Zima 2024, nr 4

Zamów

W sporze o Sąd Najwyższy potrzeba ludzi mostów

Prezes Izby Karnej Sądu Najwyższego Stanisław Zabłocki (2016-2020) podczas I Konferencji Prawniczej w Częstochowie 1 marca 2019. Fot. Grzegorz Skowronek / Agencja Gazeta

Nadzieję na wyjście z tego dramatycznego uwikłania trzeba podtrzymywać. Trzeba starać się przedkładać rozum ponad siłę.

Tuż przed rozpoczęciem weekendu jedną z najczęściej komentowanych wiadomości była ta dotycząca likwidacji Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego. W większości notek, a także w wywiadach czy tekstach publicystycznych, przewija się przede wszystkim pytanie o to, czy nowy stan prawny spełnia wymogi sformułowane w tzw. kamieniach milowych Komisji Europejskiej, do których respektowania zobowiązał się polski rząd i które warunkują odblokowanie wypłaty pieniędzy potrzebnych Polsce do realizacji Krajowego Plany Odbudowy.

Tak jak przed kilkoma laty położono los przynależności Polski do struktur unijnych i struktur Rady Europy na równi pochyłej, obecnie ktoś podjął decyzję o zwiększeniu kąta nachylenia tej równi

Stanisław Zabłocki

Udostępnij tekst

Jałowym zabiegiem wydaje mi się powtarzanie tezy, że z trzech fundamentalnych warunków spełniony został tylko pierwszy, a i to w postaci bardziej formalnej niż materialnej. Zmiana szyldu z Izby Dyscyplinarnej na Izbę Odpowiedzialności Zawodowej nie wystarczy, by zniknęły wadliwości, które legły u podstaw postulatu likwidacji organu. Nadal – w rozumieniu europejskich traktatów – nie może on być uznawany za niezawisły i bezstronny sąd. 

Podobnie oczywiste jest to, że samo stworzenie drogi, na której końcu rysuje się  perspektywa przywrócenia do orzekania sędziów represjonowanych za respektowanie wyroków europejskich trybunałów (i zasad polskiej Konstytucji w ich niewypaczonym brzmieniu), drogi zresztą wysoce niepewnej – właśnie z uwagi na przewidziany tryb kształtowania obsady personalnej Izby Odpowiedzialności Zawodowej – nie jest równoznaczne z jasnym i kategorycznym warunkiem przywrócenia im pełni praw. 

Spełnienie wymogu zasadniczej reformy postępowania dyscyplinarnego wobec sędziów storpedowane zostało już przez sam fakt pozostawienia w mocy szeregu przepisów tzw. ustawy kagańcowej z 20 grudnia 2019 r. czy wręcz jej usankcjonowania poprzez wprowadzenie w ostatniej nowelizacji ustawy o Sądzie Najwyższym oraz niektórych innych ustaw nowego rodzaju deliktu dyscyplinarnego (w art. 1 pkt 34), skierowanego przeciwko sędziom przeciwnym orzekaniu w składach z osobami powołanymi w procedurze, której istotną część stanowiła rekomendacja Krajowej Rady Sądownictwa ukształtowanej w sposób niezgodny z art. 187 ust. 1 pkt 2 Konstytucji. 

Cóż zatem może skłaniać do powrotu do tematu likwidacji Izby Dyscyplinarnej? Otóż jest kilka kwestii, które dotąd nie wybrzmiały, a przynajmniej nie wybrzmiały w sposób dość wyraźny. 

Po pierwsze, warunki dotyczące niezbędnych zmian w omawianym tu zakresie przedstawia się najczęściej jako sformułowane wyłącznie przez Komisję Europejską, co łączone jest z sugestią, iż mają one czysto polityczny charakter i jako takie stanowią element politycznej właśnie presji wywieranej na suwerenny kraj, jakim jest Polska. Tymczasem źródłem tych warunków nie są poglądy, czy tym bardziej zachcianki biurokratów z Komisji Europejskiej, ale zapatrywania prawne wywiedzione – z traktatów ratyfikowanych przez nasze państwo – przez dwa najważniejsze sądy europejskie, to jest przez Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej oraz Europejski Trybunał Praw Człowieka, których to organów jurysdykcję zobowiązaliśmy się przestrzegać wstępując do struktur unijnych i do struktur Rady Europy i które w związku z tym są, obrazowo rzecz ujmując, także „naszymi” sądami. 

