Zima 2024, nr 4

Zamów

Co zrobiłby Tołstoj po 24 lutego 2022 roku?

Lew Tołstoj w 1897 roku. Fot. Biblioteka Kongresu Stanów Zjednoczonych

Nie wiemy, jaka jest dziś rosyjska inteligencja, ale wiemy, co znajduje się w twórczości Radiszczewa, Tołstoja i Achmatowej, Rachmaninowa, Strawińskiego i Szostakowicza. Jest tam nie usprawiedliwienie przemocy, lecz protest przeciwko przemocy. I bunt przeciw strukturom zła.

To oczywiste – Tołstoj stałby po stronie ofiar i wyzwaniem dlań byłoby, jak pogodzić to z ideą niesprzeciwiania się złu przemocą.

Polemiści, którzy widzieli w tej ważnej dla rosyjskiego pisarza myśli koncepcję sprzeczną nie tylko z podstawowym ludzkim instynktem obrony, ale też praktyczne przyzwolenie na zło, przywoływali zwykle przykład krzywdzonego dziecka. Czy gdyby Pan, Lwie Nikołajewiczu, był świadkiem sytuacji, w której złoczyńca znęca się nad bezbronnym dzieckiem, czy nadal zachowałby Pan swe moralne zasady i uważał, że nie należy użyć przemocy, by ratować ofiarę?

Odwrócenie się od rosyjskiej sztuki i kultury byłoby świadomym ukaraniem samych siebie. Osobiście odrzucam jednak ten pomysł – jako zbyt „rosyjski”

Radosław Romaniuk

Udostępnij tekst

Tołstoj zazwyczaj odpowiadał wymijająco – że nigdy nie był w takiej sytuacji. Co oznaczało, że życie pisze własne fabuły, ale projektować powinno się wersję idealną, zgodną z zasadami wiary i serca. Naciskany na konkretną odpowiedź, co mianowicie by wówczas uczynił – odpowiadał, że ma przekonanie, iż najlepsze byłoby skierowanie przemocy agresora w kierunku samego siebie.

Realność cierpienia, duchowe piekło

Podobny efekt przynosi trwająca dziś wojna – której ofiarą jest Ukraina, ale i niemająca możliwości, by przeciwstawić się złu agresora siłą rosyjska kultura. Uderza w nią każdy akt przemocy rozgrywający się za naszą wschodnią granicą – łza dziecka z powodu której Iwan Karamazow pragnął zwrócić Bogu podróżny bilet, pomnożona do gigantycznych rozmiarów. Nie łza-filozoficzna idea i metafora literacka, ale realność pojedynczego cierpienia. Uderza w nią też fala bólu ofiar, ich oskarżenie o to, że nie była w stanie zatrzymać ani jednej kuli, a Europa i świat, zahipnotyzowane jej syrenim śpiewem, nie chciały dostrzec realnych wymiarów imperialnych rosyjskich resentymentów.  

W naszym kraju jedną z pierwszych „ofiar” w tej sferze stała się opera „Borys Godunow” Modesta Musorgskiego – jej premierę w Teatrze Wielkim Operze Narodowej, planowaną na kwiecień, po wybuchu wojny bez chwili wahania odwołano. Mariaż poezji Puszkina, muzyki, która nadal opalizuje paletą żywych barw, oraz imperialnego państwowotwórczego mitu – nabiera dziś zupełnie innego wyrazu. (Podobnie jak setki, tysiące dzieł – ale nie wszystkie).

Za tą decyzją poszło zdjęcie wszystkich utworów rosyjskich kompozytorów z programu Wielkanocnego Festiwalu Ludwiga van Beethovena, nieoficjalny zapis na rosyjską kulturę w programach Radiowej Dwójki, pytania o to, czy nie należy objąć książek rosyjskich pisarzy bojkotem konsumenckim, rezygnując z ich lektury i sprzedaży. I wiele, wiele innych. Wojna nie jest czasem niuansowania. Jeśli wszystko jest polityczne, polityczna staje się także kultura, zaś akcydensy narodowe określają jej barwy.

Tołstoja nie pytano, co zrobiłby, gdyby gwałt dotykający bezbronną ofiarę oglądał w telewizji. Niewykluczone, że sytuacja ta byłaby dla niego synonimem duchowego piekła. Jeśli nawet inaczej definiujemy splot odczuwanych przez nas uczuć, na ich czele znajduje się poczucie bezsilności i pragnienie symbolicznego choćby protestu, który przywraca poczucie sprawczości i podmiotowości. Gest bojkotu, odsunięcia, odwołania, unieważnienia sfery, która teoretycznie jest ważna dla sprawcy, ma go dotknąć, pokazać, że jego działania doprowadziły do sytuacji niemającej precedensu w historii kultury tego narodu, budującej swój etos na współcierpieniu.

