Jesień 2024, nr 3

Zamów

„Po co nam Bóg, który dopuszcza zło? To pytanie jest kluczem do zrozumienia dzisiejszego człowieka”

Wacław Oszajca SJ podczas spotkania promocyjnego książki „Innego cudu nie będzie” w krakowskim Klubie Tygodnika Powszechnego 21 listopada 2019. Fot. Adam Walanus / adamwalanus.pl

Chodzi w nim o obecność Boga „we współczesnym świecie”, a nie tylko w Biblii, w sakramentach, w tabernakulum – pisze w „Tygodniku Powszechnym” o. Wacław Oszajca.

Najnowszy felieton o. Wacława Oszajcy w „Tygodniku Powszechnym” dotyczy reakcji Boga (lub jej braku) na zło.

Jezuita przywołuje wersety z Księgi Mądrości Syracha o tym, że „kto służy Bogu, z upodobaniem będzie przyjęty, a błaganie jego dosięgnie obłoków”. Przyznaje, że to „piękne słowa, ale przeczy im codzienne doświadczenie”. Trwa wojna w Ukrainie, „mogił wciąż przybywa, a również ci, którzy ocalenie zawdzięczają Bożej opiece, to swoje szczęście przełykają z goryczą”.

„Skoro Bóg dopuszcza zło i w gruncie rzeczy jest bezradny wobec ludzkich poczynań, a pod gruzami zburzonych domów i świątyń giną zarówno dobroczyńcy, jak i złoczyńcy, to po co nam jeszcze Bóg?” – pyta o. Oszajca. I dopowiada: „Nie gorszmy się jednak, bo być może to bezbożne pytanie jest kluczem do zrozumienia dzisiejszego człowieka, rozczarowanego swoją i cudzą nikczemnością oraz milczeniem Boga, a także zrażonego nieskutecznością modlitw”.

Wesprzyj Więź

Zdaniem duchownego znowu stajemy przed pytaniem: „Gdzie mieszkasz”, Panie, dzisiaj? „O Boga więc chodzi, o Jego obecność «we współczesnym świecie», a nie tylko w Biblii, w sakramentach, w tabernakulum”– czytamy.

Przeczytaj też: Zwykłe piękno nie przeminie. Na 75. urodziny Wacława Oszajcy

DJ

Podziel się

12
5
Wiadomość

„Skoro Bóg dopuszcza zło i w gruncie rzeczy jest bezradny wobec ludzkich poczynań, a pod gruzami zburzonych domów i świątyń giną zarówno dobroczyńcy, jak i złoczyńcy, to po co nam jeszcze Bóg?” No właśnie, po co?

Wobec zła jedynie możemy nie poddać się rozpaczy, bo byłoby to porzuceniem nadziei. W każdym położeniu dziękujcie, to już lepiej tak, bo wtedy na oddziale onkologicznym też można dziękować za krótki czas wspólnie spędzony.

A skąd zło, wobec tego że Bóg jest dobry raczej nigdy się nie dowiemy, bo systemy metafizyczne nie poddają się takiej aksjomatyzacji, jakby się nam marzyło, albo jakby Kościół próbował uporządkować tworząc system dogmatów. Co nie znaczy, że nie należy takich pytań stawiać lub z dogmatów rezygnować, ale bardziej twórcze jest analizowanie gdzie jest istota takich ograniczeń, niż łudzenie się że uda się sprzeczności wyrugować, a na pytania bez odpowiedzi odpowiedzieć. To bynajmniej nie jest pesymizm poznawczy, to fascynacja tym, że da się wiele powiedzieć dlaczego taka jest natura rzeczy.

„Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Tylko tego typu zło Pan Bóg dopuszcza”.
A niby @laokon skąd ma taką wiedzę, że.. tylko tego typu zło Pan Bóg dopuszcza?
Czy @laokon siedzi razem z Panem Bogiem na jednym tronie i razem podejmują decyzje odnośnie ludzi i świata? Jeżeli nie, to niech takich bzdetów nie wygłasza, bo widać zbyt wiele w życiu jeszcze nie przeżył i nie doświadczył.
I nie będę dalej rozwijał tej myśli, żeby nikt nie poczuł się urażony. Pozdrawiam.

Laokon, tym, którzy popełnili samobójstwo wcześniej mówiąc księdzu, by wyp…. z tymi swoimi sakramentami (cytat autentyczny)? Na oddziałach onkologicznych bardzo często słychać bluźnierstwa, które ze zbawienia wyłączają

Wojtek nie pisz rzeczy, które wprowadzą kogoś w błąd. To czy bluźnierstwo wyłącza zależy od sytuacji. Jeśli czyjś bliski zmarł w tragicznych okolicznościach przeklinając Boga (np. kobieta po śmierci dziecka) kościół o jej zbawieniu nie przesądza. Nie wiemy kiedy coś wyłącza, kiedy nie. Jedynie, że coś „mogłoby wyłączać”.

