Zima 2024, nr 4

Zamów

Sandomierski Profesor i jego ostatnia wola

Ks. Józef Krasiński. Fot. Diecezja Sandomierska

Ksiądz Józef Krasiński w dyskrecji pomagał potrzebującym. Jedną z takich osób spotkałem na jego pogrzebie. O tym spotkaniu chcę nieco więcej opowiedzieć.

Ze smutkiem przyjąłem wiadomość, że 30 sierpnia zmarł w Sandomierzu, w wieku 92 lat, ksiądz profesor Józef Krasiński (1930-2022), znakomity nauczyciel teologii – zarówno w Wyższym Seminarium Duchownym diecezji sandomierskiej, gdzie przeszło 50 lat wykładał m.in. dogmatykę i ekumenizm, jak i na warszawskich uczelniach: Akademii Teologii Katolickiej, potem Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego.

Tutaj właśnie przydarzyło mi się być jego uczniem, kiedy w latach 1994-2000 studiowałem zaocznie teologię. Z czasem bardzo się polubiliśmy: odwiedzałem go w Sandomierzu, korespondowaliśmy, parokrotnie drukował moje teksty w „Kronice Diecezji Sandomierskiej”, której był redaktorem aż do roku 2018, a więc niemal do końca swego długiego pracowitego życia.

Ks. Krasiński nie unikał trudnych kwestii z historii Kościoła i miał odwagę mówić o „potknięciach” w jego nauczaniu

Cezary Gawryś

Udostępnij tekst

Doktorat obronił na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim w 1958 r. , jeszcze pod kierunkiem ks. Wincentego Granata, autora monumentalnej przedsoborowej „Dogmatyki”. Także na KUL-u uzyskał habilitację na podstawie książki „Przez teologiczne cnoty wiary, nadziei i miłości ku cywilizacji miłości” (1987). Tytuł profesora belwederskiego otrzymał z rąk prezydenta Kwaśniewskiego w roku 1998. Był bardzo czynny naukowo, wygłaszał referaty na międzynarodowych kongresach mariologicznych, wykładał na uniwersytetach amerykańskich w Pittsburghu i Baltimore. Wiele podróżował – na wschód, ale też do Afryki (Madagaskar, Zambia).

Miał ogromną wiedzę – napisał kilkadziesiąt książek i kilkaset artykułów – oraz rozległe zainteresowania: wykładał dogmatykę, teologię fundamentalną, mariologię i ekumenizm. Pasjonował go również rozwój nauki, zwłaszcza kosmologii i biologii, w tym genetyki. Lubił swoich studentów i dbał o nich: wypromował aż 40 doktorów i 130 magistrów. I ja miałem przyjemność znaleźć się w tym gronie, z pracą zatytułowaną „Świętość Kościoła i grzech w Kościele w ujęciu Yves Congara”. Temat, jak widać, bardzo na czasie – podsunął mi go sam ksiądz profesor. Pierwotnie miał on brzmieć nieco inaczej: „Świętość i grzeszność Kościoła…”, ale mój roztropny promotor sam zaproponował lekką modyfikację („wie pan, żeby uniknąć problemów na radzie wydziału”).

Nie unikał trudnych kwestii z historii Kościoła i miał odwagę mówić o „potknięciach” w jego nauczaniu. Temu zagadnieniu poświęcił zresztą jedną ze swych książek, „Z kart Magisterium Kościoła” (1998). W recenzji z niej na łamach „Więzi” tak pisał Józef Majewski: „«Chrystus – czytamy na s. 10 – poprzez dar Ducha Świętego ofiarował swemu Kościołowi udział we własnej nieomylności». Dar ten został udzielony całemu Kościołowi, uczestniczą w nim wszyscy ochrzczeni, chociaż na różne sposoby. W sposób szczególny uczestnictwo to przysługuje Urzędowi Nauczycielskiemu Kościoła, «który dzięki władzy sprawowanej w imię Chrystusa jest jedynym autentycznym nauczycielem Słowa Bożego zawartego w Piśmie Świętym i przekazanego przez Tradycję» (s.11). Urzędowi Nauczycielskiemu nie można jednak «przypisać charakteru absolutnego» – pisze ks. Krasiński (s.13). Dar nieomylnego trwania w prawdzie nie gwarantuje, że wszystkie wypowiedzi Magisterium są formułowane nieomylnie” („Więź” nr 12/1998).

