Europa oczekuje nie tymczasowego zawieszenia broni, lecz trwałego pokoju. Jedynym środkiem do jego osiągnięcia jest usunięcie raz na zawsze głównej przyczyny wojen, barbarzyńskiej pozostałości po najdawniejszych czasach: rządzenia jednych narodów nad innymi – pisał Ludwik Zamenhof w 1914 roku.
Miejsce moich urodzin zdeterminowało całą moją przyszłość. Białystok zamieszkiwali Rosjanie, Polacy, Niemcy i Żydzi. Wszyscy oni rozmawiali innymi językami i byli do siebie nieprzyjaźnie nastawieni. W takim mieście, bardziej niż gdzieś indziej, wrażliwa natura czuje ciężar nieszczęść spowodowanych różnorodnością językową. Na każdym kroku przekonywałem się, że różność języków jest jedynym, a przynajmniej głównym powodem, który dzieli ludzkość i rozdziera ją na nieprzyjacielskie obozy.
Wychowano mnie na idealistę, uczono mnie, że wszyscy są dla siebie braćmi, a przecież na każdej ulicy, na każdym podwórku, z każdym krokiem czułem, że nie ma braci, są jedynie Rosjanie, Polacy, Niemcy, Żydzi i inni. Ta myśl na wskroś przeszyła moją dziecięcą duszę, choć może wielu wydawać się śmiesznym ten mój „dziecięcy ból istnienia”. Zdawało mi się wówczas, że dorośli mogą dokonać wszystkiego, powtarzałem sobie, że gdy będę dorosłym – zmienię to wszystko.
Wychowano mnie na idealistę, uczono mnie, że wszyscy są dla siebie braćmi, a przecież na każdej ulicy, na każdym podwórku, z każdym krokiem czułem, że nie ma braci, są jedynie Rosjanie, Polacy, Niemcy, Żydzi i inni
Jeśli nie byłbym Żydem z getta, idea o zjednoczeniu całej ludzkości albo w ogóle nie przyszłaby mi do głowy, albo nigdy nie towarzyszyłaby mi tak uparcie przez całe moje życie. Nikt nie może tak mocno czuć nieszczęść ludzkich podziałów, jak Żyd z getta. Nikt nie może również czuć tak silnie potrzeby nie narodowego, ale neutralnie ludzkiego języka, jak Żyd, który musi modlić się do Boga w długo już wymarłym języku, otrzymywać wychowanie i nauki w języku narodu, który go wypędza, mieć rozsianych po całym świecie cierpiących pobratymców, z którymi nie może się porozumieć. […]
W dzieciństwie kochałem rosyjski i rosyjską ziemię, wkrótce jednak przekonałem się, że moja miłość zostaje odpłacona nienawiścią, że włodarze tej ziemi […] widzą we mnie pozbawionego praw obcego (mimo że ja, moi dziadowie i pradziadowie urodzili się i pracowali w tym kraju). Wszyscy nienawidzą, znieważają i uciskają moich braci. […] Wiele cierpiałem z tego powodu i zacząłem marzyć o takich czasach, kiedy zniknie nienawiść między narodami, kiedy zaistnieje język i kraj, który należy pełnoprawnie do wszystkich jego mieszkańców, w którym ludzie zrozumieją, że należy szanować się wzajemnie.
