosiliśmy kapłana o spowiedź dla dzieci na zewnątrz lub w ławkach. Jak komu wygodnie. Miejsce nigdy nie stanowiło problemu – wola rodziców była tu najważniejsza. Wiele razy byłem świadkiem, jak z wielką empatią podchodzono do dzieci ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi lub z niepełnosprawnością intelektualną (podobna sytuacja ma miejsce przy bierzmowaniu).

Przykład ze św. Augustynem, na który powołuje się łódzki dominikanin, jest słaby – forma spowiedzi „ewoluowała” w historii Kościoła, zaś cytowanie praktyki sprzed 1600 lat to nie najlepsza metoda teologiczna. Równie dobrze można by przywołać inny epizod z naszej historii, kiedy niektórzy bracia do ostatniej chwili zwlekali z przyjęciem chrztu, aby zachować go na chwilę śmierci i zapewnić sobie pewne wejście do Królestwa Niebieskiego.

Nadto można odbić piłeczkę, odwołując się do postaci niekwestionowanego autorytetu w dziedzinie wychowania dzieci i młodzieży, jakim był i jest św. Jan Bosko. Ten dopiero spowiadał – wszędzie, gdzie się dało. Przed oczyma mam jedną z zachowanych fotografii chłopców, którzy klękają przy „mobilnym” konfesjonale świętego wychowawcy. W pamięć zapadają również jego słowa: „Drogie dzieci, jeśli już w wieku młodzieńczym nie nauczycie się spowiadać, grozi wam niebezpieczeństwo, że nie nauczycie się tego w ciągu całego waszego życia. Następstwo tego zaniedbania polega na tym, że ponosi się wielkie straty i być może nawet ryzykuje wieczne zbawienie” [„Młodzieniec zaopatrzony”].

W innym miejscu czytamy: „Wielką pomocą w drodze do nieba są sakrament Komunii Świętej i sakrament pokuty; stąd każdy nieprzyjaciel waszej duszy, stara się was oddalić od tych praktyk naszej świętej religii. […] Czy jest coś piękniejszego i droższego od spowiedzi świętej? Czy istnieje coś, co bardziej zbliżałoby nas do Pana?” [„Krótkie pouczenia”, nr 21. 23].

Formacja spowiedników

Kilka lat temu zdarzyło mi się zostać skarconym w konfesjonale. Kapłan, który mnie spowiadał, kazał mi powiedzieć formułkę po wyznaniu grzechu. Myślę sobie: „Stary chłop i formułka…”. No cóż, niewiele zrozumiał z wykładów o penitencji w seminarium.

Tyle że to nie był mój problem, ani tym bardziej problem Pana Jezusa, ale problem owego spowiednika, który zamiast Chrystusa trzymał się kurczowo regułek. Jakoś nie umiem sobie wyobrazić płaczącej jawnogrzesznicy, którą beszta Mistrz z Nazaretu, bo nie powiedziała formułki (por. J 8,10-11).

Uważam, że problem tkwi w braku pokory i nieodpowiedniej formacji kapłanów. Przynajmniej niektórych. Praktykowanie sztuki spowiadania jest rzeczywistością, która nie kończy się z chwilą zdania egzaminu na wydziale teologicznym czy z uroczystością przyjęcia święceń kapłańskich, ale rozpoczyna się od posługi w konfesjonale i powinna trwać… całe życie. Święcenia to nie koniec, ale początek uczenia się bycia kapłanem i ćwiczenia w trudnej sztuce spowiadania.

Wspomnę w tym miejscu, że po zakończeniu posługi ojca duchowego w opolskim seminarium ks. Grzywocz sprawował opiekę nad spowiedzią i spowiednikami w opolskiej katedrze jako penitencjarz. Starannie dobierał spowiedników, nieustannie zabiegał o ich formację duchową, psychologiczną i teologiczną, pomagał im, spowiadał i towarzyszył również w ramach Rady ds. Stałej Formacji Kapłanów.

