Zima 2024, nr 4

Zamów

Ostatnie słowo nie należy do śmierci

Siostra Eliza Myk. Fot. Michał Pelczar / Wydawnictwo WAM

W agresji Rosji wobec Ukrainy porusza nas ogromna niesprawiedliwość, niczym niezawinione cierpienie dzieci i dorosłych. Co możemy z tym zrobić?

Przeżywamy Wielkanoc, a za naszą wschodnią granicą wciąż trwa brutalna wojna. Postanowiliśmy więc zapytać wybrane osoby o trudną nadzieję. Czy widzą obecnie pocieszenie – i dla siebie osobiście, i dla ludzi wokół? Skąd je czerpią? A może pocieszenia nie ma, zostaje zmierzenie się z trudnymi emocjami i przeżyciami, niezapełnianie tego czasu zbyt łatwymi odpowiedziami? Jak dziś mówić o Zmartwychwstaniu Chrystusa, by nie zagadywać dziejących się na naszych oczach tragedii i dramatów zbyt łatwymi i banalnymi odpowiedziami?

Dla chrześcijan cierpienie wydaje się lżejsze do przyjęcia, ponieważ nasz Bóg, żyjąc na ziemi zaledwie 33 lata, również zgodził się cierpieć. Jest to myśl pocieszająca. Jednak sposób, w jaki przeżywamy cierpienie, w dużym stopniu zależy od stopnia naszej zażyłości z Jezusem.

Sama, już jako zakonnica, przeżywałam duże kryzysy i bunty wobec cierpienie, które mnie dotykało. Żaliłam się nawet kiedyś na spowiedzi, że Bóg dopuszcza za dużo trudu w moim życiu. Usłyszałam wtedy, że warto na cierpienie popatrzeć jako na szczególny zaszczyt. Pan przecież pozwala ludziom poczuć to, czego sam doświadczył.

W agresji Rosji wobec Ukrainy porusza nas ogromna niesprawiedliwość, niczym niezawinione cierpienie dzieci i dorosłych. Kiedy myślę podczas tegorocznego Wielkiego Postu o cierpieniu Jezusa – widzę Kogoś, kto obdarowywał ludzi samym dobrem, uzdrowieniami, współczuciem, a jednak został zabity, wcześniej doświadczając pogardy, poniżenia, niesprawiedliwego wyroku.

Wydaje się, że przewrotni faryzeusze zwyciężyli, wchodząc w układy z Piłatem, wymyślając jakieś absurdalne powody, dla których Jezus miał zostać zabity. Ten, który pokazuje, jak wygląda prawdziwe i piękne człowieczeństwo, nie buntuje się jednak, nie tłumaczy, ale milczy wobec niesprawiedliwości. Daje się zabić, bo wie, że do śmierci nie należy ostatnie słowo. Wie, że po niej przychodzi piękne i upragnione ŻYCIE.

Ogromną pociechą jest dla mnie myśl o niebie jako o miejscu z osobami, które kocham, przy których czuję się bezpieczna, doceniana, kochana. Jeśli wierzymy, że Bóg Ojciec przygotował nam tam super mieszkanie i życie bez cierpienia – śmierć może być dla nas wówczas czasem upragnionym, wyczekiwanym, jedynymi drzwiami do SZCZĘŚCIA, KTÓRE SIĘ NIE KOŃCZY, któremu nie zagraża już żadne zło.

Po jednej z tegorocznych Dróg Krzyżowych przyszła mi do głowy refleksja, że CZŁOWIEK JEST W STANIE:
uznać Boga za zło,
poniżać Boga,
zabić Boga,
osądzać i opiniować Boga,
czuć się lepszym od Boga,
zdradzać Boga,
wyśmiewać się z Boga,
uznać, że Bóg niewiele wie i niewiele potrafi
wątpić, że JEST.

Wesprzyj Więź

Natomiast BÓG JEST W STANIE na to człowiekowi pozwolić i mimo wszystko kochać go nad życie.

Jeśli jesteśmy traktowani jak Bóg: poniżani, zabijani, wyśmiewani – cieszmy się, że Pan przeżył to samo, żeby nas rozumieć. I żeby być blisko nas w naszym cierpieniu.

Przeczytaj też: Trudno nam teraz uwierzyć, że Jezus zmartwychwstał. Ale to nie iluzja

Podziel się

3
Wiadomość