Profesor warszawskiej ASP przygotował wystawę „A jednak życie” w 80. rocznicę zagłady otwockich Żydów. Podejmuje malarskie próby dotknięcia doświadczeń, których nie potrafi zrozumieć i które wzbudzają lęk.
„Maluję z lęku przed złem i z tęsknoty za świętością” – tak zwięźle określa swoją bieżącą twórczość Wojciech Cieśniewski, malarz, profesor sztuki warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych. Od 2020 roku tworzy obrazy z serii A jednak życie, które stanowią wyraz jego osobistego, emocjonalnego stosunku do przeszłości, do trudnej i tragicznej europejskiej historii XX wieku, która swą kulminację osiągnęła w czasie drugiej wojny światowej.
Ważnym wątkiem w tej twórczości są tragiczne dzieje otwockich Żydów, w których historie artysta zagłębił się w ostatnich latach, między innymi za sprawą związanych z Otwockiem przyjaciół – Beaty i Jacka Twardowskich, którzy włożyli wiele starań, aby doprowadzić do zorganizowania niniejszej wystawy. Wielką inspiracją dla artysty były też materiały o otwockich Żydach upowszechniane przez Społeczny Komitet Pamięci Żydów Otwockich i Karczewskich, któremu przewodniczy Zbigniew Nosowski.
Kwitnące życie i Zagłada
Przed wojną Otwock był miejscowością, w której ponad połowę ludności stanowili Żydzi. Miasto rozwinęło się od lat 80. XIX wieku jako letnisko, a od następnej dekady – jako uzdrowisko, pełne sanatoriów i pensjonatów. Corocznie wypoczywało tu i leczyło się kilkanaście tysięcy kuracjuszy – wśród nich również przeważała ludność żydowska. W mieście kipiało żydowskie życie – działały rozmaite organizacje kulturalne i polityczne, żydowskie sanatoria, kluby sportowe, wychodziły żydowskie gazety.
Po wybuchu wojny i rozpoczęciu okupacji niemieckiej żydowska ludność Otwocka poddawana była brutalnym prześladowaniom. Jesienią 1940 roku Niemcy utworzyli tu zamkniętą dzielnicę, do której przesiedlono ludność żydowską z miasta. W ciągu dwóch lat przeszło przez otwockie getto około 15 tys. Żydów. Niektórzy przyjeżdżali tu z innych miejscowości, gdyż okresowo uchodziło ono za bardziej otwarte i bezpieczniejsze niż np. warszawskie.
19 sierpnia 1942 roku Niemcy rozpoczęli zagładę getta. Do obozu zagłady w Treblince wywieziono ok. 8 tysięcy zamieszkujących je Żydów, a od 3 do 4 tysięcy zamordowano na miejscu lub podczas masowych egzekucji.
Wystawa malarstwa Wojciecha Cieśniewskiego A jednak życie została zorganizowana w 80. rocznicę zagłady otwockiego getta. Większość z prac prezentowanych na wystawie zainspirowana jest fotografiami otwockich Żydów z rozmaitych archiwów, przede wszystkim z jerozolimskiego instytutu Jad Waszem, gdzie gromadzone są dane o ofiarach Holokaustu. Część z tych materiałów udostępnia na facebooku na profilu „Żydzi otwoccy” Społeczny Komitet Pamięci Żydów Otwockich i Karczewskich. Oprócz zdjęć sprzed Zagłady prezentowane są tam też fotografie z okresu bezpośrednio po wojnie, przedstawiające wychowanków żydowskiego domu dziecka im. Dawida Guzika w Otwocku, który został utworzony w 1945 roku. Była to jedna z wielu działających po wojnie placówek, do których trafiały cudem ocalone żydowskie dzieci.
Klisze pamięci
Po Zagładzie przedwojenne zdjęcia nabrały nowych znaczeń i często bywają przywoływane w kontekście pamięci. Jak pisze Gołda Tencer we wstępie do katalogu wystawy I ciągle widzę ich twarze, fotografie, które miały zatrzymać chwilę, stały się dokumentami całej epoki[1].
