Jesień 2024, nr 3

Zamów

Ela Sałata. O dorosłych, którzy zepsuli dzieciom internet

Premier Liz Truss. Londyn, 7 września 2022. Fot. Andrew Parsons / No 10 Downing Street

Jeśli szukaliście dobrego przykładu, żeby pokazać dzieciom, czym jest hejt, to już go macie.

Od ponad tygodnia media i internauci w Wielkiej Brytanii porównują ustępującą premierkę Liz Truss do sałaty lodowej. Tworzą obraźliwe memy, a jeden z tabloidów na żywo relacjonuje proces gnicia główki sałaty pytając: „Kto wytrzyma dłużej? Liz Truss jako premierka czy sałata, zanim zacznie gnić?”. Media społecznościowe pękają ze śmiechu, a stacje telewizyjne na całym świecie pokazują kolejne happeningi z sałatą w roli głównej. Jeśli szukaliście dobrego przykładu, żeby pokazać dzieciom, czym jest hejt, to już go macie.

Przemoc na dopalaczach

Każdy hejt ma jakiś początek. Czasem chodzi o dziecko nielubiane przez klasę, czasem o przypadkową sytuację – ktoś zauważa, że Franek jest podobny do kluski i teraz Franek ma już nową ksywę, „Klucha”. Klasowi żartownisie przerabiają jego zdjęcie, rozsyłają dalej, ktoś nazywa go „wielkim kapłanem latającego potwora spaghetti”. 

Wiecie, kto życzył Barbarze Kurdej-Szatan, żeby doświadczyła przemocy seksualnej lub choroby dzieci? Panie w wieku okołoemerytalnym i młode matki. Ich profile miały imię i nazwisko, można było kliknąć i obejrzeć zdjęcia uroczego rodzinnego życia

Magdalena Bigaj

Udostępnij tekst

Franka na początku stać na autoironię, ale z czasem zaczyna się bać. Nikt nie przerywa łańcucha hejtu, więc ten eskaluje w niebezpieczną stronę, zdjęcia Franka – „Kluchy” wypływają w sieci poza klasową grupę. Franek zaczyna symulować chorobę i dopiero po kilku dniach mówi rodzicom, dlaczego nie chce mu się wstać z łóżka i iść do szkoły. 

Czy taką sytuacje można jeszcze naprawić? Czy interwencja w szkole i nagana dla żartownisiów sprawią, że już nigdy nikt nie spojrzy na Franka jak na kluchę? Czy przede wszystkim sam chłopiec uwierzy, że to możliwe? Niestety wątpię.

Hejt jest przemocą. Nie cyberprzemocą. Używanie przedrostka „cyber” sprawia, że niektórym może się to wydawać mniej prawdziwe, wirtualne. A przecież nie ma światów wirtualnego i realnego, podobnie jak nie ma wirtualnych emocji czy wirtualnych sumień. Oczywiście, część aktywności dzieje się w sieci, online, ale to nie są działania wirtualne. Hejt krzywdzi realnie. Od tradycyjnych form przemocy różni go jednak to, że jest przemocą na dopalaczach: jego zasięgu nie ograniczają geografia ani czas.

Krytyka czy hejt

Początkiem dla Liz Truss było nazywanie jej lodową panią przez media i nie było w tym nic niestosownego. Dla nikogo nie było tajemnicą, że decyzje budżetowe premierki Wielkiej Brytanii nie znalazły uznania wśród polityków i społeczeństwa. 11 października tygodnik „The Economist” opublikował merytoryczny artykuł na temat miesiąca jej rządów, przyrównując w jednym zdaniu trwałość tego gabinetu do trwałości sałaty. Tekst mieścił się w granicach dozwolonej krytyki i zdecydowanie nie kręcił się wokół sałaty.

