Zima 2024, nr 4

Zamów

Twarzą w twarz ze swoim oprawcą

Kobieta w pociągu, widok na dzielnicę Gangnam w Seulu, 2019. Fot. Elle Morre / Unsplash

W Korei istnieje kulturowe i prawne przyzwolenie na to, żeby pijany kierowca był karany srożej niż pijany gwałciciel.

– Przez jakiś czas nie mogłam dojść do siebie… Obyło się bez komplikacji, ale w głowie pozostała mi jakaś dziura. Jechałam metrem i wszystko stawało mi przed oczami. Wokół mnie roiło się od dzieci. Wcześniej ich nie widziałam. Wszystkie bezbronne, delikatne… Nagle zaczęłam zauważać siedzenia dla kobiet w ciąży, dla matek z dziećmi, różowy kolor… Czułam się taka samotna, trudno to opisać… Jakbym straciła głos i słuch. Jakbym żyła obok, za mgłą, niewidoczna…

Kiedyś zobaczyłam taki plakat „Usuwając ciążę, usuwasz przyszłość”. Zrobiło mi się niedobrze, zwymiotowałam. W telewizji pokazywali protesty antyaborcyjne. Ludzie nosili zdjęcia płodów, krzyczeli, że pójdę do piekła… To bolało bardziej niż operacja.

Ośmioletnia Na-young musi zeznawać przed sądem kilkakrotnie, stojąc twarzą w twarz ze swoim oprawcą. Ma dziurę w żołądku, osiemdziesiąt procent jej organów wewnętrznych ciągle krwawi. Prawnik dziewczynki musi prosić o przerwę, bo podpaski przesiąkają krwią i przeciekają

Anna Sawińska

Udostępnij tekst

Yoona ma tylko jedną koleżankę. Ta radzi, żeby o sprawie zapomniała. Yoona nie potrafi się jednak uśmiechnąć, jej ręce są ciężkie jak ołów. Nawet babcia zauważa, że z jej wnuczką jest coś nie tak. Wtedy pojawia się siostra Wanho. Zabiera Yoonę na obiad, potem na kawę, któregoś dnia zaprasza ją do siebie. Jaram mieszka sama w wynajętej suterenie. Okna wiszą tuż nad chodnikiem, ale są dosyć duże. Dziewczyny piją herbatę i oglądają przechodzące obok nich nogi. Po butach próbują odgadnąć, jak wyglądają ich właściciele, jacy są.

Przemoc i czułość

Spotykają się kilka razy. Dzięki Jaram Yoona powoli zapomina o tym, co się wydarzyło, wraca jej chęć do życia. Jaram ciągle żartuje, ofiarowuje Yoonie kilka swoich ciuchów i dwie pary butów na obcasach. Jedne są lakierowane, całe czerwone. Po dwóch tygodniach Yoona tańczy już na scenie Dyni. Dynia to klub dla panów, biznesowe karaoke. Spotykają się tam mężczyźni, którzy szukają towarzystwa młodych, pięknych i skąpo ubranych dziewczyn. Dziewczyny zachęcają klientów do picia drogiego alkoholu, piją z nimi, śpiewają, o określonej godzinie wchodzą na niewielką scenę, żeby odśpiewać swój repertuar. Tańcząc, powoli się rozbierają. Na zapleczu są pokoje, gdzie w międzyczasie uprawia się szybki seks.

Managerką Dyni jest Jaram. Przez pierwszy tydzień siedzi z Yooną w pokoju karaoke i pokazuje, jak należy zająć się klientem. Kiedy alkohol zaczyna uderzać mężczyznom do głowy, łapie ją za rękę i wychodzą. Każdego ranka Jaram uczy Yoonę tańczyć na scenie, pokazuje, jak się poruszać. Yoona wyobraża sobie, że jest gwiazdą.

– Znowu byłam małą dziewczynką marzącą o wielkiej karierze… Ale potem Jaram kazała mi się na scenie rozbierać, eksponować nagie części ciała, dotykać się. Nie podobało mi się to. Myślałam o babci… Zaprowadziła mnie wtedy do swojej sutereny. Wanho był w środku. Podziękowałam za to, że się mną zajęli. Byłam naprawdę wdzięczna. Powiedziałam, że to jednak nie dla mnie i że wolę pracę w COEX-ie.

