Zima 2024, nr 4

Zamów

W Watykanie myślano, że Rosyjski Kościół Prawosławny będzie otwarty na rozmowę. To naiwność

Patriarcha moskiewski Cyryl, 2016. Fot. Kremlin.ru

Nie chcę skazywać Putina. Staram się pamiętać o nim w modlitwie, o patriarsze Cyrylu też. Ale rzeczy trzeba nazywać po imieniu – mówi Katolickiej Agencji Informacyjnej o. David Nazar, rektor Papieskiego Instytutu Wschodniego w Rzymie.

Piotr Dziubak (KAI): Papież wrócił tydzień temu z Kanady, gdzie mieszka bardzo wielu emigrantów z Ukrainy.

David Nazar SJ: W Kanadzie mniej więcej milion osób przyznaje się do pochodzenia ukraińskiego. Na przykład w Toronto, gdzie się urodziłem, jest dziesięć parafii ukraińskich obrządku bizantyjskiego. Z wielu powodów to katolicy ukraińscy są najliczniejsi w Kanadzie. W Toronto znajduje się dzielnica, w której łatwo można usłyszeć na ulicy język ukraiński.

Ważną rzeczą w tym kraju jest wsparcie polityczne dla Ukrainy. W rządzie kanadyjskim są osoby pochodzenia ukraińskiego. Muszę przyznać, że wypowiedzi władz na temat Rosji czy Ukrainy są bardzo inteligentne. Oni rozumieją sytuację. Kanada była jednym z pierwszych państw, które uznały niepodległość Ukrainy po rozpadzie ZSRR. Pierwszym oczywiście była Polska.

Papież nie musi przywozić żadnej broni na Ukrainę, nie musi potępiać Rosji, ale ma wesprzeć nasz naród, ma głosić mu Słowo Boże

o. David Nazar

Udostępnij tekst

Papieska pielgrzymka do Kanady miała charakter pokutny, wyrażała prośbę o przebaczenie, szukała pojednania. Czy mogłoby to być również przesłanie oczekiwanej podróży na Ukrainę? Może w jakiś sposób pielgrzymka do Kanady stworzyła kontekst podróży do Kijowa?

– Papież pragnie być znakiem pojednania, pokonać trudności, z jakimi muszą mierzyć się ludzie na całym świecie. Spróbował już w Rzymie zainicjować projekt pojednania w czasie Drogi Krzyżowej w Wielki Piątek. Ale żeby mogło dojść do prawdziwego pojednania, obie strony muszą być do tego gotowe.

Polityka rosyjska na to nie pozwala. Putin mówi to jasno, a jego minister Ławrow to powtarza: kiedy będziemy mieli w Kijowie swój rząd, będziemy mogli rozpocząć rozmowy na temat pojednania. Gdy cały region doniecki i ługański będą znajdować się pod kontrolą rosyjską, będziemy mogli rozmawiać o jakimś porozumieniu. Wcześniej nie ma na to żadnych szans. I nawet przy dobrej woli i świadectwie papieża nie można tak na poważnie wyobrazić sobie pojednania.

Weźmy na przykład pod uwagę ostatnią rozmowę Franciszka z patriarchą moskiewskim Cyrylem. Ten drugi przeczytał swój tekst papieżowi – według jednych trwało to 20 minut, według innych 40. To nie była żadna rozmowa. Jeśli jedna osoba odczytuje tylko jakiś dokument, to gdzie szukać ze strony Patriarchatu Moskiewskiego szczerej rozmowy? Nie znaczy to, że nie ma Rosjan, którzy całym sercem nie chcieliby takiego dialogu. Wiele takich osób przebywa w więzieniach, ponieważ jasno wyraziły swój sprzeciw wobec wojny. Ludzie ci bardzo ryzykują.

Teraz, w czasie wojny w Ukrainie, dochodzi do tego, że żołnierze rosyjscy zabijają księży prawosławnych z Kościoła prorosyjskiego. Jak można coś takiego wytłumaczyć? Prawie połowa parafii i wiernych Rosyjskiego Kościoła Prawosławnego (RKP) znajduje się na Ukrainie. W czasach ZSRR tylko RKP mógł działać, inne Kościoły nie miały takich możliwości. Wkroczenie polityki w dziedzinę religii tworzy zupełnie inną atmosferę.