Porzucałem jedną dziecinną utopię za drugą, tylko nie mogłem odrzucić marzenia o jednym wspólnym języku. […]
Niemieckiego i francuskiego wyuczyłem się w dzieciństwie, kiedy jeszcze nie można porównywać i czynić konkluzji. Gdy byłem w piątej klasie gimnazjalnej, zacząłem się uczyć angielskiego i wówczas, dzięki nagłemu skokowi z łaciny i greki, zauważyłem prostotę gramatyki angielskiej. Spostrzegłem, że tak zwane bogactwo gramatycznych form jest tylko ślepym historycznym przypadkiem, zbytecznym dla języka. […] Zacząłem poszukiwać i odrzucać zbędne formy i zauważyłem, jak gramatyka stopniowo topnieje w moich rękach, aż w końcu doszedłem do prostej gramatyki, którą mogłem pomieścić na kilku stronach. Wtedy z jeszcze większą pasją oddałem się marzeniu, choć potężne słowniki wciąż nie dawały mi spokoju. […]
W 1878 roku język był już mniej więcej gotowy. […] Byłem wtedy w ósmej klasie gimnazjum. […] Byłem jeszcze za młody, by publicznie przedstawić mój projekt – i zdecydowałem się poczekać pięć–sześć lat […] – chciałem bardziej udoskonalić język i w pełni opracować go dla praktycznych potrzeb. […]
Przez sześć lat doskonaliłem i wypróbowywałem język […]. Tłumaczyłem, pisałem w nim oryginalne dzieła, a liczne próby wskazywały, że to, co jest już gotowe w teorii, nie jest jeszcze gotowe w praktyce. […]
Zauważyłem, że esperanto przestaje być bezproduktywnym cieniem takiego czy innego języka, którym posługiwałem się w danym momencie, lecz ma ono własną duszę, własne życie, własną zdefiniowaną i wyrażalną fizjonomię, niezależną od obcych naleciałości. Język stawał się wówczas giętki, posiadał życie i wdzięk, jak żywy ojczysty język. […]
Skończyłem uniwersytet i zacząłem praktykę lekarską. I wówczas zacząłem myśleć nad upublicznieniem mojej pracy. Przygotowałem manuskrypt pierwszej broszury „Język międzynarodowy. Przedmowa i podręcznik kompletny” i rozpocząłem poszukiwanie wydawcy. […]
Wreszcie, po długich udrękach, udało mi się w lipcu 1887 samemu ją wydać. Przed jej wydaniem byłem bardzo podekscytowany, czułem, że stoję przed Rubikonem – a kiedy ukaże się moja broszura, nie będę już miał możliwości cofnąć się. Wiedziałem, jak los lekarza uzależniony jest od ludzi i co będzie, gdy ci zobaczą we mnie fantastę, człowieka, który zajmuje się „ubocznymi sprawami” – poczułem, że rzuciłem na jedną kartę cały przyszły spokój i egzystencję mojej rodziny, ale nie mogłem porzucić idei, którą przesiąkło moje ciało i krew, i… tak przekroczyłem Rubikon.
W przedmowie do podręcznika „Język międzynarodowy” jako Dr Esperanto
Ileż to marnuje się czasu i pracy na naukę języków obcych, a mimo to, wyjeżdżając za granicę, zwykle nie jesteśmy w stanie porozumieć się z podobnymi do siebie ludźmi. Ileż to marnuje się czasu, pracy i pieniędzy, aby utwory jednego piśmiennictwa przyswoić innym piśmiennictwom, a jednakże z tłumaczeń możemy poznać nieznaczną zaledwie część piśmiennictw obcych.
Otóż, gdyby istniał język międzynarodowy, wszystkich tłumaczeń dokonywano by wyłącznie na ten ostatni, jako na język powszechny, dla wszystkich zrozumiały, a dzieła, mające same przez się cechę międzynarodową, pisano by oryginalnie w tym języku. Znikłby mur chiński, przedzielający piśmiennictwa, utwory innych narodów byłyby dla nas równie dostępne, jak utwory własnego naszego narodu. Lektura stałaby się wspólna dla wszystkich, a wraz z nią wychowanie, ideały, przekonania, dążenia – i narody połączyłyby się w jedną rodzinę. […]
Komu kiedykolwiek zdarzyło się przebywać w mieście zamieszkanym przez rozmaite, walkę toczące ze sobą narodowości, ten bez wątpienia zrozumiał, jak olbrzymią usługę oddałby ludzkości język międzynarodowy, który, nie wdzierając się do życia domowego ludów, mógłby przynajmniej w krajach zaludnionych przez różne narodowości odgrywać rolę języka państwowego i towarzyskiego. Jaką by wreszcie olbrzymią doniosłość miał język międzynarodowy dla nauki, handlu, słowem: na każdym kroku – o tym, jak sądzę, nie ma potrzeby się rozwodzić. […]
Główne zagadnienia, które należało rozwiązać, były następujące:
I. Aby język był nadzwyczaj łatwy – tak, by nauka jego była igraszką.
II. Aby każdy, kto się tego języka nauczy, mógł zeń natychmiast korzystać, by porozumiewać się z ludźmi rozmaitych narodowości bez względu na to, czy będzie on uznany przez świat i czy znajdzie wielu adeptów lub też nie; to jest – aby język zaraz z samego początku mógł zostać istotnym środkiem do stosunków międzynarodowych.
