Zygmunta Baumana i papieża Franciszka łączy z pewnością intelektualne zaangażowanie w budowanie mostów, w budowanie kultury spotkania i dialogu w różnorodności.
Zygmunt Bauman trafnie i precyzyjnie określił na czym polega globalizacja, która przez ostatnie dziesięciolecia na nowo ukształtowała rzeczywistość kulturową, społeczną i polityczną. Nie patrzył na to zjawisko jako na ideologiczny postulat. Widział w nim raczej szereg procesów i mechanizmów, które powodują konkretne skutki. Pozytywne i negatywne.
„Globalizacja oznacza, przede wszystkim, że sieć międzyludzkich zależności szybko nabiera światowego zasięgu. Procesowi temu nie towarzyszy jednak, jak dotąd, pojawianie się sprawnie funkcjonujących instytucji politycznej kontroli o podobnie poszerzonym zasięgu działania czy czegoś na kształt iście globalnej kultury. Z nierównomiernym rozwojem gospodarki, polityki i kultury (koordynowanych niegdyś wzajemnie w ramach państwa-narodu) ściśle splata się oddzielenie mocy od polityki: choć moc, ucieleśniona w światowym obiegu kapitału i informacji, staje się eksterytorialna, instytucje polityczne pozostają, tak jak przedtem, lokalne” – pisze socjolog w książce „Wspólnota. W poszukiwaniu bezpieczeństwa w niepewnym świecie”.
Przedstawia skutki, które wiążą się z owym oddzieleniem mocy od polityki: „Prowadzi to nieuchronnie do stopniowego osłabienia państwa-narodu; dysponując zasobami niedostatecznymi dla zbilansowania rachunków i uprawiania niezależnej polityki społecznej, rządy państw mają w praktyce do wyboru li tylko strategię deregulacji, to znaczy zrzeczenie się kontroli nad procesami gospodarczymi i kulturalnymi i scedowanie jej na siły rynkowe, a więc zasadniczo eksterytorialne moce”.
Widzimy dziś, że w niektórych krajach Europy nastroje się zmieniają i powraca chęć, aby państwo miało większą kontrolę nad gospodarką czy sferą kultury. Także w Polsce popularna, a może i nawet dominująca, jest tendencja do tego, aby siły polityczne mocniej ingerowały w kwestie światopoglądowe lub ekonomiczne. Państwa próbują odzyskać część utraconej mocy i regulować działalność kapitału. Mają do tego narzędzia wewnętrzne, jak i międzynarodowe – przykładem może być tu Unia Europejska oraz wszelkie globalne porozumienia lub traktaty. To próba odzyskania chociaż częściowej kontroli nad procesami, które kształtują współczesne społeczeństwo.
Odkotwiczenie
Płynna nowoczesność charakteryzuje się tym, że w zupełnie nowych kategoriach patrzymy na kwestię tożsamości i relacji społecznych. Czujemy się dzisiaj bardziej zbiorem jednostek niż społeczeństwem rozumianym jako wspólnota. To z kolei sprzyja poczuciu wolności i odpowiedzialności za swój własny los, ale z drugiej strony zupełnie zmienia sposób budowania swojej tożsamości. Dzisiaj nie jest ona czymś stałym, opartym na tradycji, a raczej chwilowym projektem, który w każdym momencie można modyfikować.
„Ponowoczesne układy społeczne w niczym skały nie przypominają – i indywidualne projekty życiowe daremnie szukają tu twardego gruntu dla zarzucenia kotwicy. Podejmowane przez jednostkę wysiłki ustabilizowania jestestwa nie rekompensują następstw pierwotnego „odkotwiczenia”; nie wystarczą, by utrzymać w miejscu rzucaną przez fale, dryfującą tożsamość” – zauważa Bauman.
