Usiąść z dziećmi przy Dobrym Bogu z dobrem, które w nich jest, z otwartym pytaniem o to, jak mogą bardziej się rozwijać, bardziej kochać, co zmieniać. To naprawdę świetny sposób na ich pierwszą spowiedź.
Niedawno miałem szczęście wyspowiadać dziesięcioro dzieci. To była ich pierwsza spowiedź. Do tego, co już tutaj kilka tygodni temu pisałem, chciałbym dodać jeszcze jedno. Ta grupa dzieci przygotowuje się do pełnego uczestnictwa w Eucharystii w ramach (też już wspominanego) projektu Baranki.
Przy odnowieniu przyrzeczeń chrzcielnych nie były one pokropione w sposób tradycyjny przeze mnie kropidłem, ale każde samo zanurzało rękę w wodzie święconej i kreśliło na sobie krzyż. Robiłem tak pierwszy raz, ponieważ pomyślałem, że skoro przy chrzcie jesteśmy polewani wodą, to przy odnowieniu przyrzeczeń chrzcielnych możemy tej wody użyć całkiem świadomie i osobiście. I dzieciaki robiły ten znak bardzo poważnie. A po spowiedzi rodzice zakładali dzieciom białe szaty (to jest praktykowane w grupach barankowych), a dzieci zapalały świece przed ołtarzem.
Sama spowiedź nie odbywała się w konfesjonale, ale w prezbiterium, na bocznej ławce. Z jednej strony dziecko miało zapewniony komfort, a z drugiej było na widoku swoich rodziców
Chciałbym się tu też podzielić doświadczeniem samej spowiedzi. Projekt Baranki w jednym ze swoich fundamentów ma pracę nad talentami. Dzieci z rodzicami przez cały rok uczą się szukać w sobie dobra, talentów, przestrzeni do rozwoju, a to wszystko prowadzi do postawy wdzięczności wobec Boga, ludzi i samego siebie.
Oczywiście nie zdradzę, co dzieci mówiły podczas spowiedzi, ale mogę powiedzieć, że zauważyłem tę całoroczną pracę rodziców i dzieci. O samych grzechach mówiliśmy bardzo mało. Pisałem już kiedyś, że nie należy dzieciom wmawiać grzechów i pamięć o tym, że są dziećmi. Bardzo dużo za to rozmawialiśmy właśnie o talentach i dobru, które w sobie widzą. Niektóre z nich przynosiły wykonane przez siebie materiały z całego roku (mapy myśli, plakaty, albumy), w których miały to dobro spisane. I to naprawdę jest świetny sposób na spowiedź dzieci. Usiąść z nimi przy Dobrym Bogu z dobrem, które w nich jest, z otwartym pytaniem o to, jak mogą bardziej się rozwijać, bardziej kochać, co zmieniać.
Sama spowiedź nie odbywała się w konfesjonale, ale w prezbiterium, na bocznej ławce. Z jednej strony dziecko miało zapewniony komfort, a z drugiej było na widoku swoich rodziców. A wszystko to przy modlitwie całej wspólnoty.
Bardzo fajnie robi się Boże rzeczy z dziećmi, kiedy prowadzą ich w tym rodzice, a nie ksiądz. Moja rola jest jasna, mam być przy sakramencie.
Przeczytaj też: Nie załamujmy rąk nad tym, że wiele konfesjonałów jest pustych
Błogoslawione skutki niżu demograficznego i postępujących odejść z Kościoła. Zamiast przepychać przez I komunię tłum można wreszcie dostrzec Osobę pojednczego dziecka.
Ks. Grzegorz . I jest tak jak powinno być.
Bóg wciąż może być dobry jeśli dzieci nie wiedzą nic o Buczy.
Dzieciom Panie Karolu o morderstwach nie wolno mówić ponieważ ich psychika jest na takie wiadomości nie przygotowana.
W takim razie nie powinno im sie czytać Biblii.
Powinno. Nowy Testament.
Na człowieka na krzyżu w każdym dostępnym miejscu też nie?
Bardzo dobry pomysł, że rodzice mogą widzieć dziecko. Zwiększa zaufanie do księdza w kontekście nadużyć w kościele. Taka spowiedź zaważy pozytywnie na całym życiu duchowym. Natomiast zastanawiam się co z dziećmi, które nie mogą liczyć na rodziców.
Ja zaś zastanawiam się dlaczego każde dziecko rodzi się w niezawinionym grzechu.
Spowiedź na „ucho” wymyślono w Kościele w wiadomym celu. Jest początek lat 70 ubiegłego wieku. W przededniu przystąpienia do I Komunii, z grupką kolegów idziemy do oddalonego o 5 km. kościoła. Chyba pięciu nas było, idziemy piechotą zresztą jak zawsze. Gadka się nie klei, jest stres, wiadomo proboszcz jak się zeźli potrafi przywalić. Chodzi nie tyle o same grzechy, ale o sprawnie odmówioną formułkę spowiedzi. Wypalamy papierosa na spółkę, najpierw jednego potem drugiego. Każdy ma przygotowany w głowie zestaw grzechów, bardziej raczej wymyślonych niż rzeczywistych. Jakoś nawet sprawnie i bez draki poszło, w drodze powrotnej każdy pali po całej fajce dla odprężenia. Tego samego roku podczas chodzenia księdza z kolędą, przyjęcie goszczące wyprawia wuj ojca. Taka tradycja w parafii, corocznie inny zacny gospodarz podejmuje uroczystym śniadaniem, obiadem i zakrapianą kolacja duchownych i ich świtę. Na balangę zaprasza się rodzinę i przyjaciół. Dzieciaków sporo, karmi się je w osobnym pokoju a po jedzeniu wygania na dwór, coby się nie szwendały. Gospodarz przywozi i odwozi wielebnych po imprezie na plebanie. Po kolacji wódeczka słodkości i wesoła rozmowa. Wikary odpada pierwszy idzie się zdrzemnąć do sypialni gospodarzy, goście się rozchodzą, drzwi salonu zostają zamknięte. Z kuzynami dokazujemy, ale pali nas ciekawość, co tam tak wesoło. Znajdujemy sposób aby ich podsłuchać. Wtedy dowiedziałem się ile jest warta tajemnica spowiedzi, co tam u sąsiadów, oczywiście tych mniej zacnych, trochę świńskich dowcipów, ale to zwyczajne dla nas było, że przy gorzale starzy świntuszą. Nie wiem jakie boże rzeczy z dziećmi można robić. Ja moim starałem się uświadomić, że Bóg nie jest dobry w taki sposób jak to ksiądz opowiada. Jest dobry w tym co robi, cokolwiek to jest, nawet jak dopuszcza do największych podłości jakie ludzie na siebie sprowadzają. Żeby mu nie zawracały gitary byle czym, dał im wszystko czego potrzebują, by sobie radzić w życiu. Jak komuś wyrządzą krzywdę, to żadna spowiedź im tego nie odpuści, nie uczyni z nich aniołków. Gdy mnie formowano Boga się bano, nie był tak miłosierny i kochliwy jak dziś. Jak ktoś bimber pędził, to pod płotem go proboszcz grzebał dla nauki innym. Amen.
Ciekawa inicjatywa i pomysł ks. Kramera. Będzie się sprawdzać zwłaszcza wtedy gdy do I komunii będą przystępować już tylko pojedyncze dzieci. Statystyki pokazują, że przyjdzie to szybciej niż spodziewa się tego episkopat.
Tym razem Jordanów… Trzymajcie dzieci z dala od Kościoła.