Gdy prawosławni RKP na Ukrainie widzą, że ich patriarcha nie wspiera ich, wywołuje to skandal i zgorszenie. Patriarcha cały czas popiera politykę Putina. Zresztą nie może mówić inaczej, gdyż dostaje pieniądze od rządu rosyjskiego, stał się oligarchą. Reakcją wielu księży prawosławnych należących do Patriarchatu Moskiewskiego, ale utożsamiających się z Ukrainą, było wystąpienie przeciwko polityce i działaniom Cyryla.

Przypomnę, że przed wiekami patriarcha Konstantynopola Jan Chryzostom był numerem jeden w Bizancjum, ale gdy skrytykował władzę cywilną, trafił do więzienia. Nie sposób sobie wyobrazić podobnej sytuacji w Rosji, żeby Kościół miał głos proroczy przeciwko polityce państwa. Dlatego też wielu Rosjan nie chodzi już do cerkwi.

Co sprawiło, że Rosyjski Kościół Prawosławny dał się wciągnąć w taką politykę, zatracając wymiar pełnienia charyzmatu proroctwa?

– To jest ogromny skandal. Putin mówi oficjalnie, że rolą Kościoła jest wsparcie polityki państwa. Jezus tak nie mówił. W Jego słowach jest głos proroczy, głos sprawiedliwości i słowa pojednania.

W tym momencie trudno mi znaleźć słowa mądrości RKP. Może takim mocnym przykładem będzie kalendarz wydany przez Kościół moskiewski. Dwanaście miesięcy zilustrowanych dwunastoma zdjęciami Stalina. Nawiasem mówiąc Putin wymógł zmiany w podręcznikach szkolnych, przedstawiając go jako bohatera narodowego. Według niego Stalin był poniekąd zmuszony do ludobójstwa, żeby stworzyć wielką Rosję. Najpierw biskupi prawosławni próbowali się temu przeciwstawić, mówiąc, że Stalin niszczył Kościół, wielu księży zostało zesłanych na Syberię. Rok później pojawił się gotowy kalendarz ze Stalinem.

Wielu wiernych oburzyło się tym wydawnictwem. W odpowiedzi usłyszeli: wybraliśmy dwanaście dobrych chwil z życia Stalina do tego kalendarza. Utrata charyzmatu prorockiego dla Kościoła to przyjęcie za prawdę kłamstw i wsparcie polityki Putina.

Jak wpisuje się zapowiadana pielgrzymka papieża na Ukrainę w taki kontekst? Czy ewentualne wynikające z niej trudności w dialogu z Kościołem prawosławnym mogłyby zaprzątać głowę papieża?

– Istnieje pewna naiwność w Watykanie w odniesieniu do RKP, że któregoś dnia zaczniemy rozmowę i że nastąpi jakieś otwarcie, że zacznie się współpraca. Czekamy i nic się nie dzieje. Niektórzy w Watykanie mówią: dość tego czekania. Ukraina potrzebuje wsparcia w prawdzie i sprawiedliwości, nie biorąc pod uwagę żadnego słowa ze strony Kościoła rosyjskiego. Ci, którzy cierpią, to Ukraińcy. Trzeba naświetlić sytuację na Ukrainie, wesprzeć mądre osoby i sprawiedliwość w tym kraju. Myślę, że na dzień dzisiejszy jest to najważniejsza sprawa. Mniej więcej to właśnie robi wspólnota międzynarodowa.

Trudno może to powiedzieć, ale naprawdę nie widzę żadnej alternatywy. Jest dobro i jest zło. Mamy do czynienia z inwazją z bardzo złych powodów. Jest dużo kłamstwa, te wszystkie oskarżenia o nazizm, że Ukraińcy są głupi, że nic nie rozumieją. Jeśli nie udzielimy głosu Ukraińcom, będzie to straszne. Nikt tam nie mówi, że wszyscy jej mieszkańcy są wspaniali, że nie ma żadnych problemów. Bardzo ważne jest wsparcie Ukrainy przez Watykan, że ten kraj cierpi z powodu inwazji, kłamstw pod swoim adresem. Niektórzy politycy jak Macron mówią, że musimy pozwolić uratować twarz Putinowi. Hitlerowi nikt czegoś takiego nie starał się zrobić. Putin nie szuka żadnego pozytywnego rozwiązania. On chce wziąć wszystko bez żadnego dialogu.