Ksiądz Profesor nie bał się konfrontacji ze światem. Doceniał postęp nauki, przekonany, że istnieje głęboka harmonia między wiarą i rozumem, a zdumiewająca mądrość stworzenia jest czytelnym znakiem mądrości Stwórcy. Wspierał Polską Radę Chrześcijan i Żydów w jej staraniach o umieszczenie w katedrze sandomierskiej napisu wyjaśniającego przy obrazie prezentującym rzekomy żydowski mord rytualny na katolickim dziecku.

Był człowiekiem głębokiej wiary, którą umiał wyrażać w sposób niebanalny. Świadczyły o tym choćby lapidarne życzenia świąteczne, jakie mi niekiedy przesyłał: na przykład w Boże Narodzenie pisał, że to „pojednanie nieba i ziemi”, a w Wielkanoc, że wydarzenie Jezusa Chrystusa „odkrywa przed nami przepastne Boże tajemnice”.

Pozostał człowiekiem niesłychanie skromnym, dla studentów zawsze pomocnym, choć wymagającym. Tryskał poczuciem humoru i radością życia, pełen niespożytych sił, energii i optymizmu. Z szacunkiem odnosił się do wszystkich, także do studiujących teologię sióstr zakonnych (co niekoniecznie było normą u księży profesorów). Umiał żartować z samego siebie, nigdy z innych.

W dyskrecji pomagał potrzebującym. Jedną z takich osób spotkałem na pogrzebie Księdza Profesora. O tym spotkaniu chcę nieco więcej opowiedzieć.

Pogrzeb odbył się pięknie i godnie w rodzinnych stronach Księdza, na Ziemi Radomskiej, w pięknym kościele, wsławionym przez Jarosława Iwaszkiewicza opowiadaniem „Kościół w Skaryszewie” (na jego podstawie Stanisław Różewicz zrealizował potem film pt. „Ryś”). Obszerna barokowa świątynia, z cudownie rzeźbionym złoconym ołtarzem, wypełniona była do ostatniego miejsca, mszę koncelebrowało ponad 60 księży, w zdecydowanej większości dawnych studentów Zmarłego. W mowach pożegnalnych, oprócz podkreślania jego zasług dla Kościoła i umacniania wiary („Nauczał klasycznej teologii, opartej na Piśmie Świętym i Ojcach Kościoła, a nie jakichś modnych nowinek”, zaznaczył jeden z mówców), wielokrotnie wspominano jego ujmującą dobroć dla innych.

Otóż z taką dobrocią ze strony księdza Krasińskiego, kontrastującą z nieczułością, a nawet wrogością ze strony ludzi Kościoła i lokalnej społeczności, spotkała się dwadzieścia lat temu pani Ewa Orłowska. Jej nazwisko pojawiło się wtedy w mediach.

Tym, którzy nie pamiętają tej sprawy, przypomnę. Jako dorosła już kobieta wychowująca samodzielnie kilkoro dzieci, Ewa Orłowska oskarżyła publicznie proboszcza z Tylawy, że molestował ją seksualnie jako małą dziewczynkę, i nie tylko ją. To molestowanie było jednocześnie wykorzystaniem emocjonalnym, ponieważ ksiądz wykonywał swój haniebny proceder pod płaszczykiem wieczornej kąpieli dziecka, „ojcowskiej czułości” i pomagania dysfunkcyjnej rodzinie żyjącej w skrajnym ubóstwie. Z premedytacją dobierał swoje ofiary! Matka dziewczynki, nieokazująca jej zresztą żadnych uczuć, wspomagana finansowo przez proboszcza, tolerowała zabieranie dziecka na noc na plebanię. Ksiądz na oskarżenie odpowiedział atakiem, twierdząc, że jest niewinny, bo tylko „okazywał troskę i czułość”, a osoba oskarżająca go jest niewiarygodna, bo „pochodzi z patologicznej rodziny”.