Wystarczy uważna lektura szeregu orzeczeń TSUE, z wyrokiem z 15 lipca 2021 r. (sygn. C-791/19) na czele oraz prześledzenie konsekwentnie kształtowanej, poczynając od wyroku z 22 lipca 2021 r. (skarga nr 43447/19), linii orzecznictwa ETPCz, aby dojść do wniosku, że warunki dotyczące zapewnienia w polskim wymiarze sprawiedliwości prawa dostępu do sądu niezawisłego i bezstronnego, także w zakresie sądownictwa dyscyplinarnego, sformułowane w tzw. kamieniach milowych, nie mają charakteru politycznego, ale charakter czysto jurydyczny. 

Po drugie, plasowanie sporu o Izbę Dyscyplinarną wraz ze wszystkimi kwestiami mu towarzyszącymi właśnie w płaszczyźnie politycznej skłania do gry na emocjach, do odwoływania się do argumentacji o charakterze godnościowym, rzekomo patriotycznym, do odmawiania prawa głosu tym, którzy uważają inaczej. Prowadzi to do działania z pozycji siły, które obserwować mogliśmy przez ostatnie lata i od którego, jak wskazują na to liczne przesłanki, wiele osób nie zamierza odstąpić. 

O ile bowiem przy różnicy poglądów prawnych odwoływanie się do uświęconej tradycją reguły magis ratio quam vis („trzeba przedkładać rozum ponad siłę”) ma nawet w dzisiejszych czasach szanse powodzenia, o tyle przy zanegowaniu takiego ich charakteru łatwiej działać w myśl odwrotnej reguły magis vis quam ratio („trzeba przedkładać siłę ponad rozum”). Polityka jest bowiem niewspółmiernie bardziej bezwzględna, wręcz brutalna, w zestawieniu z prawem. 

Po trzecie, wydarzenia ostatnich tygodni skłaniają do pesymistycznego wniosku, że tak jak przed kilkoma laty położono los przynależności Polski do struktur unijnych i struktur Rady Europy na równi pochyłej, obecnie ktoś podjął decyzję o zwiększeniu kąta nachylenia tej równi. 

To decyzja nieodpowiedzialna – przecież przez lata marzyliśmy o wstąpieniu do tych struktur i o tym, aby w naszym, tak ciężko doświadczonym przez historię, kraju obowiązywały rozwiązania zawarte w Europejskiej Konwencji o Ochronie Praw Człowieka i Podstawowych Wolności i aby polscy obywatele mogli korzystać z ochrony tych praw, zapewnianej efektywnie przez respektowanie orzeczeń Trybunału Strasburskiego. Widzieliśmy szansę cywilizacyjną i upatrywaliśmy gwarancji naszego bezpieczeństwa w przynależności do europejskiej wspólnoty, opartej nie tylko na współpracy ekonomicznej, ale także na wspólnych wartościach w zakresie bezpieczeństwa prawnego jej członków, lojalnie respektujących orzecznictwo Trybunału Luksemburskiego. 

Brak realizacji w pełnym zakresie warunków z tzw. kamieni milowych, przynajmniej tych o czysto jurydycznym charakterze, może spowodować zaprzepaszczenie kolejnej  już szansy wybrnięcia z dramatycznego impasu. Pierwsza taka szansa powstała po wydaniu przez TSUE wyroku z 19 listopada 2019 r. i po dokonaniu przez trzy połączone Izby Sądu Najwyższego implementacji tego wyroku na grunt polski w uchwale z dnia 23 stycznia 2020 r. (sygn. BSA I – 4110-1/20). Lina ratunkowa rzucona przez prawników w stronę tych, którzy kierowali się wyłącznie racjami politycznymi, nie została podjęta. Warto jednak zadać sobie pytanie, o ile łatwiej było wówczas oddalić postępujący kryzys w stosunkach ze strukturami europejskimi niż po kolejnych ponad dwóch latach. 

