„Inaczej” jest w zasięgu wszystkich szkół i nauczycieli – mówi współzałożyciel mikroszkoły na warszawskich Włochach Mikołaj Foks w podcaście Ewy Buczek „Zrozumieć więcej”.
Podcast dostępny także na Soundcloud i popularnych platformach
Szkoła, w której uczniowie są traktowani podmiotowo, z szacunkiem i otwartością wobec ich indywidualnych potrzeb? Miejsce bez dzwonków, prac domowych i presji na wyniki, gdzie małe grupy dzieci uczą się w bliskim kontakcie z przyrodą? Przyjazna przestrzeń dla nauczycieli, którzy mogą realizować swoje pasje i pomysły?
Takie placówki istnieją. Wyrosły z wizji i determinacji rodziców, którzy postanowili zawalczyć o szkołę marzeń, więc założyli własną. Jak to zrobić? Jak jeszcze twórczo i przystępnie można podchodzić do edukacji? O pomyśle na mikroszkołę opowiada jeden z jej twórców Mikołaj Foks, menadżer, trener zarządzania projektami i business coach, autor bloga Zawód & Ojciec. Rozmowę z nim w podcaście „Zrozumieć więcej” prowadzi Ewa Buczek, sekretarz redakcji kwartalnika „Więź”.
– Od innych szkół różnimy się tym, że tam gdzie to możliwe, uciekamy od punktowych ocen, prac domowych i używania dzwonka. Staramy się łączyć dzieci w grupy wielowiekowe i podchodzić inaczej do edukacji. Ale to „inaczej” jest w zasięgu wszystkich szkół i nauczycieli. A dodatkowo, zgodnie z naszą nazwą, jesteśmy mikro – mówi Foks.
Podcasty „Więzi” są dostępne bezpłatnie na najpopularniejszych platformach. Ich powstawanie można wesprzeć dobrowolną wpłatą na patronite.pl/wiez.
Przeczytaj także: Spowiedź dzieci? Przez lata je przygotowywałem. Teraz skłaniam się ku odchodzeniu od ich spowiadania
JH, BB
Ze szkołą trzeba coś zrobić. 90 % wiedzy tam zdobytej do niczego się nie przydaje w żyiu. To instytucja pełna stresu, który śni się długo po nocach. Głównym jej problemem są nauczyciele, którzy nie potrafią wytłumaczyć uczniom problemu, a na maturach trzeba zatrudniać pomocnika z uniwersytetu, który rozwiąże zadanie a rodzice przemycą je w kanapkach.
Kilka uwag:
– zapewne jest ważne, aby duża część wiedzy zdobywanej w szkole była „przydatna w życiu”, ale to nie jest jedyne kryterium. Innym może być na przykład rozwój intelektualny.
– to prawda, że problemem szkoły są nauczyciele. Ale pytanie, dlaczego mamy takich nauczycieli jak mamy. Z moich obserwacji wynika, że dla ogromnej większości absolwentów studiów, pójście do pracy do szkoły to ostatnia rozważana opcja. A już szczególnie dla osób kończących kierunki ścisłe albo językowe. Oni mają dużo innych opcji kariery i je wybierają zamiast bycia nauczycielem. Zapytałem niedawno na wykładzie studentów II stopnia chemii, czy ktoś z nich planuje zostać nauczycielem. Spojrzeli się na mnie z mieszaniną przerażenia i rozbawienia, oczywiście nikt z nich nie ma takich planów.