Wanho bije Yoonę w twarz. Najpierw otwartą ręką, potem pięścią. Yoona traci równowagę i przewraca się. Wanho łapie ją za włosy i zaczyna kopać. Jaram patrzy na przechodzące przed oknami buty i niespiesznie pali papierosa. Po dłuższej chwili odkłada peta do popielniczki i dopiero wtedy Wanho kończy, co zaczął.

– Wyszeptał mi do ucha, że zrobię, co Jaram mi każe, bo jak nie, to zgłosi na policję, że usunęłam dziecko. A jak już będę w pierdlu, to wtedy dopiero tak na serio zajmie się moją babcią. Potem oboje wyszli. Słyszałam, jak przekomarzają się o to, co mają zjeść.

Według koreańskiego kodeksu karnego kobieta, która poddaje się nielegalnemu zabiegowi usunięcia ciąży, może zostać skazana na rok pozbawienia wolności lub grzywnę. Lekarzowi dokonującemu aborcji grozi do dwóch lat więzienia. Mężczyzny, który dziecko spłodził, nie pociąga się do żadnej odpowiedzialności, nawet jeżeli na nielegalną aborcję wyraża pisemną zgodę i ją finansuje.

Do domu Yoona ma niedaleko. Podnosi się z podłogi i podpierając się o mury, wraca do siebie. Babcia nalewa wody do dużej miednicy, obmywa jej ciało. O nic nie pyta, nie musi. Jej łzy też są jakby nieme. Potem gładzi Yoonę przez całą noc. Włosy, bo wszystko inne sprawia wnuczce ból. Drugiego dnia robi Yoonie okłady z lodu i bielicy. Po tygodniu dzwoni Jaram. Mówi, że Yoona zaczyna pracować od poniedziałku.

Przesłonięty uśmiech
Anna Sawińska, „Przesłonięty uśmiech. O kobietach w Korei Południowej”, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2022

– Jej głos był wesoły, czuły. Jakby nic się nie stało. A mną trzęsło… Babcia umarła trzy tygodnie później… Ostatniej nocy przed śmiercią cały czas trzymała mnie w objęciach. Jej ręce były takie delikatne. Nigdy tego nie zapomnę. W jej ramionach byłam na powrót małą dziewczynką. Tą, która wygłupia się przed lustrem. Nie dziewczyną do towarzystwa z Dyni… Nie przypuszczałam, że to już ostatni raz… To był środek tygodnia. Wykąpała się i ubrała. Skądś wiedziała, że na nią już czas. Umarła chyba w spokoju. Jej twarz wyglądała zupełnie zwyczajnie. Tak, jakby się na chwilę zdrzemnęła.

Do krematorium przyjeżdża tylko mama Yoony. Ojciec pracuje, a brat uczy się. Podobno dobrze mu idzie. Yoona matki prawie nie poznaje. To staro wyglądająca, obca kobieta. Na jej widok czuje niewiele, nie płacze, znowu jest gdzieś obok, na autopilocie. Mama Yoony szlocha za to bez przerwy i cały czas obejmuje córkę.

– Stałyśmy przy takim okienku jak kasa biletowa na dworcu kolejowym. Za szkłem hostessa w krótkiej białej spódniczce, białych rękawiczkach i z maseczką na buzi pokazywała trumnę i piec za sobą. Właz otworzył się i trumna z babcią wjechała do środka. Tam wszystko było w sadzy, całe ściany zamazane. Gdy drzwi się zamykały, pomyślałam, że to już koniec… Czekałyśmy godzinę. Tyle trwa spalenie człowieka. […]

Żeby nie pamiętać

– Mama chciała zabrać prochy, ale jej nie pozwoliłam. Wszystko tylko opłaciła. Teraz trochę żałuję, bo może babcia miałaby u niej więcej spokoju. Nie musiałaby tego wszystkiego oglądać… Gdy Wanho był tutaj ostatni raz… szarpaliśmy się. Urna spadła i roztrzaskała się. Obok niej mnie zgwałcił. Żeby raz na zawsze odechciało mi się chodzić na policję. Tak powiedział. To było trzy dni po tym, jak napadł na mnie Hong. Był klientem Dyni.

