Zima 2024, nr 4

Zamów

Historia pokuty, czyli rozszerzanie miłosierdzia

Msza św. z chrztem dorosłych i posłaniem wieńczącym centralne obchody jubileuszu na stadionie INEA w Poznaniu, kwiecień 2016. Fot. episkopat.pl

Linia zmian w formach pokuty jest przez całą historię wyraźna: Kościół właściwie cały czas stara się być coraz łagodniejszy – dyskutują ks. Jan Dohnalik i ks. Stanisław Adamiak oraz Sebastian Duda i Zbigniew Nosowski­.

Zbigniew Nosowski: Skoro o przemianach sakramentu pokuty mamy rozmawiać, to zacznę półżartem: czy nie grozi grzechem zgorszenia mówienie, że spowiedź tak bardzo zmieniała się w czasie?

Ks. Jan Dohnalik: To naturalne, że pewne rzeczy w Kościele się zmieniają. Jezus przyszedł na świat w określonym momencie historycznym, wprowadził Boga w historię – dlatego normalne jest, że w życiu Kościoła przenikają się wieczność i historyczność. Nie powinno to być dla nikogo gorszące. Rozwój następuje przy zachowaniu zasadniczej tożsamości.

Natomiast dla kogoś nieznającego tematu, owszem, może być nieco szokujący stopień ewolucji, jeśli chodzi o pewne widoczne przejawy dyscypliny pokutnej. W porównaniu z innymi sakramentami rzeczywiście od strony zewnętrznej zmieniło się bardzo wiele. Tak duże zmiany widać jeszcze tylko w sposobie zawierania małżeństwa. Kiedyś można było zawrzeć je nawet w domu – co budzi dziś ogromne zdziwienie. Okazuje się bowiem, że obowiązek zawierania ślubu w kościele liczy zaledwie 500 lat.

Między XII a XIII wiekiem utrwala się praktyka spowiedzi podobna do dzisiejszej. Sobór Laterański IV w 1215 roku postanawia, że trzeba spowiadać się co roku, co jest pierwszym tego typu nakazem dla wiernych w całym Kościele

ks. Jan Dohnalik

Udostępnij tekst

Sebastian Duda: Czy spowiedź zawsze była formą sakramentu pokuty?

Dohnalik: W starożytności nie używano pojęcia sakramentu pokuty. Mówiono o pokucie kanonicznej, dyscyplinie pokutnej, pojednaniu z Kościołem. Tak określano to, co później, w średniowieczu zostało nazwane sakramentem pokuty.

W XII wieku Piotr Lombard umieścił w swoich dziełach pokutę jako jeden z siedmiu sakramentów – a jego autorytet bardzo oddziaływał na późniejszych teologów i kanonistów średniowiecza. Później Tomasz z Akwinu obszernie wyjaśniał, co to znaczy, że pokuta jest sakramentem. Działo się to zaraz po Soborze Laterańskim IV (1215), który nakazał coroczną spowiedź, łącząc ją z sakramentem Eucharystii, czyli z centrum życia Kościoła. Rzecz jasna, praktyka pokuty była dużo wcześniejsza i przybierała różne formy.

Ks. Stanisław Adamiak: Ale chcemy mówić o spowiedzi czy o pokucie?

Duda: Najpierw o pokucie.

Dohnalik: To bardzo ważne rozróżnienie. Głównym elementem ewolucji jest bowiem fakt, że przez wieki spowiedź – która była ważnym elementem pokuty, ale nie najważniejszym – stała się elementem pierwszoplanowym. Dziś mówimy nawet potocznie o sakramencie spowiedzi, chociaż w katechizmie i w innych dokumentach kościelnych używane jest pojęcie sakramentu pokuty i pojednania.

Nosowski: Może więc najpierw spójrzmy z lotu ptaka. Jakie były główne fazy ewolucji form pokuty w Kościele?

Dohnalik: Najpierw – mniej więcej od I wieku do VI wieku – istniała pokuta kanoniczna. Po najcięższych grzechach chrześcijanin wchodził na drogę publicznej jednorazowej pokuty, która miała bardzo poważny charakter, trwała długo i dopiero na jej końcu było możliwe pełne pojednanie ze wspólnotą.

Od VI wieku pojawiła się praktyka indywidualnego, powtarzalnego wyznania grzechów. Ten drugi etap historii pokuty, mniej więcej od VI do XI wieku, nazywa się okresem pokuty taryfowej. Zewnętrznie jest ona już podobna do współczesnej. Akcent został położony na wyznanie grzechów kapłanowi. Spowiednik musiał wtedy umieć czytać i posiadać specjalny podręcznik. Pierwsze takie księgi pokutne (penitencjały), określające szczegółowo formę i długość trwania pokuty za dany grzech, pojawiły się już na początku VII wieku.

Ta praktyka pokutna weszła w pustkę, bo w VI wieku już mało kto decydował się na drogę pokuty kanonicznej. Pokuta taryfowa została przyniesiona z Irlandii i Anglii przez mnichów iroszkockich. Bardzo ciekawe, że podobny zwyczaj rozwijał się równocześnie na Wschodzie. Tam też mnisi spowiadali. Z tego okresu pochodzi tradycja szczegółowej spowiedzi usznej, początkowo łączona z rozmową z mnichem. Chociaż niektórzy w Hiszpanii protestowali, że nie można człowieka rozgrzeszać kilka razy w ciągu życia, i to bez podjęcia pokuty kanonicznej – to jednak nowy obyczaj padł w Europie na podatny grunt.

