Promocja

Jesień 2024, nr 3

Zamów

„Rzeczpospolita”: Kard. Wojtyła miał w swojej diecezji księdza pedofilia. Zareagował błyskawicznie

Powrót po zakończonej uroczystości obchodów tysiąclecia chrztu Polski w Kielcach i Wiślicy 17 lipca 1966 r. Widoczni m.in. metropolita krakowski ks. arcybiskup Karol Wojtyła (na pierwszym planie), metropolita poznański ks. arcybiskup Antoni Baraniak (pierwszy z lewej na drugim planie, trzyma w ręku kwiaty), obok idzie ks. kard. Stefan Wyszyński, za nim na prawo widoczny jego sekretarz ks. infułat Władysław Padacz. Fot. NAC

Gdy sprawa trafiła do ówczesnego metropolity Krakowa, ten suspendował duchownego i nakazał mu pobyt w klasztorze. Po tym, jak odsiedział wyrok świeckiego sądu, kardynał nie przywrócił go już nigdy do pracy z dziećmi.

Tydzień temu w „Plusie Minusie”, weekendowym dodatku do „Rzeczpospolitej”, ukazał się tekst Tomasza Krzyżaka i Piotra Litki „Kościelne peregrynacje seksualnego drapieżcy”, opisujący historię ks. Eugeniusza Surgenta, który na przestrzeni lat i terenie kilku diecezji krzywdził małoletnich (nasze omówienie przeczytacie tutaj). Dziś w „Rzeczpospolitej” ukazał się kolejny tekst tych samych autorów, tym razem badający sprawę ks. Józefa Loranca, duchownego archidiecezji krakowskiej i przestępcy seksualnego.

Od 1968 roku pracował on jako wikary w parafii w Jeleśni, uczył tam religii. W lutym 1970 roku do miejscowego proboszcza zgłosiły się parafianki, opowiadające, że ks. Loranc podczas lekcji wykorzystuje seksualnie ich córki, uczennice szkoły podstawowej. Sprawa trafiła do kościelnych przełożonych, metropolitą Krakowa był wówczas kard. Karol Wojtyła. W ocenie autorów tekstu zareagował on błyskawicznie i zgodnie z ówczesnym prawem kanonicznym.

2 marca obaj księża stawili się w kurii. „Pierwszy do gabinetu kard. Wojtyły wszedł proboszcz i «zdał kard. Wojtyle relacje ze wszystkiego, co sam ustalił na temat ks. Loranca. Kard. był wstrząśnięty tym wszystkim, nie dając wiary, aby ks. Loranc mógł posunąć się tak daleko». Dalej relacjonował proboszcz: „Kiedy kard. zorientował się, że moja relacja polega na prawdzie, bo potwierdził ją sam ks. Loranc, stwierdził, że w takim razie ks. Loranc nie może pełnić swych obowiązków w parafii Jeleśnia i na jego miejsce ma przyjść inny ks[iądz]. Polecił ks. Lorancowi udać się do swojej matki w Łodygowicach i tu czekać na decyzję Kurii”.

Jak czytamy, „po tym spotkaniu ks. Loranc opuścił Jeleśnię, a proboszcz dostał z kurii list. Z jego treści wynikało, że ks. Loranc «jest suspendowany tzn. nie może wykonywać żadnych funkcji kapłańskich», poza tym «będzie musiał jakiś czas przebywać w klasztorze i odbyć rekolekcje, a ponadto poddać się leczeniu»”.

Równolegle toczyło się dochodzenie świeckie. Wkrótce duchowny został aresztowany w klasztorze. Przyznał się do winy, został skazany na dwa lata więzienia. Wyszedł na wolność warunkowo najprawdopodobniej w połowie 1971 roku, zamieszkał w Zakopanem.