Hong, mężczyzna około pięćdziesiątki, przychodzi do Dyni z szefem i innymi pracownikami. To jego pierwszy raz i widać, że nie czuje się dobrze wśród skąpo ubranych dziewczyn i dokazujących kolegów. Z przypisaną mu Yooną rozmawia, prawie nie patrząc jej w oczy. Jest uprzejmy i trzyma ręce przy sobie. Gdy szef każe mu śpiewać, z katalogu wybiera piosenkę „Nie mów do widzenia” i z ręką na talii Yoony kiwa się w rytm rzewnej melodii. Po piosence kłania się i gestem zaprasza ją z powrotem na miejsce. Yoona nie odstępuje go na krok, potrzebuje wytchnienia. Razem piją, każde z własnych powodów, do nieprzytomności.

Jaram jest zadowolona. Yoona dużo dla Dyni zarabia. Pije, żeby nie pamiętać, a klienci piją razem z nią. I słono za to płacą. Mężczyznami, którzy na karaoke przychodzą, Yoona pogardza, bawi się nimi. Ma w środku jakąś gulę. Złość, która nie przestaje rosnąć. Jedynie z Hongiem uspokaja się. Przychodzi do niej regularnie raz, dwa razy w miesiącu. Rozmawiają jak starzy znajomi. Yoona opowiada mu o swoich rodzicach, o babci, o tym, jak znalazła się w klubie. On opowiada jej o rodzinie. O żonie, która od czasu urodzenia dzieci nie wpuszcza go do wspólnej sypialni. O dzieciach, które nie chcą z nim rozmawiać. I o tym, że całe jego życie to biuro. Oboje nie widzą w swoich życiach sensu. Nawet nie próbują się pocieszać. Piją.

Pewnej nocy Hong przychodzi do klubu mocno już pijany. Przemyka obok recepcji i odnajduje pokój, w którym Yoona właśnie pracuje. Na siłę próbuje ją wyprowadzić na zewnątrz. Musi interweniować ochroniarz. Wyrzuca Honga na ulicę. Hong czeka, aż Yoona skończy pracę. Siedzi na krawężniku ze spuszczoną głową, pije piwo. Chce z nią porozmawiać, opowiedzieć jej o zwolnieniu z pracy, ale Yoona jest wykończona, ledwo trzyma się na nogach. Mówi mu, żeby przyszedł następnego dnia do klubu.

Hong podnosi się, Yoona słyszy za sobą jego kroki. W zaułku Hong podbiega do niej i chwyta ją za rękę. Yoona próbuje się wyrwać, ale mężczyzna trzyma ją mocno, w końcu gwałtownie popycha. Yoona potykasię i uderza o betonowy murek, łapie się za głowę. Hong siada na nią okrakiem i zaczyna dusić.

– Chyba straciłam przytomność. Wydawało mi się, że znowu byłam w klinice, na jakimś stole rzeźnickim. Znowu czułam się, jakby mnie ktoś patroszył. Pamiętam, że rozbawiło mnie to, chyba się nawet na głos roześmiałam. Tam w środku przecież niczego już nie było. Oprócz tej guli, której i tak chciałam się pozbyć… Wróciła mi przytomność, gdy się podnosił. Był cały zasapany, charczał. Zapiął rozporek, z kieszeni wyciągnął pieniądze i rzucił je w moją stronę. Powiedział: „Masz dziwko, żeby nie było”. I poszedł.

Yoona podnosi banknot i idzie z nim na policję. Mierzą jej poziom alkoholu we krwi. Pytają, czy aby jej się coś nie pomieszało, może po prostu posprzeczała się z klientem. W końcu wysyłają ją na badania do szpitala i każą przyjść następnego dnia na szczegółowe przesłuchanie. […]

Po drugiej wizycie na posterunku telefon Yoony zalewa fala gróźb. Otrzymuje je z różnych numerów telefonów. Następnego dnia rano pod drzwiami znajduje psie odchody. Yoona nie może ani jeść, ani pić. Nic nie przechodzi jej przez gardło, boi się zasnąć. Czuje się, jakby powoli wciągało ją bagno. Nie może się z jego macek uwolnić. Wieczorem dzwoni Hong i wyjaśnia jej, co się wydarzy, gdy nadal będzie się upierała, że ją zgwałcił.

– Syczał jak wąż. Powiedział, że żaden sędzia go nie skaże. Jestem tylko dziwką, pijaczką, która nie wie, co się wokół niej dzieje. Kto mi uwierzy? No kto? A jeżeli jakimś cudem któraś sędzina uzna gwałt na dziwce za możliwy, to on udowodni, że był pijany, i wymiga się tak czy owak. A potem oskarży mnie o zniesławienie. Będę musiała dawać dupy do końca życia, żeby opłacić prawników i spłacić grzywnę. Zmiażdży mnie jak zwykłego robaka. Jak będzie trzeba, to dosłownie.