Druga taka szansa istniała w chwili, gdy kończyła swoją działalność Krajowa Rada Sądownictwa, której tzw. trzon sędziowski został powołany w oparciu o przepisy wprowadzone w ustawie z 12 kwietnia 2018 r. Także i z tej okazji nie skorzystano, chociaż była to bardzo dogodna chwila do takiej zmiany stanu prawnego, która likwidowałaby zaogniony spór. Po zobowiązaniu się do realizacji warunków określonych w tzw. kamieniach milowych powstała trzecia szansa. Jak jest ona traktowana pokazały ostatnie tygodnie. 

Po czwarte, gdy w istocie chodzi o wartości stanowiące fundament harmonijnego współdziałania jakiejś zbiorowości, liczenie na to, że w końcu ugnie się ona i skapituluje wobec tych, którzy wartości tych nie respektują, zazwyczaj bywa zawodne. Świadczy o tym choćby to, że mimo wejścia w życie ustawy formalnie likwidującej Izbę Dyscyplinarną, nadal powiększa się kwota kar naliczanych z tytułu niewywiązania się przez Polskę z orzeczenia zabezpieczającego, wydanego przez TSUE 14 lipca 2021 r., które także formułowało przecież określone zastrzeżenia co do obowiązującego systemu dyscyplinarnego. 

Z jednej strony potrącana każdego dnia kwota miliona euro może wydawać się mało znacząca wobec miliardów, których nie otrzymaliśmy dotąd z KPO i których wypłata w ogóle stanęła pod olbrzymim znakiem zapytania, z drugiej jednak strony nie potrafię pogodzić się z tym, że kwota równa tej, którą za każde kolejne dwa dni państwo polskie bez wahania jest skłonne płacić za trwanie w uporze i niewykonywanie orzeczenia TSUE była przez funkcjonariuszy tego samego państwa uznana za zbyt wysoką, aby zadośćuczynić krzywdom bohaterskiej uczestniczki Powstania Warszawskiego, pani Anny Jakubowskiej – „Paulinki”, za całe lata spędzone przez nią w więziennych murach, za jej cierpienia, za wieloletnią rozłąkę z maleńkim synkiem i za zdruzgotanie życiowych planów.

Nie potrafię pogodzić się z tym, że trwanie w tym uporze uniemożliwia sfinansowanie wielu wysokospecjalistycznych procedur medycznych wobec ciężko chorych dzieci, które szans na ich uruchomienie muszą poszukiwać w zbiórkach publicznych. O tym liczniku, na którym w chwili pisania tych słów wybiła już kwota przekraczająca 250 milionów euro, nie powinniśmy zapominać, gdy rozmawiamy o sposobie wywiązania się z omawianej grupy tzw. kamieni milowych.

Wesprzyj Więź

Po piąte – to już uwaga ostatnia – rodzi się pytanie, czy można mieć jeszcze nadzieję na wyjście z dramatycznego uwikłania? Prawdę mówiąc, coraz mniej we mnie tej nadziei. Ale uważam, że należy ją podtrzymywać. Szansy upatruję w umiejscowieniu sporu w sferze jurydycznej, a nie politycznej. Wydaje się, że konieczne byłoby także znalezienie tzw. bridge-people, ludzi mostów, którzy podejmą się poszukiwania rozwiązań prawnych, a nie siłowych, nie bacząc na to, jak trudna i długotrwała to misja. Takich osób potrzeba po obu stronach barykady, która podzieliła nasz naród. Ostatnie wypowiedzi np. pana profesora Marcina Matczaka, czy pani profesor Ewy Łętowskiej, odebrałem jako zbieżne z wyrażonym wyżej poglądem.  

Innej drogi nie ma. Odwołanie się do metod, którymi doprowadzono do stanu obecnego lub im podobnych może prowadzić do całkowitej pogardy dla instytucji demokratycznego państwa prawa i do nakręcenia spirali, której nasi następcy nie będą potrafili powstrzymać.

