Prawdziwie kochać Rosjan znaczy precyzyjnie wskazywać im skalę ich zbrodni, pozwolić im przerazić się tym, co zrobili, i skłonić ich dusze do szczerej pokuty przed Bogiem i ludźmi.
Gdyby nie wojna, z zainteresowaniem moglibyśmy prześledzić różne ukraińskie reakcje na nową inicjatywę Watykanu na rzecz pojednania między Ukraińcami a Rosjanami. Przez te reakcje przewijają się: szczery ból, oburzenie, głucha cisza i kompleksy wyznaniowe. Ale także poczucie, że Ukraina, jej rany i nadzieje pozostają dla wielu obce, a nawet traktuje się je jako zawadę.
Inicjatywa ta dotyczy Drogi Krzyżowej, którą w Wielki Piętek 15 kwietnia 2022 r. ma poprowadzić papież Franciszek w rzymskim Koloseum. Według pierwotnego pomysłu Watykanu, podczas XIII stacji – która wspomina śmierć Jezusa – krzyż mają nieść rodziny Rosjanki i Ukrainki – pracownic jednego z włoskich hospicjów. Refleksja, którą mają odczytać w trakcie rozważania tej stacji, brzmi: „Panie, gdzie jesteś? Przemów spomiędzy ciszy śmierci i podziałów, i naucz nas wprowadzać pokój, być braćmi i siostrami, odbudować to, co chcą zniszczyć bomby”.
Braterskie narody
Tak sformułowana próba natychmiastowego pojednania dwóch narodów oburzyła wielu Ukraińców. Choć nie ma mowy o złej woli autorów scenariusza, to w ich stanowisku widzę niezdolność dostrzeżenia okoliczności tej wojny z wewnątrz, a nie tylko z zewnątrz. Ich podejście niewiele różni się od postawy pewnego włoskiego katolika, który ostatnio zapytał mnie: „Zawsze wiedzieliśmy, że Ukraińcy i Rosjanie są braćmi. Co się stało? Dlaczego zaczęli ze sobą walczyć?”.
Chrześcijaństwo nie może zostać zredukowane do sentymentalnego współczucia, ponieważ musi być również sprawiedliwe
Cytowany watykański tekst również zawiera sakramentalne słowa „być braćmi i siostrami”. Choć w chrześcijańskim sensie słowa te są w pełni zrozumiałe, to w czasie wojny zbytnio jednak przypominają fikcyjną tezę sowieckiej/rosyjskiej propagandy o „braterskich narodach”.
Znamy też inny tekst, który wspomina dwójkę braci: „Rzekł Kain do Abla, brata swego: «Chodźmy na pole». A gdy byli na polu, Kain rzucił się na swego brata Abla i zabił go” (ten i wszystkie kolejne cytaty pochodzą z Księgi Rodzaju 4, 8-15). Jak zareagował na to Bóg? Czytamy: „Rzekł Bóg: «Cóżeś uczynił? Krew brata twego głośno woła ku mnie z ziemi! Bądź więc teraz przeklęty na tej roli, która rozwarła swą paszczę, aby wchłonąć krew brata twego, przelaną przez ciebie. Gdy rolę tę będziesz uprawiał, nie da ci już ona więcej plonu. Tułaczem i zbiegiem będziesz na ziemi!»”. Jak widać, odpowiedź Pana nie była ani pobłażliwa, ani poprawna politycznie.
Krew brata twego głośno woła
Można z tego fragmentu wyciągnąć przynajmniej dwie ważne obserwacje. Pierwsza dotyczy Bożej gotowości wysłuchania głosu ofiary: „Cóżeś uczynił? Krew brata twego głośno woła ku mnie z ziemi!”. Druga to uznanie zasadności przekleństwa, które spada na przestępcę. Gdyby dusza zamordowanego Abla usłyszała te słowa Boga, bez wątpienia uznałaby je za sprawiedliwe.
