Moje sympatie lokują się po stronie realistów nowych, którzy mieli nadzieję, że w rewolucji społecznej znajdzie się miejsce także dla indywidualnej wyobraźni i twórczych poszukiwań.
Czytam pasjonującą książkę Doroty Jareckiej o sporach o surrealizm w przedwojennej i tużpowojennej Polsce – prowadzonych w pięciokącie, którego boki wyznaczali tradycjonaliści, oświeceniowcy, lewica rewolucyjna, lewica stalinowska i sami wreszcie surrealiści. I myślę, jak bardzo okazują się aktualne. Kłócono się zawzięcie o kształt nowego ładu po katastrofie, a także o kilku sprawach dla mnie ważnych: czy będzie w nim miejsce dla jednostki i indywidualnego przeżycia, dla ciała i pragnienia, irracjonalizmu i biologii, doświadczenia destrukcji, rozpadu i przemijania, a wreszcie – dla wojennej traumy.
Trauma ta, jak wiadomo, ciągnie się za nami, choć od tamtej katastrofy, wobec której orientowali się powojenni artyści i krytycy, minęło prawie osiem dekad. Kto ją lepiej wyraził, czy może: kto trafniej o niej opowiedział? Starzy realiści, stojący na gruncie treściowości, logiki i racjonalności, wierzący w rozum i modernizację, a prymat przyznający społeczeństwu? Czy realiści tacy jak najważniejszy teoretyk powojennej awangardy Mieczysław Porębski – którzy społeczeństwa nie odrzucając, byli przekonani, że w „epoce Guerniki” realistyczna ocena zjawisk, by wydać prawdę artystyczną, musi skrzyżować się „ze wszystkimi majaczeniami surrealizmu i użyć wszystkich środków ekspresjonistycznego wyrazu, żeby dorównać nadchodzącej rzeczywistości”?
Nigdy nie uważałem się za oświeceniowca ani racjonalistycznego humanistę, zawsze garściami czerpałem z modernizmu, podszytego grozą istnienia i nieistnienia, która kładzie na rzeczywistości swój mroczny cień, w modernizmie widzę najlepsze dla siebie medium opisu własnego życia, bardzo bliski jest mi tutejszy surrealizm rupiecia, inny niż ten paryski (skądinąd też bliski), bo rozjechany przez historię i zdegradowany.
Nie dziwne więc, że moje sympatie lokują się po stronie realistów nowych, którzy mieli nadzieję, że w rewolucji społecznej znajdzie się miejsce także dla indywidualnej wyobraźni, transgresji i pragnienia, eksperymentu i twórczych poszukiwań, które zawsze będą rozsadzać spójność i jedność społecznych (czy zgoła narodowych) wyobrażeń i odruchów.
Przeczytaj także: Od początku patrzę na tę wojnę przez ciemne szkło Zagłady