III. Znaleźć środek dla przezwyciężenia obojętności świata i do nakłonienia go, aby jak najprędzej i en masse zaczął używać proponowanego języka, jako języka żywego, nie zaś z kluczem w ręku i tylko w razie ostatecznej konieczności. […]
Pierwsze zadanie rozwiązałem w sposób następujący:
a) Uprościłem do najwyższego stopnia gramatykę, a to z jednej strony w duchu języków nowożytnych dla ułatwienia jej nauki, z drugiej zaś – nie pozbawiając przez to języka jasności, dokładności i giętkości. Całej gramatyki mego języka można się doskonale nauczyć w ciągu jednej godziny. […]
b) Dałem prawidła dla tworzenia słów, przez co wprowadziłem ogromną ekonomię pod względem liczby wyrazów, potrzebnych do nauczenia się języka, nie tylko nie pozbawiając go tym bogactwa, lecz przeciwnie – czyniąc go, dzięki możności tworzenia z jednego wyrazu wielu innych i wyrażania wszelkich odcieni pojęć, bogatszym od najbogatszych języków nowożytnych. […]
Nadto przyjąłem ogólną regułę, że wszystkie wyrazy, które już teraz stały się międzynarodowe (czyli tak zwane wyrazy „cudzoziemskie”), nie ulegają w języku międzynarodowym żadnej zmianie, lecz stosują się tylko do pisowni międzynarodowej. W ten sposób ogromna liczba słów staje się zbyteczną do nauki, jak na przykład „lokomotywa”, „redakcja”, „telegraf”, „nerw”, „temperatura” […].
Nikt nie może czuć tak silnie potrzeby neutralnie ludzkiego języka, jak Żyd, który modli się do Boga w wymarłym języku, otrzymuje wychowanie w języku narodu, który go wypędza, ma rozsianych po świecie cierpiących pobratymców, z którymi nie może się porozumieć
[…] Nauka tego dźwięcznego, bogatego i zrozumiałego dla całego świata […] języka wymaga w ten sposób nie całego szeregu lat, jak nauka innych języków, lecz posiąść go można zupełnie w ciągu kilku dni.
Drugie zadanie rozwiązałem w sposób następujący:
a) Wprowadziłem zupełne rozczłonkowanie pojęć na samoistne wyrazy tak, że cały język, zamiast wyrazów w rozmaitych formach gramatycznych, składa się tylko z wyrazów nieodmiennych. […]
b) […] Ułożyłem słownik nie dowolnie, lecz – o ile się tylko dało – z wyrazów znanych całemu wykształconemu światu. […]
Niniejsza broszura rozejdzie się po całym świecie. Nie wymagając ani nauczenia się języka, ani żadnego zgoła nakładu pracy, czasu lub pieniędzy, proszę każdego czytelnika, aby wziął na minutę pióro, wypełnił jeden z załączonych poniżej blankietów i nadesłał go mnie. Treść blankietu jest następująca:
„Ja, niżej podpisany, obiecuję nauczyć się proponowanego przez Dra Esperanto języka międzynarodowego, jeżeli się okaże, że dziesięć milionów ludzi uczyniło publicznie takąż obietnicę”. Następuje podpis […], a na drugiej stronie blankietu wyraźnie wypisane całe imię i nazwisko i dokładny adres. […] Podpisanie powyższej obietnicy nie wymaga najmniejszej ofiary lub pracy, a w razie niepowodzenia sprawy do niczego nie obowiązuje; obowiązuje jedynie do nauczenia się języka, jeżeli się go nauczy dziesięć milionów innych osób piśmiennych: wówczas wszakże będzie to ze strony podpisanego nie ofiarą, lecz rzeczą, do której nie omieszkałby się zabrać bez wszelkiego zobowiązania. Tymczasem przez podpisanie blankietu każdy, nic osobiście nie ryzykując, przyspieszy urzeczywistnienie tradycyjnego ideału ludzkości.