Po wojnie, w trakcie której Niemcy wymordowali większość żydowskiej ludności, trudno jest oglądać przedwojenne fotografie czy filmy w sposób neutralny, obiektywny. Stały się one „kliszami pamięci”. Ich ogląd wzbudza silne emocje, wywołuje płacz po utraconym świecie[2]. Z tego względu wykorzystywane są na wystawach i w instalacjach muzealnych oraz w projektach artystycznych[3]. Oglądanie takich zdjęć jest trudne – wiemy, że pokazują ludzi, którzy zginęli w okrutny sposób, widzimy w ich twarzach „nieświadomość nieuchronnej śmierci”, z drugiej strony zaś – ogarnia nas zdumienie na widok, jak pełni życia byli przed wojną.
Obrazy odwołujące się do takich właśnie zdjęć stanowią serce wystawy Wojciecha Cieśniewskiego. Artysta przenosi na płótno twarze z fotografii, spoglądając na nie ze zdumieniem i niedowierzaniem. Tę niemożność zrozumienia oraz silne emocje, jakie budzą w nim dzieje Zagłady, wyraża sposobem malowania – maluje gwałtownie i szkicowo, ekspresyjnie zaciera postacie lub też maluje je za pomocą nakładających się na siebie warstw farby. Na wielu pracach impresyjne i rozmazane twarze postaci są jeszcze erodowane pajęczyną cienkich kresek, tworzących siatkową, organiczną strukturę.
Przypominają one czające się pod oczami powidoki, w których miesza się przeszłość z teraźniejszością, rzeczywistość ze snem. Ta technika malowania przywodzi na myśl malarską teorię „powidoków” Władysława Strzemińskiego, który w swojej twórczości odwoływał się do fizjologii wzroku, zwłaszcza do faktu, iż oko ma możliwość nakładania i mieszania się obrazów – tych, które są jeszcze na siatkówce, chociaż nie patrzymy już na nie, i tych, które oglądamy w czasie rzeczywistym[4].
Akt malowania obroną życia
W pracach Wojciecha Cieśniewskiego malarska transpozycja fotografii stanowi próbę wyrazu osobistych emocji artysty względem przeszłości. Malarz nie tylko dekonstruuje portrety, rozkładając je na warstwy i plamy malarskie, ale też nakłada na siebie różne zdjęcia i kadry tej samej historii, przez co niejako zaburza przyczynowo-skutkowy bieg zdarzeń.
To zacieranie, rozbijanie i multiplikowanie wizerunków wydaje się świadczyć o niemożności stworzenia spójnej reprezentacji tego, co się wydarzyło. Artysta wyraża w ten sposób swoją niemożność zrozumienia przeszłości, trudność dotknięcia minionych doświadczeń. Podobny stan opisał Byron L. Sherwin, rabin, pisarz, specjalizujący się w teologii i dialogu międzyreligijnym: „wiedząc o Holokauście coraz więcej, rozumiemy coraz mniej”.
Nakładające się na siebie różne warstwy i plany malarskie sugerują nakładanie się różnych porządków czasowych i ontologicznych – życia i śmierci, rzeczywistości i fikcji, przeszłości i przyszłości. Obrazy nabierają przez to onirycznego charakteru. Artysta powiela wizerunki tych samych postaci w kolejnych pracach, przytacza je w nowych konfiguracjach, przez co obrazy przenikają się nawzajem, prowadzą ze sobą dialog.
Wydaje się, że w ujęciu Cieśniewskiego oglądowi dawnego świata nie towarzyszy jedynie płacz i rozpacz po utracie. Jego prace nie stanowią tylko elegii dla pomordowanych. Artysta transcenduje żałobę. W swoich onirycznych pracach w wyobraźni ożywia postacie tych, którzy zginęli lub zestawia zmarłych z ocalałymi. Malowanie tych obrazów staje się więc wypowiedzią niezgody na śmierć, jest aktem moralnego sprzeciwu wobec historii, filozoficznym gestem negacji.
Na odwrociach obrazów Cieśniewski kreśli emocjonalne tytuły-komentarze, w których często używa słowa „próba”, zaznaczając w ten sposób, iż prace te są jedynie próbą… Czego? Wejścia w doświadczenie, zbliżenia się do niepojętego? Pokazania splotu życia i śmierci? Próbą przywołania życia?
