Zwolennicy jednej teorii uważają zwolenników drugiej za powodowanych głębokim irracjonalizmem, głupotą oraz złą wolą „wyznawców teorii spiskowych”, swoją zaś teorię uważają za jak najbardziej racjonalny i uzasadniony pogląd, a siebie za ludzi myślących, porządnych i szlachetnych – i na odwrót.
Istnieją w Polsce dwie cieszące się ogromną wprost popularnością teorie spiskowe. Jest to popularność tak ogromna, że zostawiają one daleko w tyle opowieści o Nowym Porządku Światowym, dążących do jego zaprowadzenia Iluminatach, o reptiliańskich rodach przybyłych z kosmosu już nawet nie wspominając.
W odróżnieniu od wszystkich bodaj innych konspiracyjnych narracji – te dwie polskie teorie spiskowe nie funkcjonują na marginesie debaty publicznej, lecz przeciwnie, płyną w jej głównym nurcie. Czy raczej nurtach – są to bowiem teorie wobec siebie stanowczo konkurencyjne, ich wyznawcy i wyznawczynie natomiast pozostają w stosunkach radykalnie nieprzyjaznych.
Przejawia się to między innymi w tym, że zwolennicy jednej teorii uważają zwolenników drugiej za powodowanych głębokim irracjonalizmem, głupotą oraz złą wolą „wyznawców teorii spiskowych”, swoją zaś teorię uważają za jak najbardziej racjonalny i uzasadniony pogląd, a siebie za ludzi myślących, porządnych i szlachetnych – i na odwrót.
Możliwe staje się dworowanie sobie z kogoś, kto widzi źródła wszelkiego zła w Jarosławie Kaczyńskim oraz – jednocześnie – bardzo poważne i zaangażowane perswadowanie, że źródłem wszelkiego zła jest tak naprawdę Donald Tusk. I odwrotnie
Słowem, każda ze stron sądzi, że jej teoria spiskowa nie jest żadną „teorią spiskową”, lecz szczerą prawdą – co zresztą jest dla tego niezwykle interesującego zjawiska bardzo charakterystyczne. Na tym właśnie polega jego istota – „teoria spiskowa”, „myślenie spiskowe” to określenia, które zawsze formułuje się z zewnątrz danego systemu przekonań. Pozostając w jego wnętrzu – powtarzam: na tym właśnie polega istota sprawy – ma się nieustępliwe wrażenie, że rozpoznało się po prostu jakieś dla innych niewidoczne mechanizmy działające w świecie, nie zaś, że się uległo działaniu niebywale wprost uwodzicielskiej pojęciowej maszynerii.
I tak, wedle pierwszej polskiej teorii spiskowej, sprawcą całego zła, które w Polsce się wydarzało i wydarza, mrocznym demiurgiem stojącym za każdym kryzysem, każdą porażką, w ogóle każdą bez mała niedogodnością spotykającą polskie społeczeństwo oraz polskie państwo, swoistym polskim Lordem Vaderem działającym chytrze i w porozumieniu z wrogimi Polsce siłami, podwójnym agentem prowadzonym od lat na pasku przez Putina, jest Donald Tusk. To on odpowiada za Smoleńsk, to on odpowiada za wysoką inflacją, to on również – jakżeby inaczej – odpowiada za napaść Putina na Ukrainę, on to bowiem Putinowi przez lata do tej napaści usłużnie torował drogę.
W myśl drugiej teorii spiskowej sprawcą całego zła, które w Polsce się wydarzało i wydarza, mrocznym demiurgiem stojącym za każdym kryzysem, każdą porażką, w ogóle każdą bez mała niedogodnością spotykającą polskie społeczeństwo oraz polskie państwo, swoistym polskim Lordem Vaderem działającym chytrze i w porozumieniu z wrogimi Polsce siłami, podwójnym agentem prowadzonym od lat na pasku przez Putina, jest Jarosław Kaczyński. To on odpowiada za Smoleńsk, to on odpowiada za wysoką inflację, to on również – jakżeby inaczej – odpowiada za napaść Putina na Ukrainę, on to bowiem Putinowi przez lata do tej napaści usłużnie torował drogę.
Zwolennicy i zwolenniczki obu tych teorii, jak już powiedziałem, wzajemnie uznają swoje teorie za bzdurne fantazmaty. Na porządku dziennym – w mediach społecznościowych i nie tylko – jest rytualne wyśmiewanie strony przeciwnej, piętnowanie paranoidalnego charakteru jej przekonań, wypominanie, że „wszystko kojarzy się im z jednym”, żartowanie w stylu „za co jeszcze go obciążą odpowiedzialnością, może także za złą pogodę i klęski żywiołowe?”. A następnie – jak gdyby nigdy nic, zupełnie na poważnie, często z wielkim emocjonalnym zaangażowaniem – prezentowanie opowieści o strukturze identycznej z tą, którą przed chwilą poddało się skrupulatnej dekonstrukcji, tyle że ze zmienionym głównym czarnym charakterem.
