Jesień 2024, nr 3

Zamów

Marilyn Monroe, ktoś więcej niż kobieta z plakatu 

Ana de Armas jako Marilyn Monroe w filmie „Blonde”, reż. Andrew Dominik, USA 2022. Fot. Materiały prasowe

Stanowiła mieszaninę paradoksów: była symbolem seksu, który nie znalazł szczęścia w miłości, aktorką przerażoną każdym wyjściem na plan, żarliwą wielbicielką nauki, która nigdy nie nauczyła się żyć sama ze sobą, i która w końcu runęła w coś bardzo bliskiego szaleństwu.

– Obiecaj, że jeśli coś się ze mną stanie – powiedziała kiedyś Marilyn do Whiteya Snydera – to ty mi zrobisz makijaż.

Miała wtedy zaledwie dwadzieścia siedem lat, grała w „Mężczyźni wolą blondynki” i już myślała o śmierci. Aby upewnić się, że będzie o tym pamiętał, dała charakteryzatorowi złoty klips z wygrawerowanym napisem: „Póki jestem jeszcze ciepła, Marilyn”.

Snyder miał go w kieszeni w sierpniu 1962 roku, dwa dni po jej śmierci, kiedy dotarł do kostnicy w Westwood Memorial Park. Miał ze sobą także butelkę ginu. To Snyderowi i Marjorie Plecher, jego przyszłej żonie oraz wieloletniej garderobianej Marilyn, przypadło doprowadzenie do porządku tej zabalsamowanej ruiny, którą stało się ciało gwiazdy.

Proste strąki włosów nakryte zostały peruką, którą Marilyn nosiła w „Skłóconych z życiem”. Szyję owinięto jej szyfonową chusteczką. Poniżej próżno było szukać pozostałości jej słynnej figury. Skalpel chirurga zniszczył kształtne piersi.

„O Boże! – pomyślała Plecher. – Marilyn bez biustu! Chybaby umarła!”.

Ona i Snyder rozdarli poduszkę i wypchali pierzem plastikowe woreczki, robiąc przyjaciółce sztuczny biust. Ciało zostało potem ubrane w prostą sukienkę od Pucciego, którą Marilyn ostatnio bardzo lubiła.

 – Wyglądała przepięknie! – powie jeden z żałobników po pogrzebie. – Jak piękna lalka.

Za zgodą jej przyrodniej siostry Bernice Miracle przygotowaniami do pogrzebu zajęli się Joe DiMaggio i Inez Melson, była pełnomocniczka finansowa Marilyn. Wiedzieli oni, że Monroe nie chciała być pochowana w ziemi, więc wybrali kryptę umieszczoną w murze. Za kryptę, która kosztowała osiemset dolarów, tak jak za trumnę z brązu, zapłacił Joe. Ogłoszono, że zamiast kwiatów na grób można przesyłać pieniądze organizacjom pomagającym biednym dzieciom.

DiMaggio i Melson wydali oświadczenie, zapowiadając skromny pogrzeb, aby Marilyn „mogła udać się na miejsce wiecznego spoczynku w spokoju, którego zawsze poszukiwała”. Zaproszono tylko dwadzieścia cztery osoby, w tym Greensonów, członków rodziny Kargerów, Lee i Paulę Strasbergów oraz weteranów zespołu garderobianego Marilyn, w tym fryzjera Sydneya Guilaroffa, a także masażystę Ralpha Robertsa, prawnika Miltona Rudina i Pat Newcomb.

Jednym z niezaproszonych był Frank Sinatra.

 – Sinatra, Ella Fitzgerald i Sammy Davis Jr. – wspominała pani Melson – uparli się, żeby przyjść. Mieli czelność przyprowadzić ochroniarzy i twierdzić, że mają zgodę na wejście do kaplicy.

Sinatry nie wpuszczono. Tylko pudel Maf, którego piosenkarz podarował Marilyn, spędził jakiś czas w jego psiarni.

Peter i Pat Lawfordowie także nie znaleźli się wśród zaproszonych. Lawford publicznie pomstował na to, że jego żona, siostra prezydenta, na próżno przyleciała na pogrzeb ze Wschodniego Wybrzeża.

Bogini
Anthony Summers, „Bogini. Tajemnice życia i śmierci Marilyn Monroe”, Wydawnictwo Znak, Kraków 2022

 – Wygląda to na skoordynowaną akcję – powiedział Lawford – mającą na celu powstrzymanie dawnych przyjaciół Marilyn od udziału w pogrzebie.

