Wrocławska wystawa „Stajemy się liryczni tylko w nagłej organicznej zapaści” to potwierdzenie, że underground żyje i ma wiele do powiedzenia na temat tego, co najważniejsze.
Wydawałoby się, że underground się skończył. Że skończyły się lata 90., pełne obskurnych klubów i miejsc kultury gdzieś w labiryntowych piwnicach, ze ścianami wysmarowanymi sprayem i okopconymi zapalniczką. Dawniej podziemna sztuka weszła w nowoczesne, designerskie przestrzenie w stylu white cube, a drążenie egzystencjalnych tematów i poszukiwanie nowej formy zastąpił polityczny aktywizm. Artystyczne ziny przeniosły się do internetu i też wyglądają jakoś porządniej.
A jednak miał rację Mariusz Lubomski, śpiewając do muzyki Toma Waitsa: „…że gdy trafi świat atomowy szlag / ocaleje – no co? Underground!”. On żyje – w poezji Konrada Góry i działalności jego wydawnictwa papierwdole, w rozsianych po miastach miejscach takich jak ADA – Aktywny Dom Alternatywny w Warszawie. Oddycha i wierzga. Także na wystawie Nikity Krzyżanowskiej „Stajemy się liryczni tylko w nagłej organicznej zapaści”.
Prace Krzyżanowskiej wystawiane są we wrocławskiej przestrzeni sztuki 66P, we wrocławskiej Piekarni Żywa Kultura w dawnej piekarni garnizonowej, w starym budynku z czerwonej cegły. Działa tam także – z inicjatywy Instytutu Grotowskiego – Centrum Sztuk Performatywnych, galeria Geppart Akademii Sztuk Pięknych, działa studio filmowe Camera Nera i pracownie artystyczne.
Wspomniałem o stylu white cube. Przestrzeń 66P, w której obecnie znajduje się wystawa, to w istocie wielki prostopadłościan o białych ścianach (może nie jednolitych, ale z cegieł pomalowanych na biało). Biel tę przełamują jednak zardzewiałe, „obłażące”, żelazne słupy, które podtrzymują ciemny sufit. A jednak po wejściu na wystawę Krzyżanowskiej, spoglądając w górę, także widzimy biel, a jednak biel przełamaną. Sufit z płyt kartonowo-gipsowych, stworzony specjalnie na potrzeby wystawy, okopcony został wężowymi wzorami. Ten fragment to symbol tego, czym ona de facto jest – zderzeniem przestrzeni nowoczesnej i „zadbanej” (choć pofabrycznej) z undergroundową ekspresją. Zderzeniem stylu wysokiego i niskiego.
Już plakat wystawy jest tego potwierdzeniem. Poetycki, mistyczny wręcz tytuł napisany czcionką grubo ciosaną, niby-gotycką, bliską wzorom z graffiti, niejednolitą, momentami niemal nieczytelną. Szybciej spodziewalibyśmy się widzieć na przykład hasło „Śmierć k… i frajerom, chwała ludziom i złodziejom” – tu jednak pojawia się niespodziewany liryzm, który wybija z rytmu.
Sama Krzyżanowska (rocznik 1995) skończyła właśnie wrocławską Akademię Sztuk Pięknych. Związana jest z Kościołem Nihilistów, funkcjonującym, jak można przeczytać na stronie ASP w Katowicach jako „dadaistyczna, parareligijna grupa artystyczna i nomadyczna galeria”. Kościół Nihilistów (poniekąd wbrew drugiemu członowi nazwy) zmaga się w swojej twórczości ze sprawami egzystencjalnymi i ostatecznymi – niezależnie od tego, czy ta ostateczność jest transhumanistyczna czy metafizyczna.
– O tej wystawie można mówić na dwa sposoby – zauważa Paweł Baśnik, kurator. – Z jednej strony można na nią patrzeć jako na wystawę o śmierci, przemijaniu i rozpadzie. Ale z drugiej strony to opowieść o docenieniu piękna życia i jego wartości, o afirmacji życia. Te obrazy nie są jednoznacznie smutne czy patetyczne, jest w nich też trochę żartu, ironii, w ekspresji tego malarstwa jest subkulturowy, młodzieńczy pazur.