Łatwość podróżowania i dostęp do mediów społecznościowych spowodowały, że staliśmy się „wszystkożerni” kulturowo. Budujemy swoją tożsamość z elementów zaobserwowanych u osób, które nie należą do naszego kręgu kulturowego – są odległe i obce, ale dla wielu inspirujące. Moda i zwyczaje błyskawicznie przenoszą się z kontynentu na kontynent i zyskują globalny zasięg. Im większa otwartość na zmiany i nowości, tym bardziej jest się bohaterem ponowoczesnego świata – tym bardziej potwierdza się swoją elastyczność, która urosła do rangi najbardziej pożądanej cechy.
„Nie o to więc już idzie, by odkryć w sobie dane raz na zawsze powołanie, lub by cierpliwie i wytrwale, piętro po piętrze i cegła po cegle, budować swe jestestwo, swą tożsamość – ale o to, by nie dać się zdefiniować, by każda przybrana tożsamość była szatą, a nie skórą, by zbyt ściśle do ciała nie przylegała, by można było, gdy zajdzie taka potrzeba lub przyjdzie chęć, pozbyć się jej równie łatwo, jak się zdejmuje przepoconą koszulę. Krzepka, solidnie zbudowana tożsamość częściej okazuje się być kulą u nogi, niż parą skrzydeł” – pisał Bauman.
Źródła cierpień
Zygmunt Freud zwracał uwagę, że kultura, jako system norm, jest często źródłem cierpień człowieka, bo musimy dostosowywać się do zakazów, nakazów, dobrych obyczajów. Zdaniem Freuda negatywnie odbija się to na zdrowiu psychicznym. Dzisiaj wielu ludzi odczuwa jednak dyskomfort, którego źródło jest dokładnie odwrotne. Brak twardych wzorców i instytucji kulturowych wzmaga poczucie zagubienia, braku stabilności i zagrożenia.
W dużym uproszczeniu, Freud widział w budowaniu społecznego, kulturowego ładu wyrzeczenie się instynktów, a „ofiary szczególnie bolesne” ponosił jego zdaniem popęd płciowy i instynkt agresji. „Pęd do wolności kieruje się więc przeciw konkretnym formom i wymogom cywilizacji” – uważał twórca psychoanalizy. W kontekście tego spojrzenia można byłoby powiedzieć, że żyjemy w czasach wyzwolenia, gdzie szczęście i brak opresji jest już na wyciagnięcie ręki. Tak jednak nie jest, co celnie zauważa Zygmunt Bauman w książce „Ponowoczesność jako źródło cierpień”. „Zyski i straty zamieniły się miejscami: ludzie ponowocześni stracili dozę swojego bezpieczeństwa w zamian za przyrost szansy czy nadziei szczęśliwości” – czytamy.
Wzrost bezpieczeństwa i przewidywalności ludzkich zachowań wiąże się zawsze z ograniczeniem wolności. I na odwrót. Przyrostowi wolności zawsze towarzyszy zmniejszenie poczucia bezpieczeństwa i stabilności. Jesteśmy między tymi dwiema skrajnościami i szukanie miejsca gdzieś pośrodku wydaje się najbardziej komfortowe. Zygmunt Bauman przekonuje, że o kulturze nie należy myśleć jako o stacjonarnej strukturze, ale jako o procesie, o dynamicznych i zmiennych praktykach. Przyrównuje ją do wiatru, który nie jest niczym innym, jak tylko wianiem lub rzeką, która jest płynięciem. Kultura straciła, przynajmniej na jakiś czas, swoją funkcję „ładotwórzczą”.
Turysta i włóczęga
W tej płynnej rzeczywistości są osoby, które znakomicie się w niej odnajdują, ale też są też tacy, którzy czują się do niej nieprzystosowani. Bauman tych pierwszych nazywa turystami, a drugich włóczęgami.
Turyści, jak pisze Bauman, nie należą do żadnego z miejsc, które odwiedzają. Dystansują się do tego gdzie są i kim są. Nie mają ochoty przywiązywania się do czegokolwiek, zawsze są „na zewnątrz”. Najistotniejszym elementem tego modelu osobowości jest to, iż turysta nie ma jasno wyznaczonego celu. Sensem jego istnienia jest wędrówka, nieustanne podróżowanie po chwilowo wzbudzających jego zainteresowanie i ciekawość drogach. Nawet jeśli turysta gdzieś się zatrzymuje, coś przyciąga jego szczególną uwagę, miejsce jego postoju jest obozowiskiem, a nie domem. Z napotkanymi ludźmi wchodzi tylko w pobieżne relacje, wszystko w jego życiu jest zaledwie epizodem.