Krzyżak i Litka dotarli do listu, jaki pod koniec września tamtego roku do ks. Loranca skierował kard. Wojtyła (przechwyciła go i skopiowała bezpieka, jest w archiwum katowickiego IPN). Wynika z niego, że metropolita krakowski oddał sprawę duchownego pod osąd Trybunału Metropolitalnego w Krakowie, a ten skorzystał z przysługującego mu prawa łaski i powstrzymał się od wymierzenia kary. Wojtyła zaznaczał: „Zaniechanie wymiaru kary przez trybunał kościelny ani nie przekreśla przestępstwa, ani nie zmazuje winy. Każde przestępstwo winno być ukarane. Jeżeli więc w wypadku Księdza do wymiaru kary nie doszło, to ze względu na specjalne okoliczności […]. Okolicznością specjalną, która skłoniła sędziów Trybunału do zaniechania kary, był wyrok trybunału państwowego, a więc ukaranie Księdza przez władzę świecką”.

Kardynał uchylił karę suspensy i zezwolił na odprawianie mszy, ale nie przywrócił Lorancowi „misji kanonicznej do katechizacji dzieci i młodzieży”. Przez dwa lata duchowny przepisywał teksty liturgiczne dla kurii, a później, na prośbę proboszcza zakopiańskiej parafii, mógł pełnić „obowiązki duszpasterskie”, ale nie został już nigdy wikarym, a rezydentem.

W lipcu 1974 r. bezpieka spreparowała anonimowy donos. Autor, podający się za wiernego zakopiańskiej parafii, pisał do kard. Wojtyły „z zażenowaniem”, że „krążą coraz głośniejsze wypowiedzi na temat postawy księdza Loranca, który niedwuznacznie zachowuje się wobec dziewczynek wychodzących z religii, bądź przebywających czasami na wikarówce”.

„Nie można wykluczyć – zauważają autorzy tekstu – że ksiądz faktycznie «niedwuznacznie» zachowywał się wobec dziewczynek. Bardziej prawdopodobnym jest jednak, że była to prowokacja bezpieki”. „Nie wiadomo – czytamy dalej – czy ten anonim dotarł na biurko kard. Wojtyły, ani czy kuria sprawdziła sygnał. Wiadomo za to, że w kolejnym roku ks. Loranc został przeniesiony do parafii Chrzanów-Kościelec, gdzie został kapelanem miejscowego szpitala. Czy były na niego jakieś skargi – nie wiemy […]. Odpowiedź mógłby przynieść przegląd jego teczki personalnej, która znajduje się w Archiwum Kurii Metropolitalnej w Krakowie, ale do roku 2042 jest ona niedostępna”. 

Wesprzyj Więź

Ks. Loranc zmarł w 1992 roku.

Przeczytaj też: Jak długo mój Kościół będzie deptany? Przecież to skrzywdzeni są Kościołem

DJ

Zranieni w Kościele
„Zranieni w Kościele” – telefon wsparcia dla osób dotkniętych przemocą seksualną

Podziel się

4
3
Wiadomość

Zgodnie z ówczesnymi normami kanonicznymi kardynał Wojtyła nie mógł nie nałożyć suspensy, bo był do tego zobligowany kodeksem. Dalej jest już trochę gorzej. Trybunał kurialny nie nałożył dalszych kar, mimo, że sprawa była „gruba”. Brak też należytej reakcji po „anonimowym donosie”. Niezależnie, czy była to fałszywka, czy nie, Wojtyła miał obowiązek wszcząć postępowanie, bo prawo kanoniczne wymagało, by w przypadku recydywy ukarać ponownie sprawcę, jeśli odstąpiono od wykonania kary wcześniej. Zamiast tego jest klasyczne przeniesienie do innej parafii. Jeśli więc ten list miał dowodzić, że przyszły papież zachował się właściwie, to nie do końca się udało.

Tak.
Super. Zareagował. Chyba.
Ale te cztery małpki dalej działają.
Czwarta w grafice dodana niedawno. Stosunkowo.
Później już tak nie było. Bo struktury zawiodły.
Watykanu.