Wojtek, bo Kościół przestał głosić słowa z krzyża, „Boże, mój Boże czemuś Mnie opuścił?”, a rozdziala nagrody/sakramenty za dobre sprawowanie według własnego uznania, innych wykluczając i wyrokując, że „się nie nadają” (też cytat autentyczny). Kościół w ramach swojej misji odbiera nadzeję, do głoszenia której jest powołany. Nie dziwi mnie to, że później spotyka się z narastającą agresją.

A ksiądz powinien być gotowy do spotkania z człowiekiem w takim położeniu w jakim ten człowiek się znajduje i wysłuchania. Wczoraj słuchałam nagrania jak jedna siostra zakonna mówiła o swoim własnym, pozytywnym, doświadczeniu bycia wysłuchanym, ze wszystkim co miała do wygarnięcia.

@laokon, Kościół skupia się na tym, że sam jest prześladowany, niezauważając, że po prostu gnębi innych. A ci gnębieni w końcu odwiną. Czy Chrystus z krzyża wygarniał swoim oprawcom i obnosił się ze swoim cierpieniem? Czy raczej zatroszczył się o tych co stali pod krzyżem. Albo jeszcze lepiej, czy oznajmił „złemu łotrowi”, że ponieważ Boga się nie boi, to na pewno będzie potepiony? Czy mamy jakąś informację na temat tego żeby „zły łotr” został pozbawiony nadziei, Wojtek? Byłam kiedyś na pogrzebie pewnej osoby, która popełniła samobójstwo. Pogrzeb z udziałem księdza diecezjalnego, poprzedzonym mszą św, z szerokim wyjaśnieniem dlaczego Kościół nie wyrokuje o potępieniu w tej sytuacji.

Anna2, Kościół nie wyrokuje, jeśli mówimy o przypadku, gdy do końca nie wiadomo. Jest takie powiedzenie, że lecąc z mostu zdążysz jeszcze wypowiedzieć akt strzelisty. Ale co do zasady samobójstwo w świetle teologii katolickiej jest grzechem śmiertelnym, a nikt w stanie grzechu śmiertelnego zbawiony nie zostanie.

Właściwie to pani Basia już Panu odpowiedziała- „może wykluczać „, ale to co mówią czy robią ludzie w skrajnej rozpaczy nie jest brane pod uwagę. Mam wrażenie, że Pan myśli, że to Kościół rządzi Bogiem .Jest odwrotnie.Kościół Bogu żadnych wymagań nie może stawiać, ani żadnych reguł narzucać.(Mam nadzieje, że to nie jest herezja.)

Laokon, ja też to wyjaśniłem pod wpisem Basi 🙂
To co mówią ludzie w skrajnej rozpaczy JEST brane pod uwagę. Choćby dlatego, że sama rozpacz jest traktowana jako grzech śmiertelny, dlatego, że jest grzechem przeciwko nadziei, zamykającym drogę do uzyskania przebaczenia.

A co do herezji? Cóż, jest to herezja 🙂 Konkretnie przeciw katolickiej nauce o władzy kluczy. Kościół ma prawo wiązać i rozwiązywać na ziemi, co związane i rozwiązane jest w niebie. Kościół ma też swobodę w określaniu kto zostanie zbawiony, a kto nie, ponieważ to Piotr trzyma klucze do Królestwa Niebieskiego. Ta nauka była osią sporu między katolikami a Lutrem, który uważał, że to Bóg decyduje o zbawieniu, a nie Kościół. Katolicyzm konsekwentnie trzyma się swojej wykładni, że Bóg daje łaskę, ale przez Kościół i to Kościół jest bezpośrednim narzędziem zbawczym. Stąd władza Kościoła w zakresie klątwy, odpustu, czy beatyfikacji.

Chyba to jest nadinterpretacja .Oznaczałoby to, że Kościół stawia się nad Bogiem, a to już jest wystąpienie przeciw I przykazaniu. I co z tymi, których Bóg zbawia, a Kościół nie dopuszcza?

Laokon, nie, żadna nadinterpretacja, tylko fundament doktryny katolickiej. Znów wrócę do Marcina Lutra. Sprzeciwiał się on nauce katolickiej zarzucając papieżowi, że jest niemoralny, bo skoro posiada władzę, to mógłby jednym aktem własnej woli dopuścić wszystkich do zbawienia. Zamiast tego Kościół wolał czerpać z tego zyski za pieniądze. Sobór Trydencki odpowiedział na patologie sprzedaży odpustów, ale podtrzymał naukę, czyniąc z niej dogmat.

Co do Twojego pytania, to nie ma takiego ryzyka. Kościół i Bóg działają zawsze wspólnie. Nie ma możliwości, by Bóg zbawił kogoś, kogo Kościół nie dopuszcza do zbawienia, lub odwrotnie. Kościół jest narzędziem zbawczym, więc rozdźwięku być nie może.

