Donald Tusk najwyraźniej stwierdził, że skoro wiatr historii wieje w lewą stronę, to można poświęcić grupę konserwatystów w swoim własnym ugrupowaniu.
3 lipca 2021 r. Donald Tusk był w bojowym nastroju. Wracając do kierowania Platformą Obywatelską, emanował pewnością siebie. Przygotował przemówienie, które miało być silnym uderzeniem. Miało ono zaakcentować powrót „zbawcy narodu na białym koniu”.
„Tak, wróciłem. Wiem, że trochę długo czekaliście…” – zaczął wystąpienie podczas Rady Krajowej PO, a jego partyjne koleżanki i koledzy wstrzymali oddech. Dobrze, że nie na długo, atmosferą przemówienia można bowiem było się zadusić. Dziś to Tusk szuka desperacko świeżego powietrza.
Wśród młodych lewicowców „libek” to ironiczne określenie liberała, negującego poważne problemy społeczne i zajętego przede wszystkim dbaniem o swój interes. „Libek” jest wrogiem, a to, czy jest z PO czy z PiS, ma już mniejsze znaczenie
Ubiegłoroczny manifest Tuska był powrotem do tych samych okrągłych zdań, które słyszeliśmy przez lata od Grzegorza Schetyny czy Borysa Budki. Wyborcy nie dowiedzieli się, czego naprawdę można spodziewać się po Platformie, jaki program chce ona zaoferować Polakom, jak chce naprawić państwo. Dowiedzieli się tylko tego, co wiedzieli od dawna – że PiS jest zły, że trzeba go natychmiast odsunąć od władzy, że trzeba walczyć.
Nie tylko zapasy „dziadersów”
Zwłaszcza młodzi nie usłyszeli nic o odpowiedzi na wyzwania, które stoją przed Polską, a które ich pokolenie widzi wyraźniej. Owszem, było parę banałów na temat kryzysu klimatycznego, przy okazji których Tusk nie mógł powstrzymać się od uszczypliwości wobec Grety Thunberg – ale generalnie było widać, że były premier zestarzał się. Że nie nadąża za nastrojami, za sposobem myślenia młodych, dla których jego (w dużej mierze personalna) wojna z Kaczyńskim, to zapasy „dziadersów”, których najlepiej byłoby odesłać na emeryturę.
Ktoś chyba musiał doradzić Tuskowi, że trzeba wrócić do szkoły, usiąść w ławce i się uczyć. Spróbować zrozumieć, co stało się w Polsce przez te wszystkie lata, kiedy był w Brukseli. Zrozumieć, jak dziś myśli społeczeństwo. Dzisiejszy Donald Tusk – ten po debacie z Rafałem Trzaskowskim na Campusie Polska Przyszłości (a w zasadzie: po wspólnej sesji pytań i odpowiedzi) – jest już bowiem nieco inny niż ten z lipca 2021.
Korepetycje przynoszą zmiany, ale idą opornie. Podczas debaty pojawiły się stare, nudne do bólu hasła antypisowskie, przywołujące kombatancką przeszłość i przypominające jako żywo język samego Jarosława Kaczyńskiego: „Ukradli «Solidarność»! Zdrajcy!”, „Nie możecie kłamcom zostawić kontroli nad przeszłością” „To naprawdę jest bój o wszystko”. Z punktu widzenia sztuki politycznej można to zrozumieć, gdyż hasła te podgrzewają ogień bojowy w twardym elektoracie PO z poprzednich pokoleń.
Ale też chyba pierwszy raz Tusk w tak zdecydowany sposób mówił o postulowanych zmianach w prawie. Największe emocje wzbudziła oczywiście deklaracja, iż jeśli PO wygra wybory, to przyjmie nowe przepisy aborcyjne. Według nich kobieta będzie mogła zdecydować o przerwaniu ciąży do jej dwunastego tygodnia. Mało tego – na listach partii w kolejnych wyborach parlamentarnych będą mogli znaleźć się tylko ci politycy PO, którzy nowy projekt poprą.
Młodzież patrzy inaczej
Relacje Tuska i Platformy Obywatelskiej z prawicą i Kościołem katolickim są skomplikowane. Czarno-biały obraz sceny politycznej, który widzimy w polskich, zwłaszcza prawicowych mediach, przedstawia PO jako partię „lewacką”, antykatolicką, antykonserwatywną. Jednak z punktu widzenia polityki europejskiej wygląda to zupełnie inaczej. W europarlamencie PO należy do grupy Europejskiej Partii Ludowej – Chrześcijańskich Demokratów, która jest uważana za dość konserwatywną, a na mapie politycznej zachodu Europy w żadnym razie nie może być uznana za „lewacką”.
Rządy PO w latach 2007–2014 nie wykonywały znaczących antykościelnych czy antykonserwatywnych ruchów, nie pojawiały się też w partii poważne pomysły na naruszenie „kompromisu aborcyjnego”. Nie było wówczas takiego społecznego zapotrzebowania. W Platformie dość widoczna medialnie była frakcja konserwatywna, do której należeli tacy politycy jak Jarosław Gowin, John Godson czy Jacek Żalek.