Czy Watykan musiał zrewidować swoją Ost-Politik?

– Powiedziałbym, że tak. Kiedy używamy słowa „Watykan”, mówimy o wielu różnych osobach. Są kardynałowie, którzy rozumieją obecną sytuację. Niestety znam też takich, którzy zupełnie się nie orientują w tym, co się dzieje na Ukrainie.

Polacy, Słowianie bardzo dobrze rozumieją, co może znaczyć określenie „uratować twarz Putina”, o co chodzi prezydentowi Rosji. Watykan musi zaktualizować swoją politykę wschodnia, musi zacząć mówić jednym głosem – prorockim, sprawiedliwości w znaczeniu Pisma Świętego. Nasz Bóg szuka sprawiedliwości, słyszy głos cierpiących. Watykan musi bardzo dobrze to wyartykułować.

Czy zdarzyło się Ojcu usłyszeć w Watykanie o „ratowaniu twarzy Putina”?

– Szczerze powiedziawszy, już tego nie słyszę. Kardynałowie mówią jasno, gdzie jest źródło zła, wskazując na Rosję i Putina. Nikt już nie wspomina o jakiejś formie pomocy dla niego, żeby wyszedł „z twarzą”. To mnie pozytywnie zaskoczyło.

Nie chcę skazywać Putina. Staram się pamiętać w modlitwie o nim, o patriarsze Cyrylu. Ale rzeczy trzeba nazywać po imieniu w sposób właściwy. To słyszę też coraz częściej od kardynałów w Watykanie.

Fakt, że Franciszek nie nazwał po imieniu agresora, nie został pozytywnie odebrany na przykład w Polsce, ale nie tylko. Jakiekolwiek formy tłumaczenia takiej postawy ze strony papieża nie działały. Wiele osób tego nie mogło zrozumieć. Jak Ojciec to postrzega?

– Mam ogromny szacunek do tego papieża. Znam wielu księży na Ukrainie, którzy czują się zmęczeni jego obroną. Franciszek coś powie, a oni muszą znaleźć wytłumaczenie jego słów. Ci księża wiedzą bardzo dobrze, że papież wspiera Ukrainę.

Ale jego słowa nie zawsze są wsparciem. Powiedział kiedyś publicznie, że NATO jest częścią problemu. Ale przecież pakt NATO nie zaprosił Rosji do dokonania inwazji. Księża szukają pozytywnej formy interpretacji słów Franciszka.

Myślę, że przydałaby się deklaracja, w której określono by dobro i zło w związku z tą wojną. Wiem, że papież stara się zjednoczyć wszystkich wiernych. Są jednak chwile, kiedy mówienie prawdy, zaryzykowanie powiedzenia prawdy jest ważniejsze niż czekanie na jakąś przyszłość.

Może odgrywa tu jakąś rolę tradycja postępowania papieży w minionych czasach?

– Kościół ma dwa szczeble uprawiania polityki. Najważniejszym aspektem jest działalność miejscowej konferencji biskupów. Oni działają w terenie, mówią, głoszą prawdę, przygotowują plan duszpasterski. Watykan stara się działać szczebel wyżej, zachować szersze spojrzenie na przyszłość.

Wiem, że biskupi ukraińscy doświadczają wsparcia papieża. Z drugiej zaś strony muszę powiedzieć, że wszyscy oczekują mocniejszej krytyki zła w świecie, krytyki polityki rosyjskiej. Także Ukraiński Kościół Prawosławny [pormoskiewski] po zakończonym synodzie przygotował dokument potępiający „ruski mir”, czyli ruski świat. Jest to zupełnie pomylona ideologia, pozbawiona wszelkiego sensu, nie ma żadnych podstaw historycznych.

Biskupi ukraińscy poprosili, żeby Papieski Instytut Wschodni przeanalizował pojęcie „ruskiego świata” z punktu widzenia historycznego, politycznego i religijnego. Chcemy zrozumieć, co się kryje za tym określeniem. Ta prośba nadeszła z różnych stron Ukrainy. Wspólnie z Watykanem zastanowimy się nad zbadaniem tego zagadnienia.

Czy wojna na Ukrainie zmieniła papieża, jego sposób mówienia, podejmowania tematów z tym związanych?