Słuchać jak Momo

Na koniec dwie prośby do kapłanów. Może warto ucieszyć się i powiedzieć penitentowi, że dobrze, że przyszedł do spowiedzi. Tak po prostu. Bądźmy pokorni i uważnie słuchajmy. Ks. Grzywocz zwykł mawiać, że marny to spowiednik, który nie nauczył się niczego od swoich penitentów. Przy okazji podkreślę, że u Krzysztofa na spowiedzi, wbrew pozorom, nie padało wiele słów. Bywało, że ograniczał się do kilku zdań. Czasem „tylko” słuchał.

No właśnie – słuchanie Grzywocza było jak słuchanie małej Momo, bohaterki książki Michaela Ende:  „Momo umiała robić coś, jak nikt inny, umiała słuchać. Niektórzy czytelnicy powiedzą może, to przecież nic nadzwyczajnego, słuchać umie każdy, nie mieliby jednak racji; tylko niewielu ludzi umie naprawdę słuchać. A sposób, w jaki Momo umiała słuchać, był doprawdy jedyny w swoim rodzaju. Nie dlatego, żeby coś mówiła albo pytała, skąd przyszły jej takie myśli do głowy, nie. Momo tylko siedziała i przysłuchiwała się z wielką uwagą i z wielkim zainteresowaniem. Patrzyła przy tym na mówiącego swoimi dużymi, ciemnymi oczami, a on czuł, że nagle rodzą się w nim myśli, o których istnieniu w ogóle nie wiedział. Momo umiała tak słuchać, że ludzie bezradni albo niezdecydowani nagle dobrze wiedzieli, czego chcą, albo że nieśmiali nagle czuli się swobodnie i odważnie, albo nieszczęśliwi i przygnębieni stawali się ufni i radośni. Jeśli ktoś czuł, że jego życie jest nieudane i nic nie warte, a on sam jest jednym z milionów ludzi, takim, który nie ma żadnego znaczenia i którego można zastąpić równie szybko, jak zastępuje się dziurawy garnek. Jeśli ten ktoś szedł do małej Momo i opowiadał jej to wszystko, jeszcze nim skończył mówić, zaczynało mu się w dziwny sposób wydawać, że się zupełnie myli, że drugiego takiego jak on nie ma na świecie i że dlatego w jakiś szczególny sposób jest ważny dla świata. Tak umiała słuchać Momo”.

Chusteczki ks. Grzywocza

Dziś, po zaginięciu Krzysztofa, uśmiecham się za każdym zrazem, kiedy czytam ten tekst. Przypomina mi się, że kiedy ktoś miał jakiś problem i chcieliśmy mu pomóc, wówczas w naszym środowisku mówiło się: „A idźże z tym do ks. Grzywocza”.

I jeszcze jedna ważna sprawa. Na stoliku w pokoju Krzysztofa zawsze były chusteczki – to taki jego „atrybut” i symbol ogromnej wrażliwości oraz szacunku wobec drugiego człowieka. Towarzysząc ludziom, wierny był on prawdzie zaczerpniętej od norweskiej terapeutki Evy Røine: „Jeśli nie wierzysz, że historia człowieka, który staje przed tobą, jest święta, to daj mu święty spokój”.

Pewnie wielu z nas może przywołać spowiedników, „dzięki” którym spotkanie z miłosiernym Ojcem zakończyło się wielkim zniesmaczeniem lub zranieniem. Niestety, po drugiej stronie kratek można napotkać różne warianty Kuby Rozpruwacza lub włamywaczy, co z umorusanymi butami przemocowo wchodzą do czyjegoś serca; żeby nie wspomnieć osób, które dopuszczają się przestępstwa…

Wesprzyj Więź

Ale przywołajmy w tym miejscu również spowiedników, którzy mają czas, są cierpliwi, uważnie słuchają, którzy potrafią zapłakać z płaczącymi, cieszyć się ze śmiejącymi, którzy wyjdą z konfesjonału i podziękują… penitentowi za spowiedź, i zdejmą buty, bo są świadomi, że ziemia, na którą wkraczają, jest święta.

