Czy dusza ludzka potrzebuje pokarmu? Przez długie lata myślałem, że nie.
„Jesteśmy tu na pustkowiu”. „Tu nic nie ma. Tłum ludzi i my” – stwierdzają z niepokojem apostołowie. Przeczuwają zbliżający się problem. Idzie noc i brakuje jedzenia.
Puste miejsce to symbol. Podobnie jak zbliżający się wieczór. Puste miejsce symbolizuje głód. Ciemność to brak światła. Rozmnożenie chlebów i ryb też jest znakiem. Wiadomo, że nie chodzi tylko o zaspokojenie głodu ciała. Znak wskazuje także na głód duszy. Przyznam, że przez długie lata nie myślałem o tym, że dusza ludzka potrzebuje pokarmu. Wydawało mi się, że skoro jest niewidzialna, nieśmiertelna, niematerialna, po co jej pokarm. To przecież ciało potrzebuje różnych pierwiastków i substancji odżywczych, aby funkcjonować.
A jednak między naszym ciałem a duszą istnieje współzależność. Dusza – najprościej rzecz ujmując – jest tym, co daje ciału energię i je spaja, skleja. Gdy umieramy, wszystko się rozpada na kawałki i zamienia w proch.
I to mnie właśnie zadziwia w uroczystość, w której jeszcze raz przeżywamy tajemnicę Eucharystii. Wychodzimy z kościołów, ze znakiem sakramentalnej obecności Zmartwychwstałego do naszych „miast, wsi i zagród”, a w Ewangelii słyszymy, że Jezus nie odsyła ludzi od „wsi, miast i zagród”, tylko karmi ich na pustkowiu i pod osłoną nocy. Aluzja do Izraela na pustyni jest wyraźna.
Czym to pustkowie jest dzisiaj dla nas? Inną formę będzie miało dla umęczonych wojną Ukraińców, inną dla ludzi z krajów, gdzie nie za bardzo jest coś do jedzenia, inną dla ludzi ze slumsów i faveli. Czym jest pustkowie dla nas, ludzi w Polsce, którzy żyjemy już na ogół coraz bardziej dostatnio? O jaki rodzaj pustki chodzi, o jaką ciemność, do której odwołuje się Jezus? Czy dzisiaj dla wielu osób przyjście na Eucharystię nie jest rodzajem pustkowia? Czy nie czują się tam niekomfortowo, bo wyrwani zostają z kieratu mnóstwa zajęć potrzebnych i niepotrzebnych, miliona bodźców, ciągłego zapychania głodu swej duszy, nadmiaru, który rodzi raczej przesyt?
Tak, Eucharystia jest w tym sensie pustkowiem, i to dość powtarzalnym, przewidywalnym. Stale to samo. Bez większych atrakcji, escape roomów, ze sporą dozą anonimowości. Do jakiego więc głodu odwołuje się Eucharystia, skoro często budzi nudę, niezrozumienie i chęć ucieczki? Jaki rodzaj pustki w nas odsłania, której nie chcemy widzieć i raczej wolelibyśmy pójść do naszych wsi i zagród, aby tam znaleźć żywność?
Jezus na to jednak nie pozwala. Każe uczniom nakarmić ludzi na pustkowiu. I to nie czymś innym niż tym, co znaleźliby w zagrodach i wsiach. Różnica polega na tym, że tam musieliby ten pokarm kupić, tu otrzymują go za darmo, w darze. Doświadczenie pustyni, nudy, nieatrakcyjności na Eucharystii jest po to, byśmy się przekonali, że nie istnieje tylko to, co sami kupimy, znajdziemy i sobie wyprodukujemy.
Eucharystia to również głoszenie śmierci Pana. A więc najpierw samego dramatycznego wydarzenia, pustyni i samotności w najgłębszym wymiarze, przez które płynie życie. „Ty przez swoją śmierć dałeś życie światu” – modli się po cichu celebrans tuż przed Komunią świętą. Śmierć jest pustynią, ogołoceniem, ciemnością.
Ale głoszenie śmierci Pana to również życie tym, co ona oznacza – a więc „dobrowolne wydanie się”, opustoszenie. Nikt z nas tego nie lubi. Oddawać po kawałeczku swoje życie, tracić je. Przecież to powolna konfrontacja z pustką, z obumieraniem. To niesamowita tajemnica, że Bóg przychodzi nas nasycać na pustkowiu i w doświadczeniu umierania.
Eucharystia naprawdę nie jest od obnoszenia i czynienia z niej kolejnego sztandaru, do czego bywamy kuszeni nie tylko w Boże Ciało.
Przeczytaj też: Boże Ciało. A gdyby tak w procesję wyruszyć z bochenkiem chleba?
Cóż, po to są jezuici by szukać nowych dróg. Taki zakon i taka jego misja.
A mnie się widzi, że Eucharystia w jakimś sensie jest porządkiem wszech-stworzenia. Wszystko korzysta z innego, jak i samo wszystkiemu potrzebne. Tak się trzyma swoich praw. Kto nie ustanawiał ich, niech nie reglamentuje. Stale jemy i jesteśmy zjadani. Składamy ofiary z siebie i jesteśmy ofiarami przez siebie składanymi; także wbrew naszej woli. Rzecz w tym, żeby ta komunia nie była zjadaniem drugiego lecz dawaniem się na pokarm. To znak rozpoznawczy – po łamaniu chleba.
@Adam G.
O co chodzi ?
W jakim sensie my sami jesteśmy „zjadani” ?
W jakim sensie Komunia ma być „dawaniem się na pokarm” ? O co tu chodzi ?
To Chrystus mnie zjada w trakcie Komunii ?
Co to za heretyckie teorie ?
Wdzięcznym będę za doprecyzowanie.