Przeczytaj także: Adam Bodnar – Sporu o praworządność nie można odpuścić

Podziel się

17
6
Wiadomość

Sady sie same oczyszcza….., sedziowie to nadzwyczajna kasta ludzi………, zadam zemsty…….., a ja zrobilem zonie (68) szkolenie w Polsce na urlopie, bo przechodzila na pasach jak u siebie w Niemczech. Zonko jestes w Polsce, na pasach musisz uwazac bo moze cie potracic facet nie majacy prawa jazdy, samochod nie ma OC i przegladu, sad moze cie uznac za winna, bo majac 68 lat moglabys wbiec na pasy jak mloda sarenka. Nie kladz nigdy pieniedzy na ladzie, bo moze stac przed toba sedzia i zajuma ci pieniadze. Tak wiec takie szkolenia sa potrzebne. W Niemczech polityk powiedzial: ta pani nigdy nie bedzie sedzia, no i nie zostala. Sedzia musi byc apolityczny, mozna w Niemczech byc premierem landu i zostac sedzia niemiekiego TK. Mozna z bundestagu przeniesc sie do TK, nie ma wtym nic zlego, duzo mozna pisac, ciagle mowi sie o skutkach, za przyczyny nikt sie nie bierze, a jak cos sprobuje zmienic, to zaraz okrzycza go zamachowcem , ktory chce zburzyc trojpodzial wladzy. Wszedzie na swiecie ludzie maja wplywa na trzecia wladze, w Polsce ma zostac nadzwyczaj na kasta. Cos mi tu smierdzi.

Procedura powoływania sędziów wymaga poczynienia uzgodnień pomiędzy najsilniejszymi frakcjami w parlamencie. Za sprawą takiego kompromisu unika się wyboru sędziów o poglądach radykalnych, skrajnych. Ponadto w drodze politycznego zwyczaju przyjęło się, że po opróżnieniu stanowiska sędziego wybranego z inicjatywy chadecji prawo wskazania kandydata na jego miejsce pozostaje nadal w gestii CDU/CSU, a pozostałe siły polityczne nie powinny się temu sprzeciwić. Sytuacja jest analogiczna, gdy wakat nastąpił w związku z upływem kadencji sędziego z ramienia SPD. Tak jest w Niemczech, sedziowie sa apolityczni sic !!!. Jedno jest tylko pewne, nikt nie wybierze pieciu sedziow na zapas bo ma wiekszosc w Bundestagu. Poczetek zla to bylo wlasnie to, wybor 5 sedziow na zapas, stosunek 14 : 1 mial gwarantowac powrot do utraconej wladzy. Niestety nie udalo sie.

Drobna uwaga: “na zapas” zostało wybranych dwóch sędziów (mających rozpocząć kadencje na początku grudnia 2015 r., czyli już po zmianie większości parlamentarnej w wyniku wyborów). Sędziów rozpoczynających kadencje 7 listopada wybrano prawidłowo, tyle że prezydent odmówił przyjęcia od nich ślubowania.
Co do “początku zła”, to się zgadzam. Ktoś zaczął wydeptywać kręta ścieżkę, dał przykład, a inny rozwinął ten pomysł, wytyczając krętą dwupasmówkę.

Sz.P. Joan, w USA na dziewitego sedziego czekali prawie rok, wybrali konserwatyste a nie lewaka, USA sie przez to nie zawalilo majac 8 sedziow. Jezeli ci 3 zostali wybrani prawidlowo, to po co Rzeplinski pisal nowa ustawe. Za stary jestem zeby w to wierzyc. Czy polski sytem sadowniczy by sie zawalil gdyby przez 2 tygodnie brakowalo trzech sedziow? W bajeczki nie wierze. Wszyscy wiedza dlaczego tak sie stalo. Wladza, wladza, no i ustalenia Okraglego Stolu. Teraz cierpi za to Kosciol i biskupi. Moze bylo by wiecej pomnikow ks. Jankowskiego, 2012 postawili a za PiSu zburzyli.