Razem z żoną przez wszystkie lata pracy katechetycznej mieliśmy okazję towarzyszyć setkom dzieci na drodze przygotowania do pierwszej spowiedzi i Komunii Świętej. Przyznaję, że w tym okresie zaszło dużo zmian, w moim odczuciu – nie zawsze na dobre. I choć życiowe scenariusze – dziś już w wielu przypadkach dorosłych osób – pisane były różnymi drogami i odcieniami, to chwila, kiedy byłem z nimi przy pierwszej spowiedzi, a później jako świadek chwili, kiedy pierwszy raz przyjmowały Pana Jezusa, ta chwila i ten dzień za każdym razem okazywały się jak w telewizyjnej reklamie: „BEZCENNE!”.

Przeczytaj także: Historia pokuty, czyli rozszerzanie miłosierdzia

Podziel się

10
13
Wiadomość

Kochani ! Zawiadomcie moich prapraprawnuków kiedy już uformujecie spowiedników w duchu takim, jak to sugeruje Autor, i z aktualnej spowiedzi „usznej” zrobicie spowiedź choćby w 25 % przypominająca ideał opisywany przez Autora. Adres do zawiadomienia: KEA, mam nadzieję.

@autor
Małe pytanie:
Ile osób w życiu pan wyspowiadał osobiście ?
Żadnego ?

To po co pan dyskutuje z poziomu osoby, która przygotowuje dzieci do spowiedzi z osobą, która ma w tej materii praktykę ?

I drugie pytanie:
Poda pan cytaty z Pisma Św. gdzie napisano, że spowiedź ma być uszna ?

„W tym świetle sztuczne wyznaczanie granicy wieku penitenta (postulat 16 lat!) jest absurdalne(…)”

Skoro ustalenie granicy wieku penitenta na 16 lat jest „sztuczne” to i ustalenie tego wieku na 8 – 9 lat także jest sztuczne.
Używa pan argumentów, które bez problemu świadczą przeciw pańskiej teorii.

„Pewnie wielu z nas może przywołać spowiedników, „dzięki” którym spotkanie z miłosiernym Ojcem zakończyło się wielkim zniesmaczeniem lub zranieniem. Niestety, po drugiej stronie kratek można napotkać różne warianty Kuby Rozpruwacza lub włamywaczy, co z umorusanymi butami przemocowo wchodzą do czyjegoś serca; żeby nie wspomnieć osób, które dopuszczają się przestępstwa…”

„Ale przywołajmy w tym miejscu również spowiedników, którzy mają czas, są cierpliwi, uważnie słuchają, którzy potrafią zapłakać z płaczącymi, cieszyć się ze śmiejącymi, którzy wyjdą z konfesjonału i podziękują… penitentowi za spowiedź, i zdejmą buty, bo są świadomi, że ziemia, na którą wkraczają, jest święta.”

I teraz pytanie co przeważa ? Ci po spotkaniu, których pozostaje zniesmaczenie lub zranienie a nawet ci którzy dopuszczają się przestępstwa… albo ci co ot gadają banały nic nie wnoszące do życia penitenta (ta grupa moim zdaniem przeważa najbardziej) ?

czy też ci „którzy mają czas, są cierpliwi, uważnie słuchają, którzy potrafią zapłakać z płaczącymi” ?

Moje doświadczenie mówi, że zdecydowanie to pierwsze.

” No cóż, niewiele zrozumiał z wykładów o penitencji w seminarium.”

A pan był w seminarium ? Jeśli nie to skąd pan wie co on zrozumiał skoro nie wie pan czego tam nauczają o spowiedzi ?

Powołuje się pan wciąż na jednego spowiednika. Czy jeden to duży przekrój wszystkich spowiedników ? Śmiem wątpić.

Jestem przeciwnikiem spowiedzi usznej dla wszystkich (nie tylko dzieci)

Jerzy2

Co do zajęć w seminarium, to księża nie mają tam żadnego przygotowania w tej materii. Mówię z doświadczenia z seminariów we Wrocławiu i Legnicy (legnickie zamknięto). Wyświęconych księży rzuca się na parafię z tekstem „przecież wszystko wiecie”, a treść wykładów ogranicza się do wkucia na pamięć formułki rozgrzeszenia. Do tego masa złych nawyków z seminarium, bo można się tam nauczyć, że tajemnica spowiedzi dotyczy tylko „bezpośredniego” wyjawienia grzechów, co sprowadza się do plotkowania co kto komu powiedział, bez wyjawiania nazwiska, ale tak, że i tak wiadomo o kogo chodzi.