Przy pokucie taryfowej istniało niebezpieczeństwo banalizacji pokuty, a przede wszystkim lekceważenia wymiaru nawrócenia (dam ci za pokutę pięć różańców; jak zgrzeszysz jeszcze raz, to dostaniesz dziesięć…). Stopniowo w średniowieczu zaczyna zachęcać się spowiedników, aby wydobywali z penitenta skruchę. Na początku XI wieku przełomowe znaczenie ma dzieło Burcharda z Wormacji, który przedstawia ideę spowiednika jako lekarza lub wychowawcy. W praktyce spowiedzi pojawia się więcej pytań o okoliczności grzechu, a nie tylko wyznaczanie odpowiedniej pokuty.

Trzeci okres rozpoczyna się między XII a XIII wiekiem, kiedy utrwala się praktyka spowiedzi podobna do dzisiejszej. Wspomniany Sobór Laterański IV w 1215 roku postanawia, że trzeba spowiadać się co roku, co jest pierwszym tego typu nakazem dla wiernych w całym Kościele. W miastach działają wtedy zakony żebrzące, franciszkanie i dominikanie. Zakonnicy są wykształceni i gorliwie spowiadają. Zaczyna się więc rozpowszechniać przekonanie, że spowiedź sakramentalna jest konieczna na drodze odpuszczenia grzechów. Coraz mocniej podkreśla się, że chodzi tu przede wszystkim o nawrócenie. Autorzy przekonują, że szczere oskarżenie się przed kapłanem i trud wyznania grzechów jest już częścią pokuty. Istotna była też rola scholastyki, uzasadniającej, że kapłan działa tu in persona Christi. Wcześniej zwracano uwagę głównie na to, że Kościół prosi Boga o przebaczenie dla grzesznika, a teraz podkreślamy, że kapłan ma władzę od Boga, żeby udzielić mu przebaczenia.

Sobór Trydencki w XVI wieku potwierdza tę sytuację i dogmatycznie ustala kwestie kluczowe. Z tego okresu mamy też zewnętrzne formy do dzisiaj nam bliskie, takie jak konfesjonał. Ten kształt spowiedzi sakramentalnej trwa do naszych czasów.

Nosowski: Czy można wyznaczyć jakiś dominujący kierunek tej ewolucji?

Adamiak: Linia zmian w formach pokuty jest przez całą historię wyraźna: Kościół właściwie cały czas stara się być coraz łagodniejszy.

Było oczywiste od samego początku, że chrzest wiąże się z przebaczeniem i odpuszczeniem grzechów. Ale pierwotnie była ogromna dyskusja, czy jest w ogóle możliwa pokuta po chrzcie. Zwyciężyła idea z II-wiecznego dzieła „Pasterz” Hermasa, że jest to możliwe, ale tylko raz w życiu. Później przez następne wieki będzie się pojawiała świadomość, że jednak nie tylko raz, lecz nawet wielokrotnie. Można powiedzieć, że cała historia ewolucji pokuty w Kościele to historia radzenia sobie z problemem, co zrobić z tymi chrześcijanami, którzy zgrzeszyli po chrzcie.

Owszem, występują w historii momenty cofnięcia tej łagodniejszej linii, np. jansenizm na przełomie XVII i XVIII wieku, ale Kościół zawsze to przezwyciężał. Powiedziałbym, że przez wieki Kościół w różnych miejscach widział granice, do których może rozszerzać miłosierdzie Boga, ale zawsze starał się je do tych absolutnych granic doprowadzić. Kolejne pojawiające się spory prawie zawsze kończyły się jeszcze większym rozszerzeniem granic miłosierdzia.

Dohnalik: Zgadzam się z tą tezą. Na pewno Kościół nie może zrezygnować z katechezy o grzechu, co jest trudne dla dzisiejszego człowieka. Ale zarazem cały czas w historii pokuty widać, że Kościół chce coraz bardziej ułatwić grzesznikowi uwolnienie się od grzechu. I choć np. w VI wieku Kościół wydawał się wobec pewnych grzechów i niechęci do publicznej pokuty trochę bezradny, to później znalazł sposób, by kolejne pokolenia grzeszników pojednać z Bogiem. Ta ewolucja pokazuje, że sakrament pokuty jest szukaniem dobra, a nie grzebaniem się w złu.

Adamiak: Wróciłbym do początków. Najpierw granice miłosierdzia wydawały się bardzo wąskie. Niektórzy uznawali, że tylko chrzest odpuszcza grzechy. Ale pojawił się wielki dramat pierwszych chrześcijan: co zrobić z tymi, którzy zaparli się wiary w czasie prześladowań pod wpływem strachu czy tortur, ale mimo wszystko chcą wrócić? Od tego momentu trwa wspomniane poszerzanie granic miłosierdzia.