Na samym środku sali znajduje się nagrobek-łóżko, przykryty kołdrą. I tu pojawia się drugi główny motyw wystawy – gra. Kołdra w kształcie szachownicy obsypana została szachowymi pionkami i bierkami, całość wygląda niemal jak cytat z Bergmana. Na tablicy wyryty jest fragment „Rubajjatów” perskiego filozofa i poety Omara Chajjama:
Życie to szachownica tylko dni i nocy
każdy z nas w rękach losu
figura szachowa, zarówno pionek lichy
jak i król w jego mocy
suwa nami, zabija
i w pudełku chowa
Wokół nagrobka wiszą wielkie kwadraty materiału, na których ekspresyjnie (przychodzą czasem na myśl szerokie machnięcia pędzlem Cy Twombly’ego) i nieco campowo przedstawione są na różne sposoby dwa główne motywy: śmierć i gra. Obok kart i kości – klepsydra i kolejne krzyże. Na antresoli coś w rodzaju „pogrzebowego stolika” – o ile coś takiego w ogóle istnieje – ozdobionego kwiatami i świecami, na którym stoją kolejne szachownice.
Czy to faktycznie zaskakuje, że sprawy życia i śmierci idą w parze z hiphopową estetyką? Przecież sprawy te dotykają każdego – i artystę z wykształceniem wyższym, i chłopaka z ulicy. Mówi Paweł Baśnik: – Młodzi artyści, podejmując temat śmierci, często spotykają się z zarzutem, że niewiele mogą na ten temat wiedzieć. A przecież tytuł pochodzi z książki, którą Emil Cioran napisał, mając lat 24. Ta wystawa pokazuje, że temat śmierci nie musi być zarezerwowany dla osób starszych lub chorych na jakąś śmiertelną chorobę. Może sprzyjać kontemplacji tematu śmierci. Myśląc o niej często, zaczynamy widzieć życie w lepszej rozdzielczości i doceniać ten fenomen, który jest nam dany.
Sama Krzyżanowska stwierdza: „Mam tendencje do traktowania swoich prac totalnie na poważnie – jakby praca nad nimi była walką na śmierć i życie, wymagającą nieustającej uważności tak, aby efekt końcowy nie stał się kpiną czy banałem wobec świata”. Świadomie więc operuje symbolami, zdaje sobie sprawę z pewnych niezgrabności, banalności czy naddatków, bez których nie można byłoby osiągnąć takiej dynamiki i ekspresji. To zderzenie stylu wysokiego i niskiego nie pozostawia obojętnym. Underground żyje, i ma wiele do powiedzenia na temat tego, co najważniejsze.
Przeczytaj też: Zatrzymać umykający świat sztuki nieprofesjonalnej
Cieszę się ogromnie, że na portalu Więzi pojawiają się artykuły o sztuce najnowszej. Wystawa porusza tematy trudne co ważne jako kontra sztucznego świata instagrama, gdzie nie ma miejsca na ból czy brzydotę. Nie zgodzę się jednak z tezą, że to artystyczny underground. Przeciwnie. W mojej ocenie, raczej mainstream, z pewną dozą awangardy mimo wszystko. Przecież trudno nazywać undergroundem sztukę, które znalazła już swoje miejsce na Bielskiej Jesieni (czego artystce gratuluję), czyli największym przeglądzie sztuki współczesnej. Chyba że mówimy o dosłownej inspiracji underground – metro, bo inspiracje sztuką ulicy jest zauważalna. Wydaje mi się, że obecnie jest pewien lęk, żeby przypadkiem właśnie pozycji alternatywy nie stracić. Tymczasem twórczość artystki ma solidny i mocny korzeń w historii sztuki. Od Basquiata przez Haringa po Nowych Dzikich. Nie jest daleka od polskich twórców o 1-2 dekady starszych, w tym tych flirtujących z surrealizmem (jak choćby Ziółkowski). Patrząc szeroko na sztukę osób dziś poniżej 50 lat to zarówno wątki tematyczne jak i estetyka wpisują się w nurt naprawdę szeroki. Wrażenie undergroundu buduje po pierwsze mocne wrycie się w świadomość sztuki z nurtu „krytyki politycznej”, która jednak miała swój moment jeszcze przed czy na początku lat 2000. Jej siłą było przebicie się do ogólnopolskich mediów poprzez atmosferę skandalu. W przypadku jednak artystów młodszych, sztuka polityczna jest definitywnie rzadsza. Po drugie fakt, że w Polsce każda sztuka jest w istocie undergroundem, bo w Polsce zwyczajnie sztuki piękne są marginesem zainteresowań społeczeństwa.