Gdy liczba nadesłanych podpisów dojdzie do dziesięciu milionów, wtedy wszystkie nazwiska i adresy ogłoszone zostaną w oddzielnej księdze, a nazajutrz po wyjściu księgi okaże się, że dziesięć milionów lub więcej ludzi zobowiązało się publicznie do nauki języka międzynarodowego – i kwestia będzie rozstrzygnięta. […]
Przed wydrukowaniem obszernych słowników, przed przystąpieniem do wydawania pism, książek itd. pracę mą przedstawiam na rok sądowi publiczności i zwracam się do całego świata piśmiennego z prośbą o nadesłanie mi opinii o proponowanym przeze mnie języku. Niechaj mi każdy listownie zakomunikuje, jakie zmiany, ulepszenia, dopełnienia etc. uważa za niezbędne.
Warszawa, 1887
W przemówieniu na otwarciu I Światowego Kongresu Esperantystów
Święty jest dla nas dzisiejszy dzień. Skromne jest nasze zgromadzenie; świat zewnętrzny niewiele wie o nim, a słowa, które na nim padają, nie popłyną przez telegraf do wszystkich miast i miasteczek świata; nie zjechały się głowy państw ani ministrowie, aby zmieniać polityczną mapę świata, nie błyszczą wytworne szaty i ogrom imponujących orderów na naszej sali, nie huczą armaty wokół skromnego budynku, w którym się znajdujemy. Lecz przez powietrze naszej sali lecą tajemnicze dźwięki, niesłyszalne dla ucha, ale odczuwalne dla każdej wrażliwej duszy: to dźwięk czegoś wielkiego, co się dziś rodzi. […]
Do małego miasta na francuskim wybrzeżu zjechali ludzie z najróżniejszych krajów i narodów, i spotykają się oni nawzajem nie niemo i głucho, lecz rozumieją jeden drugiego, mówią do siebie jak bracia, jak członkowie jednego narodu. Często spotykają się ludzie różnych narodowości i rozumieją się wzajemnie; lecz jak ogromna jest różnica pomiędzy ich wzajemnym zrozumieniem a naszym! Tam rozumie się jedynie mała część zebranych, która miała możliwość poświęcenia ogromnego czasu i ogromnych pieniędzy, aby nauczyć się języków obcych […], ale na naszym zgromadzeniu rozumieją się wzajemnie wszyscy uczestnicy, rozumie nas z łatwością każdy, kto tylko pragnie nas zrozumieć – i ani bieda, ani brak czasu nie zamykają mu uszu na nasze mowy.
Tam wzajemne zrozumienie jest osiągalne na drodze nienaturalnej, obraźliwej i niesprawiedliwej, gdyż członek jednego narodu upokarza się tam przed członkiem innego narodu, mówi w jego języku, kompromitując swój własny, bełkocze, rumieni się i czuje zakłopotanie przed swoim rozmówcą, podczas gdy ten drugi czuje się silny i dumny; na naszym spotkaniu nie istnieją narody silne i słabe, uprzywilejowane i przywilejów pozbawione, nikt się nie kaja, nikt się nie krępuje; my wszyscy stoimy na fundamencie neutralnym, my wszyscy jesteśmy w pełni równoprawni; my wszyscy czujemy się jak członkowie jednego narodu, jak członkowie jednej rodziny – i po raz pierwszy w historii ludzkości my, członkowie najróżniejszych ludów, stoimy jeden obok drugiego nie jak obcy, nie jak konkurenci, ale jak bracia, którzy nie narzucając jeden drugiemu swojego języka, rozumieją się wzajemnie, nie podejrzewają się o dzielące ich zło, kochają się wzajemnie i ściskają sobie wzajemnie dłonie nie z hipokryzją, jak obcokrajowiec obcokrajowcowi, lecz szczerze, jak człowiek człowiekowi.
