Zawsze mówię rodzicom dzieci, że do spowiedzi i pełnego uczestnictwa w Mszy przygotowują oni. To ich dzieci. Ja mogę im tylko pomóc.
Przeżyłem kilka dni temu z „moimi” dziećmi dzień pierwszej spowiedzi. I miałem możliwość osobiście wyspowiadać większość z nich. Słyszałem: „Ja chcę do pana się spowiadać”… Ale od początku i po kolei.
Kiedy we wrześniu spotykam się z rodzicami po raz pierwszy, wyraźnie im mówię, że do spowiedzi i pełnego uczestnictwa w Mszy przygotowują oni, bo to ich dzieci, a ja mogę im tylko pomóc. Oni zrobią to najlepiej, bo znają swoje dzieci lepiej ode mnie i są (lub nie) dla nich najlepszymi świadkami wiary w codzienności. Dlatego, oprócz religii w szkole, całe przygotowanie jest na ich barkach, a ja spotykam się właśnie z rodzicami.
Przez cały rok podstawą jest dla nas przypowieść o talentach (nauczyłem się tego w dominikańskim projekcje „Baranki”), której zadaniem jest uczenie dzieci (i rodziców) dostrzegania, nazywania i mówienia o dobru, które w nich jest. W szerszym kontekście chodzi o to, że chrześcijaństwo jest przede wszystkim afirmacją życia, a nie potępieniem i poczuciem winy.
Spowiedź ma być jeszcze jedną formą spotkania Boga, który nas kocha i nas szuka, a nie spotkania z napompowanym poczuciem grzeszności
Gdy przychodzi moment spowiedzi, spotykam się najpierw z rodzicami, przypominając im, że musimy razem pomóc dzieciom, jak najlepiej przeżyć ten dzień. Przede wszystkim zachęcam do tego, by robić wszystko, aby dzieci uniknęły tego, czego byśmy nie chcieli dla nas samych. Żeby to był dzień, który nie będzie im się kojarzył tylko ze stresem, złymi wspomnieniami i traumą. Na marginesie dodam, że nie da się w życiu nie odczuwać stresu, wstydu i napięcia. Ważne jest, by uczyć innych, jak je dobrze i twórczo je przeżyć, a nie jak ich unikać.
Formuła spowiedzi jest dzieciom tak przedstawiona, że jest ona pomocą, a nie celem samym w sobie. To nie jest konkurs recytatorski, ale rozmowa z Kimś, kto ich kocha, a ksiądz jest tylko pomocą.
Według klasycznej definicji grzechu ciężkiego trudno jest go popełnić dorosłemu, a co dopiero dziecku. Dlatego przez cały rok spotkań z rodzicami mówiłem dużo o świecie uczuć, który jest czymś innym niż duchowość, choć jesteśmy całością. Wiele spraw, które nazywamy grzechem, jest kwestią naszej niezrozumiałej emocjonalności, nad którą warto pracować, a nie się z niej spowiadać, jak z grzechów.
Kiedy proszę rodziców o pomoc dzieciom w przygotowaniu do spowiedzi, to przede wszystkim proszę ich, by nie używali tych wszystkich spisów grzechów z różnych publikacji, bo jest to pójście na łatwiznę, a bardzo często byłoby to krzywdzenie samych dzieci, sugerujące im sprawy, o których one nie mają pojęcia. Zawsze podkreślam, że dzieci mają się spowiadać ze swoich spraw, a nie z projekcji dorosłych.
Cała spowiedź nie ma się dokonywać w kluczu poczucia winy, lecz twórczych pytań o to, jak mogę kochać bardziej, jak mogę się bardziej rozwijać w kochaniu siebie i innych ludzi oraz Boga. Ona ma być przede wszystkim jeszcze jedną formą spotkania Boga, który nas kocha i nas szuka, a nie spotkania z napompowanym poczuciem grzeszności. W praktyce dzieci mają dobre wyczucie, w których momentach robią źle sobie i innym.
