Jesień 2024, nr 3

Zamów

Co druga zakonnica w Ameryce Południowej doświadczyła nadużyć władzy, co piąta – wykorzystania seksualnego

Sprawcami nadużyć byli głównie przełożeni. Tylko nieliczne siostry otrzymały wsparcie terapeutyczne w swoich zgromadzeniach.

Komisja ds. ochrony dzieci, młodzieży i bezbronnych dorosłych przy Latynoamerykańskiej Konfederacji Zakonników i Zakonnic (CLAR) przeprowadziła badanie, z którego wynika, że co druga siostra zakonna w Ameryce Południowej doświadczyła „nadużyć władzy” (55,2 proc.), zaś co piąta – wykorzystania seksualnego (19,8 proc.).

Sprawcami nadużyć byli: przełożeni zakonni (51,9 proc. przypadków), księża (34,2 proc.), formatorzy zakonni (23,1 proc.) i biskupi (10 proc.). Doszło do nich we wspólnotach zakonnych lub w innych instytucjach kościelnych.

14,3 proc. sióstr stwierdziła, że było molestowanych przez księdza, 9,7 proc. przez świeckich, a 8 proc. przez inne siostry zakonne. W przypadku połowy z nich miało to wpływ na ich dalsze życie zakonne. Nieliczne otrzymały wsparcie terapeutyczne w swojej wspólnocie, które pomogłoby im poradzić sobie z tym doświadczeniem.

W anonimowym sondażu odpowiedzi udzieliło 1417 sióstr z 23 państw Ameryki Południowej i Karaibów.

Przewodnicząca CLAR siostra Liliana Franco podkreśla, że trzeba przyjąć do wiadomości fakt istnienia „stylów relacji dalekich od woli Bożej, które wywołują nadużycia władzy, nadużycia sumienia i nadużycia seksualne”. Zadaniem zakonnic i zakonników jest przedstawienie tej rzeczywistości, „nadanie jej nazwy, aby pójść drogą sprawiedliwości i zadośćuczynienia”.

Wesprzyj Więź

W wiosennym numerze kwartalnika „Więź” ukazał się blok tekstów o przemocy, także seksualnej, w zakonach żeńskich. O skali problemu pisał Tomasz Krzyżak, Katarzyna Jabłońska oddała głos kilku bohaterkom w poruszającym reportażu, z kolei artykuł Justyny Kaczmarczyk dotyczył krzywdy zakonnic w Polsce.

KAI, DJ

Przeczytaj też: Bardziej z bliska. Rozmowa z siostrą Jolantą Olech

Podziel się

1
Wiadomość

Akty przemocy należy bezwzględnie napiętnować i ofiarom udzielić wsparcia. Dojrzała posługa Sióstr może być życiem pełnym Boga, ale coraz częściej zapewniania o tym, nie idą w parze z życiem. Aktywność niektórych sióstr w przestrzeni publicznej nie jest realizacją powołania, ale ucieczki od niego. Liczba warsztatów i rekolekcji, oferowanych aktywności za pomocą mediów społecznościowych i lichych publikacji ( choćby pseudobiblijnych) przerasta możliwości konsumpcji, zwłaszcza gdy towar lichy…, a pokarm tzw. duchowy niestrawny, a one stają się ekspertkami od duchowości, małżeństwa, związków, intymności… polecają bliskość, oddanie i przynależność, projektują emocje dedykowane małżeństwu, podobne chyba „białemu małżeństwu”(?), w rezultacie otrzymujemy przygnębiający i rozczarowujący obraz niespełnienia, konsekwencją tego mogą być górnolotnie nazwane w tekście: „style relacji dalekie od woli Bożej” …W sumie wszystko w tym środowisku tłumaczy się wola Bożą…
Przy wszystkich zapewnieniach sióstr, zwłaszcza przy okazji okrągłych rocznic, że mogły być kim tylko by zapragnęły, wydaje się, że przy tym stanie emocjonalnym ( inne walory przemilczę), największym ich sukcesem może być zakon i cierpliwość oraz miłość innych sióstr znoszenia projekcji marzeń i złudzeń. Miłość małżeńska/ partnerska jest piękna, ale wymagająca, przede wszystkim dojrzałości i godności, nie wiem czy niektóre siostry powinny w tym zakresie ogłaszać się ekspertkami.

Artykułu na wszelki wypadek nie czytałam, ale zanim ten domek z kart się rozleci, czy ktoś może pokusić się o rozwinięcie tematu czym on miał być – czyli jaka jest gradacja dogmatów i prawd wiary?

Mam jakieś dziwne wrażenie jakby tu

https://blog.dominikanie.pl/blazej-matusiak-op/2022/08/11/egzamin-z-wiary/

zostały streszczone fragmenty z dyskusji z forum. Ale ja mam nadal niedosyt w temacie co jest istotne, a co jest jednak lokalną (w sensie czasu lub lokalizacji geograficznej) naleciałością. To tak żeby mi nikt nie zarzucił, że jestem w Kościele kiedy może jestem poza.

Można się dziwić albo też spojrzeć na to bardziej realnie.
W żeńskich zakonach w całej krasie objawia się kategoria posłuszeństwa.
To niebywałe, jak ktoś może sam, będąc przy zdrowych zmysłach, zdecydowac się na oddanie swej woli i całego swojego życia innym (nieznanym sobie) ludziom… i jeszcze widzieć w tym walor..
Wystarczy, że w takim zgromadzeniu jedna osoba, gdzieś na górze, ma skłonności psychopatyczne (albo jest drapieżcą seksualnym) i z takiej wspólnoty automatycznie robi się sekta.
A zakonnice nie dość, że mają być posłuszne (we wszystkim!) swoim przełożonym, to jeszcze w praktyce są posłuszne księżom – oczywiście nigdzie wprost o tym nie jest napisane, ale kler sprowadził 'posługę’ zakonnic do bycia ich służącymi.