Dohnalik: Można też powiedzieć, że było to szukanie przez Kościół drugiego po chrzcie koła ratunkowego. Pojawiło się to już na pewno na początku II wieku. Kluczową sprawą było wtedy nie tyle wyznanie konkretnego grzechu, ile wyrażenie skruchy przed Bogiem i Kościołem, przyznanie się do grzechu, a w konsekwencji: wejście do stanu pokutników, który miał charakter publiczny. Wszyscy wiedzieli, kto jest pokutnikiem.

Duda: Jakie grzechy kwalifikowały do stanu pokuty?

Adamiak: Powszechnie uważa się, np. w oparciu o dzieła Tertuliana, że chodzi szczególnie o trzy grzechy: apostazję, cudzołóstwo i zabójstwo.

Dohnalik: Ale są też dużo szersze katalogi z V wieku, uwzględniające na przykład chodzenie na pogańskie igrzyska. Byłem zdziwiony, gdy odkryłem, że w tych dokumentach wymienia się już kilkanaście grzechów ciężkich, a nie tylko te trzy, o których nas uczono.

Nosowski: Kiedy pojawia się rozróżnienie na grzechy ciężkie i powszednie?

Dohnalik: O grzechach, które sprowadzają śmierć i tych, które jej nie sprowadzają, czytamy już w 1 Liście św. Jana (1 J 5,16). Bibliści różnie to interpretują, jednak ten tekst mógł wpłynąć na refleksję Ojców Kościoła. Rozróżnienie w używanym przez nas znaczeniu znajdujemy u Augustyna, na początku V wieku. Ale na pewno nie były to zamknięte katalogi grzechów.

Duda: Poza chodzeniem na igrzyska grzechem było też chodzenie do matematyków i astronomów…

Adamiak: … czyli astrologów. Było to występowanie przeciwko pierwszemu przykazaniu! Ciekawe, że istniało wtedy (w ogóle w świecie rzymskim) technicznie bardzo wąskie rozumienie cudzołóstwa. Trzeba na przykład było przekonywać w Kościele, że jak mężczyzna prześpi się z niewolnicą, to też jest grzech przeciwko szóstemu przykazaniu. Bo w świetle prawa rzymskiego nie było to żadne wykroczenie.

Jan Chryzostom stoczył potężną walkę o to, by uznano, że seksualne grzechy mężczyzn są takie same jak kobiet. Wcale nie było oczywiste, że mężczyzna, który zdradza, ma takie same grzechy jak kobieta.

Duda: Jaka była zatem definicja cudzołóstwa?

Adamiak: Cudzołóstwo to spanie z cudzą żoną, a nierząd to wszystko inne związane z seksem… Żeby jednak nie utknąć w ciekawostkach – powiedziałbym, że za grzech ciężki uznawano w starożytności te grzechy, za które jest się wyłączonym ze wspólnoty.

Dohnalik: Dzisiaj podkreślamy, że grzech ciężki wyklucza z komunii sakramentalnej, natomiast w starożytności on wyłączał z komunii i sakramentalnej, i z kościelnej. Znakiem ostatecznym pojednania pokutników z Kościołem było ich włączenie w pełne uczestnictwo w Eucharystii. Kluczowe jest zaś dla mnie stwierdzenie, że lista grzechów ciężkich nie była zamknięta, a te trzy podstawowe (apostazja, cudzołóstwo, morderstwo) były puntem wyjściowym, lecz nie były jedyne.

Adamiak: Mamy więc wówczas nie tyle katalogi, ile decyzje synodów (zaczynając od IV wieku), które mówią, za co jest się wyłączonym ze wspólnoty Kościoła. Zaczynają się tu pojawiać grzechy przeciwko wspólnocie. Synod w Elwirze wyłącza z niej tych, którzy przez trzy niedziele z rzędu nie byli na Mszy. To jakby początek dzisiejszych przykazań kościelnych.

Cała historia ewolucji pokuty w Kościele to historia radzenia sobie z problemem, co zrobić z tymi chrześcijanami, którzy zgrzeszyli po chrzcie

ks. Stanisław Adamiak

Udostępnij tekst

Duda: A jak wyglądały starożytne praktyki pokutne?

Dohnalik: O tym decydował lokalny biskup i było to bardzo zróżnicowane. Niektóre kategorie pokuty znane były tylko lokalnie. Powszechnie rzecz jasna uznawano, że przy grzechu apostazji pokuta ma trwać bardzo długo, najczęściej nawet do śmierci. Choć na przykład święty Cyprian pozwala skrócić ten okres z powodu nadejścia kolejnych prześladowań, aby „nie pozbawiać żołnierzy broni przed walką”.

Adamiak: Trudno powiedzieć, jak wyglądał sam przebieg pokuty. Później w średniowieczu były to na przykład posty o chlebie i wodzie albo pielgrzymki.

Dohnalik: W IV–V wieku obostrzenia społeczne związane z okresem pokuty były bardzo poważne. Pokutnik nie mógł między innymi sprawować funkcji publicznych ani korzystać z praw małżeńskich. Dlatego zresztą pojawiła się równoległa droga pokuty – przeznaczona szczególnie dla tych, którzy mieli sprawować pokutę do śmierci. Mogli on wstąpić do klasztoru, czyli zostać braćmi konwersami. To było społecznie prostsze. Wchodzisz do klasztoru i jesteś konwersem, czyli bratem, który jest na drodze nawrócenia.

