Zima 2024, nr 4

Zamów

„Mała mama”. Kiedy przyszłość zaprzyjaźnia się z przeszłością

Joséphine i Gabrielle Sanz w filmie „Mała mama”, reż. Céline Sciamma, Francja 2021. Fot. Materiały prasowe Stowarzyszenia Nowe Horyzonty

Najnowszy film Céline Sciammy to kameralna opowieść o niewypowiedzianych słowach. I o tęsknocie, która potrafi dokonać niemożliwego.

A gdyby tak pewnego słonecznego poranka spotkać na leśnej ścieżce przeszłość? Do tego nie swoją własną, a swojej mamy? I właściwie nie abstrakcyjną przeszłość, a ośmioletnią mamę we własnej osobie? Brzmi nieprawdopodobnie, prawda? W życiu, bo w kinie wszystko jest możliwe. Korzysta z tego przywileju w swoim najnowszym filmie Céline Sciamma, twórczyni nagradzanego „Portretu kobiety w ogniu”.

Francuska reżyserka wraca do tematu dzieciństwa. Dekadę temu oglądaliśmy „Chłopczycę”, teraz dostaliśmy obraz „Mała mama”, która zresztą ciekawie sytuuje się na tle innych produkcji podejmujących w ostatnim czasie temat dorastania. Kenneth Branagh nie unikał w „Belfaście” nostalgii (za co zdobył Oscara), a Mike Mills w „C’mon c’mon” robił nam wykład z tego, jak rozmawiać z dzieckiem. Sciamma idzie natomiast własną ścieżką.

W jej filmie mamy oczywiście i czułość, i uważność, i mądrość, ale też sporą formalną dyscyplinę. Reżyserka „Dziewczyny z bandy” dokładnie wie, co chce opowiedzieć, i udaje jej się to zaledwie w 72 minuty! Można jedynie utyskiwać na pewien detal. Gdy główna bohaterka (Joséphine Sanz) spotyka w lesie podobną do siebie rówieśniczkę (Gabrielle Sanz, siostra), jako widzowie nie musimy domyślać się jej tożsamości. Klucz do rozwiązania zagadki stanowi przecież tytuł opowieści.

Sciamma bezbłędnie pokazuje z kolei coś, co mogłoby umknąć innym filmowcom: świat dziecka różni się od świata dorosłych. Ci drudzy, gdyby doszli do podobnych wniosków co ośmioletnia Nelly – że zaprzyjaźniła się ze swoją ośmioletnią mamą – złapaliby się za głowę, racjonalizowaliby wszystko. Dziecko inaczej: przyjmuje rzeczywistość taką, jaka ona jest.

Nie znaczy to wcale, że filmowa dziewczynka niczego nie dostrzega. Przeciwnie, jej przenikliwość zaskakuje rodziców. Jak wtedy, gdy przyznaje, że lubi mówić mamie „dobranoc”, bo tylko wówczas widzi ją w ciągu dnia; kiedy zwraca tacie uwagę, że ten opowiada jej nic nieznaczące szczegóły z własnej przeszłości, a nie daje poznać prawdziwego siebie. Lub wreszcie w momencie, gdy stwierdza, że jej przyjaźń z dziwną przybyszką nie będzie trwała zawsze, że nie będzie kolejnej okazji do spędzenie wspólnie czasu, przynajmniej już nie w takiej konfiguracji, kiedy obie mają po osiem lat.

Wesprzyj Więź

Francuska reżysera wykazuje się przy tym sporą empatią wobec swoich bohaterów: zdezorientowanej Nelly, ale również wycofanego, choć sympatycznego ojca, pozornie surowej babci, wreszcie: ośmioletniej mamy, która boi się poddać koniecznej operacji.

Bo też i Sciamma nie bawi się jedynie konwencją, nie wykorzystuje kina, by pokazać nieprawdopodobnego. To „nieprawdopodobne” służy jej do powiedzenia czegoś uniwersalnego i prawdziwego. Ostatecznie przecież „Mała mama” to kameralna opowieść niewypowiedzianych słowach. I o tęsknocie: za relacją, za rozmową, za obecnością. Tęsknocie tak silnej i autentycznej, że potrafiącej dokonać niemożliwego. Właśnie dzięki niej pewnego słonecznego poranka możemy na leśnej ścieżce spotkać przeszłość.

Przeczytaj też: Nie zależy ode mnie, a jednak boli. Noce nad Markiem Aureliuszem

Podziel się

1
Wiadomość