Czepię się tego stwierdzenia o Biblii. W Biblii nie musi być podana konkretna forma, a brak, czy obecność czegoś w Biblii nie jest decydujący. Gdybyśmy się tak mieli w 100% trzymać Biblii, to mogę Ci znaleźć choćby fragment o oddawaniu pokłonu Szatanowi, co jest wyrazem oddawania chwały Bogu 😉

Samo idealizowanie ks. Grzywocza wypada wręcz śmiesznie. Tym bardziej w kontekście jego pozytywnych zachowań, gdzie milczał i słuchał. Skoro milczenie jest takie dobre, to w ogóle lepiej zrezygnować z księdza, posadzić manekina w konfesjonale. Też będzie milczał, a dla spowiadających się stres mniejszy, bo manekin nie nakrzyczy.

@Wojtek
A propos Biblii to się zgadzam.
Jest w niej wiele wręcz wykluczających się treści a na Jej podstawie można dowieść prawie wszystkiego.

Co do słuchania to fakt – wystarczy nauczyć się z nagrań mówców motywacyjnych „aktywnego słuchania” i już każdy ksiądz będzie idealnym słuchaczem. To tylko kwestia nauczenia się metod.

Jeśli chodzi o seminaria to dokładnie tak to wygląda. Nie ma tam zajęć „na sucho” ani spowiadania na niby aby się tego nauczyć.
Po prostu rzuca się ich na parafie i nakazuje słuchać spowiedzi. Uczą się sami na własnych błędach, każdy od zera.

@jola
O wielu rzeczach w Biblii nie ma w ogóle. Np. nic nie ma o Polakach to może oni nie istnieją ?

A na poważnie, nie o tym jest dyskusja.

Dyskusja jest o formie spowiedzi. Jaka powinna być. Uszna czy nie.
Jeśli nie było nakazu żeby była uszna to znaczy, że nie musi być, może przybrać inną formę. To tylko nasz wymysł.

Jola, tak nieśmiało tylko wspomnę, że przez wieki Kościół był największym mecenasem tego, co dziś byśmy nazwali pornografią. Wiele dzieł o tym charakterze jest dziś klasyką sztuki sakralnej. Również nie bez powodu największe zbiory sztuki pornograficznej znajdują się w Muzeum Watykańskim. Czemu o tym wspominam? Ponieważ ówczesną fascynację ludzkim ciałem i potrzebę utrwalania w kamieniu, czy na płótnie motywowano biblijnie. Jak widać Biblia to takie uniwersalne narzędzie, którym uzasadnimy to, co aktualnie chcielibyśmy uzasadnić.

@Martyna
No i nie chodzę. A innym nie bronię. Jestem zwolennikiem wolności. Dla każdego, także dla tych, którzy mają inne poglądy niż moje.

A po drugie. Ja jestem wierzący. Tyle tylko, że forma, która jest w KK mi nie odpowiada oraz fakt, że kryje przestępców. Innym może odpowiadać, nic mi do tego.

A solą hmm…

podobno solą tej ziemi są katolicy….

Chyba o co innego jednak chodziło z tą solą…

Generalny błąd zwolenników spowiedzi polega na twierdzeniu, że „Spowiedź powoduje X, gdzie X jest bardzo dobre”.
A prawda jest taka, że nie zawsze, nie u każdego, a poza tym niektórzy tego „bardzo dobrego X” nie potrzebują lub X nie jest dla nich dobry.
I nie jest to ich wina!
Dla mnie spowiedź była traumą – kiedy przestałem chodzić, odnalazłem spokój.
Pozdrawiam.