Taką „próbą” jest seria portretów Ity, dziewczyny z przedwojennej fotografii ze zbiorów Jad Waszem. Na jednym obrazie twarz Ity ujęta jest w ramę okna, sugerującą okno pociągu jadącego do Treblinki, dwa kolejne obrazy noszą tytuł Ita żyje! – są to impastowe, migawkowe wizerunki roześmianej dziewczyny, uchwyconej w ruchu, z rozwianymi włosami. Na odwrociu obrazów widnieją dopiski „Ita żyje! Była na Bielanach 18.04.2022”. W ten sposób artysta wyraża niezgodę na bieg wydarzeń. Przenosząc na płótno zdjęcia, wkłada w nie znaki zapytania, podważa fakty. A jednak żyje! Akt malowania staje się obroną życia.
Kolejne „próby” to ujęcia rodziny Symchowiczów, Ity, Perły, anonimowych bliźniaczek.
Obrazy Rodzina Symchowiczów (Próba 1 i Próba 2) namalowane są na podstawie zdjęcia otwockiej rodziny Mojżesza Symchowicza, wykonanego w 1938 roku, kiedy najstarsza córka Szajndla wyjeżdżała w Palestyny. Ona oraz stojący na fotografii obok niej jej brat, Symcha, jako jedyni z całej rodziny przeżyli wojnę. W pierwszej wersji obrazu zwarta grupa krewnych z fotografii jest całkowicie rozczłonkowana, każda z postaci dryfuje osobno, ich twarze rozpływają się w akcie unicestwienia. W próbie drugiej dwie z postaci są bardziej foremne, zachowują portretowy charakter, podczas gdy pozostałe cztery twarze wydają się zanikać w czarnej otchłani.
Na kilku obrazach pojawia się motyw bliźniaczek – dziewczynki są małymi dziećmi, innym razem podlotkami, czasami zostaje tylko jedna, druga zaś zostaje wymazana. Perła – namalowana fotografia dziecka ocalonego, które znalazło się po wojnie w otwockim domu dziecka – zostaje na drugim obrazie zmultiplikowana w korowodzie dziewczynek, przy czym obrazy niektórych z nich są odwrócone do góry nogami.
Podobny motyw pojawia się w obrazie Sztuka czy loteria, gdzie popiersie postaci jest zduplikowane i odwrócone, tworząc coś w rodzaju karcianej figury. To odwracanie obrazów wydaje się figurować rozdarcie między życiem a śmiercią, jakie towarzyszyło Żydom podczas Zagłady, i wydaje się być też wyrazem ontologicznej niepewności artysty, w jaki sposób odczytywać, w jaki sposób rozumieć postacie ze zdjęć.
Nowy początek
Wśród postaci przywołanych na obrazach są też osoby, które ocalały, dając początek kolejnym generacjom. Bohaterem kilku z nich jest Thomas Buergenthal, urodzony w 1934 roku w Lubochnie w Słowacji, który jako dziecko przebywał w getcie w Kielcach, skąd został wywieziony do Auschwitz. Należy do najmłodszych osób, które przeżyły obozy śmierci. Zaraz po wojnie trafił do Domu Dziecka im. Dawida Guzika w Otwocku. Ostatecznie wyemigrował do USA, gdzie został wybitnym prawnikiem specjalizującym się w prawie międzynarodowym i prawach człowieka. Był członkiem Komitetu Praw Człowieka ONZ oraz sędzią Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości w Hadze.
Jego historia to dla artysty wielkie crescendo życia ocalonego wbrew zaplanowanej śmierci. Na obrazach widzimy Buergenthala jako dziecko (O dziecku, które miało nie żyć), jako młodego chłopaka po wojnie (Buergenthal z matką), czy wreszcie jako sędziwego profesora odbierającego nagrodę za swoją działalność na rzecz praw człowieka (Anna Ramberg wręcza profesorowi Thomasowi Buergenthalowi Sztokholmską Nagrodę Praw Człowieka, 20.11.2018).
Po Zagładzie fakt, że części Żydów udało się ocaleć, nawet mimo iż byli tak nieliczni, jest świadectwem niepowodzenia planów eksterminacji. Ich dzieci, wnuki i prawnuki zapisują nowe karty historii. Taki dyskurs dominował zwłaszcza w społeczności żydowskiej po wojnie. Liczne potomstwo ocalonych było znakiem zwycięstwa i triumfu nad tymi, którzy odmówili im prawa do życia. Dla niektórych był to dowód, iż nadal spełnia się obietnica Boga dana Abrahamowi w Księdze Rodzaju: „Spójrz na niebo i policz gwiazdy! Czy zdołasz to uczynić? […] Tak liczne będzie twoje potomstwo” (Rdz 15,5).