Zawsze pierwszą spowiedź przeżywamy na tydzień przed dniem, który nazywamy I Komunią, by to wyraźnie było dla nich osobne święto przeżyte z rodzicami. Zaczynamy od króciutkiego nabożeństwa, składającego się z dwóch elementów: czytania Ewangelii i odnowienia przyrzeczeń chrzcielnych. Czytam zawsze Ewangelię o znalezionej owcy. Spowiedź jest bowiem takim momentem, w którym Bóg bierze ich na ręce i cieszy się, a potem sprasza przyjaciół. I tu jest pole do popisu dla rodziców, by po spowiedzi zabrać dzieci na lody, na coś dobrego.
Odnowienie przyrzeczeń prowadzę tak, żeby z jednej strony nie stracić powagi i sensu, a z drugiej, by wykorzystać ten element do rozładowania napięcia, które w nich jest przed spowiedzią. Stąd wspólne zapalanie świecy i dużo wody święconej, co zawsze sprawia maluchom radość. Wszystko to w bliskiej obecności ich rodziców.
To było święto. Radosne święto.
Przeczytaj także: Kościelna „lojalka”. Sakramenty nie mogą być nagrodą za dobre życie
A może już czas byśmy zrezygnowali ze spowiedzi? Forma sakramentu nie jest przecież ustalona, odpuszczenie grzechów może dokonywać się w inny sposób. Obecna forma przestaje spełniać swoją rolę. Pierwotnie chodziło o to, by przez zawstydzenie człowieka wywołać skruchę. Dziś wiemy, że zawstydzenie nie jest dobrą metodą wychowawczą. Człowiek też nie powinien obiecywać poprawę ze względu na to, że uczynienie zła będzie mieć konsekwencje w postaci konieczności udania się do konfesjonału. Strach przed sakramentem nie może być motywacją ku dobremu. Przemiana powinna wypływać ze świadomości wartości przebaczenia, a nie ukorzenia się i przyznawania do bycia złym.
No to postęp w kościele. Dobrze, że ktoś o tym mówi, bo niejednemu pierwsza spowieć złamała duchowość. Ja jestem taką osobą. Rodzice nie wiedzieli jaka ich rola (z resztą w przypadku rodziców nie należy liczyć na zbyt wiele, nie każdy rodzic podoła, nie brak trudnych domów, to nie wina dziecka) był za to ksiądz, który sprawdzał czy umiemy formułkę. Każdy recytował publicznie przed klasą. Mi poszło źle, nie wiedziałam o co z tą spowiedzą chodzi. Ksiądz się wściekł. Była awantura, pamiętam jak histerycznie płakałam. Grzechy w moim mniemaniu to było to co w książeczce, ale nie ogarniałam połowy. Nikt nie twierdził inaczej. Z resztą formułka była centrum. Potem inny ksiądz już przy spowiedzi z tą formułką pomógł, ale zadał litanię. Nie miałam pojęcia co to litania. Odmówiłam wszystkie znane mi modlitwy, a potem z ciężkim sercem poszłam do komuni, bo i tak trzeba było, bo co dziecko może? To taśmowo idzie. Sukienka była i nikt nie pytał o moje wątpliwości. A mi brakło odwagi. W retoryce znanego mi kościoła to też była moja wina, brak dojrzałości i odwagi. Bo św. Faustyna była dojrzała, więc każde dziecko powinno. Było mi wstyd. Trauma. Potem przez lata jeszcze próbowałam, dalej formułką i z listą po czym dowiedziałam się, że inni spowiadają się inaczej i że to dziecinada tak. Było mi wstyd jeszcze bardziej, do tego ksiądz, który dopytywał o sprawy intymne, a że nie było o co więc nie dał rozgrzeszenia. Nie wierzył. Za każdym razem był to nieprawdopodobny stres. W końcu dałam spokój (głównie przez to że nie wiedziałam jak to jest „inaczej”). Odczułam nie duchową, ale jednak niestety psychiczną ulgę. Tyle, że w kk po czymś takim czujesz się na marginesie i ani wrócić ani zostać. To wszystko piszę głównie dla autora, jako świadectwo jakie złe przygotowanie może uczynić spustoszenie. Może je Ojciec wykorzystywać przy okazji tłumaczenia czy rodzicom czy innym księżom. Może na coś się przyda chociaż ta trauma.
