Ogłoszenie przez Rosję planów drugiej fazy agresji na Ukrainę akurat w prawosławny Wielki Piątek brzmi jak cyniczne, w pełni świadome wołanie „Ukrzyżuj Go!”.
W niedzielę 24 kwietnia mijają dwa miesiące od rozpoczęcia przez Rosję niczym nieuzasadnionej brutalnej agresji na sąsiednią Ukrainę. Ale symbolicznie jeszcze ważniejszą okazją do – arcysmutnej i niezwykle gorzkiej – refleksji jest fakt, że tego samego dnia przypada prawosławna i greckokatolicka Wielkanoc.
Żadne przykazania czy prawa człowieka
Niestety, nawet to największe dla większości Ukraińców i Rosjan święto religijne nie stało się dla Władimira Putina okazją do zawieszenia broni, realnego utworzenia korytarzy humanitarnych, a tym bardziej przerwania wojny. Wszystkie zgłaszane dotychczas liczne propozycje zawarcia rozejmu wielkanocnego zostały przez Moskwę odrzucone.
Trudna będzie ta Wielkanoc w Ukrainie. W obawie przed rosyjskimi prowokacjami i możliwymi bombardowaniami cerkwi w wielu miejscach odwoływane są tradycyjne nocne liturgie. Ale nadzieja nie umiera
Mało tego, władze Federacji Rosyjskiej akurat w prawosławny Wielki Piątek oficjalnie ogłosiły plany drugiej fazy swojej „operacji specjalnej”. Resort obrony bez ogródek zapowiedział, że Rosja dąży obecnie do odcięcia Ukrainy od morza. Moskwa zamierza przejąć pełną kontrolę nad Donbasem i południem Ukrainy i stworzyć korytarz lądowy do Krymu – aby uzyskać „następne dojście do Naddniestrza”, gdzie odnotowywane są jakoby „fakty ucisku ludności rosyjskojęzycznej”.
Te geostrategiczne cele Kremla były właściwie od dawna czytelne. Na mnie zrobiło jednak przygnębiające wrażenie, że na dzień ich oficjalnego ogłoszenia wybrano właśnie Wielki Piątek. Przecież te rosyjskie plany drugiej fazy wojny to powiedzenie Ukraińcom prosto w twarz: Będziemy was świadomie jeszcze intensywniej zabijać, głodzić i gwałcić. Nic nas nie powstrzyma. Żadne święta, żadne apele, żadne przykazania, żadne zasady moralne, żadne wyższe wartości, żadne tam prawa człowieka czy prawa narodów.
Głoszą nie Ukrzyżowanego, lecz Agresora
Propaganda rosyjska przekonuje swoich współobywateli, że władze Federacji działają w imię racji najwyższych. Bo przecież – jak wołał do tłumów na Łużnikach Władimir Putin, cytując Ewangelię – dzielni rosyjscy żołnierze naśladują Jezusa, który mówił, że „nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich”, a oni właśnie ofiarnie przelewają krew za swych rodaków prześladowanych przez ukraińskich „nazistów”.
Bo przecież Jego Świątobliwość Cyryl, patriarcha Moskwy i Wszechrusi (jakże to ważne, że także Wszechrusi!) wspiera armię rosyjską. Przekonuje, że podjęła ona „walkę, która ma znaczenie nie fizyczne, lecz metafizyczne”. Po prostu Бог с нами, czyli rosyjskie Gott mit uns (właściwie aż dziwne, że żołnierze Sił Zbrojnych Federacji Rosyjskiej nie mają klamer przy pasach z takim napisem)…
Bluźnierczość takich stwierdzeń jest oczywista dla każdego, kto ma minimalne choćby pojęcie o nauczaniu Jezusa i wyzwaniach Ewangelii. Tego „boga”, na którego powołują się Putin i Cyryl, z Bogiem rozumianym po chrześcijańsku łączy jedynie pusta retoryka. Oni głoszą nie Ukrzyżowanego, lecz Agresora.
Demoniczny Wielki Piątek
Oficjalne ogłoszenie przez Rosję nowych planów wzmożonej agresji w dniu liturgicznego wspomnienia śmierci Jezusa na krzyżu dodaje tym potwornym zapowiedziom jeszcze nowych, demonicznych sensów. Wszak brzmi to jak cyniczne, w pełni świadome wołanie „Ukrzyżuj Go!”.