Ja też w pewnym momencie doszłam da ściany, że nie jestem w stanie kolejny raz przekraczać granicy mojej intymności (moja intymność to nie tylko sfera seksualna, dla uszczegółowienia) i także poczułam spokój. Tylko niestety przez większość życia żyłam w przekonaniu, że ze mną jest coś nie tak, skoro tak czuję, skoro to dla mnie taka trauma, że jestem zła ponad wszelką normę, bo przecież dobrzy ludzie nie mają takiej traumy.
A gdyby tak mnie, w dzieciństwie, ktoś spytał (jak sugeruje autor) co sądzę o spowiedzi to powiedziałabym, że zrobiłabym wszystko żeby tylko nie musieć tego robić.
W którymś z poprzednich artykułów na temat spowiedzi dzieci, chyba Basia, napisała (z czym się zgadzam), że ksiądz mógłby być mistrzem łagodności i słuchania, zachowywać się odpowiednio i delikatnie i tak nic by to nie zmieniło, bo w niektórych przypadkach następuje tu przekroczenie granicy intymności. Czasem w bardzo silnym stresie człowiek nie do końca panuje nad tym co mówi i wcale nie ma złych intencji, że będzie ukrywał czy kłamał. Dla takiego dziecka które się zablokuje i czegoś nie powie, bo nie jest w stanie, albo powie cokolwiek jak ksiądz zacznie dopytywać byle tylko już skończył licząc na to, że ta odpowiedź go zadowoli, następuje potem cała seria poczucia bycia złym, niewystarczającym, czy pewności, że będzie się smażyć w piekle bo tak się stresowało że coś pomieszało wyznając swoje 8-letnie grzechy ciężkie.
Cieszę się, że ta dyskusja się pojawiła i mam nadzieję, że zostaną wyciągnięte wnioski, które wezmą pod uwagę problemy jakie się przy okazji spowiedzi pojawiają i nie będą bagatelizowane (także te związane z przekraczaniem granicy intymności, bo mam wrażenie że to jest jednak pomijane).
A może jestem niepoprawnym optymistą w tym zakresie.

W co trzecim zdaniu pojawia sie ks. Grzywocz. Slyszalem wprawdzie o nim duzo dobrego , ale jesli sie wszystkie wypowiedzi formuje wedlug schematu „Tako rzecze Zaratustra, sorry, ks. Grzywocz”, to odnosze wrazenie, ze odzywa sie wierny kolejnej polskiej sekty, wielbiacej tym razem zmarlego tragicznie ksiedza. I zostaje w ustach niesmak…

@Konrad+Schneider
Zgadzam się z tymi spostrzeżeniami […], spotkałem już kilka takich egzaltowanych osób na swojej drodze.
Przy czym nie wiem czy należy mówić o Grzywoczu jako o zmarłym, bo jego ciała nie odnaleziono (a więc dowodu na śmierć nie ma) – na pewno jest kimś kto zaginął.

@Jerzy2
Dość ostro atakuje Pan Autora artykułu, niesłusznie, a ten atak wpisuje się w część wstępną, gdzie mowa o tym, że dyskusja o spowiedzi toczy się obok tego co w niej najważniejsze, o spotkaniu z Panem.

Argument, że ktoś, kto nie spowiada nie może pisać o spowiedzi jest nie trafiony, bo na tej zasadzie o księżycu nie powinien pisać ktoś, kto na nim nie był.

Co do odniesień w Piśmie odnośnie spowiedzi usznej, to trzeba wziąć pod uwagę, że Pismo, to nie jest szczegółowa instrukcja obsługi kościoła, takowej obecny na ziemi Chrystus nam nie zostawił.

Co do sztucznych granic wiekowych, to zawsze będzie problem z określeniem
czy dany osobnik jest dojrzały do posiadania prawa jazdy, do małżeństwa,
do kapłaństwa itp, co nie znaczy, że tych granic nie należy określić.

Dalej pisze Pan ”Pewnie wielu z nas może przywołać spowiedników, „dzięki” którym spotkanie z miłosiernym Ojcem zakończyło się wielkim zniesmaczeniem lub zranieniem.”
Czy to są Pana osobiste doświadczenia, czy tylko takie sobie teoretyzowanie, jeżeli to drugie, to szkoda bić pianę, jeżeli jednak ma Pan problem z ”obsługą” przy konsfesjonale, jeżeli jest Pan traktowany ”z buta”, to przecież nie ma obowiązku dokończenia takiej spowiedzi. Tak! Nie ma! Trzeba przeprosić, wstać, poszukać innego spowiednika, poinformować, że ma się za sobą spowiedź nie ukończoną i zacząć od początku.