Wtedy jednak w redakcji tabloidu „Daily Star” w czyjejś głowie powstało błyskotliwe skojarzenie „lodowej pani” z „lodową sałatą” i ruszyła lawina. Na redakcyjnym stole umieszczono po lewej zdjęcie Truss, po prawej lodową sałatę w peruce, przed nimi zaś zegar odliczający czas, kto wytrzyma dłużej: Truss na stanowisku premierki czy sałata, zanim zgnije. Internet zawrzał z podniecenia. Witajcie na festiwalu zbiorowego hejtu.

Oczywiście politycy zawsze byli parodiowani, dość wspomnieć lubianą przez wielu – również przez parodiowanych bohaterów – „Szopkę Noworoczną” w polskiej telewizji. Istnieje jednak cienka granica między krytyką a hejtem. Tę granice wyznaczają intencje i skutki. Intencją krytyki jest przekazanie komunikatu, że mamy odmienne zdanie, nie zgadzamy się z czyimś działaniem, uważamy je na przykład za szkodliwe i wymagające poprawy. W efekcie osoba przyjmująca krytykę może podjąć konstruktywne działania. Hejt nigdy nie ma dobrych intencji. Jego jedynym celem jest wyrządzenie krzywdy: ośmieszenie, poniżenie, zaszkodzenie komuś. Jego sprawcom nigdy nie zależy na konstruktywnej zmianie.

W Polsce w wyznaczeniu tej granicy pomaga m.in. Prawo prasowe, czyli ustawa, która mówi, że krytyka służy wolności wypowiedzi, urzeczywistnianiu prawa obywateli do ich rzetelnego informowania, jawności życia publicznego oraz kontroli społecznej. Wszystko to jest ważne podczas oceny, czy krytyka narusza dobra osobiste danej osoby, chronione kodeksem cywilnym. Na gruncie polskiego prawa za niedopuszczalną uważa się krytykę mającą na celu dokuczenie danej osobie lub szykanowanie jej. Ponieważ granica między dopuszczalną a niedopuszczalną krytyką jest płynna, istotnym elementem oceny jest jej forma.

Kącik ust nie drga

Czy porównanie Liz Truss do sałaty w satyrycznym felietonie w tabloidzie mieściłoby się w takim pojmowaniu krytyki? Zapewne tak, choć byłoby bolesne. Czy robienie z tego show, produkowanie memów i nakręcanie spirali hejtu nadal możemy uznać za właściwą formę, a w jej działaniach dostrzec ważny społecznie cel?

Celem „Daily Star” była liczba sprzedanych egzemplarzy gazety oraz zasięg, czyli liczba użytkowników na stronach internetowych tabloidu, nowi obserwujący jego profil w mediach społecznościowych, liczba lajków i „engejdżmentu”, czyli uwielbianego przez marketerów wejścia użytkowników w interakcję z medium w sieci. 

A kiedy w Google Trends, czyli narzędziu, z którego korzystają redakcje, by ściągać na swoje strony użytkowników poprzez podejmowanie najbardziej popularnych tematów („trendujących”), pojawiła się fraza “liz truss lettuce”, kuli śniegowej nie dało się już powstrzymać. Tak trudno przecież oprzeć się wizji lawinowego napływu odbiorców. 

Część mediów co prawda tylko sucho zrelacjonowała zdarzenie, ale statystyki z wyszukiwarki się zgodziły. My tylko przedstawiamy obiektywnie wydarzenia, wcale się nie śmiejemy, nawet kącik ust nie drga prowadzącemu, ale wiemy o co chodzi. „Niezła beka”. 

A co było celem osób tworzących kolejne memy z Truss i sałatą lub przyklaskujących im i rozsyłających je dalej? 

Niewirtualne wartości

Zróbmy teraz krok w tył i znajdźmy różnice pomiędzy Frankiem – „Kluchą” a Elą Sałatą. Różni ich jedynie to, że Truss jest osobą publiczną, a takim według powszechnej świadomości można dokuczać bez konsekwencji, podciągając wszystko pod dopuszczalną krytykę. Wystarczy wejść na dowolny profil społecznościowy i poczytać komentarze. Wiecie, kto życzył Barbarze Kurdej-Szatan, żeby doświadczyła przemocy seksualnej lub choroby dzieci? Panie w wieku okołoemerytalnym i młode matki. Ich profile miały imię i nazwisko, można było kliknąć i obejrzeć zdjęcia uroczego rodzinnego życia. Co zrobiły po odłożeniu telefonów? Czy wróciły do lepienia pierogów czy może ubrały się i poszły po dzieci do żłobka?