A teraz – po odkryciu dziesiątków tysięcy nadużyć (to i tak pewnie tylko kropla w odniesieniu do rzeczywistych liczb) – zaczyna się mędrkowanie, dlaczego to tak źle działa?
I wielkie zdziwienie, że kolejne zgniłe owoce.
Sprawa jest prosta, ludzkie pomysły dają zgniłe w owoce.
Jezus nigdzie nie mówił, żeby w Jego Kościele wprowadzać w życie tak chore zależności.
Zgadzam się @Judyta.
Najprostszy sposób, żeby zrobić z ludzi niewolników: woła Boża i posłuszeństwo, ale nie Jezusowi, a przełożonym.

„Problemem są nowe powołania w zgromadzeniach żeńskich. Jak podkreśla matka Jolanta Olech po „boomie powołaniowym” z końca lat 70-tych XX w. w zasadzie obserwuje się spadek, przy czym od ok. 15 lat spadek ten nosi już znamiona kryzysu. Dla przykładu w 2000 r. do zakonów zgłosiło się 566 postulantek, w 2009 – 251, w 2017 – 177. Niekorzystną dynamikę pokazuje też inna statystyka. Jeszcze w 2000 r. na 428 zmarłych sióstr przypadało 541 rozpoczynających nowicjat. Już od 2007 r. liczba zmarłych znacznie przekracza jednak liczbę nowicjuszek. Obecnie nowicjuszek w żeńskich czynnych zgromadzeniach zakonnych w Polsce jest 170 a postulantek 149”
https://www.redemptor.pl/multimedia/powolania-do-kaplanstwa-i-zycia-konsekrowanego-w-polsce-2020/

Kwestia powoli rozwiązuje się sama. Dzisiaj dziewczyny maja o wiele większe poczucie osobistej wartości i godności by dać się pomiatać, a świat ofiarowuje im wiele godnych ról społecznych gdzie mogą się realizować również w wymiarze religijnym.
Pytanie, czy w coraz mniej licznych zgromadzeniach zmienią się relacje wewnętrzne i relacje ksiądz-zakonnica czy społeczności te jedynie pogłębią patologie w imię Powrotu do Świętego Wczoraj?

@Marek2
Ładnie to ująłeś. Dodałabym od siebie tylko tyle, że przy wszystkich patetycznych wyznaniach oddania, przynależności i bliskości, wzniosłych deklaracji misji w relacjach zakonnych brakuje tego co uosabia zdrowa relacja, godności. W zakonach jest olbrzymi deficyt godności.
Sądzę, że przez pryzmat tego deficytu próbuje się widzieć również relacje pozazakonne, małżeńskie, gdyby było odwrotnie nie byłoby np. ślubu w Łagiewnikach. Gdyby było inaczej, gdyby przy wielu okazjach, tzw. formacji nie odbierano godności, inaczej wyglądałaby statystka prezentowana w tekście powyżej.

@Marek2 – dobre pytanie, to końcowe.
Wydaje mi się jednak, że sprawa jest przesądzona w punkcie wyjścia. Tempo, z jakim hierarchia zabiera się do jakichkolwiek reform (co widać po nic nie robieniu wobec pedofilii duchownych i innych nadużyć w PL) nie daje żadnej nadziei. Ja już się nawet nie łudzę, że tym ludziom na czymkolwiek zależy, poza swoją wygodą i dotrwaniem do emerytury w pałacu z limuzyną i kierowcą, w otoczeniu purpury i koronek.
Drugi człowiek, o ile nie przynosi zysku, to dla nich zwykły balast!

Granica Twojego posłuszeństwa są nie tylko Twoje przyrodzone prawa, ale jest nią też moja Miłość Ciebie jako do dorosłej, pełnoprawnej Osoby obdarzonej godnością i wolna wolą. Gdy ta granica zostaje przekroczona albo musze uznać Twoje prawo do buntu albo wkraczamy w patologię władzy.
Tam, gdzie nie ma głęboko wrośniętego w społeczność pojęcia Osoby, a nie tylko jednostki tam o patologie łatwo. Niestety, personalizm to dla wielu katolewica.

Basia, ja nie ślubowałam nikomu posłuszeństwa, za to ślubowałam miłość, wierność i uczciwość małżeńską. Ale w świetle tego wszystkiego co Wojtek tu wyjaśniał jak nieprzystaje pojęcie miłości z Piśmia Świętego, do współcześnego zanczenia, to sądzę, że śluby posłuszeństwa w zakonie należałoby porównać raczej ze ślubem wierności w małżeństwie. Z tą drobną różnicą, że w zakonach ślubujesz przełożonym, którzy mogą się zmieniać, a w małżeństwie ślubujesz jednemu czlowiekowi, którego już znasz decydując się na relację na całe życie.

Sądzę, że głoszę mało popularne tezy biorąc pod uwagę, że dawniej kupowało się dajmy na to pralkę jedną na dobrych kilkanaście lat, a teraz po kilku latach jak się popsuje idziesz do marketu, i kupujesz nową, starą oddając do utylizacji. Oczywiście taka wymiana pralki zdarza się zapewne równie często katolikom i niekatolikom.

To z kolei stawia pytanie jaką gwarancję dają sakramenty (choć śluby zakonne to „tylko” sakramentalia). Na myśl mi przychodzi jedna znana i nieżyjąca już wokalistka, która bez ślubu kościelnego w jednym związku przeżyła całe życie
i druga, której kolejne związki się rozpadały, choć jeden z wielu był ślubem sakramentalnym.