Trzy minuty drogi od domu gwałciciela

Prawo karne w Korei zakłada redukcję wyroku dla przestępców, którzy cierpią na upośledzenie umysłowe. Jeden z filarów koreańskiego prawa mówi również o tym, że nadużycie substancji odurzających upośledza logiczne myślenie. A ponieważ utrata zdolności umysłowych jest okolicznością łagodzącą, osoba, która w stanie wskazującym na spożycie alkoholu popełnienia przestępstwo, może ubiegać się o niższy wyrok.

Najgłośniejszy przypadek takiego rozwiązania ma miejsce w roku 2008. Ośmioletnia Na-young zostaje porwana przez pięćdziesięciosiedmioletniego Cho Doo-soona ze swojej drogi do szkoły. Mężczyzna zaciąga ją do toalety w pobliskim kościele i próbuje zmusić do seksu oralnego. Kiedy dziewczynka protestuje, wtedy bije ją, aż ta traci przytomność. Cho kilkakrotnie gwałci nieprzytomne dziecko, potem próbuje dusić. Spermę z odbytu i pochwy dziewczynki usiłuje usunąć ostrym narzędziem. W końcu bezwładne ciało umieszcza pod odkręconą zimną wodą i ucieka.

Na-young musi zeznawać przed sądem kilkakrotnie, stojąc twarzą w twarz ze swoim oprawcą. Ma dziurę w żołądku, osiemdziesiąt procent jej organów wewnętrznych ciągle krwawi. Prawnik dziewczynki musi prosić o przerwę, bo podpaski przesiąkają krwią i przeciekają. Obrońca Cho pyta, czy w oddechu napastnika Na-young czuła alkohol. Dziewczynka, zgodnie z prawdą, odpowiada twierdząco. Cho Doo-soon dostaje dożywocie. Przed apelacją trzysta razy pisze na kartce „Nie jestem typem chorego potwora, który gwałci ośmioletnią dziewczynkę. Byłem pod przemożnym wpływem alkoholu. On mnie zniszczył”.

Sędzia zmniejsza wyrok do dwunastu lat pozbawienia wolności. Na-young po ośmiomiesięcznym pobycie w szpitalu kwalifikuje się do trzeciej grupy inwalidzkiej. Ma trwałe uszkodzenia brzucha, podbrzusza i miednicy. Do końca życia będzie musiała chodzić z workiem stomijnym.

Ostatnie obywatelskie petycje o zniesienie kontrowersyjnego zapisu w prawie karnym zostają odrzucone przez obecnie urzędującego prezydenta Moon Jae-ina. W oświadczeniu biura prezydenckiego można przeczytać, że istnieje różnica pomiędzy osobą, która nadużyła alkoholu, ale nie zamierzała popełnić przestępstwa, a osobą, która spożywała alkohol z zamiarem popełnienia czynu zakazanego.

Jednocześnie w roku 2018 prezydent Moon oświadcza, że prowadzenie pojazdu pod wpływem alkoholu nie jest błędem, a próbą zabójstwa. Podobnie zakłada prawo koreańskie. Kierowca, który po pijanemu siada za kierownicę, robi to z zamysłem wyrządzenia krzywdy. W przypadku gwałtu dokonanego w czasie odurzenia alkoholowego takiego automatycznego domniemania nie ma. Zamiar wyrządzenia szkody staje się kwestią sporną, trudną do udowodnienia. To kruczek, dzięki któremu gwałciciele unikają pełnego wymiaru kary. W Korei istnieje kulturowe i prawne przyzwolenie na to, żeby pijany kierowca był karany srożej niż pijany gwałciciel.

Wesprzyj Więź

Tymczasem Cho Doo-soon przed napaścią na Na-young ma już osiemnaście wyroków skazujących. Więzienie opuszcza w październiku 2020 roku. Od razu po wyjściu na wolność ubiega się o zapomogę socjalną. Władze lokalne w jego wniosku nie widzą nic niewłaściwego. Kierują się zasadami humanitaryzmu, były więzień i jego żona muszą przecież z czegoś żyć. Dom Cho Doo-soona znajduje się w odległości trzech minut drogi od domu Na-young.

Fragment książki „Przesłonięty uśmiech. O kobietach w Korei Południowej”, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2022

Przeczytaj też: Obojętność jest początkiem nienawiści

Podziel się

1
Wiadomość