Niektórzy wracają. Największe kolejki są na pociąg do Kijowa, ale znajdą się też osoby wracające do Odessy i Chersonia. Za długo nie widzieli swoich domów. Podobno jeszcze stoją. Babcia wyjechała z Odessy dwa tygodnie temu – już wystarczy. Już tęskni. I wraca. Oby miała dokąd.
Dworzec kolejowy w Przemyślu, kwiecień. Cisza. W czasie tych kilku dni prawie w ogóle nie słyszałam dwóch oczywistych – wydawałoby się – odgłosów: płaczu dzieci i szczekania psów. Wszyscy byli za bardzo zmęczeni. Po miesiącu w schronach, po kilkunastu godzinach tułaczki różnymi środkami transportu…
Trzeba być cicho i zachować jak najwięcej energii. Przemyśl to tylko przystanek. Po kilku godzinach snu w Caritasowej sali mamy, dzieci i psy jadą dalej – w Polskę, w świat; czasem gdzieś, a czasem gdziekolwiek. Nie można marnować siły.
Babcia z Odessy
Niektórzy wracają. Największe kolejki są na pociąg do Kijowa, ale znajdą się też osoby wracające do Odessy i Chersonia. Za długo nie widzieli swoich domów. Podobno jeszcze stoją. Babcia wyjechała z Odessy dwa tygodnie temu – i już wystarczy. Już tęskni. I wraca. Oby miała dokąd.
Ruletka z rotawirusem
To, czy ktoś z nas zachoruje w świetlico-noclegowni na rotawirusa, to mały pryszcz. Przeleżymy dzień-dwa i będziemy żyć. Gorzej, jak zarazi się któreś z dzieci. Pojadą dalej? Zostaną? Gdzie?
Poród w pociągu
Pociąg z Kijowa jest spóźniony 8 godzin, bo pani rodziła w nim dziecko. Ciekawe, czy ojciec wie? Czy żyje?
Psie wymioty
Czasem jedyne, w czym mogę pomóc, to posprzątanie psich wymiotów – żeby właścicielka wraz z czworonogiem zdążyli na swój pociąg. I naprawdę mam wrażenie, że nie mogłabym w tym momencie robić nic ważniejszego.
Bańki mydlane
Dzieci są dziećmi. Grają z wolontariuszami w piłkę, puszczają bańki mydlane, za plecami rodziców biorą od nas o jednego lizaka więcej niż pozwoliła mama. Te bańki i lizak to chyba jedyny ślad normalności w świecie, który im się zawalił. Ciekawe, co będą pamiętać za kilka lat.
Uniwersalny język
Na zmianie od 16 do północy jest nas całkiem sporo. Dwóch Polaków, dwóch Litwinów, Francuz, Amerykanka, Włoch, Szwed i dwie Ukrainki. Nie pytajcie, jak ustaliliśmy logistykę rozkładania łóżek polowych.
Pani z 5 rano
Nocna zmiana. Na stołeczku koło nas siedzi piękna kobieta. Płacze. Pytamy, co możemy dla niej zrobić, ale niczego nie chce – ostatecznie przyjmuje chusteczkę i kawę.
Kilkanaście minut później zaczyna mówić – o kilkuletnim synku, z którym jest tutaj, o mężu i 18-letnim synu, którzy musieli zostać w Ukrainie. Mówiąc, płacze. Próbujemy się połapać.
W międzyczasie budzi się pani, która nie wie, czy jedzie do Odessy, czy do Krakowa. Kiedy mówimy, że teraz nie ma pociągu, zasypia jak dziecko na kolejne kilka godzin.
Piękna pani z 5 rano płacze jeszcze tylko chwilkę. Zaraz obudzi się jej syn. Będzie się do niego uśmiechać. Będzie całym jego światem.
Ilya
Idzie z mamą, rodzeństwem i babcią na pociąg do Ukrainy. Ma kilka lat. Potyka się o torbę. Jednocześnie upiera się, że będzie wiózł ją razem ze mną. Jesteśmy kilkanaście metrów za wszystkimi, ale Ilya jest szczęśliwy – „sam” wiezie walizkę.
Tam, gdzie wrócił – czy jeszcze żyje? Czy widział coś strasznego? Jak się dzisiaj ma?
Nie zgasiliśmy pożaru, ale…
Było tego znacznie więcej… Ratowanie pluszowych jednorożców, rozmowy z paniami z Kramatorska (odjechały ostatnim pociągiem przed atakiem na stację), noszenie walizek, głaskanie psiaków, robienie kaszek. Nie zgasiliśmy pożaru, który płonie – ale może niektórzy wyjdą z niego choć trochę mniej poparzeni.
My wróciliśmy inni. Dworzec zmienia, przewartościowuje. Po dworcu mam w sobie złość, niezgodę, wdzięczność, smutek… Historie z wiadomości mają swoje twarze, do wymienianych miast przyklejają się ludzkie historie. Wzruszam się dobrocią ludzi, którzy potrafią na wiele tygodni przylecieć do Przemyśla z końca świata (czytaj: Argentyna), żeby nosić walizki. Smucę się, bo myślę o mężach i synach, których w Przemyślu nie spotkałam.
Boję się – o Ilyę, o Babuszkę, o wszystkich z kolejki do odprawy paszportowej. Zastanawiam się, czy pani z 5 rano dojechała do Niemiec. Mam nadzieję, że na kolejnych przystankach było dostatecznie dużo baniek mydlanych. I że dzieci zawsze miały z kim zagrać w piłkę.
Przeczytaj też: Czułem nieadekwatność pomocy. Moje sześć godzin z uchodźcami na dworcu