Jezus jest blisko. Trzyma każdego z nas za rękę. Jego dłoń nosi blizny, pamięć męki i śmierci, jest zranioną dłonią Bliźniego… Możemy ten Chrystusowy gest przyjąć, możemy też go odrzucić. Ale On nie cofnie wyciągniętej dłoni.
Przeżywamy Wielkanoc, a za naszą wschodnią granicą wciąż trwa brutalna wojna. Postanowiliśmy więc zapytać wybrane osoby o trudną nadzieję. Czy widzą obecnie pocieszenie – i dla siebie osobiście, i dla ludzi wokół? Skąd je czerpią? A może pocieszenia nie ma, zostaje zmierzenie się z trudnymi emocjami i przeżyciami, niezapełnianie tego czasu zbyt łatwymi odpowiedziami? Jak dziś mówić o Zmartwychwstaniu Chrystusa, by nie zagadywać dziejących się na naszych oczach tragedii i dramatów zbyt łatwymi i banalnymi odpowiedziami?
„Święta wielkanocne są tradycyjnie dla chrześcijan okresem radosnym, pełnym nadziei. Trudno oczekiwać, by były takie w tym roku” – tak portal Więź.pl zdiagnozował obecna sytuację. Czy jednak w ubiegłym roku świat był inny? Wolny od wojen, przemocy, gwałtów, głodu, prześladowań, ciężkich chorób…? I czy radość i nadzieja chrześcijanina jest jakąś ucieczką w iluzję, tanim pocieszeniem, odwracaniem oczu od mroku zła?
A może wręcz skandaliczną postawą pięknoducha, karmiącego się naiwno-sentymentalnymi mrzonkami, obojętnego na cierpienie bliźnich, zamkniętego we własnym egoizmie, szukającego przyjemności, pławiącego się w jakimś chwilowym dobrostanie i kultywującego swoje samozadowolenie? Nie, nie tym jest radość chrześcijańska. Radość chrześcijańska to radość paschalna, radość Wielkiej Nocy, która rodzi się ze spotkania ze Zmartwychwstałym Panem. Jest darem Ducha Świętego (Ga 5,22), jest radością w Duchu Świętym (Rz 14, 17).
„A światłość w ciemności świeci i ciemność jej nie ogarnęła” (J 1, 5). Tak, to Jego światłość rozjaśnia mroki zła i śmierci. Pocieszenie to nie emocjonalne uspokojenie, nie odcięcie się od trudnych, bolesnych emocji, które wywołuje w nas teraz wojna w Ukrainie. Pocieszenie to ufna wiara w Tego, który jest Emmanuelem, Bogiem z nami. Radość paschalna to nie głoszenie „różowego” chrześcijaństwa bez Krzyża, bez Chrystusowego wołania: „Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił?” (Mt 27, 46; por. Psalm 22), bez krzyku, skargi, doświadczenia opuszczenia…
Może dziś szczególnie trzeba mówić o Zmartwychwstaniu jako Chrystusowym zejściu do otchłani, w mrok śmierci, samotności, rozpaczy? Tak jak to pokazuje ikona Anástasis. Zachodnioeuropejskie malarstwo, przedstawiające Jezusa unoszącego się triumfalnie nad grobem, czyni to wydarzenie „samotnym”, pozbawia je związku z naszym egzystencjalnym doświadczeniem. Wschód przeciwnie, objawia Zbawiciela wydobywającego z grobu Adama i Ewę, chwytającego ich mocno za ręce, przywracającego im życie, które jest komunią, wspólnotą miłości. Śmierć uczyniła ich bezgranicznie samotnymi, grzech odłączył ich od Boga i oddzielił od siebie nawzajem. A oto Zbawiciel, niszcząc śmierć i jednając ludzi z Bogiem, łączy ich także ze sobą nawzajem, wyrywa ich ze stanu izolacji i tworzy między nimi prawdziwą Więź.
Wierzę w Jezusa Chrystusa, który zstępuje na dno naszej egzystencji, we wszystkie ciemne miejsca, które w sobie nosimy, tam, gdzie doświadczamy naszej kruchości, słabości, braku miłości, samotności, lęku, gdzie płaczemy, gdzie pogrążamy się w zwątpieniu, gdzie przeżywamy bunt czy bezsilność… Jest blisko. Trzyma każdego z nas za rękę. Ta Jego dłoń nosi blizny, pamięć męki i śmierci, jest zranioną dłonią Bliźniego… Możemy ten Chrystusowy gest przyjąć, możemy też go odrzucić. Ale On nie cofnie wyciągniętej dłoni.
Wierzę w Miłość, która schodzi do naszych otchłani i z nich wyprowadza. To w tej osobowej Miłości mają swoje źródło radość i nadzieja. „A nadzieja zawieść nie może, ponieważ miłość Boża rozlana jest w sercach naszych przez Ducha Świętego, który został nam dany” (Rz 5, 5). W naszych sercach nierzadko toczy się wojna, panuje wrogość, nieprzebaczenie, nienawiść, chciwość… Zmartwychwstajemy, gdy przyjmujemy miłość Bożą, gdy to Jemu pozwalamy się przemieniać, gdy prosimy, by Pan uwolnił nasze serce od wrogości, chęci zemsty czy pielęgnowanej urazy, gdy pragniemy, by Duch Święty w nas i przez nas działał.
W nadchodzące Święta Wielkanocne wielu z nas usiądzie do stołu z uchodźcami, naszymi Siostrami i Braćmi z Ukrainy. Może zjemy przygotowany przez Ukrainki barszcz i pierogi? Nieważne, że to potrawy nie na „te” Święta. Radość paschalna to otwartość na Jego Obecność pośród nas, to nasze wrażliwe bycie ze sobą, dla siebie, nawet bez słów. I bardzo prosty gest wdzięczności, choćby za ten barszcz i pierogi.
Przeczytaj też: Trzeba mówić szczerze, w Kościele zamiera życie. Rozmowa z ks. Alfredem Wierzbickim