Nosowski: A dlaczego święty Augustyn nigdy się nie spowiadał?

Dohnalik: Bo przyjął chrzest jako trzydziestoparoletni mężczyzna, potem poszedł do klasztoru na kilka lat i żył w miarę porządnie. Gdyby mama ochrzciła go w dzieciństwie, to albo byłby świętym Stasiem Kostką, albo – gdyby prowadziłby tak niemoralne życie jak bez chrztu – pewnie musiałby co najmniej kilka lat pokutować i wtedy raczej nie zostałby biskupem ani nawet duchownym.

Niektórzy ludzie czasem się gorszą, słysząc o tych zmianach form pokuty. Dlaczego? Bo przeczytali albo usłyszeli jakieś drobne ciekawostki. Tymczasem pokuta Kościoła to pewna całość – i ta całość ewoluuje.

Duda: Skąd wzięła się potem pokuta taryfowa?

Adamiak: Już w starożytności istniała świadomość, że grzechy mają różny ciężar. Próbowano to więc jakoś różnicować, dając różną długość kar za poszczególne grzechy. Widać to w decyzjach starożytnych synodów, a potem we wczesnośredniowiecznych penitencjałach, czyli podręcznikach dla spowiedników nakładających pokutę taryfową.

Dohnalik: Zanim jednak więcej powiemy o pokucie taryfowej, trzeba podkreślić pewną istotną ewolucję, jaka nastąpiła na przełomie V/VI wieku. To był czas, kiedy na Zachodzie społeczeństwo od strony zewnętrznej jest już chrześcijańskie, ale od strony czynów dużo mniej (głównie z powodu osłabienia społeczeństwa i zasad kulturowych, bo mamy upadek Rzymu). Cezary z Arles opisuje poważny problem, że mało kto chce wejść na drogę pokuty kanonicznej, bo wiąże się to z dużym trudem i różnymi zakazami społecznymi. Wierni grzeszą, ale nie podejmują pokuty, zatem w konsekwencji albo chodzą do Komunii niegodnie, albo nie chodzą w ogóle. Cezary proponuje więc takie rozwiązanie: skoro nie wchodzicie na oficjalną drogę pokuty, to pełnijcie czyny pokuty, a wtedy może wyjednacie sobie odpuszczenie grzechów na łożu śmierci. Wtedy każdego grzesznika należało pojednać z Bogiem, według Soboru Nicejskiego wiatyk zawsze można było przyjąć bez wypełnienia do końca pokuty.

Duda: Na czym polegała pokuta taryfowa?

Dohnalik: W różnych miejscach istniały penitencjały, czyli podręczniki do sprawowania pokuty dla kapłana. Nakładały one różne taryfy pokutne za różne grzechy. Wszystko było bardzo konkretnie i szczegółowo opisane. Czasem we wprowadzeniach wskazywano na okoliczności grzechu albo pisano o leczeniu ran, ale i tak najważniejszą częścią penitencjału były konkretne kazusy z różnych dziedzin. Przykładowo: zakonnik, który upije się piwem albo winem, powinien pokutować 40 dni o chlebie i wodzie, natomiast świecki – tylko 7 dni. Jednakże „kto zmusza człowieka do picia pod pozorem życzliwości, winien pokutować jak pijący”.

Nosowski: Penitencjały były chyba bardzo lokalne?

Dohnalik: Owszem, ale one też jakoś krążyły, były przekazywane. Widać to zwłaszcza teraz, gdy są wydane po polsku w jednej książce[1]. Niektóre rozwiązania się powtarzają, czasem są zaostrzane lub łagodzone.

Adamiak: Chciałbym tylko przypomnieć, że ujednolicanie pewnych praktyk w Kościele (i gdziekolwiek indziej zresztą) jest możliwe dopiero od XV wieku. Chodzi o wynalazek druku. Dopiero wtedy można było wydrukować mszał i wysłać go do wszystkich diecezji, aby wszędzie Mszę sprawowano tak samo.

Dodatkowo nie jest jasna odpowiedź na pytanie o autorytet tych penitencjałów. Oddziaływanie niektórych z nich można porównać do rachunków sumienia z książeczek do nabożeństwa: ich autorytet doktrynalny jest niski, ale praktyczny wpływ – ogromny.

Duda: Zróbmy skok przez historię, bo nie sposób szczegółowo omówić wszystkich etapów ewolucji pokuty w jednej rozmowie. Jaka była przyczyna ostatecznego sukcesu spowiedzi usznej?

Dohnalik: Na pewno to, że można ją powtarzać. I po drugie: gwarancja dochowania przez spowiedników sekretu, który jest rozumiany i strzeżony jako najbardziej nienaruszalna pieczęć na królewskim dokumencie. Tak właśnie, jako pieczęć (sigillum), jest definiowana w prawie kanonicznym tajemnica spowiedzi. Być może zachęcał do spowiedzi również fakt, że spowiednicy naprawdę stawali się lekarzami dusz.

Duda: Czyli funkcja terapeutyczna?