To my, dorośli popsuliśmy dzieciom internet tworząc kulturę hejtu i mówienie o młodych jak o straconym pokoleniu, bo na przykład dużo siedzą w sieci i hejtują, jest wyrazem braku autorefleksji. 

To my nabijamy statystyki serwisom plotkarskim, które nagminnie naruszają dobra osobiste, a nierzadko nawołują do hejtu. 

To w końcu wielu z nas, dorosłych, uczestniczy w hejcie – wobec polityków czy innych grup społecznych. 

Wszystko na oczach naszych dzieci. Wyrzućcie więc w błoto pieniądze na profilaktykę hejtu w szkołach, dopóki nie zaczniemy tej profilaktyki wśród dorosłych. Nie da się zaprzeczyć, że zjawisko hejtu stało się powszechnie akceptowalne i przechodzimy nad nim do porządku dziennego, punktując je wyłącznie w świecie dzieci i młodzieży. 

Wesprzyj Więź

Jestem zdania, że hejt jako przemoc ma zbiorowego sprawcę. Poza jego inicjatorem, mamy tysiące, a bywa, że miliony osób, które swoimi lajkami, komentarzami i udostępnieniami uczestniczą w wykroczeniu, a czasem w przestępstwie. Hejt bowiem doprowadza czasem do śmierci, których przypadki odnotowuje się od kilkunastu lat, również wśród osób publicznych. 

Na razie jednak społeczne przyzwolenie na takie zachowania trwa w najlepsze. I chociaż wskazywanie tego palcem nie jest popularne i naraża wskazujących na krytykę – że przecież takie są czasy i trzeba je rozumieć – to upieram się, że żadna część naszego życia nie jest wirtualna, więc obowiązują nas wciąż te same niewirtualne wartości, jak choćby poszanowanie godności drugiego człowieka.

Przeczytaj także: Czas na cyfrowy personalizm

Podziel się

18
4
Wiadomość

Szanowna Pani Redaktor, hejt nie jest wynalazkiem internetów istniał zawsze. Za moich szkolnych lat wystarczyło być rudym, grubym, zezowatym, a przy tym słabym fizycznie i psychicznie, by zostać sponiewieranym przez rówieśników i nie tylko. To jest część naszego życia. Po to posyła się do szkół publicznych dzieci, by nabrały odporności i mądrości życiowej, inaczej grubą skóra zwanej. Młodzieńca za moich czasów powoływano do wojska i po odbyciu służby stawał się mężczyzną, między innymi za sprawą „fali”. To go uprawniało do zasiadania razem z innymi mężczyznami przy piwie na murku opodal GS owskiego sklepu. Jadę sobie pociągiem, obok siedzi grzecznie 3, 4 letnia dziewczynka. Bardzo sprytnie przewija w telefonie filmiki na tik toku. Obok siedzi młody tata, szczęśliwy, że dziecko grzeczne. Tutaj jest pochowany problem. Daliśmy dziecku nóż by kroił sobie „chleb”, ale nie nauczyliśmy je nim się posługiwać. Zakazanie prawem noży jest zwyczajnie głupie, ale pokusa łatwych rozwiązań jest powszechna i nęcąca. Z mojej perspektywy, a czytuję przeróżne komentarze i oglądam namiętnie memy. Ten segment jest o wiele ciekawszy i kreatywniejszy, a nawet wartościowszy od całego głównego nurtu oficjalnego. umysłowa miernota hejtujących też jest przyczynkiem do zdobywania pożytecznej wiedzy i umiejętności.