Mnie się przydała. Dziękuję
Mi z kolei nigdy się nie przydała, nigdy nie widziałem w tym wartości, jedynie obowiązek i przymus. Kwestią nad którą trzeba się zastanowić jest dlaczego tak się stało. Wygodnym byłoby stwierdzenie, że to moja wina, bo nie odkryłem piękna spowiedzi itp. Ale to będzie znów zrzucanie winy na mnie, gdy problemem jest właśnie to, że ktoś zrzuca na mnie winę.
Temat rzeka. Ksiądz w przygotowaniach do spowiedzi (i potem do bierzmowania) zwraca się do rodziców: to wy przygotowujecie dzieci do sakramentu. Rodzice zwracają się do księdza: to po co religia w szkole. Autor może nieco na okrętkę, ale trafnie dostrzega, że rodzice tak naprawdę nie wiedzą, jak należy przygotowywać do sakramentu (komunii, bierzmowania), a już na pewno niewiele wiedzą o spowiedzi. Im rodzice lub dziadkowie też tego nie tłumaczyli. Bo dawniej nie było rozmowy czy zwierzeń w konfesjonale i o konfesjonale. Bo jak konfesjonał, to pytania o seks, antykoncepcję i ‘czy po Bożemu’- czyli jeden wielki wstyd i zażenowanie. Któż nie słyszał historii o “wujku”, co to tylko do przygłuchego proboszcza chodził? Do tego, średnio co dekadę zmienia się podejście spowiedników do spowiedzi. Inaczej spowiada ksiądz na prowincji, zupełnie inaczej jezuita, dominikanin czy franciszkanin. Jeśli dodatkowo rodzic chronicznie nie znosi, bo nie rozumie, instytucji spowiedzi, niczego dobrego w tym zakresie nie nauczy dzieciaka.
Kiedyś moja znajoma, niewierząca usłyszała od osoby wierzącej, że ona, ta niewierząca,
ma lepiej w życiu, bo może na przykład kłamać do woli i się nie przejmować,
bo nie wierzy w Boga.
No co znajoma konkretnie odpowiedziała, że wręcz przeciwnie – nie może kłamać, bo jeśli to zrobi to zostanie z tym sama w swoim sumieniu, a wierzący pójdzie do spowiedzi, wyspowiada się, Bóg mu wybaczy i on będzie spokojny.
Eeee tam. Człowiek kłamie we własnym interesie, dla pojętego własnego dobra. Jak może mieć problem z sumieniem, czyli stróżem jego dobra, gdy ono właśnie skłania go do kłamstwa? To wierzący człowiek ma problem, bo kłamie pod wpływem egoizmu i tylko pod wpływem sumienia, a wbrew swym uczuciom przeżywa rozterkę burzącą spokój. Typowe myślenie na pokaz i dla efektu, jeśli chodzi o tę znajomą znajomej, tak to mi się widzi.
Sumienie skłania kogoś do kłamstwa? To chyba jakieś odmienne rozumienie sumienia. Człowiek wierzący i człowiek niewierzący ma sumienie i jeszcze takiej wersji nie słyszałam, żeby u ateisty chodziło tylko o jego własne dobro. Sumienie stróżem dobra człowieka? Na tej zasadzie możnaby wejść w jedną z tych wyświechtanych dyskusji czy Chrześcijanin czyni dobro z egoizmu, żeby zyskać zbawienie. W sam raz dla pana Karola.
