A przecież masowy przyjazd ukraińskich uchodźców może się powtórzyć. Nawet za chwilę – mówi „Wysokim Obcasom” Adriana Porowska, prezeska Kamiliańskiej Misji Pomocy Społecznej.
W „Wysokich Obcasach” ukazał się wywiad o pomaganiu z Adrianą Porowską, pracownicą socjalną, prezeską Kamiliańskiej Misji Pomocy Społecznej, koordynatorką wolontariatu informacyjnego na dworcach Centralnym i Zachodnim. Rozmawia Jędrzej Dudkiewicz.
Porowska przyznaje, że pomaganie to po prostu część jej życia. „Gdy spotykam się z siostrą Małgorzatą Chmielewską, zawsze powtarza mi: «Ale pamiętasz, że nie jesteś Panem Bogiem?». Chodzi jej o to, że wszystkich nie uratuję, nie muszę brać za to odpowiedzialności, bo inaczej spalę się w pomaganiu. Nie umiem jednak inaczej” – zaznacza.
Opowiada, że w marcu pomaganie ukraińskim uchodźcom na warszawskich dworcach „szło na żywioł, dokładało się kolejne elementy: woda, kawa, krzesła, stoliki, przedłużacze, kamizelki”. „W ciągu trzech miesięcy zebraliśmy doświadczeń jak w ciągu roku. […] Każdy robił to, co uważał za stosowne, w najlepszy możliwy sposób. […] Na dworcach zadziała się magia w postaci energii i wysiłku mnóstwa osób, czego nigdy nie da się w żaden sposób policzyć”. Jednocześnie „wojna w Ukrainie wygenerowała całkowicie nową sytuację, która sprawiała, że nie wiadomo było, jak pomóc”.
Zdaniem koordynatorki „władze nie odrobiły lekcji z zarządzania kryzysowego”. „Nadal nie ma służby, która w razie potrzeby zwołałaby na miejsce wszystkich, którzy powinni tam być. I to mnie wkurza, bo to nie jest jedyny taki kryzys, to się może powtórzyć. Nawet za chwilę” – mówi.
„Potrzeba jasno sprecyzowanych kompetencji, bo resortowość nas dobija. Wiele razy było tak, że zaczynałam z kimś rozmawiać, myśląc o miejscach do spania, żywności, edukacji etc., i kiedy rozwijałam wypowiedź, okazywało się, że to w ogóle nie jest osoba, z którą powinnam dyskutować, tylko byłam odsyłana do kogoś innego. To duże utrudnienie” – dodaje.
Porowska wyznaje, że w ciągu 16 lat pomagania nie udało jej się mnóstwo rzeczy. „Zaprocentowało to na dworcu, tłumaczyłam wolontariuszkom i wolontariuszom: «To, że wam wydaje się, co byłoby lepsze dla tej kobiety, nie znaczy, że możecie jej to narzucić». Przykładowo, kiedy podchodzi do mnie starsze małżeństwo i mówi, że chce jechać do Rosji, do swoich synów, to nie dyskutuję z tym, tylko próbuję zorganizować im transport” – czytamy.
Przeczytaj też: Czułem nieadekwatność pomocy. Moje sześć godzin z uchodźcami na dworcu
DJ
Dobry wywiad, o sprawach najważniejszych, ale trzeba było je upolitycznić. No, rozumiem, inaczej Wyborcza nie była zainteresowana promocją działań katoliczki.
@Piotr Ciompa
Może przeoczyłem, ale nie widzę tu upolitycznienia. Gdzie Pan to widzi?