Miejmy świadomość całej wagi dzisiejszego dnia, ponieważ dziś w gościnnych murach Boulogne-sur-Mer spotkali się nie Francuzi z Anglikami, nie Rosjanie z Polakami, lecz ludzie z ludźmi.
Boulogne-sur-Mer, 5 sierpnia 1905
W „Deklaracji o istocie esperantyzmu”, podpisanej także przez innych esperantystów
1. Esperantyzm to usiłowanie rozpowszechniania na całym świecie języka neutralnie ludzkiego, który […] dawałby ludziom różnych narodowości możliwość porozumienia się; który mógłby służyć jako pokojowy język publicznych instytucji w tych krajach, gdzie różne narody walczą między sobą o język, i w którym mogłyby być publikowane te dzieła, które są ważne dla wszystkich ludów. […]
2. […] Przyjaciele sprawy języka międzynarodowego, przekonani, że dalsze teoretyczne dyskusje językowe nie doprowadzą do niczego i że cel może być osiągnięty jedynie praktyczną pracą, już od dłuższego czasu zgrupowali się wokół esperanta i pracują nad jego upowszechnieniem i wzbogaceniem literatury.
3. Ponieważ autor języka esperanto […] odrzucił raz na zawsze osobiste prawa i przywileje w związku z tym językiem, esperanto [nie] jest „niczyją własnością” ani w sensie materialnym, ani w sensie duchowym.
4. Materialnym włodarzem tego języka jest cały świat i każdy, kto chce, może w nim lub o nim wydawać wszelkie dzieła, jakie chce, jak i używać tego języka do jakichkolwiek celów […].
5. Esperanto nie posiada żadnego prawnego kuratora i nie zależy od kogokolwiek. Wszystkie opinie i pisma twórcy esperanto mają, podobnie jak opinie i pisma innych esperantystów, charakter wyłącznie prywatny i nieobowiązujący nikogo. […]
6. Esperantystą nazywa się każdą osobę, która zna i używa esperanta bez względu na cele, dla których go używa. Przynależność do jakiegoś aktywnego towarzystwa esperanckiego jest rekomendowana, ale nie obowiązkowa.
Boulogne-sur-Mer, 9 sierpnia 1905
W przemówieniu na otwarciu II Światowego Kongresu Esperantystów
Nie jesteśmy tak naiwni, jak sądzą o nas niektórzy: nie wierzymy, iż neutralny fundament uczyni z ludzi aniołów; wiemy doskonale, że źli ludzie także potem pozostaną źli. Pokładamy jednak nadzieję w tym, iż porozumiewanie i poznawanie się na neutralnym fundamencie zlikwiduje przynajmniej tę wielką masę bestialstwa i zbrodni, których źródłem jest nie zła wola, ale po prostu brak wzajemnego poznania. […]
Nadejdzie kiedyś czas, gdy esperanto, będąc już własnością całej ludzkości, utraci swój charakter ideowy; wtedy stanie się ono jedynie językiem, o który nie będzie się walczyć, a jedynie czerpać z niego korzyści. Jednakże dziś, gdy prawie wszyscy esperantyści są nie zyskującymi, a wojującymi, mamy wszyscy pełną świadomość, iż praca dla esperanta skłania nas nie do myślenia o praktycznej przydatności, ale do myśli o świętej, wielkiej i ważnej idei, którą język międzynarodowy w sobie zawiera. Idea ta – wszyscy doskonale ją odczuwacie – to braterstwo i sprawiedliwość pomiędzy wszystkimi ludami. […]
Jeżeli całą, lepszą część życia dobrowolnie spędziłem na wielkich cierpieniach i ofiarach, nie pozostawiając sobie jakiegokolwiek prawa do autorstwa – czy uczyniłem to dla jakiejś korzyści praktycznej? Jeżeli pierwsi esperantyści wystawiali się nie tylko na stałe kpiny, ale wręcz na wielkie ofiary, i na przykład pewna uboga nauczycielka długi czas cierpiała głód po to tylko, by zaoszczędzić nieco pieniędzy na propagandę esperancką – czy wszyscy oni dokonali tego dla jakiejś praktycznej korzyści? Kiedy osoby często przykute do łoża śmierci pisały do mnie, że esperanto jest ostatnią pociechą ich dogasającego życia, czy myśleli wtedy o korzyści praktycznej? O nie, nie, nie! Wszyscy oni pamiętali tylko o wewnętrznej idei zawartej w esperantyzmie; wszyscy miłowali esperanto nie dlatego, że zbliża ono wzajemnie ciała ludzi, nawet nie dlatego, że zbliża ich umysły, ale dlatego tylko, iż zbliża ono ich serca.