Anioł ma sumienie i diabeł ma sumienie, ale jeszcze nie słyszałem, by u diabła w czymkolwiek chodziło o dobro.
Jeśli nie czyni, to dlaczego mówi się, że niebo ma być “nagrodą”? 😉
Mamy sumienie. Każdy. Wierzący, wątpiący, niewierzący, inaczej wierzący.
Sumienie stoi na straży dobra. Nie własnego.
Definicja:zdolność oceny własnego postępowania i świadomość odpowiedzialności moralnej za swoje czyny.
https://sjp.pwn.pl/slowniki/sumienie
Odpowiedzialność moralna.
Są wartości ponadczasowe, jak już mówił Benedykt XVI, niezależne od czasu, po prostu uniwersalne – z wywiadu z alpinistą Piotrem Pustelnikiem – polecam cały.
https://wdrodze.pl/article/widziane-z-gory/
„- A może pan jest reprezentantem świata wartości, które odchodzą do lamusa?
– Nie uważam się za epigona albo mamuta i nie mam poczucia, że pochodzę z pokolenia, w którym tak się robiło, a teraz robi się inaczej. Wydaje mi się, że człowiek jest taki, jaki był tysiące lat temu, i w tej masie ludzkiej zawsze istnieje odsetek tych, którzy z determinacją trzymają się swoich zasad, oraz część tych, którzy dopuszczają w sobie odstępstwa od nich i te odstępstwa realizują.”
Można sumienie deformować zarówno w Kościele jak i poza nim.
Przykładów po jednej i po drugiej stronie jest sporo.
A jeśli osoba wierząca tak postrzega niewierzącą –
to moim zdaniem ma jakieś poczucie wyższości z powodu tego, że wierzy.
To chciałam wyrazić swoim komentarzem.
Pojęcie sumienia w refleksji katolickiej wiąże się z pojęciem prawa naturalnego, czy też zasad uniwersalnych. Problem w tym, że zasad uniwersalnych nie ma. Zawsze odnosimy się do jakiegoś systemu wartości. Już samo pojęcie prawa naturalnego pokazuje, że ono nie istnieje. Tomasz z Akwinu opierał się na prawie naturalnym Arystotelesa. Tyle, że Arystoteles uznawał za zgodne z naturą i ogólnoludzkie choćby zabijanie kalekich niemowląt, czy homoseksualizm. A to tylko dlatego, że w jego kulturze tak robiono.
Korekta bo kopiuj wklej słabo czasem działa 🙂 – a jeśli osoba wierząca tak postrzega niewierzącą to moim zdaniem ma spory problem i jakieś poczucie wyższości z powodu tego, że wierzy. @Basia dziękuję ogromnie za komentarz – bo odpowiedź @Robert Forysiak mnie mocno … i nawet brak mi na to słów.
Nie mogę teraz zrozumieć tego, jak mogłem w wieku 10-15 lat opowiadać obcemu mężczyźnie o problemach, o których nie mówiłem nawet rodzicom. Oczywiście był tam gdzieś Jezus – jak zawsze milczący, szukający uwielbienia, bezradny wobec zła 🙂
Czy potraficie zapytać swoje 6-7 letnie dziecko, czy “bawił się nieskromnie sam lub z kimś innym?” Bo obcy dla nich mężczyzna w konfesjonale, żyjący w celibacie, nie ma z tym problemu.
Nie 6-7, a 8. Ja uważam, że to za wcześnie. Komunia jest przedwcześnie i to od niedawna. Gdyby na serio spojrzeć na rozwój dzieci to myślę 12-14 lat.
Ale już w 15-16 roku życia jest Sakrament Pożegnania z Kościołem – chyba budżety polskich rodzin nie dałyby rady z dwiema uroczystościami rok w rok, hm?
Nikt nie powinien nigdy o to pytać. Nikogo. Grzechy nieskromne 9-11 letnich dzieci to jest absurd!
