Uznał, że ewangelizacja może się dokonywać wyłącznie na drodze braterstwa.
Papież Franciszek, w adhortacji apostolskiej Evangelii gaudium, wyjaśnia istotę ewangelizacji: „Kościół «wyruszający w drogę» jest Kościołem otwartych drzwi. Wyjść ku innym, aby dotrzeć do ludzkich peryferii, nie znaczy biec do świata bez kierunku i bez sensu. Często lepiej zwolnić kroku, porzucić niepokój, aby spojrzeć w oczy i słuchać, albo odłożyć pilne sprawy, aby towarzyszyć człowiekowi, który pozostał na skraju drogi” (nr 46). Tak właśnie misję Kościoła i swoje powołanie odczytał Mały Brat Jezusa – Karol de Foucauld, „brat powszechny”.
Zafascynowany Afryką Północną, przez rok podróżował z narażeniem życia w przebraniu Żyda. Doświadczał wówczas wielkiej gościnności muzułmanów oraz został głęboko poruszony ich wiarą, modlitwą i szacunkiem do człowieka
Historia tego – chyba ciągle mało znanego w Polsce – świętego urzekła mnie na początku mojej drogi zakonnej i nie przestaje mnie nadal pociągać w stronę ufnego pójścia za Ewangelią. Powołanie Karola de Foucauld do życia w radykalnej solidarności z każdym człowiekiem – z tym najmniejszym – jest żywą odpowiedzią na pytanie stawiane Mistrzowi z Nazaretu: „kto jest moim bliźnim?”.
Katolik zachwycony wiarą muzułmanów
Droga jego wyboru nie była oczywista. Przybył do Afryki jako przedstawiciel kolonialnej Francji, patrzącej z wyższością na miejscowe ludy i przekonanej, że przynosi im właściwą cywilizację i religię. Na piaskach Sahary przeszedł zaskakującą metamorfozę, przekraczając europejską pychę i granice bezpiecznego życia, aby „wyruszyć w drogę” i „zwolnić kroku” w stronę pogardzanych tubylców, obcych religijnie i kulturowo, by ostatecznie dzielić z nimi bardzo proste życie. Jako syn duchowy św. Dominika zawdzięczam mu żywe pragnienie głoszenia każdemu człowiekowi słowa, które rodzi się ze współczucia. Mały Brat Jezusa ukazuje mi i światu jeszcze inną formę głoszenia, nie na drodze bezpośredniego nauczania i kaznodziejstwa, lecz przez radykalne współdzielenie życia z najbardziej odrzuconymi.
Karol de Foucauld tak właśnie odczytywał i przeżywał Tajemnicę Wcielenia. Fakt, że Bóg stał się człowiekiem, jest sam w sobie pierwszą i najważniejszą katechezą Chrystusa, pierwotną względem Jego nauczania jako Rabbiego z Nazaretu. Emmanuel, Bóg z nami, postanowił dzielić proste życie z mieszkańcami Nazaretu: „Wcielenie ma swoje źródła w dobroci Boga, ale przede wszystkim to, co jest cudowne, wspaniałe, co lśni jak znak olśniewający, to nieskończona pokora, jaką zawiera ta tajemnica. Bóg – Nieskończony, Wszechmocny – staje się człowiekiem, ostatnim z ludzi”. I Karol pragnie iść tą drogą Wcielenia: „Dla mnie, mam szukać ostatniego z ostatnich miejsc, by być także tak małym jak mój Mistrz, by iść razem z Nim, krok w krok jako wierny uczeń, by żyć z moim Bogiem, który tak przeżył swe życie i od swego narodzenia daje mi taki przykład”.