Rodzi się rosyjska inteligencja

W książce pod symbolicznym tytułem „Rosyjska idea” – autorskiej historii myśli rosyjskiej stworzonej przez Mikołaja Bierdiajewa – ten wybitny filozof przywołuje postać Aleksandra Radiszczewa, XVIII-wiecznego klasyka rosyjskiej literatury. Byłego prokuratora wojskowego i właściciela ziemskiego, skazanego na karę śmierci za krytykę systemu pańszczyźnianego wyrażoną w książce o niewinnym tytule „Podróż z Petersburga do Moskwy”.

Opublikował ją własnym nakładem, anonimowo, nie wyciągając wniosku z faktu, że zecerzy początkowo odmówili składania jego dzieła. Wydrukowane trafiło na biurko Katarzyny II, która (dokładnie 7 lipca 1790, bo zapisał to jej sekretarz) zrecenzowała twórczość Radiszczewa frazą: „to buntownik gorszy od Pugaczowa”. Ów, jak powiedzielibyśmy dziś, idealny „blurb”, jest swoją drogą jedynym zdaniem tej autorki, które weszło do historii. Wszedł do niej oczywiście Radiszczew – dzięki wierszom i prozie, ale przede wszystkim życiu.

A jeśli jesteśmy przy cytatach – Bierdiajew przywołuje frazę otwierającą „Podróż z Petersburga do Moskwy”: „Rozejrzałem się dookoła – duszą moją wstrząsnęło ludzkie cierpienie”, stwierdzając efektownie, iż w momencie napisania tego zdania narodziła się rosyjska inteligencja.

Więzień sumienia

Nie wiemy, jaka jest dziś rosyjska inteligencja, co widzi, rozglądając się wokół i co porusza jej duszę, ale wiemy, co znajduje się w twórczości Radiszczewa, Tołstoja i Achmatowej, Rachmaninowa, Strawińskiego i Szostakowicza. Jest tam to, co zauważyła imperatorowa i przepowiedziała nowożytnej rosyjskiej kulturze. Nie usprawiedliwienie przemocy, lecz protest przeciwko przemocy. Nie apoteoza egoizmu, lecz myślenie przeciwko sobie. Nie pełen zadowolenia spokój, lecz niepokój i bunt przeciw strukturom zła. Podjęty nie przez ofiary, lecz mimowolnych współsprawców – bunt gorszy niż Pugaczowa.

Radiszczew istotnie sprowadził przemoc na siebie. I wygrał na tym, bo po wyroku śmierci było już tylko lepiej. „Z litości i dla powszechnej radości” najwyższy wymiar kary zamieniono na zesłanie i autor „Podróży z Petersburga do Moskwy” wylądował w Ilimsku pod Irkuckiem. Stał się wzorem dla następnych pokoleń więźniów sumienia, rozmyślając w ilimskiej twierdzy o człowieku, jego śmiertelności i nieśmiertelności (taki tytuł nosi napisany tam traktat).

Kolejne zmiany władzy przynosiły mu wprawdzie stopniowy powrót do życia – od uwolnienia z zesłania i aresztu domowego w rodzinnym majątku, aż do powrotu do Petersburga i służby państwowej, w krąg najwyższych urzędników cesarstwa, którzy kilka lat wcześniej jednogłośnie zaaprobowali wyrok na niego, powrotu na własnych warunkach i z niezmiennymi poglądami – ale konflikt między ideałami i rzeczywistością doprowadził go do samobójstwa.

Pozwolić rosyjskiej kulturze zasnąć i spać?

Wróćmy jednak pod nasze słońce, dokładnie dwieście dwadzieścia lat od śmierci tragicznego patrona rosyjskiej inteligencji, słońce wczesnej wiosny 2022 roku. Rezygnacja z kontaktu z rosyjską kulturą mogłaby dziś być formą kary wymierzonej samym sobie – za obojętność i naiwność, konformizm i wygodę, które w różnych proporcjach umożliwiły nam normalne, choć nie beztroskie życie, kiedy ze strony reżimu Władimira Putina podejmowane były kroki domagające się reakcji. Każdy bez trudu wymieni dziś znaki, które były balonami próbnymi obecnej sytuacji. Nie tylko bowiem „Auschwitz nie spadło z nieba” – z nieba nie spadła też wojna w Ukrainie. Taki sens miałoby odwrócenie się od Radiszczewa, od rosyjskiej sztuki i kultury. Właśnie świadome ukaranie samych siebie. Osobiście odrzucam jednak ten pomysł – jako zbyt „rosyjski”.