Dohnalik: Tak, ale nie tylko w znaczeniu dzisiejszym, lecz również w sensie dawania rad czy wskazówek, których człowiek średniowiecza nie miał gdzie indziej uzyskać.

Kluczem do sukcesu było również to, że tymi spowiednikami byli franciszkanie i dominikanie, więc można było do nich „uciec” od własnego proboszcza.

Nosowski: No właśnie, bo przecież były też nakazy spowiadania się u własnego proboszcza!

Dohnalik: W dokumentach Soboru Laterańskiego IV jest mowa o własnym proboszczu, bo ten sobór wprowadza sieć parafialną w dzisiejszym sensie. Idea jest taka, że do nakazanej spowiedzi rocznej trzeba iść do własnego proboszcza, bo on najlepiej zna swoje owieczki. Równolegle sobór ten sformułował bardzo surowe kary za zdradę tajemnicy spowiedzi.

Nosowski: W „zwycięstwie” spowiedzi usznej nad pokutą taryfową można chyba dostrzec także pogłębienie duchowe?

Dohnalik: Tak, bardzo wyraźnie. Ten przeskok niósł niezwykle istotne przesłanie: akcent przenosił się z samego ilościowego wyznania grzechów bardziej na skruchę i na indywidualne podejście do grzesznika.

Adamiak: Ciekawe, że do tej pory istnieją pod tym względem zauważalne różnice w poszczególnych krajach. W Polsce panuje koncentracja bardziej na wyznaniu grzechów, zaś żal jest najczęściej sprowadzony do recytacji katechizmowej formuły „za wszystkie grzechy serdecznie żałuję”. Tymczasem na przykład Włosi zdecydowanie mocniej podkreślają żal za grzechy, recytując zawsze po wyznaniu grzechów osobną, dłuższą formułę aktu żalu. A to chyba oznacza, że podczas katechizacji inaczej się rozkłada akcenty przy uczeniu o sakramencie pokuty.

Duda: Jak w ogóle doszło do sformułowania nakazu spowiedzi na IV Soborze Laterańskim?

Dohnalik: Wskazanie, aby spowiadać się przynajmniej na początku Wielkiego Postu, było obecne w wielu miejscach już od IX wieku. Natomiast na samym soborze obyło się bez zbędnych dyskusji. Wszyscy kronikarze piszą, że w ostatnim dniu soboru przegłosowano dekrety reformatorskie Innocentego III. Ten papież chciał być wielkim politykiem, ale w sprawach światowych był dość nieskuteczny i krótkowzroczny. Ciekawe, że chyba wszystkie decyzje polityczne podjęte przez ten sobór ocenilibyśmy dzisiaj jako błędne. Natomiast przegłosowane w ostatnim dniu dekrety reformatorskie aż po dziś dzień oddziałują na życie Kościoła, ich ślady są wciąż obecne w Kodeksie prawa kanonicznego.

Do częstej spowiedzi zachęcano w trosce o poprawę moralności. Sformułowano więc wtedy przykazanie wielkanocne, żeby raz w roku wyspowiadać się i Komunię świętą przyjąć – chyba że za radą spowiednika należy się od niej powstrzymać.

Duda: Ale dlaczego raz w roku, a nie na przykład raz na pięć lat albo raz na trzy miesiące?

Dohnalik: Myślę, że wpływ na to miało kilka czynników jednocześnie.

Po pierwsze, sobór miał w pamięci zamieszanie z okresu wczesnego średniowiecza. Wtedy synod z Agde, pod wpływem Cezarego z Arles, gorąco zalecał, żeby trzy razy w roku przystąpić do Komunii świętej: na Boże Narodzenie, Wielkanoc i Zesłanie Ducha Świętego. Ale jednocześnie podkreślano cały czas spowiedź w Wielkim Poście. I zrodził się problem, że czasem możemy mieć do czynienia z niegodnym przyjmowaniem Komunii. Trzeba to było jakoś uporządkować.

Po drugie, papież Innocenty miał świadomość, że jest to sobór powszechny. To znaczy, że jego ustalenia mają sięgać aż po takie rubieże ówczesnego świata, jak Polska czy Łotwa. Przyjechało na sobór czterystu biskupów z całej Europy. Trzeba więc ustanowić powszechne prawo, a dobre prawo musi być możliwe do zrealizowania także na terenach misyjnych.

Trzeci wątek to wyjątkowe znaczenie okresu paschalnego. Wielki Post to szczególny czas pokuty, a Wielkanoc – szczególny czas przyjęcia Eucharystii. Przykazanie dotyczy Komunii wielkanocnej, a spowiedź jest z nią powiązana.

Za mało mówimy w Kościele o tym, że spowiedź nie jest jedynym środkiem odpuszczania grzechów, zwłaszcza powszednich. Drogą odpuszczenia grzechów jest też modlitwa, post, jałmużna, pomoc w nawróceniu brata

ks. Jan Dohnalik

Udostępnij tekst

I wreszcie czwarty wątek – chodzenie do spowiedzi i do Komunii jest znakiem, że ktoś nie jest heretykiem, więc dobrze jeśli przynajmniej raz w roku to zrobi. To w XIII wieku było ważne. Później znaczenie tego argumentu spadało, bo heretycy albo zostali przekonani, albo zostali wybici.