Pustelnik z Sahary rezygnuje z ewangelizacji słownej, naśladując Chrystusa, który – co jest tak bardzo paradoksalne – jako Odwieczny Logos i doskonałe wypowiedzenie się Boga, przyszedł na świat jako niemowlę (czyli niemowa) i wszedł w milczenie swego stworzenia. Odkrycie Boga i nawrócenie Karola de Foucauld dokonało się właśnie w ogołoceniu ze wszystkiego, przyjęciu bezbronności i wejściu w surowe milczenie Sahary, by usłyszeć Boga.
Zafascynowany Afryką Północną, zanim ostatecznie na niej zamieszkał, przez rok podróżował z narażeniem swojego życia w przebraniu Żyda. Doświadczał wówczas wielkiej gościnności muzułmanów oraz został głęboko poruszony ich wiarą, modlitwą i szacunkiem do człowieka. Tak jak kilkanaście wieków wcześniej pierwsi chrześcijanie, tak on wówczas wśród piasków pustyni, narodził się do nowego życia w Bogu. Pierwszy impuls w stronę Boga przyjdzie jednak w jego przypadku ze strony islamu: „Islam wzbudził we mnie głębokie poruszenie. Widząc ich wiarę, tych dusz, które żyły w nieustannej obecności Boga, zobaczyłem, że musi być coś większego i bardziej prawdziwego niż zajęcie ziemskie. Zanurzyłem się w studium Islamu, a potem w Biblii”.
Ludzie, którymi pogardzali francuscy koloniści, stali się z czasem najbliższymi braćmi Karola. Żył wśród nich, w całkowitym ukryciu przed światem. I tak naprawdę dopiero po śmierci świat poznał autentyczną siłę jego braterstwa. Na przykładzie rzeczywistego stosunku do ludów Afryki wykazywał puste hasła laickiej Francji, których fałsz i cynizm precyzyjnie opisywał w swoich listach: „Biada wam, obłudnicy, którzy wypisujecie na znaczkach i wszędzie, gdzie się da: «Wolność – Równość – Braterstwo, Prawa Człowieka», a którzy równocześnie pomagacie zakładać łańcuchy niewolnictwa, którzy nie skazujecie na galery fałszerzy waszych banknotów, a pozwalacie na porywanie dzieci i ich publiczną sprzedaż; którzy karzecie za kradzież kurczaka, a pozwalacie na kradzież człowieka”.
Brat powszechny
Niestety, także misja chrześcijańska była podszyta poczuciem wyższości w stosunku do ludów Afryki, stawiając ponad braterstwo postulat cywilizacyjnego oświecenia. Karol uznał, że Kościół w swojej misji jest daleki od ewangelicznej postawy ostatniego miejsca i służby, i postulował: „Odrzuć ducha podboju, który jest bardzo daleki od sposobu działania i mówienia Jezusa”.
Dla niego ewangelizacja mogła się dokonać wyłącznie na drodze braterstwa: „Chcę przyzwyczaić wszystkich mieszkańców chrześcijan, muzułmanów, Żydów i pogan do przyjmowania mnie jako ich brata, brata powszechnego. Zaczynają nazywać dom Fraternite i to mnie cieszy”. Innym razem mówi: „Jestem tutaj nie po to, by nawracać gwałtownie Tuaregów, ale by starać się ich rozumieć. Jestem pewny, że dobry Bóg przyjmie do nieba tych, którzy byli dobrzy i prawi, bez konieczności, by byli rzymsko-katolikami. Ty jesteś protestantem. Ty jesteś niewierzący. Tuaregowie są muzułmanami, jestem przekonany, że Bóg nas przyjmie wszystkich, jeśli tylko na to zasłużymy”.
Dla niego ewangelizacja mogła się dokonać wyłącznie na drodze braterstwa: „Chcę przyzwyczaić wszystkich mieszkańców chrześcijan, muzułmanów, Żydów i pogan do przyjmowania mnie jako ich brata, brata powszechnego”
Gościnność, którą praktykował, wypływała z jego postawy otwartego serca, która bez słów ukazywała Beduinom – ludziom głęboko religijnym – samo serce religii: „Streszczeniem wszystkich religii – jest Moje Serce […]. Cała religia streszcza się w moim Sercu. Cała religia wyraża się w słowie miłość, caritas. Służę im, jak mogę. Staram się im okazać – że ich kocham; jeśli jest sytuacja sprzyjająca, mówię im o religii naturalnej, o przykazaniach Boga, o Jego miłości, o jednoczeniu się z Jego wolą, o miłości bliźniego”.