Szanowny Panie Kamilu, odpowiem nieco przewrotnie: a czemu mieli nie wybierać trzech sędziów, skoro było to zgodne z prawem? Co do pozostałych dwóch wakatów – ich liczba nie zaspokajała apetytów nowej większości parlamentarnej. No i ta, napędzana powyborczym poczuciem mocy, z marszu przystąpiła do rozwijania “zaczętego zła” – władza, władza… Tu odwrócę Pańskie pytanie: czy polski system sądownictwa by się zawalił, gdyby w listopadzie 2015 r. dołączyło do TK trzech prawidłowo wybranych sędziów?
Zupełnie mnie nie przekonuje zestawianie zasad rządzących polskim sądownictwem ze wskazywanymi wybiórczo zasadami obowiązującymi w innych krajach (USA, Francji czy Niemczech). Nie da się mechanicznie (i bezkolizyjnie) implementować do jakiegoś systemu pojedynczych detali, ukształtowanych w całkiem innej tradycji. To nie jest przytyk do Pańskiej wypowiedzi: dyskutując tu prywatnie, możemy używać rozmaitych argumentów i porównywać dowolne X z wszelakimi Y. Mam na myśli wypowiedzi polskich polityków. Także tych, którzy przed laty odbyli studia na wydziałach prawa i – mimo że kariery zawodowe robili w zupełnie innych profesjach – uważają się za prawników.
Tworzenie prawa naprędce, bez rzetelnej analizy możliwych następstw wprowadzenia zmian, często obliczone na doraźną korzyść polityczną lub PR-ową (choćby tzw. Polski Ład, a ostatnio przepisy “węglowe” – choć i rządzący wcześniej nie są bez skazy), niejednokrotnie kończyło się seryjnymi nowelizacjami dopiero co uchwalonych ustaw. Przecież to powoduje chaos i prowadzi do powolnej destrukcji rozmaitych obszarów funkcjonowania państwa oraz generuje – z tego właśnie wynikające – problemy obywateli (wystarczy wspomnieć ustawową karuzelę podatkową z początku roku). Bałagan w sądownictwie, niespójność prawa, mnożące się wątpliwości co do rzeczywistego statusu konkretnych osób lub gremiów, uniemożliwią w pewnym momencie przeprowadzanie niezbędnych korekt w jakiejkolwiek dziedzinie.

Zamysl byl bardzo prosty i prymitywny zarazem,prymitywizm podobny do himalajskich szczytow. Sedziowie powinni reprezentowac cale spektrum spoleczne, tak jest w krajach cywilizowanych. Pyta sie, co by to zmienilo? A zmienilo by bardzo duzo, majac w TK 14 swoich i jednego przybledy, opozycja moglaby kazda ustawe skierowac do TK , kazda ustawa zostalaby uznana za niekonstytucyjna, no i PiS majac wiekszosc rzadzic by nie mogl. Prosze zauwazyc po przegranych wyborach na drugi dzien powstal KOD, jeszcze nawet nie uchwalili ustawy zadnej. Potem byly nastepne proby, ciamajdan, blokada Sejmu, dzis pomaga juz i Unia , nie przyznajac pieniedzy z KPO, jestem Slazakiem , mieszkam w Niemczech, nie podoba mi sie to, to z demokracja nie ma nic wspolnego, Niemcy w swojej historii juz to przezyly, musimy sie wstydzic do dzis za zbrodnie niemiekich nazistow, za polskich komunistow i ich z brodnie tez sie wstydze, przezylem to na zywo, uzywam przymiotnikow niemie ckich czy polskich, bo i w Polsce probuje sie robic z komunistow bezpanstwowcow, mowi sie czesto komunisci, powinno sie mowic Polacy komunisci, dlatego dzis tyle klamstwa po zbrodni jaka wydarzyla sie przy Okraglym Stole. Tego nikt nie zmieni, nawet czerwona kreska. Zbrodnia pozostanie zbrodnia, dlatego dzis tak wszyscy walcza z Pisem, legalnie wybranymi, bede sie cieszyl jak Unia niedlugo sie rozpadnie, wszyscy zapomnieli co znaczy 12 gwiazd na jej niby fladze. Bo flaga to nie jest, Unia flagi nie ma.

Kuriozalne poglady to byly do 2016 roku, od tego czasu moze Pan mowoc ze Walesa to TW Bolek, kuriozalne we wszystkim jest to, ze uplynelo tyle czasu, a on przed sadem nie stanal za klamstwo lustracyjne. No ale kto ma go skazas jak sady sa nasze, prokuratorzy tez milcza, czekaja na sad Bozy.

Tak szczerze to „niezawisły sąd” to po ludzku utopia. Zawsze, każdy sąd będzie patrzył przez pryzmat własnych poglądów, a każdy je ma. Każdy. Nawet mimowolnie. Prawo nigdy nie będzie jednoznaczne, bo słowa nie są jednoznaczne, ułomność języka. Zawsze jest jakaś maleńka furtka. Trzeba walczyć z dużymi wypaczeniami. To ważne. Ale idea jest tylko (aż) ideą. W jaskini platońskiej nie pojawili się żywi ludzie tylko dlatego, że ktoś ujrzał cienie.