Dlatego Ukraińcy nie odczuwają sprawiedliwości, gdy słyszą słowa papieża Franciszka, które dziś do nich docierają. A to dlatego, że choć papież nazywa ich ofiarami i troszczy się o nich duszpastersko, to nie potrafi powiedzieć Putinowi: „Krew brata twego głośno woła ku mnie z ziemi!”. I gdy papież nie nazywa złoczyńcy po imieniu, tworzy wrażenie, że dąży do odseparowania sprawcy od zasłużonej kary.
Jak na tę sytuację reaguje Kain? Najpierw w odpowiedzi na pytanie: „Gdzie jest brat twój, Abel?” kłamie i próbuje uniknąć odpowiedzialności: „Nie wiem. Czyż jestem stróżem brata mego?”. A gdy to mu się nie udaje, zaczyna narzekać na nadmierność kary: „Zbyt wielka jest kara moja, abym mógł ją znieść”.
Każdy niesie swój krzyż
Obecny Kain – Władimir Putin – wciąż kłamie i wynajduje kolejne „zasadne” powody wszczęcia wojny z Ukrainą, które mają mu pomóc uniknąć odpowiedzialności. Ale gdy przerażające zbrodnie wojenne zostaną udokumentowane, a ich sprawcy staną przed sądem drugiej Norymbergi, przyjdzie czas na słowa „zbyt wielka jest moja kara, abym mógł ją znieść”.
Jednocześnie już dziś rosyjska propaganda głosi tezy o „niewspółmierności sankcji”, czym zmiękcza serca wielu europejskich chrześcijan. Ci już współczują Rosjanom, próbując ochronić ich przed odpowiedzialnością i karą. Mówią, że to Putin toczy wojnę, a nie rosyjski naród. W takim razie – przekonują – dlaczego mamy karać dobrych Rosjan, którzy również cierpią? Czy nie lepiej, by oba narody podały sobie teraz ręce?
Ta logika stoi za scenariuszem tegorocznej watykańskiej Drogi Krzyżowej. Ks. Justyn Bojko ujął to dosadnie: „Jezus i Piłat, Ukraińcy i Rosjanie nie mogą nieść krzyża w tym samym czasie”. Ktoś może spytać: dlaczego nie? Odpowiadam: Ponieważ krzyż Abla (niewinnej ofiary) i krzyż Kaina (pokuta grzesznika) są innymi krzyżami. Nie można ich połączyć, bo każdy, kto chce pójść za Jezusem, musi wziąć swój krzyż (por. Mt 16,24). Ukraińcy już niosą jeden krzyż; Rosjanie wciąż dopiero muszą wziąć swój na własne ramiona.
Pomaga czy szkodzi pojednaniu?
Chrześcijaństwo nie może zostać zredukowane do sentymentalnego współczucia, ponieważ musi być również sprawiedliwe. Współczujący Europejczycy muszą zdać sobie sprawę, że zwalniając Rosjan z odpowiedzialności, faktycznie wyrządzają im niedźwiedzią przysługę. Jeśli zbrodnie państwa rosyjskiego w Ukrainie nie zostaną uznane za grzech i przez pokutę nie wyjdą z duszy Rosjan, muszą doprowadzić do jeszcze większego grzechu.
Prawdziwie kochać Rosjan znaczy precyzyjnie wskazywać im skalę ich zbrodni, pozwolić im przerazić się tym, co zrobili, i skłonić ich dusze do szczerej pokuty przed Bogiem i ludźmi. Dopiero gdy zbiorowa dusza rosyjska upadnie pod ciężarem własnej odpowiedzialności i zapłacze pokutnymi łzami przed ofiarami, otworzy sobie drogę do przyszłości.
Niemcom udało się to dopiero dobrych dziesięć lat po ich porażce w drugiej wojnie światowej. Czy powiedzie się to Rosjanom, a jeśli tak, to kiedy – czas pokaże. Wierzymy, że odważny opór narodu ukraińskiego i międzynarodowa solidarność z Ukrainą przybliżają ten dzień. Ale bez wątpienia nie da się tego osiągnąć nazbyt teatralnymi, nawet jeśli symbolicznymi, wystąpieniami. Nie tylko nie prowadzą one do pojednania, ale przeciwnie – szkodą mu.