Włóczędzy z kolei podróżują dlatego, że są do tego przez zaistniały stan rzeczy zmuszeni. Chętnie znaleźliby stałe miejsce zamieszkania, zbudowaliby solidny i trwały dom, w którym zamieszkałoby kilka pokoleń, ale ponowoczesność dokonała eksmisji tych ludzi. Turyści czerpią radość z przebywania w drodze, dlatego pozostają w ciągłym ruchu. Włóczędzy podejmują trud wędrówki tylko ze względu na to, że nigdzie nie są mile widziani. Są zupełną przeciwnością turystów. Łączy ich jednak to, że nie mają stałego miejsca zamieszkania. Dla jednych trwanie w ruchu jest najpiękniejszym wymiarem wolności i korzystania z dobrodziejstw tego świata, dla drugich jest przekleństwem, które co gorsza wiąże się z brakiem nadziei na jakąkolwiek stabilizację. Turyści i włóczędzy to dwa metaforyczne obrazy ponowoczesnego życia.
Bauman i papież Franciszek
Zygmunt Bauman jest w Polsce postacią kontrowersyjną. Można gorszyć się jego współpracą z władzą ludową w latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku, ale nie można nie doceniać trafności jego spostrzeżeń co do współczesności. Papież Franciszek przyznał kilkakrotnie, że polski filozof i socjolog przez swoje publikacje ułatwiał mu zrozumienie niektórych procesów, które są częścią tzw. płynnej nowoczesności. Mówił o tym choćby podczas jednej z rozmów z meksykańską telewizją. Opowiadał wówczas o swoim zafascynowaniu książką Zygmunta Baumana „Płynne pokolenie”.
Zygmunta Baumana i papieża Franciszka łączy z pewnością intelektualne zaangażowanie w budowanie mostów, w budowanie kultury spotkania i dialogu w różnorodności. Chociaż polski socjolog był ateistą, to jednak podkreślanie w jego pracach tej wartości sprawia, że jest postacią inspirującą, jak się okazuje, nie tylko dla katolików, ale i samego papieża.
Słowa uznania płynęły także w drugą stronę. Zygmunt Bauman w rozmowie z „L’Osservatore Romano” przyznał, że jest oczarowany tym, co robi Franciszek i przyznał, że z jego punktu widzenia obecny pontyfikat jest wielką szansą nie tylko dla Kościoła katolickiego, ale i dla całej ludzkości. – Bergoglio potrafi odnieść się do duchowości typowej w naszych czasach; do zwolenników „Boga osobistego”. Bo oni nie są zbyt zainteresowani moralnymi nakazami wprowadzonymi przez reprezentantów instytucji religijnych, ale pragną znaleźć sens we fragmentaryczności ich egzystencji – ocenił Zygmunt Bauman. Zauważył też, że Franciszek pojmuje dialog nie jako dobieranie sobie rozmówców myślących w podobny sposób, jak on, ale jako konfrontację z całkowicie innym punktem widzenia.
Możemy nie lubić tego świata. Możemy go krytykować i próbować odwracać tendencje, które prowadzą nas czasem do absurdu. Warto jednak, abyśmy próbowali go lepiej zrozumieć. To jedyna szansa, aby chrześcijaństwo miało w nim swoje miejsce.
Przeczytaj także: O czym śnił Zygmunt Bauman
Heideggerowi wybaczono nazizm, to chyba takiemu Baumanowi tez mozna wybaczyc komunizm…
Z pewnością, tylko byłoby fajnie gdyby wybaczenia udzielały osoby najbardziej poszkodowane, a nie pięknoduchy, które są w stanie puścić w niepamięć najgorsze draństwo pod tym jednakże warunkiem, że ich ono nie dotyczyło. W przypadku komunizmu poszkodowanych jest wielu, być może nawet cała populacja, więc sprawa nie jest oczywista. Tak czy owak, przez wzgląd na pamieć o ofiarach, zalecana jest pewna wstrzemięźliwość w ułaskawianiu. Lepszym pomysłem jest oddzielenie dzieła od twórcy, co de facto dzieje się przecież często w sferze nauki, kultury i sztuki.