W kostnicy ktoś usłyszał, jak DiMaggio mówił do jednego z organizatorów uroczystości:

 – Dopilnuj mi, żeby żaden z tych przeklętych Kennedych nie przylazł na pogrzeb.

DiMaggio spędził samotną noc przy trumnie byłej żony. Większość czasu klęczał.

[…] Wybrani goście zgromadzili się w końcu w kaplicy wokół trumny, która wyglądała na zbyt wielką. Mowę pogrzebową wygłosił nauczyciel aktorstwa Marilyn, Lee Strasberg.

 – Miała w sobie tę świetlistość – powiedział. – To połączenie zadumy, promienistości, tęsknoty, które wyodrębniało ją spośród innych, a zarazem sprawiało, że wszyscy chcieliśmy mieć w nim udział.

Pastor wygłosił kilka słów zainspirowanych wersetem z Księgi Psalmów: „O, jakże strasznie i cudownie została wykonana przez Stwórcę!”.

Melodia „Over the Rainbow” wypełniła kaplicę (Marilyn była miłośniczką Judy Garland). Obsługa uroczyście zsunęła górę kwiatów do stóp trumny i uniosła jej wieko. W tym momencie, jak wspominała Joan Greenson, „ukazała się strzecha żółtych włosów. Nie mogłam na to patrzeć”.

DiMaggio jako ostatni podszedł do Marilyn leżącej – jak to opisały gazety – „na aksamitach w kolorze szampana”, z bukietem róż od niego ściśniętym w martwych dłoniach.

 – Kocham cię – powtarzał były mąż. Nachylił się nad nią, by złożyć ostatni pocałunek.

[…] Na polecenie DiMaggia trzy razy w tygodniu przez dwadzieścia lat pod kryptę Marilyn przysyłano parę czerwonych róż. W 1982 roku zlecenie zostało odwołane bez wyjaśnienia.

Przyjaciel Marilyn Robert Slatzer zadbał o ciągłość tego zwyczaju. Teraz on posyła białe róże. Umowa z dostawcą przewiduje, że będą się tu pojawiać jeszcze długo po jego śmierci.

 – Wiesz, gdzie to biedactwo jest pochowane? – spytał kiedyś reżyser George Cukor. – Jak idziesz na cmentarz, to mijasz salon samochodowy, potem bank i tam właśnie leży, dokładnie między Wilshire Boulevard i Westwood Boulevard, z całym tym hałasem nad głową.

Odziana w zieleń bogini spoczywa za marmurową tablicą, na której napisano tylko: „Marilyn Monroe 1926–1962”.

W Westwood Memorial Park wiele innych osobistości stało się sąsiadami Marilyn po śmierci. W odległości piętnastu metrów od jej krypty złożono prochy Petera Lawforda. Czasem, gdy jej kwiaty były zbyt świeże, aby je wyrzucić, stróż przesuwał je parę kroków dalej, na grób Natalie Wood.

Jedną kondygnację wyżej, w tej samej ścianie, leżą zwłoki skromnej nastolatki, Darbi Winters. Została zamordowana w 1962 roku, tuż po śmierci aktorki. Krótko przedtem powiedziała matce, że któregoś dnia, w odległej przyszłości, chciałaby zostać pochowana w pobliżu Marilyn Monroe.

Od 2017 roku obok gwiazdy spoczywają zwłoki Hugh Hefnera – człowieka, który zdobył sławę i pieniądze jako założyciel „Playboya”. To on zamieścił rozbierane zdjęcie Marilyn w pierwszym numerze swojego magazynu. Hefner jeszcze za życia opłacił to miejsce na cmentarzu – kosztowało go to siedemdziesiąt pięć tysięcy dolarów.

 – Spędzenie wieczności u boku Marilyn było po prostu zbyt kuszącą perspektywą, by z niej nie skorzystać – wyjaśnił.

Wierni wielbiciele aktorki i ciekawscy przybywają nieprzerwanym strumieniem pod tę kryptę. Płyta licowa musiała zostać wymieniona, gdyż poobłupywali ją łowcy pamiątek, a kobiece pocałunki pozostawiły na niej trwałe ślady szminki.

W 1965 roku Joe DiMaggio stał na stadionie New York’s Yankees w poczcie honorowym innego bohatera baseballu, Mickeya Mantle’a. Uśmiechając się i ściskając dłonie, pojawił się Robert Kennedy. By uniknąć podania mu ręki, DiMaggio natychmiast się wycofał.

 – Marilyn wisi jak nietoperz w głowach wszystkich mężczyzn, którzy ją znali – powiedział piosenkarz Sammy Davis.