Moje osobiste doświadczenia są takie, że zdarzały mi się b. dobre spowiedzi
w obecności wspaniaych i wierzących księży, zdarzały się beznadziejne, zdarzały się wspaniałe.
Cóż . . . i za dobrego, i za beznadziejnego spowiednika warto się pomodlić, warto również za tego, który próbuje upokorzyć lub upokarza, ale nie wolno mu na to pozwolić, po prostu odejść, powinien zrozumieć, że nie jest dobrym narzędziem w rękach Pana.

@Jan
„Dość ostro atakuje Pan Autora artykułu”

Nie „ostro atakuję” tylko kontr-argumentuję.

„Co do odniesień w Piśmie odnośnie spowiedzi usznej, to trzeba wziąć pod uwagę, że Pismo, to nie jest szczegółowa instrukcja obsługi kościoła, takowej obecny na ziemi Chrystus nam nie zostawił.”

Skoro tak to całkiem sporo rzeczy można z KK wyrzucić lub zaniechać bez szkody dla Wiary.

„Co do sztucznych granic wiekowych, to zawsze będzie problem z określeniem
czy dany osobnik jest dojrzały do posiadania prawa jazdy, do małżeństwa,
do kapłaństwa itp, co nie znaczy, że tych granic nie należy określić.”

Ależ ja się zgadzam, tyle tylko, że to argument właśnie autora, że wiek 16 lat jest sztuczny, a wiek 8-9 lat nie jest sztuczny ?
Dla mnie nie sztuczny to będzie żaden wiek czyli zaniechanie spowiedzi usznej całkowicie.

„Dalej pisze Pan ”Pewnie wielu z nas może przywołać spowiedników, „dzięki” którym spotkanie z miłosiernym Ojcem zakończyło się wielkim zniesmaczeniem lub zranieniem.”
Czy to są Pana osobiste doświadczenia(…)”

Może pan nie zwrócił uwagi ale to cytat… z autora właśnie… czy to jego osobiste doświadczenie ? Nie mam pojęcia.

Moje doświadczenia są takie jak napisałem:
„(…)albo ci co ot gadają banały nic nie wnoszące do życia penitenta (ta grupa moim zdaniem przeważa najbardziej) ?”

I na końcu napisałem najważniejsze:
„Jestem przeciwnikiem spowiedzi usznej dla wszystkich (nie tylko dzieci)”

Absolutnym tego przeciwnikiem.
Dyskutuję z autorem ale uważam, że spowiedzi w takiej formie w ogóle nie powinno być.
W 100 % spowiedzi (moich) nie było żadnego „spotkania z Jezusem”. Było spotkanie, z czasami (bardzo sporadycznie), osobą, która miała jakieś mgliste pojęcie o psychologii a w większości to powtarzane banały albo całkowity brak zainteresowania o czym jest mowa…

A jak z pana strony?
POdejmował pan konltetne postanowienia poprawy i spełnił je?
Zadośćuczynił pan za swoje grzechy Bogu?
Wynagrodził pan krzywdę bliźnim?
Podejmował pan trud nawrócenia?
Owocność spowiedzi w 90% procentach zależy od penitenta, a w 10% od spowiadającego.

@jola
To już trochę brzmi jak próba wyspowiadania… a kobiety póki co nie mogą spowiadać w KK.

Wybaczy pani ale to moja osobista sprawa co ja sam robiłem.
Nie pisałem także o „owocności” a o tej części mistycznej czyli, że w osobie księdza nie spotkałem Jezusa. Nigdy mi się to nie przydarzyło. A w życiu miałem też okres że spowiadałem się co… 7dni ! (i to był chyba w ogóle najgorszy „mechaniczny” okres spowiadania się)

Może robiłem coś źle a może to inna przyczyna. Nie będę się w to zagłębiał.
Jestem przeciwnikiem spowiedzi usznej z kilku powodów. I od dawna się nie spowiadam w taki sposób.