Genewa, 28 sierpnia 1906
W przemówieniu na otwarciu III Światowego Kongresu Esperantystów
Fakt, iż kongresujemy teraz w chwalebnym mieście uniwersyteckim Wielkiej Brytanii, ma wielkie znaczenie. Oponenci naszej idei stale nam powtarzali, że ludy anglojęzyczne nigdy do nas nie dołączą, jako że nie tylko mniej od innych ludów czują one potrzebę języka międzynarodowego, ale także umacnianie języka międzynarodowego jest dla nich wprost szkodliwe, ponieważ język taki będzie konkurował w świecie przede wszystkim z językiem angielskim, który pretenduje do roli międzynarodowego.
Zobaczcie jednak, jak bardzo mylili się nasi przeciwnicy! Zobaczcie, jak licznie przystąpili już do nas Brytyjczycy, którzy tak niechętnie uczą się języków innych niż ich ojczysty! […] Dowodzi to przede wszystkim tego, że ludzie zaczęli już rozumieć, iż język międzynarodowy niesie pożytek nie tylko ludom słabym, lecz też tym silnym; ale pokazuje to również inną rzecz, o wiele istotniejszą: że ludzie widzą w esperantyzmie nie tylko sprawę praktycznej dogodności, ale ważną ideę międzynarodowej sprawiedliwości i braterstwa. […]
Będzie można zaproponować neutralne systemy międzynarodowe, jak na przykład system walutowy, system godzinowy, kalendarz itd. […] Być może zaproponuje się nam organizację kilku świąt międzynarodowych, które istniałyby równolegle do odrębnych świąt każdego narodu i religii – i służyły braterskiemu łączeniu ze sobą wzajemnie narodów.
Cambridge, 12 sierpnia 1907
W przemówieniu na otwarciu IV Światowego Kongresu Esperantystów
Dziś po raz pierwszy kongres nasz występuje z oficjalnym usankcjonowaniem władcy i rządu; jestem pewien, iż esperantyści wysoko ocenią wagę tego faktu; mam nadzieję, że będzie to początek tego nowego czasu, kiedy idea nasza przestanie być usiłowaniem jedynie prywatnych osób, a stanie się ważkim zadaniem rządów świata.
Drezno, 17 sierpnia 1908
W „Odezwie do dyplomatów”
Straszliwa wojna opanowała dziś niemal całą Europę. Gdy zakończy się masowa wzajemna rzeź, która tak bardzo hańbi cywilizowany świat, zjadą się dyplomaci i spróbują przywrócić ład w relacjach pomiędzy narodami. Do Was, przyszłych reorganizatorów, zwracam się dziś.
[…] Czy zaczniecie po prostu przerabiać i łatać mapę Europy? Czy postanowicie tylko, że skrawek ziemi A ma należeć do ludu X, a skrawek B do ludu Y? To prawda, musicie tę pracę wykonać; musi ona jednak stanowić jedynie nieistotną część Waszego zajęcia. Strzeżcie się, aby poprawianie mapy nie stanowiło całej istoty Waszych prac, gdyż pozostaną one całkowicie bezwartościowe, a wielkie krwawe ofiary, które poniosła ludzkość, pozostaną bezcelowe.