Dziś sami Rosjanie dramatycznie się od Radiszczewa i Tołstoja odwracają. W siódmym dniu wojny muzeum rosyjskiego pisarza w Jasnej Polanie zorganizowało „Maslenicę”, zapustną zabawę przed wielkanocnym postem.

Wesprzyj Więź

Różewicz, któremu na starość coraz częściej brakowało słów, cytował pewien wiersz Norwida. Zaproszenie na Maslenicę domu Tołstoja, refleksja nad miejscem jego gospodarza w tym wszystkim, przywołuje treść Norwidowskiego wiersza. Nosi on tytuł „Do Buonarottiego” – i brzmi: „Słodko jest zasnąć, słodziej być z kamienia/ Dziś, gdy tak wiele hańb i poplamienia;/ Nie czuć, nie widzieć, leżąc jak w mogile –/ Cóż z tak uroczą porównałbyś  N o c ą?/ – Przeto zaklinam, ucisz się na chwilę,/ Mógłbyś przebudzić mię… na co? i po co?”.

Czy pozwolić rosyjskiej kulturze zasnąć i spać? Czy pozwolić sobie żyć bez Tołstojowskich snów? A może po chwili koniecznej drzemki, która oddzieli przeszłość od tego, co dzieje się teraz, spojrzeć na nią od nowa i widząc ją w dzisiejszym świetle, zrozumieć dramat Tołstoja po 24 lutego.

Przeczytaj też: Moje „non possumus”. Nie mogę być dłużej związany z nauką Federacji Rosyjskiej

Podziel się

9
2
Wiadomość

Co zrobiłby Dostojewski, Sołżenicyn?
Opowiadał mi Polak mieszkający od wielu lat w Rosji o współczesnej inteligencji rosyjskiej. Inaczej niż w XIX wieku, większość ma lud w głębokiej pogardzie. Przejawia się to np. w alergicznych, szyderczych reakcjach na religijność rosyjską zwłaszcza gdy przejawiała się w czci dla wystawianych relikwii prawosławnych, do których ustawiały się z pokłonem gigantyczne kolejki prostych ludzi. U nas mamy to samo, gdy Krytyka Polityczna obiecuje, że zajmie się skrzywdzonymi i poniżonymi POD WARUNKIEM, że się “unowocześnią”, zaakceptują gender, LGBT+ itp. Judym i Siłaczka nie stawiali ludowi żadnych warunków swojej pomocy, kochali ich takimi, jakimi są. Taka inteligencja i w Rosji, i w Polsce tonu już nie nadaje. Ta która dominuje, przynajmniej w liberalnych mediach chce Zachodu dla siebie, a lud w tym ze swoją tradycją i prostotą, oraz owszem, “nieokrzesaniem”, tylko przeszkadza. Dlatego trzeba go “okrzesać”, a nie jemu pomagać w samodzielnym rozpoznawaniu swoich uwarunkowań. Tym większe uznanie dla Rosjan, którzy nie ulegli reżimowi, ale też nie ulegają środowiskowym uprzedzeniom, bo to dopiero oni są osamotnieni. I po nich możemy się spodziewać wielkich dzieł.

~ Piotr Ciompa: Nie musimy sie pytac, co by zrobil Solzenicyn, bo to wiemy. Przeciez on sam nawolywal do drugiej wojny czeczenskiej, popieral z calych sil Putina i gardzil Gorbaczowem i Jelcynem. W swoich ostatnich pismach ubolewal nad wyobcowaniem sie Ukrainy, ulegajacej wplywom zepsutego Zachodu. Taki wlasnie byl Solzenicyn. W ogole mam wrazenie, ze piszemy tu o jakims fantomie, ktorego nazwalismy “rosyjska inteligencja”. Najlepszym przykladem tej “inteligencji” jest Nikita Michalkow…