W obronie proboszcza i wizerunku Kościoła wystąpili ksiądz dziekan oraz arcybiskup przemyski Józef Michalik… Z kolei prokurator Stanisław Piotrowicz tłumaczył księdza z Tylawy, że to było z jego strony takie niewinne „ciumkanie”… Przeciwko pani Ewie obróciła się też lokalna społeczność. Piszące o tej sprawie pisma katolickie, „Więź” i „Tygodnik Powszechny”, zostały oskarżone przez abp. Michalika, że działają w „antykościelnej zmowie” z „Gazetą Wyborczą” (nota bene, artykuł Jacka Borkowicza „Dobro dzieci to dobro Kościoła” w „Więzi” nr 8/2001 był pierwszą publikacją w polskiej prasie katolickiej na temat pedofilii klerykalnej i jej ukrywania przez biskupów).

Pani Ewa została sama. I wtedy dotarł do niej pocztą przekaz pieniężny „dla dzieci”, od nieznanej osoby. Odpisała, serdecznie dziękując. Za jakiś czas – dzwonek do drzwi. Nieznany mężczyzna, uśmiechając się życzliwie mówi: „Jesteśmy umówieni – pani przysłała mi list miłosny”. – Do nikogo takiego listu nie wysyłałam! – zaprzeczyła stanowczo. – Ale ja go trzymam w ręku… Czy mogę wejść?… To był ksiądz Józef Krasiński, w cywilnym ubraniu.

Tak się zaczęła ich znajomość. – Moje dziecko, nie martw się. Ja cię będę wspierał – zapewnił panią Ewę. Odwiedzał ją co roku, przyjeżdżając bez zapowiedzi. To trwało do roku 2018, kiedy został brutalnie pobiły przez bezdomnego, od lat korzystającego z jego wielkodusznego wsparcia.

Pani Ewa złożyła na świeżym grobie Księdza wiązankę kwiatów. „Straciłam prawdziwego ojca” – mówi ze smutkiem. Obiecujemy sobie podtrzymywanie kontaktu. Pani Ewa zresztą cały czas była w kontakcie z moimi przyjaciółmi z „Więzi”: Katarzyną Jabłońską i Zbigniewem Nosowskim. Kasi Jabłońskiej udzieliła w 2011 r. poruszającego wywiadu opublikowanego pod tytułem „Chciałam być niewidoczna”.

Na zakończenie pragnę jeszcze krótko opowiedzieć własną niezwykłą przygodę z księdzem profesorem Krasińskim. Było to jakoś jesienią roku 2010. Zadzwonił z Sandomierza, że będąc w Warszawie, chciałby nas odwiedzić. Żona się ucieszyła, ale zastrzegł, że tylko wstąpi na herbatę.

Od razu przystąpił do rzeczy: oświadczył, że powierza mi swoją ostatnią wolę. Otóż chce, abym opublikował tekst jego wykładu wygłoszonego 28 lutego 2010 r. do lekarzy radomskich pt. „Inżynieria genetyczna ze szczególnym uwzględnieniem problematyki in vitro w świetle nauki i Bożego Objawienia” – ale ma się to stać „dopiero po mojej śmierci, bo chcę być pochowany w poświęcanej ziemi”, dodał z właściwym sobie poczuciem humoru…

Przyszedł czas na spełnienie ostatniej woli Księdza Profesora Józefa Krasińskiego.

Wesprzyj Więź

Redakcja kwartalnika „Więź” obiecuje druk tego niezwykle ciekawego i wciąż aktualnego tekstu w zimowym numerze.

Kochany Księże Profesorze! Anielski orszak niech uniesie Twoją duszę na wyżyny nieba…

Przeczytaj też: Chciałam być niewidoczna. Rozmowa z Ewą Orłowską

Podziel się

6
1
Wiadomość

Ksiądz Profesor był człowiekiem heroicznych cnót: pracowitości, pokory, dobroci, sprawiedliwym w sensie biblijnym. Pomagał wielu po cichu za życia, pomaga i po śmierci, czego w zaskakujący i przejmujący sposób doświaczyliśmy z żoną w ostatnich dniach. Chodzi o uratowanie z opresji naszego wnuczka, o którym Ksiądz Profesor wiedział i nazywał go „swoim wnusiem”. Są rzeczy na niebie i ziemi, o których nie śniło się filozofom…