Ja chciałem tylko napisać, że nigdy nie spotkałem nietolerancyjnego, wywyższającego się, ignorującego potrzeby innych, przeświadczonego o własnej racji katolika.
Kapłan jest powołany przez Boga, przez 6 lat jest przygotowywany do pełnienia posługi. W ciągu tych lat powinien zostać nauczony jak ma przygotować dziecko do pierwszej spowiedzi i pierwszej komuni. Teraz szkoła nie wychowuje, tylko uczy. Wygląda na to, że kościół idzie w tą sama stronę – umywa ręce od tego do czego był powołany. Za chwile okaże sie, że młodzież odchodzi od kościoła z winy rodzicòw. Jak byłem dzieckiem to żaden ksiadz nie wypytywał mnie o jakieś dziwne grzechy. Pewnie miałem szczęście do niedouczonych księży.
Sumienie. Tu już słowo timszel gra tu rolę – ze Steinbacka – „ Na wschód od Edenu”
Pożyczyłam z biblioteki na nowo 🙂
http://psychologbielsko.eu/wp-content/uploads/2015/01/Steinbeck-J.-O-pi%C4%99knym-s%C5%82owie-timszel-frag..pdf
„Grzech czyha u Twoich drzwi i możesz nad nim panować.”
Nie musisz, nie będziesz. Możesz. Wybór.
@karol – dzięki za komentarze. Ogromnie.
Ton wyższości u pana @Roberta Forysiaka – jakże mi znany.
Jak to wygląda w praktyce. Trochę tak. Chrześcijaństwo po prostu. Taka książka jest. C.S. Lewis.
Dobre i trafne intuicje.To, że realizacja pozostawia wiele do życzenia…
„Lewis porównuje to prawo naturalne do zapisu nutowego i jest to, moim zdaniem, porównanie trafione. Przecież nawet najlepszemu pianiście zdarza się zagrać fałszywy ton ale to wcale nie znaczy, że zapis, partytura nie istnieje – przeciwnie, oznacza to tylko tyle, że pianista – świadomie bądź nie – źle odczytał nuty.”
„Jest jeszcze jeden powód, dla którego to porównanie mi się wiece podoba – otóż żadna partytura nie powstała sama, ktoś musiał ją zapisać. Podobnie jest z prawem naturalnym – w tym przypadku kompozytorem jest sam Bóg.”
„Może ktoś oczywiście powiedzieć, że to wszystko jest absurdem i podać przykład nazistowskich Niemiec i komunistycznej Rosji twierdząc, że przecież tam partytura była zupełnie inna, skrajnie odmienna od naszej. Owszem, miałby ten ktoś rację. Tylko że by dokonać takiego porównania musi mieć jakiś wzorzec, jakąś doskonałą partyturę, do której mógłby przystawić te dwie mniej doskonałe. I ten wzorzec właśnie to jest prawo naturalne, z którego istnienia wszyscy sobie zdajemy sprawę i z którym się zgadzamy, mimo że często dla własnego interesu je łamiemy.”
Prawda, że aktualne? A jak się ktoś wepchnie do kolejki to się wkurzamy. Bo nie powinien.
A dlaczego?