To dalej będziemy sobie grać nawzajem na emocjach?
Gutowski coś odkrywa później, ale wcześniej było dobrze…
No to dalej laurka?
Bo dziecko będzie dalej bronić przemocowego rodzica?
I mieć nadzieję, że odwiedzi w Domu Dziecka?
Lub zastępczej rodzinie?

Dlaczego tak boicie się powiedzieć, że zawiódł?
No DDA na całej linii – już o tym pisałam pod
https://wiez.pl/2020/12/06/jan-pawel-ii-oddzielne-zamkniete-swiaty/

Czas się obudzić.
A ja idę naprawdę odpocząć. O ile umiem.

Przeczytajcie jakminterpretuje ten list pch24.pl.
Wszystkiemu winni są komuniści.
Bo wyrok sądu był za mały, a potem to tylko prowokacja.
Co by bez tych kochanych esbeków oni poczęli?
Nimi można wyjaśnić wszystko.

Wszystkiego to nie, ale na pewno można się przyczepić do taktyki władzy ludowej w PRL: prokurator nie domaga się wyższego wyroku, ale bezpieka wykorzystuje grzechy księży do prowokacji i siania zamętu. To karykatura sprawiedliwości.

Mało czy dużo? Z dzisiejszej perspektywy mało, ale 8le wtedy dostawali sprawcy podobnych czynów? To trzeba by zbadać, porównać. Tak samo dziennikarze mogliby pojechać do tej miejscowości, porozmawiać z ludźmi o ówczes ych ocenach tej sprawy. Ilu uznawało wyrok za słuszny, a dla ilu to były ylko prześladowania Kościoła przez komunistów?
Sprawa Tylawy pokazuje że władza mogła bać się protestów gdyby wyrok był surowy. W końcu wg bp Michalika Tylawa to też była prowokacja tyle że ukrainska.
Goły list, bez pokazania gleby całej sprawy niewiele nam powie.
Pozwoli tylko wierzącym uwierzyc jeszcze bardziej.

Na tle innych przypadków w PRL księża nie wypadali ani lepiej, ani gorzej, wyroki były podobne. Nie do obronienia jest natomiast teza, że SB wykorzystywała nadużycia do ataków na Kościół. Nie istnieją przypadki, by celowo pobłażano sprawcom, albo wykorzystano skłonności ku dzieciom by werbować jako TW. SB nadawała tym sprawom klauzule tajności i nigdy nie nagłaśniała przestępstw wobec dzieci. Z zachowanych dokumentów SB wynika, że funkcjonariusze wręcz brzydzili się pedofilami, dlatego nie chcieli wykorzystywać ich jako kontaktów operacyjnych.
To dość mocno uderza w lansowaną tezę, że papież nie reagował, bo miał doświadczenia komunizmu na temat celowego nagłaśniania spraw, by dyskredytować Kościół. Coś takiego w Polsce nie miało miejsca.

A skąd to Pańskie przekonanie – wręcz pewność – że „NIE ISTNIEJĄ przypadki, by celowo pobłażano sprawcom, albo wykorzystano skłonności ku dzieciom by werbować jako TW”.
Ma Pan przykład choćby w publikacji Krzyżaka i Litki sprzed tygodnia. Tam SB zwerbowała ks. Surgenta, bo uznała, że swoim postępowaniem „może przynieść więcej szkód dla kleru”.
Sam kilkakrotnie czytałem akta SB, w których werbunek miał tło, delikatnie mówiąc, „obyczajowe”. Dlaczego Pan twierdzi, że takie przypadki NIE ISTNIEJĄ?

@Wojtek
Teraz to mnie także pan zaskoczył. Nie wiem czy pan żartuje czy prowokuje teraz ?

„Nie istnieją przypadki, by celowo pobłażano sprawcom, albo wykorzystano skłonności ku dzieciom by werbować jako TW. SB nadawała tym sprawom klauzule tajności i nigdy nie nagłaśniała przestępstw wobec dzieci. ”

Skąd takie dane ?