Nosowski: Czy w ewolucji pokuty zmieniały się czasem klasyfikacje, co jest grzechem ciężkim, a co powszednim? Albo że kiedyś uznawano coś za grzech, a później już nie?

Adamiak: Najkrócej mówiąc, materia ciężka grzechu jest określona przykazaniami. Pod tym względem jest zasadnicza zgodność i ciągłość. Choć rzeczywiście są ciekawe kwestie szczegółowe.

Nosowski: Choćby przypadek stosunków seksualnych, które nie mają na celu poczęcia dziecka.

Duda: Ale też fakt, że w epoce wiktoriańskiej właściwie każde przekroczenie zasad moralnych uznawano za grzech śmiertelny. Wielokrotnie debatowano, jaki pocałunek albo jakie dotknięcie ciała kobiety przez mężczyznę staje się grzechem ciężkim.

Adamiak: Na pewno można powiedzieć, że rozgraniczenia między grzechami lekkimi a ciężkimi się zmieniały. I jest to częściej – podobnie jak zasadniczo w całej ewolucji pokuty – kwestia uznania, że jakiś czyn staje się z grzechu ciężkiego lekkim. W dużej mierze wiąże się to ze sferą seksualną oraz z przemianami kulturowymi i obyczajowymi, jakie następowały przez pokolenia.

Dohnalik: Ale można by też wspomnieć przykład lichwy. W takich przypadkach da się wykazać, że historycznie występuje zasadnicza ciągłość, połączona z ewolucją w różnych aspektach szczegółowych.

W pewnych okresach bardzo rozrastał się katalog grzechów ciężkich. Ciekawym wątkiem byłoby też prześledzenie, jak zmieniało się rozumienie dobrowolności i świadomości grzechu. Bo współczesna katechizmowa definicja grzechu zasadniczo od czasów trydenckich podkreśla świadomość i dobrowolność jako warunek grzechu ciężkiego. Ale w różnych katalogach grzechów i czasem nawet wciąż w praktyce duszpasterskiej można się spotkać z tezą (lub czyimś przekonaniem), że np. opuszczenie niedzielnej Mszy świętej z powodu choroby jest grzechem ciężkim. Co prawda, od dawna uważano nieobecność na Mszy niedzielnej za poważne wykroczenie, ale istniało również wiele usprawiedliwiających okoliczności – na przykład gdy Msza była tylko rano, to robotnik, który był zmęczony po wyczerpującej pracy i zaspał, był usprawiedliwiony. Podobnie z postami. Były one nakazane, ale równocześnie było od nich wiele dyspens.

Nosowski: A jak w przeszłości traktowano grzechy lekkie? Czy należało się z nich spowiadać?

Dohnalik: Zawsze zakładano, że jednak trzeba się „zbadać” przed Komunią, ale na różnym etapie różnie to przebiegało. Ten temat od początku miał dwa wątki: prawny i duszpasterski.

Podcast dostępny także na Soundcloud

Święty Tomasz z Akwinu mówił, że jeśli jest zalecenie, aby wyznać swoje grzechy, to znaczy, że trzeba przystąpić do spowiedzi z tym, co się ma – nawet jeśli ma się tylko lekkie grzechy, to trzeba je wyznać. Twierdził, że z prawa Bożego obowiązuje wyznanie grzechów ciężkich, a z prawa ludzkiego – także lekkich. Kanoniści wiedzieli, że od strony ściśle prawnej każdy jest zobowiązany wyznać jedynie grzechy ciężkie, ale wskazywali, że bezpieczniej dla życia duchowego jest wyspowiadać się przynajmniej raz w roku, choćby tylko z grzechów lekkich.

Ale, co bardzo ciekawe, kanoniści średniowiecza rozróżniali także trzy kategorie grzechów lekkich. Było to rozróżnienie nieco poetyckie, ale wcale niegłupie. Otóż grzechy lekkie mogą być jak drzewa, jak gałęzie, albo jak słoma. Jeśli są jak słoma, to nie ma się czym przejmować – codziennie każdy z nas grzeszy, trzeba więc za nie żałować. Jeśli są jak gałęzie, to już sprawa jest poważniejsza. Skłamałeś świadomie i dobrowolnie, choćby nie było szkody dla bliźniego, trzeba te grzechy wyznawać, o ile się je pamięta, i próbować się poprawić. Jeśli grzechy są jak drzewa, to już bardzo musisz uważać, bo choć na razie są jeszcze lekkie, jednak z czasem doprowadzą cię do grzechu ciężkiego. To grzechy, które przeradzają się w wady. Przykładowo, jeśli kogoś obgadujesz w sprawach drobnych, to w końcu popadniesz w ciężką obmowę. Jeśli często pijesz alkohol w większych ilościach, to możesz w końcu tak się upić, że to będzie twoja klęska. To było rozróżnienie zrobione ciekawie pod kątem wychowawczym.

Za czasów Lutra nie rozróżniano dobrze tych porządków – wychowawczego, duszpasterskiego i prawnego – i pewnie między innymi dlatego twierdził on, że przykazanie corocznej spowiedzi jest po prostu torturą sumień, bo jak można zmuszać kogoś do wyznania wszystkich swoich grzechów, nawet lekkich.