Braterstwo traktował jako objawienie bez słów łagodności i czułości Ewangelii: „Moim apostolatem winna być dobroć, by widząc mnie, mogli stwierdzić: ponieważ ten człowiek jest tak dobry – jego religia musi być dobra. Jeśli mnie zapytają: dlaczego jestem taki łagodny i dobry, odpowiem: ponieważ jestem sługą o wiele bardziej lepszego niż ja; o gdybyście mogli wiedzieć, jak dobry jest mój Mistrz Jezus”.
Gdzie Mały Brat Jezusa znajdował siłę do tak radykalnego braterstwa? Źródłem bijącym w samym środku saharyjskiej pustyni była Eucharystia. Sprawując Eucharystię i adorując w niej żywego Jezusa, nigdy nie oddzielał „sakramentu ołtarza” od „sakramentu brata”: „Jak łagodnymi, dobrymi dla wszystkich powinna nas czynić Święta Eucharystia”.
Jej sprawowanie nie było tylko miejscem odkrywania ostatniego miejsca, ale także początkiem drogi do oddania życia za braci: „myśl, że musisz umrzeć śmiercią męczeńską, ogołocony ze wszystkiego, rozciągnięty na ziemi, goły, nierozpoznawalny, pokryty krwią i ranami, zabity boleśnie, gwałtownie – i pragnij, by było to dzisiaj”.
1 grudnia 1916 r. Senussi – jedno z plemion zbuntowanych przeciwko Francuzom, ale też stanowiące zagrożenie dla Tuaregów – usiłuje uprowadzić brata Karola, ale w czasie zamieszania pada śmiertelny dla niego strzał. Jego ciało zostało znalezione kilka dni później w fosie fortecy w Tamenrasset, wraz z małą monstrancją z Przenajświętszą Hostią.
Taki koniec życia francuskiego Pustelnika – „brata powszechnego” – może posłużyć niektórym jako koronny argument przeciwko rzekomo naiwnej otwartości w stosunku do muzułmanów i Islamu. Ale Mały Brat Jezusa swoimi narodzinami dla nieba głosi: „Jakikolwiek byłby powód, z jakiego nas zabiją, jeśli my przyjmujemy w duszy tę śmierć straszną i niesprawiedliwą jako błogosławiony dar z Twojej ręki, jako szczęśliwe naśladowanie Twego końca, jeśli Ci za to dziękujemy jak za słodką łaskę, jeśli to ofiarujemy Tobie jako ofiarę naszej najlepszej woli, jeśli nie opieramy się, by być posłusznym Twojemu Słowu: «Nie sprzeciwiajcie się złu» (Mt 5,39) i za Twoim przykładem: «pozwolił się nie tylko gnębić, ale prowadzić na rzeź bez żadnej skargi» (Iz 53,7), wtedy jakikolwiek byłby powód, że nas zabijają, umieramy w czystej miłości. I jeśli nie jest to męczeństwo w sensie ścisłym tego słowa i w oczach ludzi, będzie nim w Twoich oczach, Panie, będzie doskonałym obrazem Twojej śmierci i końcem wielce miłosnym, który zaprowadzi nas prosto do nieba”.
Wstęp do książki św. Karola de Foucauld „Milczenie i ogień. Listy i zapiski”, która właśnie ukazała się nakładem Wydawnictwa WAM. Tytuł pochodzi od redakcji
Przeczytaj też: „Błogosławiona Hanna Chrzanowska i jej kompleks wyższości”