Pierwszy z brzegu: ks. Cybula – TW Franek
Ks. Jankowski – na pewno kontakt operacyjny (czy był pedofilem czy „tylko” efebofilem ?)
Ks. E. Makulski – TW Sikorski
Ks. Surgent

Bez problemu znajdzie się tego więcej.
Gdyby ktoś ze służb nie wykorzystał okazji zwerbowania takich degeneratów to byłby co najmniej niepoważny.

@Wojtek
I jest tu pewne pomieszanie z poplątaniem

„To dość mocno uderza w lansowaną tezę, że papież nie reagował, bo miał doświadczenia komunizmu na temat celowego nagłaśniania spraw, by dyskredytować Kościół. Coś takiego w Polsce nie miało miejsca.”

Nie było celowego nagłaśniania tych spraw. To jest jasne. Bo i po co ?
Po pierwsze nikt by w to nie uwierzył, przecież wierni wówczas byli wpatrzeni w duchownych jak w obrazek. Uznaliby że to komunistyczne prowokacje.

A po drugie taki degenerat jako TW czy KO był znacznie lepszym źródłem szkody dla KK niż samo nagłośnienie jego sprawy.

Wykrycie niemoralnego prowadzenia się i wykorzystanie na własną korzyść – to robili komuniści. Czasem coś tam nagłośnili ale to było znacznie rzadsze.

Twierdzenie, że po wykryciu pedofila jego sprawę utajniano i nie werbowano na TW lub KO jest czystym absurdem.
W jakim więc celu mieliby to robić ?

Nie karać, nie werbować, zostawić sprawę ? Taki prezent dla przestępcy ?

Zbigniew Nosowski, o ile wiem, to ks. Surgenta zwerbowano już po tym, jak doniesienia dotarły do kurii.

Co do spraw obyczajowych, to dotyczyły one homoseksualizmu, romansów, wykorzystywania dorosłych. Mogę się mylić, ale nie słyszałem o przypadku, by SB werbowała pedofilów z uwagi na ich pedofilię. Nawet biskup Gulbinowicz nie został zwerbowany z uwagi na wykorzystanie dziecka.

To już zupełnie co innego – „nie słyszałem” (+ „mogę się mylić”) – niż stanowcze „nie ma takich przypadków”. Dziękuję.
A przypadki są.

Z czystej ciekawości, mogę prosić o przypadki działań SB, które uwiarygodniłyby tezę, że pedofilia była wykorzystywana do dyskredytowania księży i dlatego papież nie wierzył doniesieniom?

Jeśli z czystej ciekawości Pan pyta, to jej nie zaspokoję. Nie mam czasu grzebać w swoich zapiskach sprzed lat z lektury różnych akt esbeckich.
[A tezy podał Pan dwie, nie jedną; obie sprawy mogą być powiązane, ale nie muszą]

Pozwolę sobie więc nadal wątpić i nadal trzymać się tego, że SB wyciszała sprawy o pedofilię w PRL, by sprawiać wrażenie, że problem nie istnieje. Niezależnie od środowiska, bo pedofilia w tamtych czasach była tabu, a do opinii publicznej trafiały dopiero poważne przypadki, jak Trynkiewicz.

Panie Wojtku/Wojciechu, czy jest Pan naprawdę aż tak naiwny? Przecież dowód na werbowanie duchownych-pedofilów znajduje się nawet w tekście red. Litki i Krzyżaka (dokładniej na str. 14). Warto go przeczytać ze zrozumieniem. Oto treść dokumentu Wydziału IV SB z października 1969 r., cytowana przez ww. redaktorów w ich tekście:

,,W toku dalszych przedsięwzięć operacyjnych w stosunku do ks. S.E. uzyskano materiały z analizy których wynika, że wymieniony ksiądz posiada zboczenia seksualne. Potwierdzeniem tego jest uzyskany dokument <>, w których bp Nowicki Jan oficjalnie i wprost potępia za czyn deprawujący, jakiego dopuścił się wobec nieletniego chłopca. Z dokumentu tego wynika, że matka tego chłopca sprawę przedstawiła pisemnie w kurii oraz osobiście bpowi J. Pietraszce. Fakt ten znany jest ponadto v-kanclerzowi oraz bp Groblickiemu”.

