Wiosna 2024, nr 1

Zamów

„Rzeczpospolita” opisała „kościelne peregrynacje seksualnego drapieżcy”. Kurie proszą, by zgłaszali się skrzywdzeni

Byłoby bardzo dobrze, gdyby teraz przystąpiła do dzieła krakowska kuria. Brakuje informacji na temat roli ówczesnego ordynariusza, kard. Karola Wojtyły, w procesie decyzyjnym. A to przecież najbardziej dziś interesuje opinię publiczną – mówi o. Adam Żak, koordynator episkopatu ds. ochrony dzieci i młodzieży.

W najnowszym „Plusie Minusie”, weekendowym dodatku do „Rzeczpospolitej”, ukazał się tekst Tomasza Krzyżaka i Piotra Litki „Kościelne peregrynacje seksualnego drapieżcy”. Autorzy opisują w nim historię ks. Eugeniusza Surgenta, który na przestrzeni lat krzywdził małoletnich chłopców (zmarł w 2008 roku). Formalnie był on wyświęcony na kapłana archidiecezji lubaczowskiej, pracował jednak początkowo w archidiecezji krakowskiej, następnie w diecezjach koszalińsko-kołobrzeskiej i pelplińskiej.

Redaktorzy rekonstruują przebieg wydarzeń: w 1971 roku ks. Surgent zostaje wikariuszem Milówki, ale zamieszkuje we wsi Sól-Kiczora. Po dwóch latach „do dyrektora miejscowej szkoły podstawowej zaczęły dochodzić sygnały, że ksiądz dobiera się do chłopców”. Władze zatrzymują księdza w sierpniu 1973 roku. Na pierwszym przesłuchaniu duchowny przyznaje, że lubiąc dzieci, „spoufalał się z nimi”. Prosi o wyrozumiałość, stwierdzając, że robił to w „chwilach zapomnienia”. W sumie przyznaje się do wykorzystania 12 chłopców, sześciu z nich nie miało ukończonych 15 lat. W grudniu sąd w Żywcu wydaje wyrok: trzy lata bezwzględnego więzienia.

Kuria krakowska reaguje latem tamtego roku. Zdaniem Krzyżaka i Litki „trudno w  działaniach krakowskich hierarchów dopatrzyć się zaniechań czy poważniejszych błędów. Po otrzymaniu wiadomości o tym, że duchowny wykorzystał dzieci, wezwano go do kurii. Bp Jan Pietraszko nie uwierzył w jego zapewnienia o niewinności. Początkowo wydał zgodę na urlop, acz nie można wykluczyć, że za słowem «urlop» kryło się czasowe zawieszenie. Potem zaś – po ponownej rozmowie księdza z bp. Pietraszką oraz kard. Wojtyłą – nastąpiło błyskawiczne zwolnienie z pracy w diecezji oraz zakaz pojawiania się w Kiczorze”. Jak przypominają autorzy, „obowiązujący wówczas Kodeks Prawa Kanonicznego dopuszczał wstrzymanie się od nałożenia kary kościelnej w sytuacji, gdy winnego dostatecznie ukarała już władza świecka lub prawdopodobne było, że to uczyni”.

Krzyżak i Litka zwracają uwagę, że Surgent kłamał podczas przesłuchania w prokuraturze w 1973 roku, zapewniając, że nigdy wcześniej nie wykorzystał małoletnich. Opowiedział bowiem współosadzonemu, że podobnych czynów dokonał w innych parafiach: w Żywcu, Wieliczce, na krakowskim Salwatorze, w Lachowicach i w Lipnicy Wielkiej. Autorzy piszą, że kuria musiała wiedzieć o sprawie na Salwatorze: krakowskich biskupów powiadomiła matka skrzywdzonego, a oni zgłosili to przełożonemu księdza, czyli biskupowi Janowi Nowickiemu, ordynariuszowi archidiecezji lubaczowskiej. „Ten zaś skarcił duchownego listownie – taką formę dopuszczał ówczesny KPK – i odstąpił od wymierzenia innej kary”.

Według relacji więźnia Surgent zamierzał wysłać list do biskupa – Pietraszki lub Wojtyły – z przeprosinami, że „ponownie popadł w kolizję z prawem”. Wynika z tego – czytamy w artykule – że „pod koniec lat 60. kościelni zwierzchnicy uwierzyli w zapewnienia ks. Surgenta o poprawie i postanowili dać mu szansę. W czerwcu 1971 r. skierowano go do pracy w Kiczorze, co okazało się brzemienne w skutkach”.

Służba Bezpieczeństwa również wiedziała o czynach duchownego już od 1969 roku, zamiast jednak go ukarać, postanowiła wykorzystać te informacje do zwerbowania go na tajnego współpracownika SB. Uznano, że Surgent swoim postępowaniem „może przynieść więcej szkód dla kleru”.