Temat sumienia to jest ogromny temat. Tak jak prawo naturalne. Biolog powie, że sumienie jest przystosowawczą metodą wypracowaną przez biologię dla utrzymania grupy. Czyli daje człowiekowi poczucie, że coś dla innego lub grupy może być ważniejsze niż jego ochota. Dzięki temu tworzy się społeczność. A jednak przecież sumienie tyczy się też spraw o których inni nie wiedzą. Napewno jak piszę pan Michał na poglądy etyczne wpływa wychowanie, kultura, a jednak ludzie wychowani w strasznych warunkach potrafią kierować się dobrocią. No i są tacy co zaprzeczą etyce środowiska. Z religijnego punktu widzenia sumienie wiąże się w pewnym sensie z poznaniem dobra i zła, z grzechem pierworodnym. Jeśli wszyscy jesteśmy dziećmi pierwszych rodziców to wszyscy je mamy. Ateiści także. A jednak stoję przeciwko poglądowi, że wynika ono z „prawa naturalnego”. To mówienie o prawie naturalnym swój początek chyba bierze z próby pogodzenia nowych odkryć w dziedzinie biologii z etyką (jak to jest z darwinizmem). Czasem wychodzi dobrze czasem źle, ale jest to woda na młyn przeciwników religii, bo momentów gdzie natura rozmija się z dekalogiem jest multum. Moim zdaniem sumienie jest tam gdzie nie tyle mamy odpowiedź ile pytanie, wątpliwość. To jest sumienie, coś co skłania do wtórnej refleksji, szukania drogi etycznej, szukania wiary, ale też wątpienia. Ktoś kto ma sumienie sztuka dobra , szuka w dekalogu, szuka w kulturze, szuka w radach innych albo logice. Niekoniecznie znajduje, niekoniecznie trafnie, ale jest krytyczny wobec własnych czynów.
Zgadzam się, z tym, że prawo naturalne to szerokie pojęcie. Jak i sumienie.
Co więcej istnieje spór, czy i jak w ogóle istnieje to prawo naturalne.
Natomiast sumienie, jako krytyczny osąd tego, co robię, ma każdy człowiek.
Szereg wartości i rozróżnienia dobra i zła na podobnej zasadzie bez względu na szerokość geograficzną.Jak świat długi i szeroki istnieją podobne baśnie, mity i legendy o tak zwanych wartościach uniwersalnych, a w nich mamy często wyraźną sprawiedliwość, ukaranie winnych, solidarność z biednym, wyśmiewanie głupich bogaczy, nagrodę dla dobrego, pochwałę gościnności, dzielenie się, skromność, odwagę, poświęcenie, miłość…
Mamy ogromną potrzebę sprawiedliwości.
A wracając do samej idei spowiedzi – to opowiadanie obcej w jakimś sensie osobie o swoich winach… może być postrzegane jako swoisty trening przekraczania granic osobistych.
Muszę to robić, bo to rytuał uprawniający mnie do przyjęcia Eucharystii.
Oto mówię więc obcej osobie, to czego nie mówię rodzicom, co więcej mówi się dzieciom o wyjątkowości tajemnicy spowiedzi i o tym, że to co dzieje się w konfesjonale – pozostaje tylko tam.
Spore pole do manipulacji. Myślę, że warto podjąć refleksję tak w ogóle na temat spowiedzi.
I warto też na profilu ojca Kramera zobaczyć obrazki dzieci, które przystępowały do spowiedzi.
https://www.facebook.com/grzekramer/posts/4995826633788250
I na koniec taka uwaga.
Widzimy co czasem systemy rządzenia potrafią zrobić z sumieniem.
Systemy totalitarne – „my tylko wykonujemy rozkazy”, bronią się oprawcy.
Niemcy, obecnie Rosja …
A na przykład ludzi instytucji kościoła katolickiego w ogóle w przypadku pedofilii nie obchodziły skrzywdzone osoby – ale dobro instytucji i ratowanie „kapłaństwa” księdza.
Dylematy – posłuszeństwo sumieniu czy Kościołowi?
To po prostu przerażające.
„Mówi się dzieciom o wyjątkowości tajemnicy spowiedzi” tylko do tego się odniosę, krótko już. Nigdy jak żyję nie mówiło się, że penitent jest zobowiązany do tajemnicy. Czemu by miał być? Do ostatnich lat, kiedy ujawniono sporo afer i nagle temat się pojawił…
Dlaczego tyle czasem piszemy, bo wiemy – bo jest ciemność, a nie ciepło owcze.
Bo jest trudno, bo też polecam to, co robi pan Gutowski.
Mierzy się z czymś dla wielu niewyobrażalnym.
Im dalej w las – tym więcej drzew.
https://wdrodze.pl/article/nie-jem-regularnie/
Rozumiem.