Podzielę się moją opinią nt spowiedzi dzieci bazując na własnych doświadczeniach i obserwacjach. Po pierwsze, to nie spowiedz się liczy, ale I Komunia. Trzeba naprawde się wysilić aby nie dostrzec na co zwykle kładzie się nacisk. Każdy ma tutaj swoją agendę, rodzice, dzieci, ksiądz, parafia, lokalne knajpy i sklepy. Może w 1 na 100 przypadków zdarza się bardziej ewangeliczna perspektywa, ale ja się z tym nigdy nie spotkałem. Po drugie, dla każdego rodzica jest oczywiste, że dziecko w 2 kl szkoły podstawowej to jeszcze małe dziecko, a jeśli myślimy o grzechach w rozumieniu celowego i świadomego czynienia zła, to chyba za wczesnie. Po trzecie, albo miałem sporo szczęścia, albo tak po prostu jest, we wszytskich znanych mi przypadkach ksiądz spowiednik traktował dzieci z wyrozumiałością i po prostu przeprowadzał rytuał bez treści.
Aż ciśnie sie pytanie, komu to przeszkadza ?

@Jerzy2
Z jednej strony krytykuje pan:

” Każdy ma tutaj swoją agendę, rodzice, dzieci, ksiądz, parafia, lokalne knajpy i sklepy. Może w 1 na 100 przypadków zdarza się bardziej ewangeliczna perspektywa, ale ja się z tym nigdy nie spotkałem ”

oraz krytykuje pojęcie grzechu umyślnego popełnianego przez dziecko:

„Po drugie, dla każdego rodzica jest oczywiste, że dziecko w 2 kl szkoły podstawowej to jeszcze małe dziecko, a jeśli myślimy o grzechach w rozumieniu celowego i świadomego czynienia zła, to chyba za wczesnie.”

a z trzeciej:

” Po trzecie, albo miałem sporo szczęścia, albo tak po prostu jest, we wszytskich znanych mi przypadkach ksiądz spowiednik traktował dzieci z wyrozumiałością i po prostu przeprowadzał rytuał bez treści.
Aż ciśnie sie pytanie, komu to przeszkadza ?”

Najpierw pan krytykuje całkowicie I Komunię jako czysty biznes, potem spowiedź dzieci a za chwilę pisze komu to przeszkadza…

Prowadzi pan lokalną restaurację ? Czy sprzedaje alby ? Bo nie pojmuję takiego toku.

Jakieś pomieszanie tu widzę.

Ano przeszkadza bo I Komunia to nie powinien być biznes dla lokalnych sklepów, (drogie prezenty), restauracji, księdza etc.
To powinno być spotkanie z Jezusem a nie jest zazwyczaj.

@Jerzy2 – takie sa fakty, przynajmniej tak je widze z mojej perspektywy. Nie jest to ewangeliczne, tak, zgadzam sie. Tylko przyjmujac to wszystko do wiadomosci, komu to przeszkadza ? Dlaczego to nie powinien byc biznes i impreza ? Jak sie to zlikwiduje, to w niczym nie pomoze w tym aby ktos doswiadczyl spotkania z Jezusem. A powiem, ze jest odwrotnie, sadze ze zawsze w wielkiej masie komercji znajdzie sie, moze czystym przypadkiem, kilka autentycznych, glebokich spotkan z Bogiem. Dla tych kilku, uwazam ze warto, choc en masse to jest chłam.

@Jerzy
„Jak sie to zlikwiduje, to w niczym nie pomoze w tym aby ktos doswiadczyl spotkania z Jezusem. A powiem, ze jest odwrotnie, sadze ze zawsze w wielkiej masie komercji znajdzie sie, moze czystym przypadkiem, kilka autentycznych, glebokich spotkan z Bogiem”

Jak to się zlikwiduje to faktycznie w tym nie pomoże ale zlikwiduje obłudę o co w większości w tym chodzi.

Czyli zaryzykujmy traumy religijne setek dzieci wmawiając im grzechy bo może akurat znajdzie się jedna osoba, która spotka się z Bogiem ? Z Bogiem można się spotkać np. w hospicjum i w wielu innych miejscach.

Jestem dokładnie przeciwnego zdania.
Ale nie musimy się we wszystkim zgadzać.