Po wyjściu z więzienia w 1974 roku – na mocy amnestii – ślad po księdzu się urywa, odnajduje się dopiero w spisie z 1980 roku jako wikary w jednej z parafii diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej, według ustaleń autorów tekstu pracował tam od 1978 roku. W ich ocenie „decyzja o pozwoleniu Surgentowi na pracę w innej diecezji zapadła poza kard. Wojtyłą, a musieli ją podjąć wspólnie bp Marian Rechowicz (od 1974 r. administrator archidiecezji w Lubaczowie) oraz bp Ignacy Jeż – od 1972 r. ordynariusz koszalińsko-kołobrzeski. Ten pierwszy musiał wydać zgodę na to, by podlegający mu duchowny przeszedł oficjalnie do innej diecezji (tzw. ekskardynacja), ten drugi musiał zaś zgodzić się na przyjęcie księdza”.

Surgent również na terenie nowej diecezji wykorzystywał dzieci. Później pracował jeszcze – po podziale administracyjnym – w diecezji pelpińskiej. Czy tutaj też wykorzystywał seksualnie małoletnich? Rzecznik diecezji, ks. Ireneusz Smagliński, zapewnia „Rzeczpospolitą”, że do tamtejszej kurii nie wpłynęły żadne skargi „na przekraczanie przez niego granic intymności osób małoletnich”.

Wczoraj w parafiach diecezji bielsko-żywieckiej (kiedyś należały do archidiecezji krakowskiej), koszalińsko-kołobrzeskiej oraz pelplińskiej, w których pracował ks. Surgent, zostały odczytane komunikaty z prośbą o kontakt osób, które zostały przez niego skrzywdzone lub mają na ten temat wiedzę.

– Ogrom krzywdy wyrządzonej przez ks. Eugeniusza Surgenta szokuje i przeraża, ale tym bardziej w tym momencie powinniśmy myśleć o osobach skrzywdzonych. Sprawca już nie żyje, nie można przeprowadzić procesu karnego, ale pokrzywdzeni przez niego do dziś noszą w sobie bolesne skutki jego przestępstw. Należy im pomóc. Dlatego ważna jest inicjatywa diecezji, na terenie których duchowny przed laty pracował i odczytanie w parafiach, w których posługiwał ks. Surgent komunikatów skierowanych do skrzywdzonych – mówi Katolickiej Agencji Informacyjnej ks. Piotr Studnicki, kierownik Biura Delegata Konferencji Episkopatu Polski ds. ochrony dzieci i młodzieży.

Osobami odpowiedzialnymi za przyjęcie skrzywdzonych są diecezjalni delegaci ds. ochrony dzieci i młodzieży.

Dzień wcześniej głos zabrał o. Adam Żak, koordynator KEP ds. ochrony dzieci i młodzieży oraz dyrektor Centrum Ochrony Dziecka. – Byłoby bardzo dobrze, aby teraz – po tym podziwu godnym wysiłku ustaleń autorów tekstu – przystąpiła do dzieła krakowska kuria, umożliwiając uzyskanie odpowiedzi na nasuwające się pytania – powiedział w komentarzu dla KAI.

Wesprzyj Więź

– Na podstawie dostępnych dokumentów, które były publikowane, trudno ustalić mechanizm decyzji podjętych w Krakowie. Mamy sądowe zeznania osób pokrzywdzonych, wiedzę o granicach kompetencji ówczesnego ordynariusza krakowskiego, o decyzji biskupa Jana Pietraszki, odpowiedzialnego za sprawy personalne w archidiecezji krakowskiej, ale brak jest informacji na temat roli ówczesnego ordynariusza, kard. Karola Wojtyły w procesie decyzyjnym. A to przecież najbardziej dziś interesuje opinię publiczną, bo w jego imieniu były podejmowane decyzje, które – jak się wydaje – były zgodne z wówczas obowiązującym prawem kanonicznym – zaznaczył jezuita.

Przeczytaj też: Jak długo mój Kościół będzie deptany? Przecież to skrzywdzeni są Kościołem

DJ

Zranieni w Kościele
„Zranieni w Kościele” – telefon wsparcia dla osób dotkniętych przemocą seksualną

Podziel się

4
2
Wiadomość

” Kurie proszą, by zgłaszali się skrzywdzeni”- niby proste zdanie, ale jakże irytujące. Bo co? Wcześniej nikt o takim postępowaniu tego patologicznego księdza nie wiedział?
To ruszyło w Polsce jak lawina, co chwila nowe przypadki wychodzą i ten sam mechanizm- przenosiny do innej diecezji, parafii i dalsze krzywdzenie. 🙁

Tu akurat mamy całkiem dobry apel. Już nie butne stwierdzenia, że “umarł, więc sprawa zakończona”, ani próby przyklepania, bo jak ciszej, to lepiej. Szkoda, że znów jest to gaszenie pożaru po kolejnej medialnej publikacji, a nie inicjatywa własna na rzecz oczyszczenia się, ale warto docenić zmianę jakości.