– czemu tak jest? Praca nauczyciela ma niski status, zarówno społeczny jak i materialny. Jeżeli wymaga się od kogoś odpowiedzialnej, specjalistycznej pracy na wysokim poziomie zaangażowania, to mu trzeba odpowiednio płacić. Obecnie w szkołach uczą następujące kategorie nauczycieli: starsi nauczyciele, czekający na emeryturę; młodzi, którzy poszli do szkoły, bo mają uprawnienia, ale szukają innej pracy i odchodzą np. po roku; młodzi, którzy do innej pracy się nie nadają, to uczą; nauczyciele „z powołania”. Wydaje się, że tych ostatnich jest najmniej, a za kilka lat będą dominowali ludzie, którzy poszli do pracy w szkole z braku innych pomysłów na siebie. System edukacji potrzebuje dużej „armii” ludzi, nie ma tylu „nauczycieli z powołania”. Po prostu trzeba płacić nauczycielom tyle, żeby była to praca atrakcyjna.
– wiem, że biurokracja jest wszędzie, ale ilość biurokracji w szkole jest dramatyczna, utrudnia normalne funkcjonowanie, a oczywiście nic pozytywnego z niej nie wynika.
@Łukasz
„Obecnie w szkołach uczą następujące kategorie nauczycieli: starsi nauczyciele, czekający na emeryturę; młodzi, którzy poszli do szkoły, bo mają uprawnienia, ale szukają innej pracy i odchodzą np. po roku; młodzi, którzy do innej pracy się nie nadają, to uczą; nauczyciele “z powołania”. ’
To w sumie podobnie jak duchowni w KK.
Można by ich podzielić na podobne grupy z dodaniem jeszcze kilku.
Zgadzam się z ogólną analizą ale zwróćmy uwagę, że jednak nie wszystko zależy od nauczycieli (choć jednak dość wiele). To nie oni wybierają materiał do przerobienia na przykład.
Jest program z góry który realizują.
Jeden w bardziej interesujący sposób a inny w nudny lub odpychający.
O, księża i ich motywacje do akurat takiej kariery życiowej to faktycznie jeszcze ciekawszy temat…
Oczywiście, że problemem w szkole są nie tylko nauczyciele, choć moim zdaniem to jest najistotniejsze. Oczywiście kwestia programów nauczania też jest ważna i niezależna od nauczycieli, podobnie jak ilość biurokracji.
Zasadniczo wcale nie jest łatwo ułożyć dobry program nauczania. Oczywiście wiadomo, że programy nauczania w Polsce są przeładowane ilością wiedzy, a za mało uczy się umiejętności, ale nie można przesadzić też w drugą stronę – wbrew pozorom wiedzieć pewne rzeczy trzeba. Znam trochę program chemii: jak się opowie, jak on jest skonstruowany, to brzmi to bardzo fajnie, zaczynamy od budowy atomu, wiązań, bo z tego wynikają właściwości substancji. A dopiero potem omawiane są kwestie bardziej szczegółowe, grupy związków i reakcje. Ale taki układ nie bierze pod uwagę możliwości dzieci, bo najtrudniejsze rzeczy są od razu na początku, np. elementy chemii kwantowej. Można się zniechęcić, naprawdę…
Moim zdaniem warto spojrzeć, jak działa szkoła w kilku krajach słynących z dobrej edukacji, np. w Finlandii. Nie po to, żeby bezmyślnie małpować jakieś rozwiązania, ale też nie ma potrzeby wyważać otwartych drzwi, jeżeli są już sprawdzone rozwiązania.
W Finlandii, abstrahując od wysokości uposażenia, które pozwala na godne życie, nauczyciela uważa się za specjalistę. U nas specjalista to inżynier, do jego pracy się nie wtrącamy, bo on SIĘ ZNA. Ponieważ stosunkowo łatwo jest być rodzicem, większość Polaków uważa, że łatwo być także nauczycielem i wychowawcą. Tutaj każdy się zna. A nawet, jak się nie zna, to się wypowie. Każdy przecież chodził do szkoły, a most lub dom nie każdy projektował. Taka postawa jest dodatkowo silnie wspierana przez państwo i zależne od niego media ( choć nie tylko, dość przypomnieć niegdysiejsze wypowiedzi Dominiki Wielowieyskiej w GW).W Finlandii nie ma egzaminów zewnętrznych na wzór amerykański, bo nikt nie zna ucznia lepiej niż jego nauczyciel. Wyobrażacie sobie Państwo taką ( kontr) rewolucję?