Wygląda to tak, jak gdyby pewne reguły i standardy na co dzień uznawane i stosowane przez zwolenników obu tych teorii, w odniesieniu do ich własnej teorii nagle całkowicie się wyłączały. Możliwe staje się zatem dworowanie sobie z kogoś, kto widzi źródła wszelkiego zła w Jarosławie Kaczyńskim oraz – jednocześnie – bardzo poważne i zaangażowane perswadowanie, że źródłem wszelkiego zła jest tak naprawdę Donald Tusk. I odwrotnie – można równolegle obciążać odpowiedzialnością za wszystko Jarosława Kaczyńskiego, a zarazem naśmiewać się z kogoś, kto obciąża odpowiedzialnością za wszystko Tuska. (…)
Wyrazistym eksponentem pierwszej teorii – o demiurgicznej i ciemnej roli Tuska – stał się ostatnimi czasy poseł Solidarnej Polski Janusz Kowalski. Eksponentem drugiej, przyznam, w wariancie radykalniejszym i zdecydowanie bardziej absurdalnym nawet od enuncjacji Kowalskiego, stał się natomiast Roman Giertych.
Ten ostatni opublikował niedawno w mediach społecznościowych cieszący się gigantyczną popularnością wpis, w którym – ze z pozoru żelazną logiką, charakterystyczną wszak dla teorii spiskowych – wyłożył ni mniej, ni więcej, tylko koncepcję, w myśl której Kaczyński, Orban i Putin… umówili się już jakiś czas temu na rozbiór Ukrainy i temu właśnie służyć ma sformułowana przez Kaczyńskiego w Kijowie propozycja zorganizowania misji pokojowej NATO.
Wpis Giertycha momentalnie rozszedł się po sieci, mnóstwo było postów i komentarzy, że „wszystko tutaj do siebie pasuje” i „wszystko tutaj jest przerażająco logiczne” (co, nawiasem mówiąc, powinno być raczej argumentem przeciwko bezkrytycznemu przyjmowaniu takich narracji). Pozytywnie na temat tej opowieści – zbudowanej z aptekarską precyzją wedle wszystkich klasycznych reguł tworzenia teorii spiskowych – wypowiadali się także prominentni publicyści, skądinąd ci sami, którzy nader często i intensywnie wyśmiewają się z teorii o mrocznej wszechmocy Tuska.
Co jednak najbardziej ciekawe – i w sumie wstrząsające, choć w zasadzie nie powinniśmy się temu dziwić, znając moc mechanizmów spiskowego myślenia skutecznie kolonizujących ludzkie umysły – kiedy kilka dni później w podobne tony uderzył Siergiej Ławrow, ci sami publicyści (oraz internauci w mediach społecznościowych) triumfalnie udostępniali wypowiedź Ławrowa, traktując ją jako… dowód prawdziwości słów Giertycha. Ławrow jako pozytywna weryfikacja – to jest, przyznajmy, okoliczność cokolwiek ekstrawagancka, zwłaszcza jeśli ktoś równolegle zwraca uwagę na niebezpieczeństwa rosyjskiej dezinformacji i propagandy.
Tekst jest fragmentem audycji „Kwadrans Filozofa” w Radiu TOK FM. Tytuł od redakcji Więź.pl
Przeczytaj też: Za długo odwracaliśmy wzrok. Potrzebujemy dziś moralności w polityce
Symetryzm, który w jaskrawy sposób pan prezentuje, jest w istocie rezygnacją z tego, że potrafimy odróżniać dobro od zła. Oczywiście, że ani jedno, ani drugie nie występuje w czystej postaci, co nie znaczy, pomijając absurdy po jednej i drugiej stronie, że nie da się powiedzieć kto ma rację. Posługujemy się w ocenie różnych zjawisk, także politycznych, przy pomocy powszechnie przyjętych przez cywilizowany świat norm. Te normy można precyzyjnie przedstawić i udokumentować i to jest robione zarówno przez autorytety krajowe, jak i zagraniczne. Oczywiście można twierdzić, że autorytet aktualnego ministra sprawiedliwości jest większy niż autorytet sędziów o znaczeniu międzynarodowym. Jak powiada holenderskie powiedzenie – można nazwać strusia krową, ale mleka z tego nie będzie. Można twierdzić, że „Trędowata” równa „Dziadom” i zdaje się, że autor to czyni. Wprawdzie to tylko fragment zaprezentowany przez „Więź”, ale jeśli całość jest podobna, to jest to żenujący poziomem sposób przedstawienia polskiej rzeczywistości.
Na podstawie mema Giertycha wysnuty symetryczny obraz polskiej rzeczywistości, która nie istnieje. Dychotomia – fantazja pod zgrabny schemat publicystyczny. Niestety schemat.
to nie są teorie spiskowe tylko 2 strategie marketingowe, które są wciskane Polakom. Wystarczy zadać pytanie cui bono? i już wiadomo, o co chodzi.
Jeżeli ktoś rozpowszechnia swoje „teorie” na własny rachunek i za własne pieniądze, to jest to konsekwencja wolności słowa. Czym innym jest rozpowszechnianie fałszu i oszczerstw przez media finansowane z publicznych środków. Na to nie można się godzić.