W ostatnich latach układ sił politycznych w Polsce zmienił się jednak znacząco. Obok „świętej wojny” między PiS a PO zaczęły rosnąć w siłę nowe nurty polityczne, przede wszystkim lewicowy, reprezentowany przez Roberta Biedronia czy Adriana Zandberga, ale także skrajnie prawicowy – pod szyldem Konfederacji. Zaszły też zmiany społeczne – młode pokolenie inaczej postrzega scenę polityczną niż te starsze.
Skandale pedofilskie spowodowały nasilenie antyklerykalizmu, jakiego nie było w Polsce od lat 90. Przypieczętował je ruch Trybunału Konstytucyjnego, który w 2020 r. zanegował konstytucyjność przepisu dopuszczającego aborcję w przypadku dużego prawdopodobieństwa ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu. Narastał konflikt pokoleniowy i niechęć młodych do „dziadersów” czy „boomersów”, którzy urządzili Polskę po 1989 r.
Pojawiła się też wśród lewicowców kategoria „libka” – ironiczne określenie liberała, raczej ze starszego pokolenia, raczej konserwatywnego, indywidualisty, negującego poważne problemy społeczne i zajętego przede wszystkim dbaniem o swój interes. „Libek” jest wrogiem, a to, czy jest z PO czy z PiS, ma już mniejsze znaczenie. I tak się składa, że osób o poglądach lewicowych jest wśród młodych coraz więcej, a Donald Tusk jest wręcz podręcznikowym przykładem „libka”.
Jeszcze bardziej podzielić to, co podzielone
Frakcja konserwatywna (może konserwatywno-liberalna) w PO pozostała, choć jej twarze, takie jak Gowin czy Żalek, z partii odeszły – ale w orbicie Koalicji Obywatelskiej pozostają tak silne postaci jak Bogusław Sonik czy Paweł Kowal. Tusk wie dobrze, że część jego partii stanowią ludzie nastawieni jednak niechętnie do radykalnych, lewicowych rewolucji społecznych. Wie, że musi balansować.
Dlatego chłodno odniósł się do ostrej, antykościelnej wypowiedzi Leszka Jażdżewskiego z 2019 r., wygłoszonej na Uniwersytecie Warszawskim przed jego wystąpieniem. Dlatego odwołuje się od czasu do czasu do chrześcijańskiej retoryki („Wierzysz w Boga, nie głosujesz na PiS” – mówił ledwie dwa miesiące temu podczas konwencji w Radomiu).
Plan aborcji na życzenie nie spodobał się konserwatystom z PO. Sonik zdecydował, że nie będzie kandydował do Sejmu. W swoich poglądach nie jest odosobniony – w lutym 2021 grupa 21 parlamentarzystów i europosłów Platformy sprzeciwiła się, w projekcie przekazanym na ręce Borysa Budki, pomysłowi aborcji na życzenie. Najwyraźniej Tusk stwierdził, że skoro wieje wiatr historii, można podjąć ryzyko i ewentualnie tę grupę poświęcić.
Być może stwierdził tak z jeszcze jednego powodu – zmiana układu sił spowodowała, że odpowiedzią na potrzeby bardziej konserwatywnej części opozycyjnego elektoratu stała się Polska 2050 Szymona Hołowni. Tusk wie, że jeśli wygra, to do zapewnienia solidnych rządów potrzebne będzie przynajmniej względne porozumienie zarówno z Hołownią, jak i z Lewicą. Radykalny elektorat lewicowy jest natomiast do Hołowni nastawiony bardzo negatywnie i wypomina mu związki z Kościołem. „Hołownia wymierza kobietom drugi policzek” – pisała w ubiegłym roku Kaja Puto w „Krytyce Politycznej”, a na lewicowych profilach w mediach społecznościowych nieraz można przeczytać, że lider Polski 2050 jest spolegliwy wobec Kościoła. Wypowiedzi Tuska są więc zarówno porozumiewawczym mrugnięciem w stronę lewicy, jak i kolejną próbą zdominowania i ograniczenia wpływu Hołowni.
Jeżeli Koalicja Obywatelska faktycznie wygra wybory, retoryka po obu stronach osłabi się, gdyż nie jest prawdopodobne stworzenie przez jedną siłę samodzielnego rządu. Jednak obecne działania Tuska jeszcze bardziej podzielą i tak spolaryzowaną do granic możliwości scenę polityczną. Czeka nas być może najostrzejsza po 1989 r. wojna polityczna przed wyborami. Szkoda tylko, że ofiarą jest zdławiony w zarodku rozsądny, niepisowski konserwatyzm.