W naszym kraju każdy, dosłownie każdy nauczyciel odebrał komunikat, że jest niedouczonym nierobem, że poszedł do tego zawodu, bo do nic ego innego się nie nadaje. Tego chcemy dla swoich dzieci? Żeby cele życiowe, zapał i ciekawość zapłaci w nich z gaszenia, wypaleni, poniżeni ludzie?
BTW, żeby zostać nauczycielem matematyki, także w szkole podstawowej, trzeba skończyć uniwersyteckie studia w dziedzinie matematyki, języka polskiego w dziedzinie filologii itd.
C.d. ciekawe, kiedy ta świadomość przebije się do mózgów naszych rodaków. Patrząc z perspektywy czasu, nie nastąpi to prędko. Dobry, przygotowany i zaangażowany nauczyciel to skarb, a skarby się ceni:) A, i nieprawda, że w prywatnych szkołach zarabia się więcej często mniej, tylko warunki pracy są lepsze, a szacunek mniejszy. Gdzież nam do Finlandii. ?
Trudno coś do tego dodać. Dokładnie to miałem na myśli, kiedy pisałem, że w Polsce nauczyciel ma niski status społeczny i materialny. Zresztą jedno trochę na drugie wpływa, wiele osób z automatu bardziej szanuje ludzi zamożnych (pominąwszy czy to słuszna postawa).
Oczywiście daleko nam do Finlandii (zresztą to państwo to tylko przykład, jest co najmniej kilka państw ze szczególnie wysoko ocenianą edukacją), ale jeżeli coś zmieniać, to warto wzorować się na najlepszych.
Dla mnie szczególnie ciekawe wydaje się, że podobno w Finlandii trudno zostać nauczycielem, tzn. jest duża konkurencja do tego zawodu. W Polsce jest dokładnie odwrotnie, nauczycieli brakuje. Czyli warunki pracy są bardzo ważne, aby pozyskać do szkół wartościowe osoby. I to jest chyba pierwsze, co powinniśmy zrobić w Polsce – do tego momentu poprawiać warunki pracy w szkołach (finansowe i inne), aż zostanie nauczycielem będzie dla młodego człowieka po studiach pożądaną drogą kariery.
Tak, w Finlandii trudno zostać nauczycielem, podobnie w Niemczech zdaje się państwowy egzamin, niepdobny chyba do naszych „stopni awansu”. No i istnieje jeszcze asystent nauczyciela, osoba przygotowując się do zawodu, która ogarnia stronę techniczną i część biurokracji. Nauczyciel jest fachowcem od nauczania, nawet w Ameryce, choć poziom naszych absolwentów szkół publicznych jest o niebo wyższy niż przeciętna amerykańska. Także jeśli chodzi o to sławne poszukiwanie wiedzy. Sądzę, że problem polega te na wyważeniu proporcji między niezłym poziomem szkolnictwa powszechnego a finansowaniem elitarnego szkolnictwa dla najbardziej uzdolnionych. Nikt od zmiany ustroju nie podjął poważnej dyskusji na ten temat, uznając, że niewidzialna ręka rynku rozwiąże problem. Mamy więc n iedonwestowane szkoły pwszechne, kosztowne, Ne zawsze najlepsze społeczne i prywatne, spaueryzowanych nauczycieli we wszystkich rodzajach szkół . I brak realnej pomocy dla prawdziwie zdolnej, pracowitej młodzieży. Stypendia naukowe, propozycje pracy dla najlepszych i takie tam.. Nie ma chętnego, żeby poważnie się tym zająć. Zresztą, wymagałoby to nakładów, a po co, skoro bogaci rodzice zapłacą rynkową cenę za korepetycje? System jest do zmiany, a chętnych do pracy brak. Szkoda dzieci. I Polski szkoda.