Jeszcze posępniejsze jest odznaczanie przez Putina katów z Buczy za „wzorowe działania” oraz „masowe bohaterstwo, odwagę, wytrwałość i męstwo” – czyli świadome nazywanie okrutnych zbrodni wojennych heroizmem. Słychać w tym zamiar powiedzenia z Kremla w imieniu narodu rosyjskiego: „Krew ich na nas i na dzieci nasze”. Ilu trzeba będzie pokoleń Rosjan, by mogli skutecznie zmyć z siebie hańbę zaufania tej władzy?
A gdzie w tym wszystkim jest Jezus, ten, którego znamy z kart Ewangelii? Jak trafnie mówił papież Franciszek w Niedzielę Palmową, w istocie krzyżowany jest On w szaleństwie tej wojny. „Chrystus po raz kolejny jest przybijany do krzyża w matkach, które opłakują niesprawiedliwą śmierć swoich mężów i dzieci. Jest krzyżowany w uciekających przed bombami uchodźcach z dziećmi na rękach. Jest krzyżowany w starcach, pozostawionych samym sobie na śmierć, w ludziach młodych, pozbawionych przyszłości, w żołnierzach posyłanych, by zabijali swoich braci. Chrystus jest w nich krzyżowany dzisiaj”.
Ukraińska nadzieja mimo wszystko
Apele o zawarcie rozejmu wielkanocnego były kierowane do Moskwy z różnych stron. I z Watykanu, bezpośrednio przez papieża Franciszka. I przez sekretarza generalnego Organizacji Narodów Zjednoczonych, António Guterresa. I przez wielu innych przywódców religijnych, w tym zwierzchników autokefalicznych Cerkwi prawosławnych. I przez przedstawicieli rosyjskiej inteligencji. Oraz, rzecz jasna, przez zwierzchników ukraińskich Kościołów i organizacji religijnych. Nic z tego…
Reprezentant Rosji w Radzie Bezpieczeństwa ONZ nawet nie usiłował się tłumaczyć. Wprost powiedział na posiedzeniu Rady, że „wezwania do pokoju i zawieszenia broni są w tych okolicznościach bardzo nieprawdziwe i nieszczere”. Zdaniem Moskwy rozejm to „chęć dania wytchnienia kijowskim nacjonalistom i radykałom, aby mogli się przegrupować”. Zawieszenie broni pozwoliłoby stronie ukraińskiej na „aranżowanie nowych nieludzkich prowokacji i wprowadzanie nowych fałszerstw na temat działań rosyjskich żołnierzy”. Czyli po raz kolejny: gdzieś mamy wasze zasady, nawet jeśli udajemy, że je akceptujemy. Ma być tak, jak my chcemy – i już!
Bardzo trudna będzie ta Wielkanoc w Ukrainie. W obawie przed rosyjskimi prowokacjami i możliwymi bombardowaniami cerkwi w wielu miejscach odwoływane są tradycyjne nocne liturgie (odpowiednik rzymskokatolickiej Wigilii Paschalnej). Ale nadzieja nie umiera.
„Niestety Rosja odrzuciła propozycję zawarcia rozejmu wielkanocnego – skomentował tę sytuację prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski. – To bardzo dobrze pokazuje, jak przywódcy tego państwa faktycznie traktują wiarę chrześcijańską, jedno z najbardziej radosnych i najważniejszych świąt. Ale podtrzymujemy naszą nadzieję. Nadzieję na pokój, nadzieję, że życie pokona śmierć”.
Ta ukraińska nadzieja imponuje. My, Polacy – pogrążeni w naszych podziałach, smutkach i problemach, które od dwóch miesięcy błyskawicznie nabrały jednak innego charakteru – możemy uczyć się od ukraińskich sióstr i braci, jak żyć nadzieją mimo wszystko, jak być wiernym, jak zmartwychwstawać.
Przeczytaj także: Wyłania się nowy porządek globalny. Gdzie w nim Polska?
Dla ciekawych wiedzy: “Gott mit uns” na klamrach Wermachtu to stara, oświeceniowa dewiza monarchii pruskiej, o ile się nie mylę, obowiązująca w armii od czasów Fryderyka II. Tradycja używania dewizy na klamrach przeszła na II Rzeszę, następnie na Republikę Weimarską, aż wreszcie na III Rzeszę szczególnie zapatrzoną na tradycje z czasów Fryderyka II. Prawdziwa dewiza hitlerowska widniała na klamrach żołnierzy SS i miała świecki, adekwatny do świeckiej ideologii nazistowsko-rycersko-germańskiej, charakter.