Taką treść wyraża też obraz Wiosna narodu, 1948 – inspirowany zdjęciem trzech nastoletnich dziewcząt, Chany Grynberg, Elwiry Grosfeld i Wiesi Awiwy Blum, które po wojnie przebywały w otwockim domu dziecka im. Dawida Guzika, następnie zaś wyjechały do Izraela. Na obrazie artysta podkreśla fakt rozkwitu fizycznego trzech dziewcząt: ich wydatne biodra sugerują, iż są silne, zdrowa i w pełni zdolne dać życie kolejnej generacji.
Jak pamiętać to, co przerasta nasze rozumienie?
Obrazy przywołujące żydowskich mieszkańców Otwocka na wystawie otoczone są pracami, dzięki którym wraz z artystą możemy spojrzeć szerzej – na sprawców, świadków, na tych, którzy stawiali opór i tych, co dziś zmagają się z pamięcią. Niektóre z pokazanych prac powstawały równolegle z „otwockimi” obrazami, malowanymi od 2020 roku, inne pochodzą z dawniejszych okresów twórczości artysty, między innymi z jego „caravaggionistycznego” okresu, gdy prowadził dialog z tradycją dawnego malarstwa.
W tych obrazach również zawarte są pytania. Jak rodzi się przemoc? Czy można jej stawić opór i jakie są tego konsekwencje? Czy można ocalić pamięć? I wreszcie – w jaki sposób pamiętać to, co przerasta nasze rozumienie?
Refleksja nad narodzinami przemocy pojawia się pracach Faszyzm i Konsumowanie przez prymitywa swojej wielkości. Obrazy te zestawione zostały z pracą Nieuchronność zdarzeń, inspirowaną antyczną rzeźbą lwa atakującego konia. Biblijne wątki Dawida i Goliata oraz Judyty i Holofernesa przywołują z kolei archetyp walki z przeważającą siłą i poświęcenia. Obraz Ich duch żyje dedykowany jest pamięci Sophii i Hansa Schollów, członków antynazistowskiej niemieckiej grupy Biała Róża, którzy swoją antynazistowską działalność opłacili wyrokiem śmierci.
Szczególną grupą są obrazy „świadków”. Niewygodny świadek to ekspresjonistycznie zdeformowana twarz młodej Ireny Sendlerowej (wychowanej w Otwocku), Sprawiedliwej wśród Narodów Świata, która przyczyniła się do ocalenia setek Żydów. Jej postać jest dziś potężnym symbolem oporu, walki i niepowodzenia nazistowskich planów. Jednak tytuł obrazu przypomina o tym, iż wielu Sprawiedliwych po wojnie stawało się niewygodnymi świadkami. Ich czyny, podobnie jak losy ofiar Zagłady, wolano zapomnieć, przemilczeć.
W kontekście trudnej pamięci poruszający jest też obraz Dziewczyna z Otwocka, w którym pojawia się wizerunek słynnej otwockiej studni bazarowej, znanej z przedwojennych zdjęć Altera Kacyzne. Ta ikona, symbol utraconego przedwojennego żydowskiego świata Otwocka, na obrazie zestawiona jest ze współczesnym portretem zamyślonej kobiety. Jest to typowy dla twórczości artysty zabieg – często łączy on ze sobą obrazy z różnego ontologicznego porządku. Obraz ten jest pytaniem o tożsamość współczesnych mieszkańców Otwocka, o ich stosunek do wielokulturowej przeszłości miasta oraz zagłady otwockich Żydów.
Częścią cyklu A jednak życie są również obrazy, w których artysta mierzy się z postacią swojego ojca. Wojciech Cieśniewski urodził się w 1958 roku w Działdowie, na terenach nadgranicznych między Prusami wschodnimi a Polską, gdzie ze względów historycznych społeczność była silnie podzielona: część mieszkańców ciążyła w stronę Niemiec, część w stronę Polski. Podczas okupacji niemieckiej niektórzy popierali faszyzm, co do dziś rzuca się głębokim cieniem na lokalne relacje.