Tak działa sumienie.
Nieprawda, że dorosłemu trudno popełnić grzech ciężki. Wystarczy wsiąść po pijaku do samochodu. Albo zabić dziecko w łonie matki.
Neiźle, że w katolicyzmie morderstwo to ten sam ciężar grzechu co apostazja albo życie i seks w związku niesakramentalnym, nawet jeśli partnerzy się kochają 😉
Co do samej postawy ojca Kramera. Dobry Bóg i lody po spowiedzi.
To nie dentysta 🙂 Obrazki dzieci mówią wyraźnie.
Pozwólcie im z Nim rozmawiać po swojemu. W zaufaniu. Bez przekupywania.
Dajcie przestrzeń – księża.
Łatwiej dzieci wpędzać w poczucie winy, bo krzyknęły na mamę i opluły kolegę.
A później na lody. Kij i marchewka.Ale po co?
?
A my, dorośli, co obecnie robimy? Jak się zachowujemy?
Takie warunkowanie dzieci nie uwrażliwi na innych. Ale zainteresuje własnym zbawieniem.
Bo za to nagroda. Lody. Niebo.
Każda ideologia zmienia nam postawę wobec podstawowych praw dotyczących godności człowieka. Nawet piramida Maslowa już nie działa. I Ewangelia.
Nie spełnia się na przykład na granicy polsko białoruskiej dwóch podstawowych potrzeb tych ludzi – fizjologicznej i bezpieczeństwa.
Jest ktoś chory, głodny i spragniony. My na niego patrzymy jak na zagrożenie.
Nie strzela do nas, nie ma broni – a w tyle głowy Straż Graniczna ma przekaz:
„przyjdą inni, zapłacili przemytnikom, idą po socjal.” To jest sukces propagandy.
Opatrzmy ich rany, dajmy jeść i pić i rozważmy ich status. Odeślijmy, ale w inny sposób.
To raz. A gdzie sumienie i spowiedź wielu osób hejtujących tych, co pomagają.
Nie ma.
Łatwiej dzieci wpędzać w poczucie winy, bo krzyknęły na mamę i opluły kolegę.
A później na lody.
Z debaty wartej uwagi – pan Krzyżak, pan Bańka i pan – uwaga – Terlikowski.
https://www.youtube.com/watch?v=7WD9i2ECFGs
Logicznie i wyraźnie mówi pan Terlikowski.
Reszta bawi się z jakieś filozofowanie.
Pan Terlikowski zna reguły gry – tak jak ja – raport o dominikanach.
Nie przejmujmy się tym, że nam papież jakoś i jego wizerunek upada.
Nie szkodzi. Wydaje mi się, że jest Jezus. Ewangelia. Dobra Nowina. O czym ona jest?
https://oko.press/uchodzcy-gorszego-sortu/
Zupełnie nie rozumiem, dlaczego Pani uznała, że do istoty postawy ks. Kramera należą lody po spowiedzi, a tym samym przekupywanie dzieci. Klasyczne z igły widły.
A ja rozumiem. Myślę, że nie jest to absolutnie istotą jego postawy, że to zaledwie coś co wyszło przypadkiem, ale wyszło jak cała komunia. Niby ważny jest sakrament, ale wszyscy rodzice, chestni skupiają się czy dziecko dostanie rower czy laptopa i gdzie zamówić salę. Nikt w tym wszystkim nie pyta o to czy dziecko dojrzało psychicznie/religijnie do spowiedzi i sakramentu. Nie pyta, bo inne dzieci idą, bo co by babcia powiedziała i ogólnie ma być jak inni. A dziecko niedojrzałe stara się jak może, bo rower obiecali, a koledzy już mają. Postawa księży nie jest inna. Nie widzą opcji, ten rok ma być i już.