“sam Hitler okazał się pragmatykiem w relacji z Kościołem katolickim, którego strukturę hierarchiczną uważał zresztą za wzorcowy przykład funkcjonowania władzy. Dlatego jako kanclerz wyraził zgodę na podpisanie konkordatu i ustanowienie siedmiu świąt kościelnych dniami wolnymi od pracy. Dodatkowo w 1933 r. nakazał, aby funkcjonariusze partyjni, którzy porzucili praktykę religijną, teraz do niej wracali. Na efekty tej polityki nie trzeba było długo czekać. Hierarchia kościelna zaczęła wyrażać się z szacunkiem o nowej władzy. Rzymskokatolicki biskup Burger stwierdził publicznie, że „obecne cele rządu Rzeszy są już od dawna celami Kościoła katolickiego”. (Paweł Łepkowski) 😉
“”Przy całym wewnętrznym dystansie wobec narodowego socjalizmu i częściowo otwartej wrogości, Kościół katolicki w Niemczech był częścią społeczeństwa wojennego” – konkludują biskupi [niemieccy]. Jako przykład wymieniają korzystanie placówek kościelnych m.in. z polskich robotników przymusowych. Za szczególnie niegodne uznają pozostawienie samym sobie żołnierzy, którzy znaleźli się w konflikcie z własnym sumieniem oraz dezerterów. Jako główne przyczyny zawstydzającej postawy poprzedników podają m.in. tradycyjną naukę katolicką o autorytecie władz państwowych i “wojnie sprawiedliwej”, antykomunizm oraz “wewnętrzną blokadę” w ówczesnym Episkopacie.” 😉 😉
Mądry i smutny komentarz. Czy jednak można oczekiwać czegoś innego od NKWD-zistów Putina i jego ludzi? Oceny i analizy prof. Judina są jeszcze straszniejsze:
https://oko.press/nazizm-putina-rezim-autorytarny-mutuje-w-faszystowski/?fbclid=IwAR3rXdLAki_ivXK-wuo9ZsL64ecUFGFXEGFMjqsSkFV_omKqphptBp9J1iA
Bardzo istotny tekst! Przypomniał mi się fragment rosyjskiej pieśni (o ironio!): „Nie dla mnie wiosenne zebranie bliskich w kręgu rodzinnego domu i ich śpiew: Chrystus zmartwychwstał! Wielkanoc tam, nie dla mnie.” (Nikolaj Devitte, tł. wł). Pieśń używana jako standardowy wojskowy „szlagier”, w istocie obnażający dramat wyboru i braku wyboru w kontekście wojny. Obnażająca niemożność pogodzenia wartości i brukania wojną ludzkich odczuć. Skażenie złem nie pozwala wrócić do czystości tamtej wiary, pozostawia moralnie złamanym, bez prostej nadziei w zmartwychwstanie. Tymczasem potworność zła Cyryla polega na próbie demagogicznego wmówienia, że wojna jest możliwa bez moralnych wątpliwości. Że jedno z drugim można połączyć i celebrować jak dawniej. Pozwala ludziom nie dostrzegać wypalania duszy.
Wiele tu napisano o wojnie sprawiedliwej. Papież podważa ideę wojny sprawiedliwej i w sensie takim, że udział po każdej ze stron dewastuje moralnie trzeba się zgodzić. To jednak nie znaczy, że nie oznacza znaku równości między ofiarą a agresorem. Jak tu napisano „inny krzyż”. Jednak najgorsze jest nieuświadomienie zła sobie i innym. Bo tylko tam jest człowieczeństwo gdzie człowiek nie boi się wątpliwości.
Putin był pobożnie na święta w cerkwi, Cyryl nawołuje do jednoczenia się w imię zachowywania relacji z Bogiem: “- Zawsze jest to zwycięstwo ducha – przekonywał – A dziś wielu ludzi chciałoby, aby ten duch zniknął. A żeby tak było, trzeba siać zamęt, tworzyć nowe bożki, zwracać uwagę na nowe pseudowartości, przenosić ludzką świadomość z wertykalnego wymiaru życia, który łączy człowieka z Bogiem, na horyzontalny, na który nakładają się wszystkie potrzeby ludzkiego ciała – dodał.” Gdzieś już chyba słyszałem podobne homilie, hmm 😉