” Kościół jest narzędziem zbawczym, więc rozdźwięku być nie może.” No właśnie, jest NARZEDZIEM . Bóg narzędziem nie jest.
A poza tym, po co w takim razie, Kościół modli się za dusze zmarłych by dostąpiły zbawienia, skoro już sam zdecydował, że nie zostaną zbawione .Zakłada to istnienie jakichś dodatkowych procedur zbawienia.

’Nie ma możliwości, by Bóg zbawił kogoś, kogo Kościół nie dopuszcza do zbawienia, lub odwrotnie.”

Wojtek, czy ja mam rozumieć przez to, że według Ciebie (a może nawet i doktryny) Kościół w osobie księdza np odmawiającego pogrzebu katolickiego lub rozgrzeszenia decyzuje nieomylnie o wiecznym potępieniu kogoś?

Przeczytaj uważnie wpis Anny2 z 17:54 powyżej i zastanów się, bo ja nie będę na forum rozwijać wątku logicyzmu Russella i Whiteheada i koncepcji rodem z Principia Mathematica, które to dzieło ma już prawie sto lat i wiele się od tego czasu wydarzyło. Żeby zakończyć humorystycznie, zgodnie z profilem tegoż forum, to są to zdarzenia na miarę kolejnych soborów. A tutaj takie rozmowy jak u cioci na imieninach. Frustruje mnie to.

Laokon, modlitwa za zmarłych dotyczy przecież czyśćca, a nie potępienia. Bardziej zasadne jest za Lutrem spytać po co się modlimy za te dusze, skoro papież na mocy władzy kluczy mógłby hurtem wszystkich wpuścić do nieba?

Kinga, pojedynczy ksiądz nigdy nie będzie orzekać nieomylnie, bo nie ma i nie miał nigdy nieomylności. Ale ksiądz działa w oparciu o nauczanie nieomylne. Ono zaś zakłada, że zmarły w grzechu śmiertelnym nie dostąpi zbawienia. Wiadomo, że pragnęlibyśmy doszukiwać się tu choć skrawka nadziei, na przykład, że ktoś, kto całe życie bezczelnie grzeszył być może na tę jedną sekundę przed śmiercią się nawrócił. Natomiast o zakresie grzechu śmiertelnego decyduje Kościół.

Wojtek, to całe „nauczanie nieomylne” nie poskłada się nigdy w system zupełny i spójny, więc zamiłowanie do zero-jedynkowych nieomylnych stwierdzeń ujmujących całość możesz porzucić. Zresztą na szczęście czasami masz przebłyski, że nawet w zasadniczych kwestiach może ono ulec zmianie. Sądzę, że utopijnie wierzysz, że da się zrealizować taki optymistyczny mega projekt, ale są wyniki, które to wykluczają. A taka dyskusja zaczęta pod jednym artykułem, a kontynuowana pod drugim nie ma żadnej ciągłości rozumowania. Szkoda na to czasu. Pewno nawet jak coś tu odpowiesz, to ja już nie będę wiedzieć pod którym artykułem i nawet nie przeczytam.

Nic po empatii? Kiedy ktoś umiera na onkologii każdy gest ma znaczenie, uśmiech, współczucie. Ludzie pragną godności. To co Pan pisze już przerabialiśmy w księdze Hioba. Znajomi mówili, że cierpi przez grzech albo żeby się nawrócił. A on odpowiadał, że cierpienie nic dobrego nie przyniosło. Bóg ukarał znajomych za ich tendencyjne słowa.

Laokon, już wyżej wspomniany został przykład onkologii. To nie jest tak, że cierpienie uszlachetnia i sprawia, że dzięki umieraniu w bólu człowiek się nawraca i zostaje zbawiony. Ludzie cierpiący na oddziałach onkologicznych, gdy już morfina przestaje działać częściej proszą o eutanazję, niż o sakramenty. Można i trzeba więc stawiać pytanie o sensowność takiego „dopustu”, skoro prowadzi on do odrzucenia Boga.

Doprawdy? Księgowość bez empatii – zgoda, ale rodzicielstwo, kapłaństwo?
Czy przewodnictwo duchowe choćby jest w ogóle możliwe bez jakiejkolwiek próby odczytania emocji/sposobu myślenia osoby, której kapłan towarzyszy?
A kościelne dzieła miłosierdzia to jedynie mechaniczne zmienianie pieluch osobie X lub podanie Y kromki chleba?
Zbawienie jest Bożą decyzją, „przepustką” do życia wiecznego. Na życie doczesne dostaliśmy drogowskazy – przykazania. „Będziesz miłował bliźniego swego jak siebie samego”. Miłość bez empatii? Chyba do przedmiotów martwych, ale dla takich stanów/emocji psychologia i medycyna mają odrębną terminologię…