I dalej cytat z art. Krzyżaka i Litki:

W czasie śledztwa dotyczącego zdarzeń w Kiczorze organa śledcze doskonale wiedziały, że Surgent kłamie, zapewniając, że wcześniej chłopców nie molestował. Prawdopodobnie nie wykorzystano tego faktu, by podczas procesu nie wyszło na jaw, że już w 1969 r. mogły doprowadzić do ukarania księdz. Wtedy, zamiast go ukarać, postanowiły bowiem wykorzystać informacje do zwerbowania go na tajnego współpracownika SB. Na podstawie przechwyconego wcześniej listu bp. Nowickiego do Surgenta spreparowano anonim i zaprezentowano go duchownemu podczas rozmowy na komisariacie. Oficer SB pisał w notatce: ,,Zauważyłem, że treść czytanego listu wywarła na ks. Surgencie ogromne wrażenie. Był blady i bardzo zdenerwowany. (…) Wytłumaczyłem, że z chwilą otrzymania tego dokumentu przez Prokuratora, winno wszczęte być dochodzenie i wyjaśnienie przez wzywanie świadków, przesłuchania niektórych wiernych, dzieci a nawet księży. (…) Oświadczyłem, że widzę możliwość wyjścia jego z tej sytuacji, chcemy mu pomóc i tak niech traktuje moją propozycję. Wyjaśniłem mu, że gotów jesteśmy sprawę odłożyć <> w tym stadium jakim się znajduje w wypadku wyrażenia zgody z jego strony na stały kontakt z nami i udzielanie nam informacji nas interesujących>>. Surgent przystał na propozycję i 7 listopada 1969 r. napisał własnoręczne zobowiązanie do współpracy z SB. Nadano mu pseudonim Georg.

Nie wiem naprawdę co tu Pana dziwi.

Ale tu nadal mamy do czynienia z księdzem, o którym przełożeni wiedzą, że dopuszczał się pedofilii. Jak to się ma do tezy, że papież nie przyjmował informacji o pedofilach, bo „z doświadczenia” uznawał to za fałszywki komunistów? Surgent to przecież nie jest fałszywka.

@Wojtek
Po prostu miesza pan wątki

Raz pan pisze:
„Mogę się mylić, ale nie słyszałem o przypadku, by SB werbowała pedofilów z uwagi na ich pedofilię. ”

ktoś panu na to szczegółowo opowiada (@KS) a pan na to

„Jak to się ma do tezy, że papież nie przyjmował informacji o pedofilach, bo “z doświadczenia” uznawał to za fałszywki komunistów? Surgent to przecież nie jest fałszywka.”

Co ma piernik do wiatraka ?

Co do drugiej kwestii (papieża) to podejrzewam że mogło być i tak i tak, czyli większość oskarżeń mógł uważać za prowokacje a co już było udowodnione i jeszcze sprawca się sam przyznał już nie uważał za prowokacje.

Nie widzę tu jakieś zagmatwanej filozofii.

Powtórzę, „hakiem” na ks. Surgenta nie była pedofilia, tylko wizja procesu sądowego. O pedofilii przełożeni wiedzieli. Wpisuje się to w działanie służb, które wyciszały, a nie nagłaśniały sprawy o pedofilię w PRL.

@Wojtek
„tylko wizja procesu sądowego”

a ten proces to za kradzież jabłek z warzywniaka ?

Nie, nie za jabłka, ale też nie za sprawę, która by nie była już znana przełożonym. Czyli nie bał się ujawnienia swoich skłonności, lecz jedynie ciągania po sądach.

No i nadal ja się pytam gdzie te oskarżenia, które papież uznał za prowokacje? Czy jest jakiś przykład, by SB fabrykowała oskarżenia przeciw duchownemu, że jest pedofilem? Bo mam wrażenie, że znów mówimy o potworze z Loch Ness, o którym każdy słyszał, a nikt nie widział.