Po prostu mason Franciszek chce wydrzeć nam z polskich serc wiarę….
Wytłumaczenie zawsze się znajdzie. Kto chce wierzyć to będzie wierzył choćby cały świat stanął na głowie.
Umiejętność zmiany poglądów po zderzeniu z zaprzeczającymi mitom faktami nie jest łaską daną od Boga każdemu…

Szlag mnie trafia, gdy czytam o tylu ofiarach! Tyle osób wówczas o Surgencie wiedziało i nie zrobili nic, aby te wykorzystania zatrzymać! Dlaczego prośba o ujawnienie się ofiar dotyczy tylko osób wykorzystanych tylko przez nieżyjącego Surgenta? Trzeba głośno wołać, aby wszyscy się ujawniali! Wiem, to ciężkie…. wiem coś o tym…. proszę tych, którzy zostali wykorzystani przez Dymera, Uszkiewicza, Skorodeckiego, aby się ujawnili.

I proszę aby ks. Prymas jako delegat KEP i ks. Studnicki – kierownik biura delegata KEP zawiadomili wreszcie ! służby cywilne, świeckie odnosnie tych wszystkich, którzy latami w swych diecezjach i miastach i miasteczkach wiedzieli o wykorzystywaniu dzieci, młodzieży.
A takich osób jest bardzo dużo! Od biskupów zaczynając! Sąd Najwyższy wydał orzeczenie iz ci, którzy mieli wiedzę o tych wydarzeniach przed lipcem 2017r podlegają karze! Więc na co ks Prymas i ks. Studnicki jeszcze czekają? Na co? Tyle mówią , iz trzeba prawdy ale nic nie robią prawnie aby ta prawda była. Kiedy kurie zaczną przekazywac dokumenty? Kiedy? Znów będą sie na sekret papieski powoływać? Jesli tak, to żaden biskup nie chce prawdy, żadnej jawości tego co sie wydarzało. Kiedy zaczną nas odszukiwać? Kiedy taki dzień nadejdzie? Kiedy? Są nas tysiące! Ci, których sprawcy juz nie żyją! I co? I nic! Nikt nas nie szuka! Dopiero sensacja medialna coś na chwilę przynosi, minie parę dni i wszyscy zapomną !

Miałam już nie pisać. Aha.
Naprawdę do skrzywdzenia dziecka potrzebna jest cała wioska.
Struktura KRK.

Fajnie, że to się sypie 😉

Wiedzieli Panie Tomaszu nie tylko księża, także niejeden wierny wolał siedzieć cicho
dla „dobra Kościoła”. O tym świetnie w książce Justyny Kaczmarczyk „Zranieni”.
I nie tylko.
https://www.youtube.com/watch?v=yxXQSxL26-s&t=1s
Rozmowa o książce – i w 9 minucie ważne słowa pani Marty Titaniec.
Komitet obrony księdza. Założony przez parafianki …

Zatem długa droga przed nami i dobrze, że budzi się świadomość.

Złości mnie to „trzeba im pomóc”. Pomóc? Po tylu latach to już rodziny, psychologowie czy przyjaciele im pomogli. Tym ludziom potrzeba zadośćuczynienia! A nie, żeby ci co milczeli tyle lat udając, że sprawy tego pana nie ma, ci co sami nie próbowali szukać ofiar póki media nie wywlokły, robili teraz z siebie „pomocnych Samarytan”.

Owszem, można się powkurzać na reakcje ‘kościelnych dostojników’ (sanhedrynu), ale to i tak nic nie da.
Krk tak się przez wieki ustawił, że teraz świeccy mogą klerowi co najwyżej czyścić buty. A więc złość jest jak najbardziej uzasadniona. Nikt im tej władzy ‘danej przez Boga’ przecież nie odbierze.

Dopóki jeszcze świeccy odczuwają złość to nie jest najgorzej, gdyż znaczy to że Kościół budzi nadal jakieś emocje skoro zawodzi jakieś realne potrzeby.
Gorzej będzie gdy zabezpieczony materialnie, niezależny od świeckich Kościół zacznie żyć jedynie swoim wewnętrznym życiem, niezauważany, niepotrzebny, obojętny wobec tych z zewnątrz, którzy odpłaca się mu podobna obojętnością.
Nikt nawet nie zauważy kiedy ostatni biskup Rzymu skończy jako strażnik muzeów watykańskich…