Przeczytaj też: Stanisław Zabłocki, W sporze o Sąd Najwyższy potrzeba ludzi mostów
Hmm, czytam i mam mieszane odczucia. Podoba mi się krytyka D.Tuska – sam go krytyczniej oceniam z perspektywy bardziej konserwatywnej (no, wzorcowi konserwatyści mnie jako „swojego” nie postrzegają) niż Autor, ale … .
Ale tak zaangażowanego politycznie artykułu i to personalnie, to sobie na Więzi nie przypominam, nawet wobec PiS. Czy wizytówka Kościoła otwartego, jaką jest Więź nie powinna starać się, by wszyscy katolicy, w tym obok głosujących na PiS żarliwi zwolennicy D.Tuska czuli się tu u siebie tak samo? Lub inaczej, tak samo „napominani” (bo żadna ze stron nie jest wierna ideałowi chrześcijanina)? Ten artykuł jest frakcyjny – nie żebym był pięknoduchem, bo sam frakcyjnością często grzeszę, ale czy Więź w ten sposób nie przestaje być „otwarta”? Gdyby to był jeszcze dwugłos … .
Ale wymierzone ciosy uważam za trafione, tylko że jeszcze słabe. Zapytałbym, czy D.Tusk nie traktuje praworządności instrumentalnie, bo na swoim podwórku partyjnym mimo uchwał organów statutowych partii (np. ws. aborcji) nie szanuje ich tak samo, jak to zarzuca J.Kaczyńskiemu wobec ustaw. Chce dzierżyć swoją partię twardą ręką jak Jarosław Kaczyński swoją, tyle że w przypadku pierwszego jest to niezgodne z jego deklarowanymi wartościami europejskimi. Głosując na partię J.Kaczyńskiego wyborca wie, co dostanie, na partię D.Tuska niekoniecznie. Ale nie przeszkadza mi to, by z jego wyborcami spotykać się w Kościele. A niewiele jest takich miejsc. Niech wśród nich nie zabraknie Więzi.
Panie Piotrze, nieczęsto zgadzam się z Panem, ale to jest właśnie ten moment. Będąc – krytyczną – zwolenniczką D.Tuska (nie zapomniałam OFE, obijania się i meczyków ani realizacji najmniej ambitnego planu w czasie sprawowania urzędu), jestem głęboko rozczarowana jednostronną, miejscami infantylną i bardzo upolitycznioną krytyką zamieszczoną na łamach Więzi. Słabe to, aż nie chciało mi się dziś tutaj zajrzeć.
Ciekawa i trafna analiza, ale jako konserwatysta (językowy) nieśmiał zwracam uwagę Autorowi (i Redakcji), że „spolegliwy”, zgodnie z intencją twórcy tego terminu czyli Tadeusza Kotarbińskiego, znaczy nie „uległy wobec kogoś”, lecz „taki, na którym można polegać” – „opiekun spolegliwy”.
Owszem, tak to definiuje Kotarbiński. Słowniki językowe zaczynają jednak dopuszczać także inne, potoczne znaczenie tego terminu. Zob.
https://sjp.pwn.pl/szukaj/spolegliwy.html
https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/spolegliwy;9008.html
W powyższym tekście wyraźnie jest przywołane potoczne rozumienie.
„Ty decydujesz, my dostosowujemy się do twoich potrzeb” takie hasło wyskakuje, kiedy otwiera się odnośnik do słownika PWN. Myślę, że to dobry komentarz do powyższego tekstu 🙂 Po prostu politycy też się dostosowywują. A Tadeusz Kotarbiński nie stworzył samego słowa „spolegliwy”, jedynie pojęcie „opiekuna spolegliwego”. Słowo jest czeskie, oznacza „godny zaufania”, ale tak często było mylnie używane przez Polaków, redaktorów i dziennikarzy, że w końcu i poloniści językoznawcy uznali, że lud ma rację. Po prostu trzeba tylko cżęsto, w kółko i to samo mówić,i się przyjmie. Jakaś poprawność? racja? prawda? No coś pan! Kurtyna
Obietnica liberalizacji ustawy aborcyjnej to piana – nie da się tego zrobić przy takim prezydencie i takim „TK” przez najbliższe lata. Zostaje wsparcie farmakologiczne i wsparcie wyjazdów za granicę – ciekawe, czy Tomasz Terlikowski nadal się cieszy z wyroku.
Zaliczanie panów Gowina i Żalka do konserwatystów uważam za , delikatnie mówiąc, ryzykowne. Ci ludzie dali raczej przykład cynizmu politycznego, relatywizmu moralnego i służalczości. Nie jestem znawcą konserwatyzmu jako ideologii politycznej, ale jeśli tacy ludzie mają być twarzą konserwatyzmu, to ja ich omijam szerokim łukiem.
Ma Pan rację, konserwatywne partie w Europie nie walczą z prawem do aborcji i wdrażają małżeństwa jednopłciowe.
Posiadanie sensownego kompleksowego programu to podstawa.
Dbanie swój interes to jest troska czy lepiej się teraz wychylić na prawo czy na lewo.
I jak bardzo.
Sorry.