Ja też się podzielę, bazując na doświadczeniach znajomych, co pracują jako katecheci w podstawówkach.
Po pierwsze nie liczy się I Komunia, tylko impreza. Nie tylko kto jaki telefon, czy laptop dostanie, ani jak huczne będą obchody, ale też który wujek, ciocia, czy chrzestny przyjedzie z Anglii, czy Niemiec i będzie go można zobaczyć.

Po drugie, spowiedź to trauma. Dzieciaki, które wymiotują, mają ataki paniki, płaczą, dostają bólu brzucha i głowy ze stresu. Publiczne upokorzenia przed wszystkimi, gdy co chwila ksiądz woła dziecko, by wróciło, bo nie wyznało grzechów (dzieciaki skupiają się na formułce).
Następnie dzieciaki po komunii trzeba zmuszać pierwszymi piątkami, czy rocznicą komunii, żeby poszły do spowiedzi kolejny raz, bo gdyby dać im wybór, to by nigdy tego nie powtórzyły. Końcowym efektem jest masowa rezygnacja ze spowiedzi, nawet jeśli nie porzuca się wiary w wieku licealnym.

Ważniejsze pytanie, to nie komu to przeszkadza, lecz komu zależy, by trwać w takiej fikcji?

Dziękuję Panie Ryszardzie za artykuł wynikający z wieloletniego doświadczenia Pana jako katechety. Dziękuję za przypomnienie mądrej i pokornej postawy ks. Grzywocza w kontekście sakramentu pokuty. Myślę, że jest on świetnym przykładem dla księży spowiedników i nie tylko…

Jestem zdecydowanie po stronie spowiedzi powszechnej /”Spowiadam się Bogu wszechmogącemu i wam, bracia i siostry…’/. Dlaczego? Po pierwsze, ilu mamy takich spowiedników, jak k. Grzywocz /wzór dla R. Palucha i in./, ks. J. Tischner /jeden raz u Niego się wyspowiadałem/ czy o. J. Salij? Trudno tu podać statystyczne dane, ale z mego dość długiego doświadczenia, też bliskich mi osób, powiem, że bardzo, bardzo niewielu. Po drugie, problemem tu nie jest słabo wykształcony, pozbawiony nieraz empatii ksiądz, ale spowiednik, który gwałci granice intymności dziecka, młodego człowieka czy nieraz dorosłego. Znam przypadki spowiedzi brutalnie wkraczających w świat kobiet czy dzieci. Nie miejsce tu na cytowanie wypowiedzi księży, którzy podczas spowiedzi słownie molestowali, naruszając granice intymności i seksualności dziecka czy dorosłego. Po trzecie, a co zrobić z przypadkami, gdy spowiedź staje się preludium do molestowania sensu stricto? Znane są przypadki instrumentalnie traktowanej spowiedzi , wykorzystanie jej do molestowania seksualnego. Kto zagwarantuje, że dziecko czy młoda osoba nie trafi do drapieżcy seksualnego, jak ks. Dymer itp.?
Po czwarte, trzydzieści kilka lat temu przebywałem kilka lat w Niemczech, chodziłem ma msze św. do kościołów katolickich, nigdy nie widziałem tam osoby spowiadającej się indywidualnie. Moja kuzynka – do dzisiaj tam mieszka –
na początku swego pobytu u zachodniego sąsiada poszła do księdza i spytała, czy mogłaby się wyspowiadać w okresie wielkanocnym? Katolicki ksiądz zadał jej pytanie, czy odczuwa taką potrzebę? O ile tak, to jej służy. Wtedy dowiedziała się /zrozumiała/, że indywidualna spowiedź nie jest konieczna, tak jak to jest w Polsce/ „Przynajmniej raz w roku spowiadaj się i w czasie wielkanocnym..”./
Tu widać, że w ramach Kościoła Katolickiego mamy różnorodność doktrynalną i to od kilkudziesięciu lat. W Niemczech normą jest spowiedź powszechna, u nas jest i nadal ma być normą spowiedź indywidualna. Raczej wątpię , czy w tej formie spowiedź się u nas utrzyma.
Bliskie mi są słowa kard. Carla Martiniego, który powiedział, że Kościół Katolicki jest spóźniony w stosunku do współczesności o 200 lat /tu chodzi też o rozumienie sakramentów/.