Najlepiej byłoby, gdybyśmy zamiast rozmaitych dużych i małych państw europejskich mieli kiedyś proporcjonalnie i geograficznie zorganizowane „Stany Zjednoczone Europy”
[…] Nie osiągniecie niczego, przerysowując mapę, gdyż pozorna sprawiedliwość wobec jednego ludu będzie zarazem nieprawością wobec innego. Dzisiejsze czasy nie przypominają czasów antycznych: na każdym spornym kawałku ziemi pracował i przelewał swoją krew nie jeden, ale wiele narodów – i jeśli stwierdzicie, że ten czy inny teren ma należeć do tego czy tamtego ludu, Wasz czyn nie tylko będzie niesprawiedliwy: nie zlikwidujecie w ten sposób przyczyny przyszłych konfliktów. „Wyzwolenie”, które przyniesiecie krajowi, będzie jedynie wykrętem oznaczającym, że danemu ludowi dacie prawo panowania nad innymi ludźmi, którzy również urodzili się, pracowali, cierpieli i mają do danego kraju takie same naturalne prawa, jak każde dziecko ma wobec swojej matki. […]
Jedyną rzeczywiście sprawiedliwą decyzją, jaką możecie podjąć, jest: głośno obwieścić, że oficjalną, trwale ustaloną i w pełni gwarantowaną przez wszystkie europejskie państwa jest ta oto naturalna, lecz do dziś niestety nieprzestrzegana zasada: każdy kraj moralnie i materialnie na w pełni równych zasadach należy do wszystkich swoich dzieci.
Znaczy to, że w życiu prywatnym każdy obywatel każdego państwa ma pełne prawo mówić w tym języku czy dialekcie, w którym sobie życzy, i wyznawać dowolną religię; że jeśli w instytucjach państwowych używany jest jeden język państwowy lub miejscowy, to jest to jedynie wygodne ustąpienie mniejszości na rzecz większości, a nie upokarzający hołd składany panującemu narodowi. Ponieważ nazwy narodów, które nadal nosić będzie wiele krajów i prowincji, są główną przyczyną, dla której mieszkańcy jednego domniemanego pochodzenia spoglądają z wyższością na innych, to każdy kraj i prowincja powinny nosić nie nazwę jakiegoś narodu, a jedynie nazwę geograficznie neutralną.
Najlepiej byłoby, gdybyśmy zamiast rozmaitych dużych i małych państw europejskich mieli kiedyś proporcjonalnie i geograficznie zorganizowane „Stany Zjednoczone Europy”. Jeśli jednak dziś jest za wcześnie na rozmowę o tym, należy przynajmniej oficjalną i zgodną decyzją opartą na powyższej zasadzie zlikwidować to wielkie zło, to niewyczerpane źródło stałych walk, które wywołuje identyfikowanie kraju z narodem. Gdy zasada ta zostanie oficjalnie przyjęta i zagwarantowana przez wszystkie państwa europejskie, zniknie główna przyczyna wojen, stałego lęku i niekończących się zbrojeń. […]
Gdy w całej Europie zapanuje absolutna sprawiedliwość polityczna, to znaczy naturalna, wszędzie i dla wszystkich równa, gdy w każdym kraju wszyscy mieszkańcy będą moralnie i materialnie w pełni równi, gdy kraje nie będą dłużej nosić nazw narodów, gdy język państwowy nie będzie miał już charakteru szowinistycznego i upokarzającego i nie będzie podziału na narody-władców i narody-poddanych – wtedy zniknie przyczyna wojen międzyetnicznych; wtedy każdy człowiek będzie mógł spokojnie żyć w swojej naturalnej, jedynie prawdziwej i szczerze kochanej ojczyźnie, nie będzie musiał się więcej bać, że ktoś może mu ją „zabrać”, i nie będzie musiał marzyć o odebraniu ojczyzny innym ludziom.