Apologeci trydenccy tłumaczyli, że obowiązek dotyczy grzechów ciężkich, a lekkie należy wyznawać o tyle, o ile pozwala na to pamięć penitenta i służy to oczyszczaniu się z wad i niedoskonałości. Problem trwał jednak bez ostatecznego rozwiązania. Zagadnienie to – czy jeśli ktoś ma tylko grzechy lekkie, zobowiązany jest do corocznej spowiedzi – zostało rozstrzygnięte tak naprawdę dopiero w XX wieku. Zresztą uważam, że trochę nieszczęśliwie.

Duda: Ma Ksiądz na myśli kanon 989 Kodeksu prawa kanonicznego, który stanowi: „każdy wierny, po osiągnięciu wieku rozeznania, obowiązany jest przynajmniej raz w roku wyznać wiernie wszystkie swoje grzechy ciężkie”? A to oznacza, że nie ma ścisłego obowiązku wyznawania na spowiedzi grzechów lekkich.

Dohnalik: Tak jest – rozstrzygnięto tę kwestię prawnie, a zabrakło myślenia duszpasterskiego. Równocześnie przykazanie kościelne inaczej brzmi w Katechizmie: „Każdy wierny jest zobowiązany przynajmniej raz w roku spowiadać się ze swych grzechów” (KKK 2042) – nie ma tu rozróżnienia grzechów ciężkich i lekkich. W innym miejscu Katechizm mówi, że „wyznawanie codziennych win (grzechów powszednich) nie jest ściśle konieczne, niemniej jest przez Kościół gorąco zalecane. Istotnie, regularne spowiadanie się z grzechów powszednich pomaga nam kształtować sumienie, walczyć ze złymi skłonnościami, poddawać się leczącej mocy Chrystusa i postępować w życiu Ducha” (KKK 1458).

Jan Chryzostom stoczył potężną walkę o to, by uznano, że seksualne grzechy mężczyzn są takie same jak kobiet. Wcale nie było oczywiste, że mężczyzna, który zdradza, ma takie same grzechy jak kobieta

ks. Stanisław Adamiak

Udostępnij tekst

W mojej ocenie w Kodeksie prawa kanonicznego należałoby do tego punktu o obowiązku wyznania grzechów ciężkich dodać drugi paragraf: że zachęca się wszystkich wiernych do przystąpienia do spowiedzi świętej w okresie Wielkiego Postu. Byłoby to trafną sugestią dla „przeciętnego” katolika w Europie Zachodniej i w USA, który ma skłonność do niespowiadania się w ogóle, bo po co, skoro przecież we własnym odczuciu nikt nie grzeszy ciężko.

Duda: Co, Księdza zdaniem, tracą tacy katolicy?

Dohnalik: Już Jung mówił, że dziwi się katolikom, którzy nie chodzą do spowiedzi, bo on jako psycholog może tylko zmniejszyć poczucie winy lub nad nim pracować, natomiast nie jest w stanie uwolnić od brzemienia winy.

Poza tym zagraża to osłabieniem tajemnicy spowiedzi. Jeśli mają się spowiadać tylko ci, którzy popełnili grzechy ciężkie, to wiemy, że kto przystępuje do spowiedzi, ten ma ciężki grzech. A przecież chcielibyśmy taką kwestię traktować bardzo dyskretnie.

Nosowski: A co się nie zmieniało w historii pokuty?

Dohnalik: Trwałe są trzy podstawowe elementy: skrucha, wyznanie i zadośćuczynienie. Ich obecność jest głównym przejawem ciągłości na każdym etapie rozwoju form pokuty w Kościele. Tyle tylko, że bardzo różnie były one akcentowane. Najpierw najsilniej podkreślano pokutę, potem wyznanie grzechów, a w końcu postawę skruchy.

Współcześnie, jak mi się wydaje, poważnie zaniedbujemy w pokucie wymiar zadośćuczynienia. Słusznie podkreślamy darmowość łaski i brak granic miłosierdzia, ale zbyt słabo obecny jest aspekt wyrównania krzywd, konkretnego zadośćuczynienia. Jeśli rzuciłeś oszczerstwo, to musisz je odwołać. O ileż piękniejsze mielibyśmy media, gdybyśmy tylko tego skutecznie uczyli.

Za mało też mówimy o tym, że spowiedź nie jest jedynym środkiem odpuszczania grzechów, zwłaszcza powszednich. Drogą odpuszczenia grzechów jest też, zgodnie z nauką Ojców Kościoła, modlitwa, post, jałmużna, pomoc w nawróceniu brata…

Adamiak: Nasz zaprzyjaźniony proboszcz z wyspy Jersey powiada, że jak Polacy przyjechali na wyspę, to widać, iż Anglicy chodzą do Komunii, ale się nie spowiadają, a Polacy się spowiadają, ale nie chodzą do Komunii. Jedna i druga strona mogłaby trochę przemyśleć swoją religijność.