Bardzo ciekawy tekst, wnikliwy. Sprawa „bojkotu kultury” ma jednak jeszcze inny wymiar. Zacząć trzeba od postaw dzisiejszych ludzi kultury Rosji. Na tym polu niestety wielu znajomych mocno się zawiodło. Wieloletni przyjaciele okazali się popierać wojnę, albo co najmniej omijać temat. Niektórych można zrozumieć, obawiają się konsekwencji, trudno jednak zrozumieć artystów od lat mieszkających na Zachodzie, muzyków, ludzi teatru, malarzy. Trudno się dziwić, że jeśli z ich strony widzimy oportunizm to współpraca staje się kłopotem. Jakby niemym poparciem.
Ze starszą sztuką jest nieco inaczej. Z jednej strony wszystko to co napisane to prawda. Możnaby powołać się na wielu, bo paradoksalnie w sztuce rosyjskiej wiele przesłania przeciw przemocy. Jednak problem podobny jest temu z Niemczech czasu III Rzeszy. Sztuka staje się orężem płytkiej propagandy. Czy Gebbels rozumiał cokolwiek z Goethego? To nie miało znaczenia. Goethe stał się dowodem statusu, wyższości. Dowodem nadczłowieczeństwa narodu z którego wyszedł. Bo wielki wyszedł z „nich”. Mało, na ten sposób można „przetworzyć” nawet najbardziej pokojowo nastawioną twórczość. „Tak głębokie myślenie jest nasze”, więc „wasze jest gorsze, jesteśmy ponad”. Czy nie zdarzało się to choćby w wojnach religijnych gdzie to samo miejsce zajmowała Biblia mówiąca „nie zabijaj”?Elita NSDAP w pierwszym rzędzie na koncercie Straussa umierała zapewne z nudów, ale dowodziła dominacji kulturowej. Podobnie zachowywały się kraje kolonialne, „ucząc” swojej kultury w miejsce tubylczej. Lepszej? Gorszej? To inna kwestia, ale dowodzące wyższości a priori.
Jest oczywistym, że nie można nagle wyciąć całego dorobku kulturowego jednak trzeba mieć świadomość, że w propagandzie będzie on wykorzystywany w sposób podobny do tego jak Cyryl wykorzystuje Cerkiew. Co w środku? Nieważne? Ważne, że my, że nasze.
I to z tego powodu ostrożność ma sens, wiele bojkotów na tę chwilę ma sens. Nie pozwala drapieżnikom ubrać się w owczą skórę.
A nie znaczy to, że na własny użytek, z głębokim zrozumieniem nie możemy poczytać Tołstoja czy posłuchać Strawińskiego.

Rosyjska kultura i Rosyjska zbrodnia. Dwa “odważniki” na szalach jednej wagi. Miłośnikom tej kultury sugeruję obudzić się z urojeń, zejść na ziemię i starać się przeanalizować potęgę związków między jednym i drugim “odważnikiem” i ich mętnej, poplątanej wzajemnie historii – dłuuuugiej historii.

Strasznie wybiórczy tekst. Nie oczekuję, że autor zaprezentuje całe grono pomniejszych przedstawicieli rosyjskiej rzekomej kultury, którzy od stuleci wspierali imperialistyczne tendencję, a i dziś krzyczą głośno o rosyjskiej misji dziejowej, ale mógłby choć wymienić tych, którzy wciąż są na piedestale, często uważani na zachodzie za wielkich humanistów, a pod przykrywką swojej rzeczywistej sprawności artystycznej propagowali wielkoruski nacjonalizm i pogardę dla sąsiednich narodów. Lista jest imponująca: Puszkin, Dostojewski, Sołżenicyn, Michałkow, Brodski. Zwłaszcza brak Brodskiego i jego wiersza o Ukrainie zaskakuje u Autora, który ma w dorobku “dziesięć książek, na które składają się: dzienniki, eseje, listy, przekłady poetyckie i wiersze (…) Czesława Miłosza”. Osobiście nie mogę pojąć jak Miłosz i Venclowa mogli po czymś takim podać Brodskiemu rękę, niezależnie od jego zaangażowania w sprawie niepodległości Litwy (akurat niedawno czytałem Powroty do Litwy)…

Mam wśród współpracowników Żydów pochodzenia rosyjskiego i mogę zrozumieć ich pewną rezerwę w stosunku do Ukrainy, wynikającą z historii antysemityzmu. Ale w niektórych przypadkach w tym jest coś więcej, podobnie jak w wierszu Brodskiego, tam jest pogarda dla ukraińskiej kultury i języka (np. żarty z akcentu rosyjskojęzycznych osób z Ukrainy w wydaniu tych o korzeniach petersburskich). Jak widać skażenie rosyjskim poczuciem wyższości dosięga nawet tych przedstawicieli elit, którzy z Rosji wyjechali i często przyjęli inne obywatelstwa.

Odrębnym pytaniem jest ile głosów sprzeciwu wobec agresji na Ukrainę usłyszeliśmy z ust przedstawicieli rosyjskiej kultury, także tych, którzy mieszkają poza Rosją. Na szybko przychodzi mi do głowy Akunin i Barysznikow. Zapewne nie mam tu pełnego oglądu, ale masowej akcji sprzeciwu raczej nie było. Nie będę więc płakał nad wycinaniem rosyjskiej kultury. Smucić mnie będzie raczej, że nie pokazuje się głośno na zachodzie przykładów zatrutych jadem tekstów jej wielbionych przedstawicieli…