Trzy tygodnie po śmierci Marilyn jej matka Gladys napisała smutny, lecz niezwykle przytomny list z Rock Haven Sanitarium, gdzie ciągle przebywała. W wiadomości do swojej opiekunki, Inez Melson, tak mówiła o „drogiej Normie Jeane”: „Spoczywa teraz w pokoju. Niech nasz Bóg błogosławi ją i pomaga jej zawsze… […] Chciałam, żeby była szczęśliwa i radosna. Niech Ci Bóg błogosławi, Szczęść Boże. Z wdzięcznością”.

Kilka miesięcy później, w ciemną noc, matka Marilyn uciekła z zakładu. Ściskając w ręku Biblię i podręcznik Stowarzyszenia Chrześcijańskiej Nauki, zsunęła się po linie z prześcieradeł i powędrowała przedmieściami Los Angeles. Znaleziono ją w kościele baptystów. Zanim wróciła do miejsca swojego przymusowego pobytu, rozmawiał z nią duchowny.

 – Ludzie powinni przede wszystkim wiedzieć, że nigdy nie chciałam, żeby została aktorką – powiedziała o swojej słynnej córce. – Nic dobrego jej ta kariera nie przyniosła.

Na miesiąc przed śmiercią, w rozmowie z szefem studia Twentieth Century Fox Peterem Levathesem, Marilyn ze smutkiem skomentowała swoje położenie:

 – Jako kobieta poniosłam klęskę. Moi mężczyźni oczekują tak wiele ode mnie ze względu na mój wizerunek jako symbolu seksu, który stworzyli i oni, i ja sama. Mają tak wielkie oczekiwania, których ja nie potrafię spełnić! Spodziewają się, że bić będą dzwony, że rozlegną się syreny, a przecież moje ciało jest takie samo jak ciało każdej innej kobiety. Nie dorastam do ich oczekiwań.

W kilka dni po tej rozmowie Marilyn spytała dziennikarza „Life’a” Richarda Merymana:

 – Czy znasz książkę „Everyman”?

Meryman przytaknął.

 – Więc – rzekła Marilyn – chciałabym żyć tylko w świecie fantazji everymana.

Jeanne, była żona Deana Martina, tak skomentowała Marilyn i innych idoli naszych czasów:

 – Nazywam ich ludźmi z plakatów. Cieszą się oni wieczną sławą, choć w wielu przypadkach nic w sobie nie mają. Odkrywa się ich tylko dzięki rolom, które odtwarzają w filmach. Nie jestem pozbawiona współczucia, ale spójrzmy, kim oni byli, wszyscy ci Cliftowie, Marilynki, Taylorki… Za życia przyciągają się nawzajem. Spotykają się na gruncie towarzyskim, padają sobie w ramiona, ale nie mają nic, co miałoby jakieś znaczenie dla śmiertelników. Historia katapultuje ich w przyszłość. Znajduję ich portrety na ścianie sypialni mojego syna, blade i piękne, ale oderwane od rzeczywistości.

Marilyn Monroe stała się jednak kimś więcej niż kobietą z plakatu – nawet jeśli była nią kiedyś na ścianie szpitalnego pokoju Johna Kennedy’ego. Stanowiła mieszaninę paradoksów: była symbolem seksu, który nie znalazł szczęścia w miłości, aktorką przerażoną każdym wyjściem na plan, żarliwą wielbicielką nauki, która nigdy nie nauczyła się żyć sama ze sobą, która w końcu runęła w coś bardzo bliskiego szaleństwu.

Wesprzyj Więź

Mimo tego wszystkiego spuścizna po niej jest z trwalszego materiału niż fantazja. Everyman, któremu złożyła hołd w swoim ostatnim wywiadzie dla „Life’a”, wciąż pozostaje pod jej urokiem. Marilyn, uciekinierka z nędznego dzieciństwa, utorowała sobie drogę do światowej sławy czymś większym niż seks. Dokonała tego po prostu ciężką pracą i wewnętrznym światłem, jaśniejącym nawet w najbardziej pustych filmach, jakimi lansował ją Hollywood. Przez dwanaście lat jej obecność na ekranie i poza nim sprawiała, że miliony ludzi śmiały się i płakały – i wciąż nie mogą o niej zapomnieć.

Fragment książki „Bogini. Tajemnice życia i śmierci Marilyn Monroe”, Wydawnictwo Znak, Kraków 2022

Przeczytaj też: Przedwojenna gwiazda i powojenne zapomnienie. Dwa życia Iny Benity

Podziel się

1
1
Wiadomość