[…] Gdyby nawet jedyną rzeczą, którą uczynicie, było usunięcie etnicznych nazw krajów (sprawa prosta do wykonania), samo to byłoby rzeczą niezwykle ważną, otworzylibyście nową erę w historii Europy. Ponieważ w kraju z neutralną nazwą wcześniej czy później osiągalna będzie naturalna pełna równość wszystkich jego mieszkańców, czego nigdy w pełni i na stałe nie osiągnie się w kraju noszącym nazwę narodu, jako że nieszczęsna nazwa nie tylko uzasadni najpodlejsze niesprawiedliwości w wieloetnicznych krajach wschodniej Europy, ale nawet w krajach bardziej cywilizowanych będzie zaprzątała umysł bodaj najuczciwszych obywateli, wspierając tam opinię i uczucie, iż kraj przynależy do tego tylko narodu, którego nazwę nosi, a wszystkie pozostałe narody są w nim obce. […]
Po straszliwej, wyniszczającej wojnie, która postawiła ludzkość niżej od najdzikszych zwierząt, Europa będzie oczekiwać od was pokoju. Oczekuje ona nie tymczasowego zawieszenia broni, lecz trwałego pokoju, jedynego, który godzien jest cywilizowanej rasy ludzkiej. Lecz pamiętajcie, […] że jedynym środkiem do osiągnięcia takiego pokoju jest usunięcie raz na zawsze głównej przyczyny wojen, barbarzyńskiej pozostałości po najdawniejszych czasach: rządzenia jednych narodów nad innymi narodami.
Warszawa, koniec 1914
Fragmenty książki „Prekursorzy. Dwadzieścia wizji lepszego świata”, pod red. Małgorzaty Sopyło (Ośrodek KARTA, Warszawa 2022), przedstawiającej panteon dwudziestu innowatorów związanych z Polską w XX wieku, którzy wnieśli nowe odkrycie lub nowy wymiar w rzeczywistość społeczną.
Tytuł od redakcji Więź.pl
Spis źródeł:
„The British Esperantist” nr 4/1915, tłum. za: Ludwik Zamenhof, „Po Wielkiej Wojnie. Odezwa do dyplomatów”, tłum. Przemysław Wierzbowski, strona internetowa Białostockiego Towarzystwa Esperantystów, https://espero.bialystok.pl/.
Dr Esperanto [Ludwik Zamenhof], „Język międzynarodowy. Przedmowa i podręcznik kompletny”, Warszawa 1887.
List do Alfreda Michaux, Warszawa, 21 lutego 1905, [w:]Walter Żelazny,„Ludwik Zamenhof. Życie i dzieło. Recepcja i reminiscencje. Wybór tekstów”, Zakład Wydawniczy „Nomos”, Kraków 2012.
List do Nikolaja Afrikanowicza Borowko, 1895 [w:]Walter Żelazny,„Ludwik Zamenhof. Życie i dzieło. Recepcja i reminiscencje. Wybór tekstów”, Zakład Wydawniczy „Nomos”, Kraków 2012.
Ludwik Łazarz Zamenhof, „Przemówienie na pierwszym Światowym Kongresie Esperantystów”, tłum. Przemysław Wierzbowski, na licencji Creative Commons, Wikisource, https://pl.wikisource.org/.
Ludwik Łazarz Zamenhof, „Przemówienie na drugim Światowym Kongresie Esperantystów”, tłum. Przemysław Wierzbowski, na licencji Creative Commons, Wikisource, https://pl.wikisource.org/
Ludwik Łazarz Zamenhof, „Przemówienie na trzecim Światowym Kongresie Esperantystów”, tłum. Przemysław Wierzbowski, na licencji Creative Commons, Wikisource, https://pl.wikisource.org/
Ludwik Łazarz Zamenhof, „Przemówienie na czwartym Światowym Kongresie Esperantystów”, tłum. Przemysław Wierzbowski, na licencji Creative Commons, Wikisource, https://pl.wikisource.org/.
Walter Żelazny, „Ludwik Zamenhof. Życie i dzieło. Recepcja i reminiscencje. Wybór tekstów”, Zakład Wydawniczy „Nomos”, Kraków 2012.
Przeczytaj też: Janusz Korczak – mędrzec, który pokłonił się Dziecku