Alez 100% racji, komentaz byl lekka prowokacja skierowana do potencjalnych “antyfashystuf”predkich w zapominaniu zbrodni komunistycznych. Pozytywnie jestem zaskoczony zdrowa reakcja uzytkownikow tego portalu.
Heidegger wspierał niemiecki narodowy socjalizm słowem i składkami członka NSDAP, Bauman prócz komunistycznej agitacji, dodatkowo bezpośrednio walczył z bronią w ręku przeciwko żołnierzom polskiego podziemia niepodległościowego.
Dużym problemem jest to. że komunizm – w przeciwieństwie do faszyzmu / nazizmu – nie został praktycznie w żaden sposób rozliczony, prócz około-publicystycznej paplaniny. Można się oczywiście oburzyć, że pokojowa transformacja była zgodna z duchem chrześcijaństwa. Jednak popatrzmy na owoce. Współczesne Niemcy, ze wszystkimi zastrzeżeniami, są jednak krajem demokratycznym, który nie stanowi przynajmniej militarnego zagrożenia. A z przeciwnej strony mamy Rosję. Idealistyczna dobroduszność nie zawsze dobrze się kończy…
Tu nie ma co wybaczać / nie wybaczać. Jego przeszłość trzeba znać i brac pod uwagę przy czytaniu jego poglądów, ale nie może ona zastąpić lektury pism Baumana. Żadna przeszłość nie wyklucza możliwości, że ktoś po prostu może mieć rację lub jej nie mieć. Prawda nie leży w historii autora, ona leży tam gdzie leży.
Akurat jego pogląd:
“Zygmunt Bauman przekonuje, że o kulturze nie należy myśleć jako o stacjonarnej strukturze, ale jako o procesie, o dynamicznych i zmiennych praktykach. Przyrównuje ją do wiatru, który nie jest niczym innym, jak tylko wianiem lub rzeką, która jest płynięciem. Kultura straciła, przynajmniej na jakiś czas, swoją funkcję „ładotwórzczą”.”
wydaje się być słuszny, zwłaszcza w odniesieniu do młodych.
I walka Baumana z polskim podziemiem nie ma tu nic do meritum.
ja w pewnej mierze się z tym zgadzam, co zresztą wspomniałem przytaczając starą dobrą zasadę oddzielenia dzieła od jego twórcy. W wielu przypadkach tak się dzieje – raczej mało kto pamięta, że np. Max Planck był wierzącym synem pastora, a Paul Dirac był bliski ateizmu (że wspomnę topowe nazwiska z dziedziny fizyki). Jednak po przekroczeniu pewnej granicy wyznaczonej m.in. ludzkim cierpieniem, ten przedział może przestać funkcjonować. Na przykład, nie bardzo chcielibyśmy czytać opracowania medyczne autorstwa dr. Mengele, mimo że mogłyby one zawierać istotne i prawdziwe informacje.
Jako ciekawostkę przytoczę artykuł z prasy izraelskiej dotyczący muzyki Wagnera. Czy zakaz wykonywania tego kompozytora jest przykładem ‘kultury wykluczenia’, zastanawia się autor:
https://www.jpost.com/opinion/article-719656
…dodam jeszcze przykład, że to oddzielenie autora od meritum nie jest proste: dyskutowany szeroko przez publicystów oraz forumowiczów ostatni list polskich biskupów dotyczący św. Jana Pawła II
Nie sądzę aby w poglądach socjologicznych Baumana można było wydzielić efektu jego przeszłości sprzed 70 lat. Jak ktoś to potrafi to niech to przedstawi.
W piśmie KS EP taki związek można udowodnić o wiele łatwiej. Oni broniąc JPII bronią siebie i chowają się pod parasolem jego świętości by rozliczenia nie dobrały się im do skóry.