Zaważyło to również na rodzinnej i osobistej historii artysty. Jego ojciec jako szesnastolatek zdołał uniknąć przymusowej wywózki przez Niemców na front, wyskakując z jadącego już na wschód pociągu. Po wojnie przez wiele lat był szykanowany przez UB. Tragiczna postać ojca jest motywem powracającym w twórczości artysty. W pracach poświęconych ojcu sięga on po ten sam język artystyczny, co w pracach „otwockich”: jest tu rozbicie formy i piętrzenie planów, kwestionujące zaistniały bieg zdarzeń z przeszłości, jest też pytanie o tożsamość, które zadaje sobie sam artysta. Również ta historia rozgrywa się w cieniu faszyzmu.
Archeologia śladów
Obrazy Wojciecha Cieśniewskiego, malowane głównie w ostatnich dwóch latach, są dowodem na to, jak bardzo wątek Zagłady nadal nurtuje artystów. Tematyka ta powraca w sztuce i – paradoksalnie – upływ czasu wcale nie wpływa na jej mniejszą obecność.
Bezpośrednio po wojnie artyści, którzy sami przeżyli Zagładę (pokolenie świadków), długo szukali adekwatnego języka dla wyrażenia swoich przeżyć, dla wyrażenia traumy. W pracach wielu z nich pojawił się silny zwrot w stronę ciała i cielesności, które deformowano, poddawano rozpadowi (poszukiwanie wyrazu śmierci, oddanie doświadczenia granicznego)[5]. Zupełnie inna była twórczość kolejnych pokoleń, w przypadku których dramatyczną bezpośredniość doświadczenia pierwszego pokolenia zastąpiło badanie resztek zgładzonego świata i praca z pamięcią.
Amerykańska badaczka Marianne Hirsch ukuła w latach 90. termin „postpamięć”, charakteryzujący doświadczenie tych, którzy dorastali i dorastają w świecie zdominowanym przez narracje z czasów przed ich urodzeniem: ich życie toczy się w cieniu traumatycznych historii poprzednich pokoleń, których sami bezpośrednio nie doświadczyli, a które jednak usiłują zrozumieć, odtworzyć[6]. W przeciwieństwie do świadków Zagłady, którzy na ogół unikali bezpośrednich odniesień do konkretnych czasów, ludzi i miejsc, młodsi artyści celowo sięgają po ocalałe ślady, resztki fizyczności, czasem zawarte w fotografiach, czasem jedynie w aurze miejsca lub w samej naturze. Towarzyszy im przy tym często poczucie bezsilności i zagubienia, co wynika z niemożności dotknięcia, odzyskania przeszłości[7].
W ten nurt archeologii śladów, archeologii pamięci, wpisują się prace Wojciecha Cieśniewskiego. Artysta przywołuje zdarzenia z przeszłości i podejmuje „próby” dotknięcia doświadczeń, których nie potrafi zrozumieć i które wzbudzają lęk. Jego prace wydają się łączyć archeologię z rodzajem alchemii, egzorcyzmu. Manipuluje śladami, czyniąc z tego artystyczny akt sprzeciwu, negacji. Sięga po rozpad, dezintegrację, a następnie podejmuje próby ponownego ożywienia. A jednak życie…
Tytuł wystawy jest dopełnieniem przekazu, który wyłania się z obrazów. Artysta wybiera, aby w kontekście zbrodni popełnionej na Żydach, mówić o ich życiu. „Goniąc za świętością” – chwyta cienkie nitki, cienkie struny światła.
[1] I ciągle widzę ich twarze. Fotografia Żydów polskich, Fundacja Shalom, Warszawa 1996, s. 6.
[2] Tamże, s. 5.
[3] Do najbardziej znanych projektów należy wystawa I ciągle widzę ich twarze zorganizowana przez Fundację Shalom, na której pokazano olbrzymie archiwum zdjęć i wspomnień zebranych w ramach akcji społecznej (1996). Wydano również książkę pod tym samym tytułem. Inny przykład to prace artystki Krystyny Piotrowskiej oraz kuratorowany przez nią projekt Ulica Próżna – szereg działań artystycznych odbywających się w ruinie przedwojennej żydowskiej kamienicy. Do czasu jej rozbiórki i komercyjnej renowacji sama kamienica stała się artystyczną instalacją – w jej oknach umieszone zostały przedwojenne fotografie warszawskich Żydów.