Dohnalik: Ciekawe jest pod tym względem doświadczenie wspólnoty ekumenicznej w Taizé. Tam nie było spowiedzi do czasu, gdy nie zaczęli częściej przyjeżdżać polscy katolicy. Wcześniej były rozmowy duszpasterskie z braćmi. Ale Polacy narzekali, że bracia nie mogą rozgrzeszać. Wprowadzono więc także możliwość spowiedzi – ze względu na Polaków, ale potem zaczęli przychodzić do spowiedzi inni goście, zwłaszcza Francuzi i Niemcy. Być może zatem spowiedź będzie się odradzać tam, gdzie są promieniejące ośrodki życia duchowego.

Ks. Jan Dohnalik – ur. 1977, duchowny archidiecezji krakowskiej. Doktor prawa kanonicznego – na Uniwersytecie Gregoriańskim w Rzymie obronił doktorat poświęcony tematyce obowiązku wielkanocnego, czyli norm prawnych dotyczących corocznej Komunii i spowiedzi. Adiunkt na Wydziale Prawa Kanonicznego UKSW w Warszawie. Kanclerz kurii Ordynariatu Polowego, delegat biskupa polowego ds. ochrony dzieci i młodzieży.

Wesprzyj Więź

Ks. Stanisław Adamiak – ur. 1980, duchowny diecezji toruńskiej. Dr hab. nauk humanistycznych, profesor Uniwersytetu Mikołaja Kopernika. Od lipca 2019 r. rektor Wyższego Seminarium Duchownego w Toruniu. Specjalizuje się w historii wczesnego chrześcijaństwa. Wcześniej wykładał na Papieskim Uniwersytecie Gregoriańskim w Rzymie i w Instytucie Historycznym Uniwersytetu Warszawskiego. Związany z Ruchem Światło-Życie, wicepostulator procesu beatyfikacyjnego ks. Franciszka Blachnickiego. Wychowanek i współpracownik Krajowego Funduszu na rzecz Dzieci. Członek Zespołu Laboratorium „Więzi”. Autor książek „Zawsze jest Wyjście” i „Deo laudes. Historia sporu donatystycznego”.

Rozmowa ukazała się w kwartalniku „Więź” nr 4/2017


[1] Libri Poenitentiales, red. A. Baron, H. Pietras, Kraków 2011.

Podziel się

4
5
Wiadomość

Dziękuję za słowa o zadośćuczynieniu. Po co spowiedź jeśli okradziony zostaje że swoją stratą? Przypomina mi się film o mafii gdzie boss miał „automat do spowiadania się” i tak po każdym morderstwie. Zadośćuczynieniem pewnych grzechów: morderstwa, pobicia, molestowania, kradzieży powinno być poniesienie dobrowolne konsekwencji. Tymczasem okazuje się, że osoby jak molestujący księża czy oszukujący politycy dostają rozgrzeszenie i nikomu o sprawie nie mówią. Małych spraw też to dotyczy. Przeprosin, oddania długu itp. Inaczej rację będą mieli krytycy, że spowiedź to tylko wygodnictwo katolików, żeby z grzechu skorzystać ale poczucia winy się pozbyć za pół różańca.

Zacieśnianie dyscypliny z „poszerzaniem miłosierdzia” – wyrafinowana metoda trzymania poddanych w karbach. Dobra trzeba szukać nie przez łagodzenie sankcji lecz przez Boże spojrzenie na człowieka. Pokuta z nadania ludzkiego często była dużo gorsza niż sam grzech „oczyszczanego”. Każą nam się chlubić tym, że Europa ma korzenie chrześcijańskie. Rzeczywiście, chrześcijańskie ma. Wszystkie inne zostały wycięte. Również dla odpokutowania.

“Wcześniej zwracano uwagę głównie na to, że Kościół prosi Boga o przebaczenie dla grzesznika, a teraz podkreślamy, że kapłan ma władzę od Boga, żeby udzielić mu przebaczenia.”
Ciekawa pogadanka, która odsłania m.in. że szantaż sakramentalny dot. spowiedzi ugruntował się w XVI w. A dalej, ze wzrastającym klerykalizmem, było już tylko gorzej.
Dla mnie kluczem do rozumienia spowiedzi usznej są słowa władza i kontrola. Współcześnie Kościoły protestanckie dają sobie radę bez spowiedzi usznej, co wcale nie oznacza że ich wierni się nie spowiadają i nie pokutują – widać więc, że można. Z kolei katolicy obecnie spowiadają się coraz rzadziej. Wielu nie spowiada się wcale. A jeżeli niektórzy robią to częściej, to są tacy, którzy robią to mechaniczne i nie wiążą spowiedzi z nawrócenie, a więc magia.
Myślę, że odrębnym zagadnieniem (nie poruszanym w tekście) jest spowiedź duchownych, zwłaszcza tych, którzy grzeszą ciężko i nie zawsze przed odprawieniem mszy zdążą się oczyścić…albo nawet nie chcą, bo uważają, że im wolno. Co wtedy? Ilu takich jest? Jaki to ma wpływ na świeckich (zwł. gdy grzechy kleru są jawne)?
Kto wie, być może praktyka spowiedzi usznej wróci kiedyś do łask. Jednak w obecnej sytuacji, gdy nadal mnożą się ciężkie grzechy księży jak gwałty na małoletnich, cudzołóstwa, oszustwa, okradanie społeczeństwa, pycha i arogancja, to raczej niemożliwe.