Podsumowując. Do @Basia i @Zbigniew Nosowski
Ksiądz Kramer chce dobrze, niemniej jednak nie da się na dłuższą metę obronić spowiedzi w tej formie dla dzieci. Ani osłodzić. To moje zdanie. I źle mi to wygląda.
Zostają same z obcym dorosłym, który może je zapytać o każdą rzecz. Delikatną.
Przełamują wstyd, strach – niektóre płaczą. Byłam świadkiem różnych scen przed spowiedzią.
Nie każdy ksiądz jest księdzem Kramerem.
Co do nadużyć. I tajemnicy.
Wystarczy powiedzieć, że to tajemnica między dzieckiem a Bogiem. Ładne słowa, prawda?
I dodać, że dziecko rodzicom nie musi mówić o swoich winach, bo ksiądz wystarczy, bo jest taką słuchawką Boga. (autentyczne określenie, zasłyszane). Jest tu przestrzeń do manipulacji.
Jedne dzieci mniej inne bardziej, ale każde jest podatne na sugestię, bardziej niż dorosły.
Co do lodów po, widziałam rysunki tych dzieci. Były emocje. I to spore. Dzieci są różne.
Ksiądz poprosił o narysowanie takiej pracy „przed/w trakcie/i po” spowiedzi.
Polecam.
https://www.facebook.com/grzekramer/posts/4995826633788250
Nie przekonuje mnie ten pomysł z lodami. Uważam, że w ten sposób nagradzamy dzieci za trudny rytuał, do którego je zmuszamy. Warunkowanie.
Dzieci nie bedą tutaj czuły się jak syn marnotrawny, dla którego ojciec wyprawia ucztę.
Może poczują ulgę, usłyszą, że są czyste itp.
Dopiszą rytuał spowiedzi do kolejnych wymagań za które są nagradzane. Kino, lody, pizza.
Reszta komentarza dotyczyła tego, co dalej, jako dorośli robimy już ze swoim sumieniem.
I jak bardzo je można wygiąć np. nie widząc ofiar tylko wroga: „uchodźcy to żywa broń Łukaszenki”albo znów zamiast wroga widzieć ofiary:„biedni rosyjscy chłopcy”.
Pod rozwagę.
Mnie męczy to, że w skutek dyskusji, jakie odbywają się obecnie pomiędzy księżmi, można odnieść wrażenie, że w jednym miejscu spowiadając się w pewien konkretny sposób jest się na prostej, radosnej drodze do zbawienia, a w innym miejscu, robiąc dokładnie to samo, jest się na prostej drodze do potępienia. Idziesz tu, użyjesz formułki spowiedzi, usłyszysz “super, wspaniale, świetnie robisz, cóż za pokora i zaufanie do tradycji Kościoła”, idziesz tam i usłyszysz “Formułka to dziecinna forma; treść nieprawdziwa, wręcz bez sensu”. W jednym miejscu spowiadasz się krótko, usłyszysz: “Super! Tak właśnie trzeba!” a w innym kościele usłyszysz, cytuję, “W 5 minut nie da się umyć.” Dorosły czuje się z tym źle i ma pomieszanie, a co dopiero dziecko. Mój syn na przykład chodzi do spowiedzi tylko w dwóch miejscach, bo gdzie indziej się boi.
Mój syn nie chodzi nigdzie do spowiedzi i nie musi się bać.
Do sakramentu pokuty przygotowali mnie rodzice, katechetka oraz ksiądz proboszcz. Spowiedź była poprzedzona rachunkiem sumienia, o którym też się uczyliśmy. Akcentowano żal za popełnione winy jako warunek konieczny uzyskania ich odpuszczenia. Przypominano o potrzebie zadośćuczynienia za grzechy obmowy, oszczerstwa i kłamstw, które przekraczałoby modlitwę zadaną przez spowiednika. Mówiono też o pomocy Bożej , otrzymywanej przy rozgrzeszeniu . Wzrastaliśmy w nadziei, że zawsze Pan Jezus jest z nami i nam pomaga.