Boża sprawiedliwość rozróżnia
Dlatego też jestem wdzięczny zwierzchnikowi Ukraińskiej Cerkwi Greckokatolickiej za jego stanowisko: „Uważam ten pomysł za niewłaściwy i dwuznaczny, niebiorący pod uwagę kontekstu wojskowej agresji rosyjskiej na Ukrainę”. Jestem również wdzięczny nuncjuszowi apostolskiemu, abp. Visvaldasovi Kulbokasowi, który powiedział: „Rzecz jasna, zdajemy sobie sprawę, że do pojednania dochodzi, gdy agresor uznaje swoją winę i przeprasza”.
Watykańscy komentatorzy mają rację, że „dobrzy i źli, agresorzy i ofiary, mają swoją miejsce pod krzyżem Jezusa”. Bo przez swoją ofiarę Jezus zbawił zarówno sprawiedliwych, jak i grzeszników. Jak słusznie mówi Pismo: „tak będziecie synami Ojca waszego, który jest w niebie; ponieważ On sprawia, że słońce Jego wschodzi nad złymi i nad dobrymi, i On zsyła deszcz na sprawiedliwych i niesprawiedliwych” (Mt 5,45). Dlatego krzyż Jezusa jest tylko jeden.
Ale nasze krzyże, z którymi zmierzamy do niego, są inne: jedni niosą krzyż ofiary, a inni dźwigają pokutny krzyż grzesznika. Również nasze szaty są inne: niewinnie zabici są odziani w „białe szaty” (Ap 6,11), a ich mordercy pozostają splamieni krwią (por. Iz 59,3). I mimo że miłość naszego Pana jest jedna, mówi On do nas inaczej: do ofiar ze współczuciem, a do napastników z surowością.
I takie jest znaczenie Bożej sprawiedliwości.
Tłum. Bartosz Bartosik. Przeczytaj też: Gdy prorok staje się dyplomatą. Papież wobec rosyjskiej wojny
No tylko teraz, żeby Franciszek to przeczytał. Kobieta, Rosjanka co ma nieść krzyż, sama osobiście też jest niewinną ofiarą. Nic nie zrobiła, a ponosi karę, ale w tej sytuacji przestanie być sobą, a stanie się symbolem Rosji jako takiej, a ta niewinna już nie jest.
Jest gorzej. Mamy poważne argumenty, by postrzegać pomysł wspólnego niesienia krzyża przez Rosjan i Ukraińców w kontekście dyplomatycznych ambicji papieża by stać się mediatorem. Zdalne spotkanie z Cyrylem i nie dementowane pogłoski o planach takiego spotkania w Jerozolimie oraz wypowiedzi watykańskich oficjeli np.kard.Parolina w moich oczach pozbawia Franciszka prawa do uczestnictwa w rozważaniach, co Ewangelia mówi nam, by w tych okolicznościach czynić, a przesuwa papieża do ligi graczy dyplomatycznych. To na użytek tych gier instrumentalnie traktowane są święte znaki jak np. ten ze wspólnym niesieniem krzyża. Mogę to sobie wyobrazić, ale nie pod egidą Franciszka. Jeśli Rosjanie, to ci, którzy publicznie i z narażeniem siebie zajęli krytyczne stanowisko wobec działań Putina. Ponieważ nie możemy mieć pełnego dostępu do wiedzy, ciężar dowodu błędności mojego rozumowania spoczywa na obrońcach Franciszka. Może Franciszek minął się ze swoim powołaniem, bowiem powinien być np. sekretarzem generalnym ONZ lub kimś takim.
„Dobrzy Rosjanie”? Z pewnością wielu za takich się uważa, nie biorą udziału w działaniach wojennych, może nawet po cichu są przeciwni tej wojnie, no to należałoby zadać im proste pytanie czy głosowali na Putina? Dziś usłyszałem słowa jakiegoś kierowcy ciężarówki, który żalił się, że sankcje dotkną „zwykłych ludzi” i to samo pytanie ilu z tych „zwykłych ludzi” oddało bezmyślnie, czy „myślnie” swój głos w wyborach ? Tak często zaczynają się dyktatury!