[4] Strzemiński wykorzystał fakturę powidoków także w serii kolaży tworzonej od 1945 roku, zatytułowanej Moim przyjaciołom Żydom.
[5] Sztuka polska wobec Holokaustu, katalog wystawy, Żydowski Instytut Historyczny im. E. Ringelbluma, Warszawa 2013.
[6] M. Hirsch, Family Frames: Photography, Narrative and Postmemory, Harvard University Press, Cambridge, London, 1997.
[7] K. Bojarska, Obecność Zagłady w twórczości polskich artystów, www.culture.pl (dostęp: 13.06.2022).
*
Wystawa malarstwa Wojciecha Cieśniewskiego prezentowana będzie w domu parafii św. Wincentego à Paulo w Otwocku, ul. Kopernika 1. Na wernisaż wystawy zapraszamy do domu parafialnego 18 sierpnia 2022 (czwartek) o godz. 19.00.
Po wernisażu wystawa będzie czynna codziennie aż do piątku 16 września 2022 r. w następujących godzinach: poniedziałek – piątek: 9–12 i 18–20; sobota – niedziela: 15–18.
Wystawa odbywa się z inicjatywy Beaty i Jacka Twardowskich, którzy są też jej mecenasami. Organizatorami są: Społeczny Komitet Pamięci Żydów Otwockich i Karczewskich oraz Towarzystwo Przyjaciół Otwocka. Partnerami głównymi wystawy są: Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN i parafia św. Wincentego à Paulo w Otwocku. „Więź” jest jednym z partnerów wystawy.
Więcej o wystawie, o wszystkich zaangażowanych w nią osobach i instytucjach oraz o całym programie obchodów 80. rocznicy zagłady otwockich Żydów: na stronie zydziotwoccy.pl.
Ciekawa, wielowątkowa recenzja. Bardzo trafne to nawiązanie do powidoków. Powidok ma w sobie tę przewrotność, że zamienia światła i cienie. Zdjęcia pełne beztroski zamiast cieszyć wywołują ból. Patrzymy historią. Boimy się ich życia, ich światła. Razi. Zbyt podobni do nas. Zamykamy oczy. Pod powiekami zostaje nam już tylko cień. Nie odcinamy się od obrazu cierpienia, ale wcześniejszego życia. To do rozmowy o nim tak nam (także jako społeczeństwu) ciężko wracać. Jednocześnie Hitler, jego towarzysze, stają się nieustannymi bywalcami okładek historycznych gazet. Cóż z tego, że krytyka, stoją na świeczniku ze swoją sprawczą siłą zła. Wciąż obecni. Dobrze, że artysta wśród powidoków chce szukać bezpośredniego widzenia tego co było, jakie było. I choć to wyzwanie niemożliwe do zrealizowania to jakże potrzebne aby choć zbliżyć się do tamtego światła. W cieniu Auschwitz i Treblinki dostrzec jasność lampki życia, którą każdy miał tu jeszcze że sobą, a która mimo śmierci nigdy nie zgasła.
Żydzi, którzy zdążyli uciec z Polski przed 1939, osiedlili się w obu Amerykach, Australii i wielu innych miejscach, po przyjeździe od razu zakładali ziomkostwa, organizacje Żydów z tego samego miejsca pochodzenia. Najważniejszym wyzwaniem stojącym przed nimi było utrzymać wspomnienia, więzy, związki z miejscem pochodzenia, z jego kulturą, przyrodą, ludźmi. Tęsknota do miejsca pochodzenia stawała się ramą ich organizacji, zaczynały się między członkami targi, czy będąc Żydem z Borysławia, można być też w ziomkostwie Drohobyckim?
Praca red. Nosowskiego na rzecz Żydów otwockich jest oddawaniem, odwzajemnianiem, tej emigracyjnej niespełnionej miłości żydów do małych miasteczek. W zasadzie tropem ziomkostw powinniśmy upamiętniać historię żydów na ziemiach polskich, bo taka była ich tożsamość i geografia kulturowa. Redaktorze Nosowski – piękna praca – dziękuję!