– Nie jestem aż tak blisko Franciszka, żeby wypowiadać się na ten temat, ale fakt, że odwołał on spotkanie z Cyrylem w Jerozolimie, pokazuje, że nie widzi w tym żadnych owoców. To potwierdza, że są gdzieś ważniejsze problemy, że nie możemy znaleźć wspólnego języka, formy rozmowy. Miałem okazję rozmawiać z wieloma kardynałami na ten temat i oni podzielają to, co powiedziałem.

Jakie nadzieje wiąże Ojciec z ewentualną podróżą Franciszka na Ukrainę?

– Abp Światosław Szewczuk spotkał się z merem Kijowa Wołodymyrem Kliczką. Staramy się pomagać uchodźcom, organizować kuchnie dla głodnych, wspierać potrzebujących. Co powinniśmy zrobić jeszcze w tej sytuacji? Kliczko odpowiedział tak: „Głoście Słowo Boże!”.

Musimy i chcemy to słyszeć! Mamy armię, polityków, otrzymujemy jakieś wsparcie humanitarne, ale wyzwanie, przed jakim znaleźli się nasi rodacy, jest wielkie i bardzo ważne. Wspólnota ukraińska musi słyszeć Słowo Boże w tym kontekście.

Wesprzyj Więź

Każdy może usłyszeć, jak abp Szewczuk głosi Ewangelię codziennie narodowi ukraińskiemu. Naprawdę papież nie musi przywozić żadnej broni na Ukrainę, nie musi potępiać Rosji, ale ma wesprzeć nasz naród, ma głosić mu Słowo Boże. Papież jest autorytetem duchowym także w Ukrainie, mimo większości prawosławnej. Oni wszyscy proszą o wizytę Franciszka w swoim kraju, żeby umocnić ducha ludzi. Jest głód i pragnienie usłyszenia wsparcia duchowego. To wsparcie duchowe jest wpisane w kulturę ukraińską i pozostaje bardzo ważne dla mieszkańców tego kraju. Obecność Papieża na Ukrainie i Słowo Boże – to wystarczy.

Tytuł od redakcji Więź.pl

Przeczytaj też: Abp Szewczuk: Wzywam imigrantów do aktywnej pracy w lokalnych społecznościach

Podziel się

9
15
Wiadomość

Nie wiem, czy Ukraińcy mają “głód i pragnienie usłyszenia wsparcia duchowego”. To wsparcie potrzebne było chyba znacznie wcześniej. Zbyt długo padały fałszywe słowa i pojawiały się nieodpowiednie gesty.

Jestem katolikiem, ale nie czuję żadnego związku z państwem watykańskim. Nie jest mi ono do niczego potrzebne, a wręcz uważam, że utrzymywanie Watykanu jako instytucji państwowej, z wszystkimi urzędami, “armią” szwajcarską, służbami, sądami i bankiem, jest szkodliwe dla chrześcijaństwa.

Gdyby nie status państwa, który zresztą został dopiero zalegalizowany de facto traktatami laterańskimi przez Mussoliniego, biskup Rzymu miałby wobec masońskiego państwa włoskiego (notabene, w sprawie tego państwa racja leżała po stronie masonerii, a nie papieży) taką pozycję, jak Cyryl wobec władz Rosji. Państwo Watykan było Kościołowi potrzebne i może jeszcze będzie, choć bardzo dużo “kosztuje”, więc pochopnie nie rezygnujmy z takiego rozwiązania. Ale o “kosztach” rozmawiajmy, może trzeba wprowadzić “oszczędności” i niektóre “koszty” ciąć.

“biskup Rzymu miałby wobec masońskiego państwa włoskiego (..) taką pozycję, jak Cyryl wobec władz Rosji”

@PiotrCiompa – Historia mówi, że w l. 20tych XX w. Watykan był Mussoliniemu potrzebny tylko i wyłącznie ze wzgl. politycznych. Mussolini potrzebował poparcia społecznego i zebrania głosów katolików, których wówczas w Italii było bodaj 98%. A więc to był zwyczajny DEAL polityczny. Nikt mi nie wmówi, że Watykan robi coś z pobudek altruistycznych – zawsze chodzi o interes i kasę. A jakie benefity (również finansowe) miał z podpisania traktatów papież można doczytać z art. zamieszczonych w necie.